Wyświetlono wypowiedzi wyszukane dla słów: fajne smsy-tesknota





Temat: nie wiem juz nic - rozwalilo sie chyba prawie wszystko
Witam,
Kompletnie opadam z sił, stąd ten mail.
Moje małżeństwo realnie nie istnieje, poziom napięcia i beznadzieja trwania w tym odbiera mi już resztkę sił i wiary nie tylko w przyszłość naszego małżeństwa, ale i w możliwość w miarę spokojnego ułożenia relacji z dziećmi.
Spróbuję od początku.
Jesteśmy niespełna 8 lat po ślubie, wcześniej żyliśmy razem parę lat, znamy się jeszcze dłużej. Przed ślubem byliśmy nierozłączną parą. Choć sporo pracowaliśmy, było dużo rozmów, wspólnych wyjazdów, wyjść do kina itd.
Żona pochodzi z zamożnej rodziny, moja rodzina nie jest biedna, ale rożnica była wyraźna. Zaproponowałem przed ślubem intercyzę (wiedzieliśmy, że dostaniemy dom), ale I. i jej rodzina bardzo mocno naciskała, żeby tego nie robić. Zgodziłem się.
Wspólne konto mieliśmy już dwa lata przed ślubem (moje dochody już wtedy były trochę wyższe)
Po ślubie stopniowo I. zaczęła być coraz częściej zmęczona, źle się czuć. Coraz rzadziej robiliśmy coś wspólnie. Wierzyłem, że to minie, że to chwilowe. Coś jej sygnalizowałem, odpowiadała, że zdrowie itd.
Dwa lata po ślubie pojawiło się nasze pierwsze dziecko. Było cudnie, byliśmy razem. Pracowałem sporo, ale byłem w domu codziennie18-19. Dalej trochę wspólnie podróżowaliśmy, choć mniej. I. deklarowała chęć powrotu do pracy 8-10 miesięcy po urodzinach dziecka. Dostała wtedy fajną propozycję pracy na ½ etatu (co w jej branży oznacza realnie pracę na 3/4etatu), za niezłe pieniądze, w dobrej firmie. Było dużo rozmów, w końcu kłótnia. Ona nie chciała, ja bardzo chciałem, żeby ‘wyszła do ludzi’. Została w domu, a ja zostałem uznany przez jej rodzinę za potwora, który wygania żonę do pracy…
Odsunęliśmy się jeszcze bardziej, coraz mniej rozmów.Dostałem awans (w domu z pracy 19.00-20.00), mieliśmy więcej pieniędzy.
Po trzech latach (I. cały czas w domu), urodziło nasze drugie dziecko. W domu pojawia się niania, zamieszkuje z nami (mamy duży dom). Na każde wezwanie jest też teść,który dużo pomaga żonie.
Przez chwilę znowu było pięknie. Potem powrót do ‘oddalenia się emocjonalnego’.
Po roku dostałem super propozycję pracy. Bardzo bardzo duży awans pod każdym względem, ciekawa firma. Ale coś za coś – wiadomo było, że będę całymi dniami w biurze, pojawią się wyjazdy. Żona mnie namawiała, żeby brać okazję na 2-3 lata, potem się zobaczy.
Poszedłem do nowej pracy. Roboty było jeszcze więcej niż się wydawało. Sześć dni w tygodniu od 8.00 do 22.00, czasem dłużej. I częste ‘wyskoki’ w niedzielę do biura na 2-3 godziny. Koszmar.
Ale mieliśmy wszystko. Drugi samochód, plus mój firmowy, żona z dziećmi i nianią na 3 miesięcznych wakacjach (Francja, Grecja itd.).
Między nami cisza. Tzn. częste, krótkie rozmowy telefoniczne o ‘sprawach technicznych’. Nie sypiamy w ogóle razem. Nawet na tygodniowych wakacjach, jakie udało się nam ‘wykraść’.
Po półtora roku rzucam robotę. W nowej jest tylko trochę mniej pieniędzy, ale jestem dużo więcej w domu (nawet sporo pracy robię z domu). Jedynie raz na 2 miesięcy wyjeżdżam zagranicę na 2-3 tygodnie.
Żona bardzo narzeka na moje wyjazdy, jest coraz bardziej nerwowa, zapewna podobnie i ja.
Ale w domu nie ma głośnych awantur, ‘osób trzecich’, nałogów.
Próbuję namówić I. na terapię małżeńską. Po pół roku się zgadza, by zrezygnować po dwóch spotkaniach. Mówi, że to ją zbyt wiele kosztuje. A mnie się zaczyna wydawać, jak niewiele wiedzieliśmy o sobie przed małżeństwem… (żona miała burzliwy związek na studiach, później narzeczonego – to były tematy tabu; ja też miałem na studiach dwa związki, żona jednak nigdy nie była bliżej zainteresowana moją ‘przeszłością’).
Podczas każdego z wyjazdów dzwonię codziennie, by rozmawiać żoną i dziećmi, ale te rozmowy stają się jedynie wołaniem dzieci do telefonu…
10 miesięcy temu po którymś z wyjazdów popełniam duży błąd – wyprowadzam się z domu (do kolegi). Mówię żonie, że musimy wszystko przemyśleć, że nie żyjemy faktycznie razem itd. Wracam po 4 tygodniach. Po jakimś czasie namawiam I. na nowo na terapię. Zaczynamy, wydaje mi się, że rzeczywiście zaczynamy mówić o trudnych i ważnych sprawach.
Popełniam kolejny głupi, bardzo bardzo głupi blad.
Przeczytałem jej maila do swojej starej miłości – deklarację, że już nigdy ‘po’ nic piękniejszego jej nie spotkało. Próbuję z nią o tym rozmawiać, ale staje się bardzo agresywna. Jest totalna padaka (choć jestem przekonany, że to był tylko mail!).
Na którejś z terapii, pod moim naporem, stwierdza, że to taka forma tęsknoty za jej młodością i nic więcej. Dla niej to nic ważnego.
Po 4 terapiach wyjeżdżam zagranicę, tym razem wyjątkowo na dłużej (6 tygodni). W trakcie wyjazdu ona zasadniczo nie chce ze mna rozmawiac. Wysyłam sms, zapraszam ją do siebie na weekend razem w Paryżu. Nie chce przyjechać. Pytam, czy pójdziemy dalej na terapię – odpowiedzi brak.
Wracam do domu. Jej nie ma, poszla na siłownię (mogła poczekać 10 minut by się ze mną przywitać…). Jak wraca, to mówi, że jest zmęczona, nie ma siły na rozmowy i chce spać.
I tak dalej przez tydzień. Zasypia z dziećmi o 21.20. Kiedy próbuję z nią rozmawiać, zaczyna agresywnie mówić, że jej nie daję spać po nocach itd.
W końcu żąda, żebym się wyniósł z domu. Bo jest wykończona i musi odpocząć ode mnie. A generalnie dom nie jest mój, nic nie jest moje (co z tego, że przez ostatnie 3 lata zarobiłem więcej niż dom jest wart…).
Przez trzy tygodnie próbuję wszystkie co mi się wydaje, że może pomóc. Przyjaciele, zawodowi mediatorzy. Nic.
W końcu się wyniosłem.
Jest beznadziejnie. Nie możemy nawet ustalić zasad mojego kontaktu z dziećmi. Ona twierdzi, że ma głęboką depresję, choć w kontaktach zawodowych czy z przyjaciółmi jest w super formie, uśmiechnięta…

Mówi, że może jeszcze dwa miesiące i będzie wiedziała, czy chce spróbować dalej żyć razem… Dzieci (3 i 6 lat) wiedzą, że nie mieszkam w domu, bo rodzice nie mogą się dogadać i mama poprosiła tatę, żeby się wyprowadził.
Żona twierdzi, że chce by dzieci miały rodzinę. Tyle, że nie ma już mowy o naszym małżeństwie.
Kompletnie nie wiem jak do niej dotrzeć.
Sporo tu pisałem o finansach, ale tylko po to by pokazac szerszą perspektywę. Ona nie jest pazerna, nie jest skupiona na dobrach materialnych (choć trzeba przyznać, że nigdy jej niczego nie brakowało). Ja na pewno popełniłem szereg błędów, bywałem nerwowy itd.
Choć wciąż wierzę, że nie stało się nic takiego co by uzasadniało ruinę naszego małżeństwa,to nie wiem o co chodzi. Już nic nie rozumiem.
Sorka, że tak długo…
Ktoś ma jakąś myśl?...
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anette.xlx.pl



  • Strona 2 z 2 • Wyszukiwarka znalazła 45 wypowiedzi • 1, 2

    Linki