Wyświetlono wypowiedzi wyszukane dla słów: faktury do wydrukowania
Temat: Pół roku bez telefonu
…że aż ja się pochwalę moimi przejściami z TP.S.A.
Pierwsze - instalacja Neostrady.
Miła transakcja, podpisanie umowy, modem pod pachę i idę do domu. Instaluję
zgodnie z instrukcją i... NIC. Nie zastartował. Pierwszy telefon i odpowiedź
- Linia zostanie skrossowana pojutrze
OK. Czekam
Po czterech dniach czekania ponowny telefon do TPSA i odpowiedź
- Lina jest skossowana poprawnie, ma Pan błędnie zainstalowane oprogramowanie.
Potem, w ciągu dwóch tygodni było jeszcze 118 telefonów pod 0 800-102-102
(dokładnie tyle połączeń naliczyłem w bilingu, cześć oczywiście kończyła się
rozmową z automatyczną Loską mówiącą "Proszę czekać na zgłoszenie się
konsultanta". W międzyczasie przeinstalowałem system, sformatowałem dysk, nawet
zmieniłem całkowicie system operacyjny. Nadal głucho. Oczywiście za każdym razem
odpowiedź konsultanta brzmiała:
- Lina jest skossowana poprawnie, ma Pan błędnie zainstalowaną aplikację dostępową.
jak z magnetofonu…
W końcu oparło się o gabinet pani dyrektor biura regionalnego. Umówiłem się z
monterem w domu, przyszedł, popatrzył w mój komputer, wyjął komórkę, zadzwonił
pod sobie znany numer i powiedział
- Cześć Stefan, jestem u abonenta numer: 686-69-21, sprawdź, czy się łącze po
stronie centrali nie zawiesiło.
Po trzydziestu sekundach, na modemie zaświeciła zielona dioda i ruszył necik. No
suuuper!!!
Przejście drugie – błędna faktura
Od lat płacę poleceniem przelewu. Fakturki przychodzą do banku, który ujmuje mi
z konta pieniążki i przekazuje Tepsie. Któregoś dnia, bez żadnych monitów, bez
sowa ostrzeżenie zamilkł mi telefon. Dzwonię z komórki do „błękitnej” i słyszę
- Pan nie płaci rachunków!!
- A których rachunków? – zapytałem
- … noo, we wrześniu ubiegłego roku jest jeden niezapłacony. – rozmowa miała
miejsce w czerwcu.
- Jak to? Mam wydruk z konta, że jest.
Po kilkunastu minutach grzebania w tabelkach dostałem odpowiedź:
- No tak, ale faktura była na 320 zł, a przelew jest na 271. Pan nas oszukuje!!
Co się okazało. Na fakturze było 320, ale tepsański system, przez pomyłkę
wystawił niższe polecenie przelewu do banku? Ja zobaczywszy kwit z adnotacją
„płatne pleceniem zapłaty” nie wnikałem – wiem mój błąd - czy kwoty na fakturze
i wyciągu się zgadzają. Znowu telefony, „oczekiwanie na konsultanta”, wizyty w
telepunkcie, odkręcanie …
Zapłaciłem od ręki, telefon miałem włączony po trzech dniach. Fakt, że oprócz
tych 49 złotych miałem płacone wszystkie rachunki i to wcale na niemałe kwoty,
nie stanowił żadnej okoliczności łagodzącej.
Sprawa trzecia – cesja umowy
Od 1. marca wszedł VAT na Internet. Chcąc nabyć prawo do odliczenia podatkowego
musiałem przepisać telefon z ojca na siebie. Prawie bez problemu, z jednym małym
szczegółem. Miałem neostradę w opcji 640/164 bez limitów. Teraz dostałem
propozycję „nie do odrzucenia”
- Zrywamy poprzednią umowę, podpisujemy nową, z opcją 1024/256 i limitem 15 GB
Od tygodnia jestem abonentem Dialogu
Pozdrawiam
M..M
Temat: nostryfikacja dyplomu w USA
nostryfikacja dyplomu w USA - uwaga oszustwa C.D
C.D.
Procedury
1. Na samym poczatku prosimy o przeslanie nam emailem swojego CV (moze byc po
polsku) zawierajacego istotne informacje nt. dotychczasowego wyksztalcenia i
przebiegu pracy zawodowej, jak tez dane adresowe kandydata wraz z numerem
telefonu stacjonarnego oraz ewentualnie komorkowego. Ze wzgledow
organizacyjnych, wszelkie informacje odnosnie proponowanego przez nas Programu
udzielane beda wylacznie po uprzednim przeslaniu przez zainteresowana osobe
swojego CV. Kopie dokumentow nie sa wymagane. Prosimy o zalaczenie w emailu
informacji na temat wnioskowanego stopnia naukowego i specjalnosci.
2. Po otrzymaniu CV i wstepnej weryfikacji, dokonamy rekomendacji kandydatury
bezposrednio do Academic Review Committee wybranej przez nas uczelni, ktory
podejmie decyzje dotyczaca prawa do uzyskania wnioskowanego dyplomu. Proces ten
powinien zamknac sie w czasie nie dluzszym niz 2 dni. Decyzja ta moze byc
nastepujaca:
a) przyznanie dyplomu bez zadnych dodatkowych procedur;
b) przyznanie dyplomu pod okreslonymi warunkami;
c) odrzucenie kandydatury
3. Zakladajac, iz decyzja jest pozytywna i nie zawiera koniecznosci
przeprowadzenia dodatkowych procedur, poinformujemy o tym kandydata wraz z
prosba o uiszczenie stosownej oplaty za uczestnictwo w Programie. Oplata ta
jest uiszczana w zlotych na konto wspolpracujacej z nami polskiej firmy
doradczej, ktora od tego momentu bedzie wystepowac jako strona umowy, co
zabezpiecza interesy kandydata. Mozliwe jest uzyskanie od niej faktury VAT z
tego tytulu.
4. Po dokonaniu wplaty bedziemy potrzebowali ok. 14 dni na uzyskanie z
Uniwersytetu i przeslanie poczta kurierska do Polski tzw. Pakietu Absolwenta, a
w nim:
a) Dyplom potwierdzajacy nadanie tytulu naukowego. Jest on perfekcyjnie
wydrukowany na wysokiej jakosci papierze duzej gramatury. Format dyplomu jest
zblizony do A4 w orientacji poziomej. Tekst dyplomu, w tym imie i nazwisko
absolwenta, wydrukowany jest - zgodnie z obowiazujaca w USA powszechna formula -
ozdobna czcionka stylizowana na pismo gotyckie. Dyplom zawiera godlo
Uniwersytetu, stosowne podpisy wladz uczelni, unikalny numer oraz oficjalna
zlota tloczona pieczec.
b) Arkusz przedmiotow i ocen (Transcript). Jest to dokument zawierajacy m.in.
imie, nazwisko i adres absolwenta, liste przedmiotow w poszczegolnych
semestrach, ocene koncowa z kazdego przedmiotu oraz liczbe uzyskanych punktow.
c) Graduation Letter - oficjalne pismo z Uniwersytetu potwierdzajace, ze dany
student uzyskal okreslony stopien naukowy oraz zawierajace dane teleadresowe
amerykanskiego odpowiednika naszego rektoratu, gdzie osoby zainteresowane (np.
pracodawca) moga za pisemna zgoda absolwenta zweryfikowac prawdziwosc dyplomu.
d) Karta absolwenta (Alumni Card) - karta plastikowa o wygladzie karty
kredytowej z logo i nazwa Uniwersytetu oraz z wydrukowanym imieniem i
nazwiskiem absolwenta. Karta zaopatrzona jest w pasek magnetyczny.
e) Specjalna elegancka okladka (Cover) z wydrukowanym logo Uniwersytetu do
przechowywania i prezentacji dyplomu.
Temat: Protest operatorów komórkowych
Moje doświadczenie z Erą i zawyżanie in abstracto
Od 5 lat mam tel w Erze. Abonament taki jak wszystkie, trochę darmowych minut,
żadnych specjalnych usług. Od 2 lat dostaję bilingi. Rok temu na bilingu
wydrukowało opłatę 2 zł z groszami w pierwszej części wydruku, gdzie były
jeszcze darmowe minuty. Era przysłała korektę i sprawa została załatwiona. 2-3
miesiące temu dostałem fakturę korygującą, gdzie Era z "przyjemnością",
oczywiście "w trosce o klienta", informuje mnie, że wystąpił inny błąd
(zawyżono mi rachunek - nawet tego nie zauważyłem) na kilkadziesiąt groszy i
oni zwracają mi te pieniądze. Kontekst reszty tego listu sugerował mi, że oni o
mnie dbają, bo, proszę, system naliczył za dużo kilkadziesiąt groszy, oni
wyłapali to i mi zwrócili.
I dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że ich system ma błędy. Zaczęła nachodzić
mnie myśl, że skoro takie sytuacje występują, Era specjalnie zwraca uwagę
na "kontrolę w trosce o klienta", to czy można mieć zaufanie do takiego
systemu? Ale ja telefonów w Erze mam kilka. Inne numery są bez bilingów. I przy
tych numerach "troska o klienta" nie występuje. Zdarzyło mi się ich przyłapać
na tym, że na ogólnym rozliczeniu jednego z numerów w pewnym cyklu
rozliczeniowym pozostały wolne minuty przeniesione na następny okres
rozliczeniowy (wymienne na SMSy), a system wydrukował dopłatę za płatne
rozmowy. Reklamacja? Proszę zamówić biling, bo "nie wiemy o co chodzi".
Ponieważ koszt bilingu przewyższał wartość reklamacji, to machnąłem ręką.
Tylko, czy to są błędy? Sam byłem programerem i w jednej z firm złożonego
transportu międzynarodowego pisałem kawałek, w którym przeliczano waluty na
złotówki i odwrotnie. Dostałem takie wytyczne, żeby przeliczenia "lekko
zaokrąglać w górę". To były ułamki groszy, grosze, a wyliczenia dość
skomplikowane, więc sprawdzenie tego na kalkulatorze przez klienta było
praktycznie nie możliwe. Niby nie ma to związku z telekomunikacją, a sekundy
łatwo jest przeliczyć na pieniądze. Ale w moim komunikatorze wyświetla się czas
prowadzonej rozmowy. I widzę, jak się wyświetla. Naciskam guzik koniec rozmowy,
a on bije dalej: jedna, dwie sekundy. Czasem bije: jedna, dwie, trzy sekundy.
Co jakiś czas trafia na koniec 30 sekund i kasuje mnie kilkadziesiąt groszy
ekstra (mam kwantowanie 30-sekundowe). Od razu przypomina mi się moja firma
transportowa, zawyżanie groszy, czy odległości. W skali np. 1265 km nie miało
znaczenia, czy policzymy klientowi 1265 km, czy 1283 km. On tego nie odczuł,
ale 18 km * 1,10 DEM dawało ekstra 19,80 DEM czystej prowizji z jednej trasy
jednej ciężarówki. Malarze zawyżają powierzchnię ścian, ogrodnicy długość
żywopłotu, pracownicy dodają minuty do nadgodzin, taryfiarz dłużej wiezie
klienta, wszyscy starają się coś zawyżyć. A im mniej możesz coś skontrolować,
tym pole do zawyżeń bardziej urodzajne. W Erze to nawet nie wiadomo ile zostało
darmowych minut do końca okresu rozliczeniowego.
A TY, drogi użytkowniku Ery, jesteś pewien, że nie doliczają Ci kilku złotych
do faktury? W skali całej firmy to kilka milionów. Czy jesteś absolutnie
pewien, że system Ery nie wali Cię po rogach?
Doświadczeń z Plusem i Ideą nie mam. Ale może ktoś z Was miał?
I druga sprawa. Chciałbym za międzymiastowe płacić zgodnie z taryfą np. Tele2.
TP SA została zmuszona, żeby mi to umożliwić. A czy ktoś zmusił operatorów
komórkowych? Czy mogę wybrać sobie pośrednictwo NOMa? NIE !!! Dlaczego? No
właśnie, dlaczego nie mogę?
Temat: Znika czerwone logo Fortis Banku, zastąpi je zi...
Znika czerwone logo Fortis Banku, zastąpi je zi...
Mialem konta, kredyty, karty w wielu bankach - ale to co oferuje
Dominet-Fortis przechodzi ludzkie pojecie. Załozylismy tam konto pod koniec
czerwca - dokladnie 2 konta - prywatne i firmowe. Przenieslismy sie tam
skuszeni obietnica sansownej linii debetowej dla firmy. W naszej branzy kryzys
- sprzedaz spadla, potrzebowalismy kasy na reklame, zatowarowanie i na ogolna
poprawe plynnosci bo hurtownie w zwiazku z kiepska sytuacja na rynku
zmniejszyly limity i terminy platnosci. Nasza firma nie jest nowa, jestesmy
juz pare lat na rynku, mamy czysta historie, zadnego zalegania w zusach czy
US. Obiecano nam linie debetowa po miesiacu. Troche mnie to zdziwilo. Mielismy
historie z poprzednich lat z innego banku. Jestesmy mala firma, przerzucamy
przez konto rocznie niecaly milion złotych. Moze to nie jest duzo. Ale jak
kiedys, dawno temu przechodzilem z PEKAO do Multibanku tylko z kontem
prywatnym, z dochodem niewiele przekraczajacym srednia krajowa, to tylko na
podstawie historii na dzien dobry dostalem 20 000 debetu. No cóż. Powiedzialem
no dobra, miesiac mozemy poczekac. Zalozylismy konto. Pirwszy zgrzyt - na
karte bankomatowa czekalismy miesiac. Jak sie spytalismy dlaczego tak dlugo,
to okazalo sie ze nasz wniosek zostal zlozony 2 tygodnie po tym jak go
zostawilismy w banku ... Po miesiacu Dominet polaczyl sie z Fortisem - czyli
zmienily sie zasady ... Mila Pani powiedziala, ze teraz to na linie debetowa
trzeba czekac 3 miesiace :-) troche sie wk...zdenerwowalismy, bo pieniadze
zaczynaly byc nam potrzebne, srodek sezonu. No ale coz, stwierdzilismy, ze
skoro czekalismy miesiac to mozemy jeszcze 2. Polaczenie 2 systemow oczywiscie
wcale nie bylo takie przyjazne jak pisza w tym artykule. Przez chyba 4 dni
system internetowy nie dzialal, 2 czy 3 dni oddzial w naszym miescie byl
nieczynny, jedna wyplate z bankomatu potracilo mi 2 razy z rachunku, naliczono
prowizje za wyplaty z bankomatow Euronetu mimo ze powinny byc za free i takie
tam - oczywiscie potem dalo sie to odkrecic no ale nie odkrecilo sie samo.
Przejdzmy dalej. Z funkcjonowania banku po polaczeniu - ciekawszy przypadek
jaki mialem - wysylalismy przelew do hurtowni - mimo iz kazdy przelew trzeba
zatwierdzic unikalnym kodem z smsa - jeden z przelewow poszedl 2 razy!
Natychmiast zadzwonilismy do oddzialu - oczywiscie nikt nie wie dlaczego tak
sie stalo i nikt do dzis nie byl laskaw tego wyjasnic. Na szczescie pieniadze
przesylalismy do naszej stalej hurtowni, wiec nadplata poszla po prostu na
kolejna fakture - ale co by bylo gdyby to byl jakis jednorazowy klient ... Co
do obslugi - rano jest ok, dwie kasy czynne, malo klientow, wszystko idzie
bardzo sprawnie, ale po poludniu, kiedy ludzie wychodza z pracy i przychodza
zalatwic swoje sprawy kasa jest juz tylko jedna - zeby wplacic utarg musze
stac w kolejce godzine! Niezle sa tez godziny otwarcia 9-16.30 - przed albo po
pracy nic sie zalatwic nie da - to przeciez nie jest nawet 8 godzin :-) Okej,
wracajac do naszej linii debetowej. Wrocilismy do sprawy po 3 miesiacach. Mila
Pani kazala nam przygotowac mase papierow - miedzy innymi kopie faktur z
ostatnich 3 miesiecy - a srednio miesiecznie wystawiamy ich 150, zaswiadczenia
z zus i us itd. Kiedy po tygodniu praktycznie mialem juz wszystko, zaplacilem
za zaswiadczenia, wydrukowalem ryzę faktur, czekalem jeszcze tylko na jakis
papierek od ksiegowej zadzwonila mila Pani, ze zasady znowu sie zmienily i
teraz to trzeba czekac 6 miesiecy :-) Moja zona troche sie zdenerwowala, bo
teraz kasa jest nam juz bardzo potrzebna, mamy opoznienie ze wszystkim, idzie
zima czyli u nas zalamanie sprzedazy, reklamy mialy pozwolic nam je przezyc -
zadzwonila do milej Pani - ta zaproponowala jej jakis marny debet w koncie
prywatnym, powiedziala, ze nie trzeba przyjezdzac, ona wszystko wypelni,
przesle i zalatwi telefonicznie. Po pieciu dniach zadzwonila, ze ona jednak
nie moze zalatwic bez nas i musimy przyjechac ... Zona pojechala - byla godz
15, pogoda byla fatalna wiec nie bylo klientow - ale oprocz jednej kasjerki
nie bylo tez nikogo w calym odziale banku! Nie bylo nikogo kto moglby pomoc z
wypelnieniem wniosku - co wiecej kasjerka powiedziala, ze nie wie czy ktos
jeszcze dzis bedzie :-) No wiec ja wsiadlem w samochod i pojechalem - do
innego banku, dokladniej do dwoch zeby sprawdzic szerzej - w obu zaproponowano
mi debet na podstawie histori z ostatnich 6 miesiecy. Wszystkim klientom
Dominet - Fortis polecam rozejrzenie sie po okolicy. Innych bankow jest
naprawde duzo. Dzieki niekompetencji pracownikow Dominet - Fortis stracilem
mase pieniedzy i jeszcze sporo strace. Tak naprawde powinienem to zliczyc,
wziac adwokata i wystapic ze sprawa cywilna o odszkodowanie.
Temat: Pomocy! Nie wiem co robić!?
Pomocy! Nie wiem co robić!?
Witam,
półtora roku temu założyłam jednoosobową działalność gospodarczą -
za namową mojego chłopaka, który powiedział, że będę płaciła niższy
zus. Dlatego zgodziłam się założyć firmę na siebie. Oboje pochodzimy
z biednych rodzin i gdy zaczeliśmy zarabiać pierwsze pieniądze to
mogliśmy im pomóc. Około pół roku temu zaczeliśmy tracić płynność
finansową i zaczęły robić się nam długi. Płynność straciliśmy przez
2 rzeczy. Kolega mojego chlopaka pożyczył od nas około 20 tys.
zlotych, mieliśmy zrobić interes na telefonach, które on kupował na
ebayu i z dobrego kolegi wyszedł złodziej i oszust. Nie podpisalśmy
żadnej umowy ani nic, że daliśmy mu te pieniądze, minęło podad pół
roku a on się zapadł pod ziemię, wyprowadził od rodziców, a oni
twierdzą, że nie mają z nim kontaktu. Mamy jedynie jego dowód
osobisty, ale tak samo może on powiedzieć, że go zgubił. Nie
potrafimy odzyskać tych pieniędzy.. Druga rzecz to także pomoc
znajomym. Bardzo dobrzy znajomi poprosili nas o wykonanie dla nich
reklam. W sumie pośredniczyliśmy w tym, tylko zrobiliśmy projekt i
zleciliśmy wydruk innej firmie. Koszt reklam wyniósł około 8 tys.
złotych. Firma, która drukowała reklamy spóźniła się około 5 dni z
jedną częścią, ale za to obniżyli cenę o 1000zł(!!!!!), w terminie
daliśmy im pierwszą część reklam, które wzieli. Gdy tamta firma
przywiozła nam spóźnione reklamy o te kilka dni to nasi znajomi
stwierdzili, że ich nie odbiorą i nie zapłacą... Jedną część
zabrali, drugą my mamy, pieniędzy brak, nas sciga firma, która
drukowała reklamy, a my nie możemy nic zrobić, bo nie podpisaliśmy
żadnej umowy. Chcieliśmy uzyskać NIP w US, żeby poprostu wystai im
fakturę i żebyśmy mogli ich za tą fakturę ścigać, ale nie udzielono
nam takiej informacji. Zaciągneliśmy kredyt w wysokości około 55
tys. złotych i zaczęliśmy spłacać długi, które narosły, ale to nie
wystarczyło, ciagle przychodziły nowe rachunki, nowe zadłużenia.
Jako tako spłacamy kredyt, ale oprócz tego mamy długi na około 60
tys. złotych (oprócz kredytu). Spłacam komornika, nie mam zadłużenia
wobec ZUS ani US. Nie potrafię i nie daję rady spłacić takiego
wielkiego zadłużenia. Co mam zrobić w takiej sytuacji, biorąc pod
uwagę nie możność sciągnięcia zobowiązań wobec mnie? Nie mam żadnego
majatku. Mieszkam z mamą, dom jest na nią, jestem tam tylko
zameldowana. Nie mam samochodu ani pieniędzy, nie mam nic. Czy mogę
pójść za te długi do więzienia, to prawie 100 000 zł długów. Nie
myślcie sobie, że ukradlam i roztrwoniłam te pieniądze. Samo
utrzymanie firmy przerasta dochody. Proszę o pomoc i jakieś
wskazówki. Może powinnam zlikwidować firmę albo oglosić upadłość?
Temat: Nie wyrabiam się a ludzie nie chcą pracować...
Na początek możesz sobie ściągnąć Wordfasta w wersji demo ze strony
www.wordfast.net. Jedynym ograniczeniem demo jest wielkość TM (translation
memory), czyli bazy zapamiętanych segmentów - 500 jednostek. Można więc
spokojnie na demówce tłumaczyć teksty do 20 stron, a bardzo powtarzalne nawet i
dłuższe. Jeśli Ci się program spodoba, to można spokojnie przez sieć kupić
pełną wersję za 90 euro - nie ma w tym żadnych przekrętów, zapłaciłam kartą
Visa, przysłali mi wszystkie kwitki z fakturą itp. do wydrukowania mailem
(uwaga, musisz miec maila w prywatnej, płatnej domenie, nie bezpłatnego,
takiego jak gazeta, wp czy onet). Na fakturze masz kod, kóry wpisujesz w
konkretnym miejscu w pogramie i masz pełną wersję. Dla firm cena wynosi 120
euro, co i tak jest niewielką ceną w porównaniu do konkurencji.
U mnie było tak, że wersja demo zarobiła na pełną wersję programu, wiec uważam
to za bardzo dobry zakup. Zaletą Wordfasta jest to, że jest bardzo podobny w
ogólnej strukturze do Tradosa, ale o niebo tańszy. Tradosem możesz się więc
zainteresować, jak już nabierzesz wprawy. Tym bardziej, że wersja demo Tradosa
nie pozwala na sprawdzenie pełnych możliwosci programu, co uważam za skrajny
idiotyzm przy cenie grubo powyższej 3000 zł. Deja Vu podobno jest lepszy od
Tradosa pod względem możliwości, nawet demo da się sensownie sprawdzić, ale
jest z kolei cholernie skomplikowany w obsłudze, zakładając, że chcesz
wykorzystać jego pełne możliwości.
Wordfast jest nakładką na Worda, licencja umożliwia zainstalowanie na
komputerze stacjonarnym i przenośnym. Dzięki prostocie programu jest prawie
niezawodny. Ma oczywiście wady - za każdym razem, gdy musisz przeinstalować
Worda (lub cały system) musisz zwrócić sie do firmy o nowy kod do nowej
instalacji. Fakt, reakcja firmy jest natychmiastowa, przysyłają kod i przez 3
lata możesz bez problemu otrzymać od nich trzy kody, a przy każdym następnym
proszą o uzasadnienie - nie robią przy tym żadnych problemów. Kiedy prosiłam o
czwarty z kolei kod, po prostu wyjaśniłam , w czym problem - musiałam w ciagu
kilku dni przeinstalować kilkakrotnie cały system, ponieważ jeden z niezbędnych
programów (nie Wordfast) mi się wykrzaczał z nieznanego powodu. Zanim doszłam,
o co chodzi, wykorzystałam przyznany limit "koów bezproblemowych", ale potem
napisałam uzasadnienie i dostałam odpowiedź, że oczywiście rozumieją i
przyznają mi kolejny pakiet dwóch, czy trzech kodów na wszelki wypadek. I tyle.
Wordfastem da się tłumaczyć nie tylko dokumenty w Wordzie, trzeba jednak
pamiętać, że WF bardzo lubi zamieniać czcionki i nieco rozwalać grafikę
prezentacji Power Point, z Excelem nie ma większych problemów - program pobiera
sobie sementy z otwartego dokumentu, przenosi je do Worda, tam je tłumaczysz, a
WF je z powrotem podstawia w Excelu czy ppt. I to jest chyba ostatnia z wad
tego programu.
Oczywiście Wordfast jest prościutki i nie da się w nim robić części
takich "sztuk magicznych", jak w Tradosie, SDLX czy Deja Vu. Na początek
jednak, kiedy chcesz poznać świat CATów (computer aided translation), jest w
zupełności wystarczający, a na pewno pozwala zarobić i nabrać apetytu na
droższe i bardziej zaawansowane programy.
Temat: To może być ciekawe...
Złodzieje!
Wini pamiętasz jak pod Wójcikową pękła rura, a później nam dopłata po 600 zł
przyszła??
Nie informując o tym nikogo, Ostrowiecka Spółdzielnia Mieszkaniowa wprowadziła
nowy regulamin rozliczania zużycia wody w blokach mieszkalnych. Od tygodnia
zdezorientowani mieszkańcy otrzymują informacje, z których wynika, że są winni
zarządcy dodatkowe pieniądze.
„Zgodnie z aktualnie obowiązującym Regulaminem rozliczenia kosztów gospodarki
zasobami mieszkaniowymi i ustalaniem opłat za korzystanie z lokali w
Ostrowieckiej Spółdzielni Mieszkaniowej, w przypadku opomiarowania lokali w
budynku, różnica pomiędzy wodomierzem głównym a sumą wskazań wodomierzy
indywidualnych rozliczana jest proporcjonalnie do odczytów wodomierzy
indywidualnych. Stąd też w rozliczeniu zużycia wody występuje dodatkowa
pozycja „Udział w zużyciu”, która jest ilością metrów wynikającą z udziału w
różnicy pomiędzy wodomierzem głównym, a sumą wodomierzy indywidualnych”-
informację takiej treści każdy mieszkaniec zasobów Ostrowieckiej Spółdzielni
Mieszkaniowej otrzymał w ostatnim tygodniu, bądź niedługo otrzyma.
- To skandal- twierdzą mieszkańcy, którzy o zmianach dowiedzieli się jako
pierwsi.- Nagle, ni stąd ni zowąd okazuje się, że mamy dopłacać po
kilkadziesiąt, a nawet ponad sto złotych, a nie wiemy za co. Nikt nas nie
informował o żadnych zmianach. Dostaliśmy rozliczenie za pół roku, zamiast
kwartał.
To sprytne działanie spółdzielni, czy raczej nieporozumienie, wynikające z
faktu, że nikt nie poinformował mieszkańców od zmianach?
- Faktycznie rozliczenie jest za pół roku, a nie kwartał, ale wynika to z tego,
że wprowadzamy kompleksowe oprogramowanie, zgodne z nowymi wymogami- mówi
prezes Ostrowieckiej Spółdzielni Mieszkaniowej Marek Zaręba.- Nie ma to związku
z nowym sposobem rozliczania i za następny kwartał mieszkańcy otrzymają już
normalny wydruk.
Jak wynika z wyjaśnień prezesa Marka Zaręby, nowy sposób rozliczania zużycia
wody wprowadzono w Ostrowieckiej Spółdzielni Mieszkaniowej… w marcu. Gdyby więc
rozliczenie nastąpiło jak zawsze, kwartalnie, problem pojawiłby się wiele
tygodni temu.
- Ustawa o spółdzielniach mieszkaniowych zezwala nam na wprowadzenia nowego
sposobu rozliczenia- mówi Marek Zaręba.- Jako zarządca bloków rozliczamy się z
dostawcą na podstawie wystawionych faktur i potem rozliczamy je z mieszkańcami.
Do tej pory również każdy płacił za różnice, jakie występują między
wodomierzami w domach, a wodomierzem głównym w piwnicy. Tyle, że koszty
były „ukryte” w opłacie eksploatacyjnej będącej częścią składową czynszu.
Postanowiliśmy, że lepiej będzie, jeśli „wyjmiemy” je na zewnątrz, żeby
mieszkańcy mieli świadomość za co płacą. Nie ma zagrożenia, że płacić będą
więcej niż dotychczas.
W takie wyjaśnienia nie wierzy część lokatorów.
- Poczekamy na kolejną informację o czynszu i wtedy przekonamy się, czy opłata
eksploatacyjna faktycznie zmaleje o taką kwotę, jaką mamy wyliczoną za wodę-
twierdzą.- Dla nas to ewidentne szukanie kolejnych pieniędzy w naszych
kieszeniach. Dlaczego ten problem nie został poruszony na Walnym Zebraniu
Przedstawicieli Członków? Czemu nikt nie wiedział o nowym regulaminie
uchwalonym przez Radę Nadzorczą?
Prezes Zaręba przyznaje, że zarząd spółdzielni popełnił błąd nie informując
mieszkańców o zmianach.
- Wydrukowanie kilku tysięcy ogłoszeń oznacza koszty, których chcieliśmy
uniknąć- tłumaczy.- To chyba był błąd, a mieszkańcy rzeczywiście powinni zostać
zawiadomieni. Myślę jednak, że nie załatwiłoby to sprawy, a nieporozumienia i
tak by były.
Nieporozumienia są zawsze, kiedy jedna strona umowy pozostaje niedoinformowana
o jej warunkach. Zarząd spółdzielni powinien pamiętać, że to mieszkańcy ją
tworzą i mają prawo wiedzieć, na jakich zasadach mieszkają i za co płacą.
Drugą kwestią jest problem różnic we wskazaniach wodomierzy, występujący w
większości bloków Ostrowieckiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Zarząd OSM zapewnia,
że w przyszłym roku przystąpi do wymiany starych urządzeń w mieszkaniach na
własny koszt. Zapowiada również kontrole w tych lokalach, gdzie różnice są duże
i zachodzi podejrzenie kradzieży wody.
Temat: Stadnina w Ochabach przygotowuje się do aukcji ...
końska mafia - OCHABY, Teil 7.
końska mafia - OCHABY, Teil 7.
Wirtschaft - 9. Mittwoch, 19.01.2005
Stan firmy w dniu jej przejęcia okazał się gorszy od najgorszych przypuszczeń.
Ustępujący prezes właśnie podpisał umowę na ponad 46 ton owsa z Czech. Niestety
zakupiony owies okazał się nie tylko drogi ale i fatalnej jakości. Pierwszym
moim zadaniem, jako prezesa stadniny, była renegocjacja warunków dostaw.
Importer uznał zastrzeżenia jakościowe i obniżył cenę owsa z 530 zł./tona do
465 zł./tona. Brak było także własnej słomy, a zebrane siano nie nadawało się
do użytku. Zła jakość siana jest wynikiem wieloletnich zaniedbań w użytkowaniu
łąk i pastwisk. Na znacznych połaciach roślinami przeważającymi są pokrzywy,
rdest, jaskry i ostre trawy trzcinowe nie nadające się na siano. Nigdy nie
stosowano podsiewania łąk, a kupowane nawozy w dużej części wędrowały na
prywatne, sąsiednie pola.
Fatalnej jakości są także pastwiska przystadninowe, co można łatwo zauważyć
jadąc samochodem drogą szybkiego ruchu, nawet bez zwalniania. Fatalny stan łąk
i pastwisk jest o tyle trudny do zrozumienia, że region Ochab i całego Pogórza
jest przyrodniczo wręcz doskonały do ich uprawy. Po Zakopanem jest drugim w
Polsce regionem pod względem rocznej ilości opadów. Takie "gospodarowanie" było
wygodne dla kierownictwa, gdyż było doskonałym pretekstem do wydatkowania
ogromnych sum na zakup paszy w jednej zaprzyjaźnionej firmie. Przeliczając
ilość kupionej paszy treściwej przez liczbę trzymanych koni wychodzi, że jeden
koń zjadał jej dziennie prawie 10 kg; do tego dochodzi jeszcze pasza własnej
produkcji. Jeśli weług faktur jednego dnia dostarczono 18 ton paszy treściwej,
a za trzy dni kolejnych 15 ton, to wnioski są aż nazbyt oczywiste.
Indagowani na tę okoliczność pracownicy oświadczyli, że nigdy takiej ilości
paszy nie widzieli na oczy. Trudno przeoczyć dostawę 500-600 worków towaru,
który ktoś gdzieś musi rozładować. Inne dziwne faktury to zakup obornika
końskiego!!
Tak, końskiego, a nie żadnego innego! Stadnina kupowała także spore ilości
siana i owsa z Ludowego Klubu Jeździeckiego, który nie uprawia nawt 1 metra
kwadratowego gruntu.
W produkcji ryb stan pasz także przedstawiał się fatalnie. Z powodu braku zboża
w czerwcu 2003 roku ryb prawie wcale nie karmiono. Pożyczono więc kilkadziesiąt
ton jęczmienia z RSP Dankowice. Jęczmień ten okazał się poważnie uszkodzony
przez wołka zbożowego i jego wartość okazała się mocno wątpliwa, nie mówióc o
zapaskudzeniu magazynów zbożowych. Niezabezpieczenie odpowiedniej ilości zboża
dla ryb skutkowało obniżeniem wielkości odłowo o co najmniej 20 ton karpia.
Pierwsze dni prezesury to dramatyczna walka o utrzymanie produkcji na każdym
etapie. Kiedy w lipcową niedzielę przyjeżdżam do stadniny biuro zastaję
otwarte, a w biurze siedzącego przy komputerze syna Kuchejdów Huberta.
Zaskoczony oświadcza, że z urządzeń biura korzystał "od zawsze" i ma do biura
własne klucze. Po moim odwołaniu Hubert Kuchejda powrócił do swobodnego
korzystania z urządzeń biurowych.
Jerzy Pistelok: Kulisy prywatyzacji Stadniny Koni "OCHABY" w Ochabach Wielkich.
Wydruk na prawach rękopisu 2004.12.07, sztuk 40, format B-5, spięty, stron 28,
zał. CD 197 MB.
sowa.blogg.de/index.php?cat=Wirtschaft
sowa.blogg.de
gazeta.blog.de
Temat: SAMOCIAK W ŻYCIU WARSZAWY !!!
SAMOCIAK W ŻYCIU WARSZAWY !!!
Publikacja ukazała się dziś w ŻYCIU WARSZAWY.
Rachunki po kampanii
Okradł nas na 17 tys. zł – mówią sztabowcy niedoszłego senatora
Członkowie sztabu Przemysława Samociaka, kandydata Samoobrony na senatora,
nie mogą odzyskać pieniędzy, jakie wyłożyli z własnej kieszeni na jego
kampanię.A sam Samociak zniknął.
Do Prokuratury Rejonowej w Gorzowie Wielkopolskim wpłynęło zawiadomienie o
popełnieniu przestępstwa przez Samociaka. Złożyło je jego trzech sztabowców,
którzy próbują odzyskać pieniądze. Wydali je m.in. na paliwo do wyborczych
aut, druk ulotek, noclegi oraz wyżywienie kilkunastu wolontariuszy.
Zapadł się po ziemię
– Nie zapłacił mi 6,5 tys. zł. Próbowałem się z nim skontaktować, ale nie
odbiera telefonów. Dzień po wyborach zapadł się po ziemię – mówi Rafał
Adamski, który wydrukował Samociakowi kilkadziesiąt tysięcy ulotek. Drugi
pokrzywdzony Krzysztof Bula pokazuje faktury i paragony na 6 tys. zł, m.in.
za zakupy na cele kampanii. Trzeci sztabowiec Mariusz Wójcik mówi, że dwa
miesiące pracował na rzecz Samociaka na podstawie ustnej umowy. – Po wyborach
miał mi wypłacić po 2,5 tys. na rękę za każdy miesiąc. Byłem naiwny, że mu
uwierzyłem – skarży się dziś.
– Samociak zmienił numer komórki i mój kontakt z nim urwał się tuż po
wyborach. Docierają do mnie jakieś sygnały o nieprawidłowościach, ale żadnego
wewnętrznego śledztwa nie wszczynałem. Poza tym Samociak nie jest członkiem
Samoobrony, tylko kandydował z naszej listy – mówi poseł Waldemar Starosta,
p.o. przewodniczącego Samoobrony w woj. lubuskim.
Obiecanki–cacanki
W doniesieniu są i inne zarzuty. „W trakcie kampanii wyborczej pan Samociak
pozyskiwał środki finansowe obiecując załatwienie po wyborach środków z
funduszy Unii Europejskiej na rzecz różnych firm lub obiecując pracę w tychże
funduszach dla osób, które pracowały w kampanii wyborczej. Wiele osób
pożyczyło mu w ten sposób kilka tysięcy złotych”. Sztabowcy uważają, że w ten
sposób doszło do płatnej protekcji.
Poszkodowani przez Samociaka zarzucają mu też złamanie przepisów ordynacji
wyborczej. Tłumaczą, że kampania powinna być finansowana wyłącznie ze środków
komitetu wyborczego, a ich rachunki wystawione są na warszawską firmę
Samociaka, czyli Zespół Europejskich Audytorów Jakości.
– W najbliższych dniach złożę donos do Państwowej Komisji Wyborczej i urzędu
skarbowego – zapowiada Bula. Jego zdaniem przez przekręty niedoszłego
senatora sprawozdanie finansowe komitetu wyborczego Samoobrona powinno zostać
odrzucone, a partia nie powinna dostać zwrotu kosztów za kampanię wyborczą i
dotacji dla partii.
Partii nie mieszać
Mirosława Ekiert, dyr. zespołu kontroli finansowania partii politycznych i
kampanii wyborczych PKW, uważa, że skoro kandydat sam finansował kampanię, to
jest to sprzeczne z prawem, ale trudno obciążać za jego działania
pełnomocnika finansowego partii.
– Jeśli sztabowcy Samociaka przepuszczali pieniądze przez jego firmę zamiast
przez konto partii, sami złamali prawo – kontruje Janusz Maksymiuk z
Samoobrony. Bula tłumaczy: – Samociak mówił, że to legalne, bo ma w tej
sprawie podpisane porozumienie z Samoobroną.
– Żadnego porozumienia nie było. Nasz komitet żadnych lewych rachunków nie
uznał, a przewodniczący Lepper zawsze podkreślał, że pieniądze na kampanię
mają iść przez jedno konto w banku. Każdy kandydat dostał instrukcję i numer
konta – mówi Maksymiuk. I dodaje, że jeśli Samociak złamał prawo, to odpowie
za to karnie. – A partii nie można w to mieszać – podkreśla.
Data: 2005-11-24
PAWEŁ SZANIAWSKI
Temat: Papek - drogi mój fanie
Papek - drogi mój fanie
Re: kto to jest "zamulacz"??? - a może to ja?
papirus22 26.10.06, 22:44 + odpowiedz
fragi miałem nie odpisywać na Twoją pisanię.
Robert Twój przyjaciel dystrybuuje GŁ, ma umowe do końca roku, jest więc stroną
tak jak zdecydowana większość zwoleników sokoła na forum, dlatego nigdy nie
chcieli się za mną spotykać, boją się konfrontacji i zależności o której zawsze
piszę. Nie chceli to trudno, ich sprawa-trudno! Ich sprawa ich problem, Sokół
stworzył pewnien system powiązać, jeden dystrybuje gazetkę, inny dostacza
jakieś usługi, inny ma zatrudnioną rodzinę.
Robert tym sie rózni od wszystkich bo część jego pracy jest oparta o UMiG
Łomianki, czy był jakiś przetrg na to? Nie wiem, niestety nigdy się nie
dowiedziałem od niego czy dystrybuował ulotkę o TRASIE po wale.
Pewnie się kiedyś dowiemy?
Inny piszący tu nawet nie z łomianek mieszkali tu dłużej niż TY, o wiele dłużej
i pewnie tu wróca bo kochaja to miasteczko, w przeciwieństwie do Ciebie!
Szkoda mi Ciebie, no ale w Łomiankach każdy może mieszkac nawet osoba
nawołująca do trucia psów:(((
Ponieważ trochę i o mnie wspomniałeś (cenię, cenię!), postanowiłem otworzyć
dla Twej sympatii do mojej osoby nowy wątek.
A zatem Papku drogi acz, wybacz, mierny:
- ciekawe dlaczego odpisujesz skoro nie chcesz? Może Brycezion wyjaśni - wszak
to Jego forum. Pewnie Tobie płaci lub zapłaci po zwycięskich wyborach. KOŁ
broni, KOŁ radzi, KOŁ nigdy Ciebie/Was nie zdradzi
- możesz Papku drogi, pisać do mnie w liczbie pojedyńczej. Nie obrażę się.
- na przyjaźń, Papku zazdrościuchu, trzeba zasłużyć. Jeżeli będzie Ci
kiedykolwiek uczestniczyć w rozmowie ze mną i Panem Fragsem - może to pojmiesz
- nikt się nie chce z Tobą spotkać :( Biedaczysko:( A Ty tak bardzo chcesz:(
Ciągle wspominasz ;( Żałuję wraz z Tobą :(
- Robek nie dystrybuuję GŁ. Pracuje w firmie, która kolportuje GŁ. To subtelna
różnica. Widać Papek nie rozumiesz. Kandydat na radnego Papirus22 tym bardziej
nie zrozumie.
- Papi kłamczuszku. Wcześniej proponowałem Tobie przedruk informacji
posiadanych przez Ciebie dot. informacji otrzymanej od zleceniodawcy
kolportażu. Włącznie z kosztami, terminami obowiązywania, procedurą
przetargową. Nie zrobiłeś tego. Ja to rozumiem. Jakbym handlował gruntami też
bym rozpowszechniał plotki dziwnych układach, które mnie ograniczają lub mogą
ograniczyć w przyszłości
- system powiązań. Cudne określenie mój drogi fanie! Powiązania poprze
wystawione faktury za wykonane usługi. Zazdrościuszku - jeżeli wygrasz wybory
wraz z Twą ekipą zrobicie porządki. Będziesz mógł i Ty zajmować się
kolportażem lub oddać Straży Miejskiej - to zajęcie w sam raz dla niej (czyżby
nie po to została powołana?). Po wyborach, mam nadzięję, rozwiążesz wszelkie
"układy" poprzedniej ekipy - podpowiem, bo proste to, jak i Twoje insynuacje -
wydruk kontrahentów z systemu i wszyscy won! I spełni się Twa wizja o gaszeniu
świateł. Nie powiesz chyba, że jakaś prywata wybiórcza będzie funkcjonować?
- i znowu o przetargach. Nie dowiesz się. Ty już wiesz i masz na to dowody -
jak zawsze pisałeś. Niestety taka procedura. W handlu pewnie prościej, nieprawdaż?
- czy możesz mi powiedzieć Papku miły, gdzie zakupiłeś miernik miłości do
Łomianek? Chyba, że to samoróbka Papku - to gratuluję. W jakich jednostkach
mierzysz miłość do Łomianek?
- o psach nie chce mi się pisać - więc nie piszę.
Dobrej nocki życzę Papku miły.
ps. postaram się Tobie Papku drogi jakiś suwenirek za Twą pamięć o mojej
osobie. O ile Brycezion pozwoli - znamy się przeca (!) jeno z forum ...
Bryceziona forum!
Temat: Lekarze z Polnej?
Synteza opinii
Poziom medyczny średnio z pewnością jest bardzo wysoki, wyposażenie
sprzętowe najlepsze w Poznaniu, jednak indywidualne podejście
poszczególnych pracowników wszystkich szczebli (poczynając od
położnych w izbie przyjęć, na lekarzach na porodówce kończąc)
decyduje o potwornym zróżnicowaniu odczuć każdej rodzącej (i nie
tylko odczuć). Na to nakłada się rozmaity stan zaawansowania i
przebiegu porodu oraz prywatne wojenki (tak tak!) między różnymi
personami na oddziale.
Oczywiste jest, że rozmowa o pieniądzach wielu lekarzom i położnym
bardzo szybko przywraca (nadaje?) zdolność do sprawnego i fachowego
działania.
Ktoś tu pisał o tym, że w ciągu 10 godzin rodzącą badało 12 lekarzy.
A czy to jest wymarzony ideał? Lekarz lekarzem, ale chyba dla żadnej
kobiety nie jest komfortowe, gdy co chwilę przychodzi jej pogrzebać
ktoś inny.
Żona rodziła pierwsze dziecko na Polnej. Na porodówce byliśmy od
godz. 18 do 15 dzień później. W tym czasie na sali pojawiło się
jakieś 20 - 30 osób bez jakichkolwiek identyfikatorów, które bez
słowa zakładały rękawiczkę i "kontrolowały rozwarcie". Prawdę
mówiąc, nie wiadomo, czy niektórzy to nie byli np. elektrycy, którzy
poprawiali jakiś kabelek na korytarzu dla personelu. Nie miało to
kompletnie żadnego znaczenia dla przebiegu akcji. Parę godzin przed
końcem pojawiła się ekipa doskonałych lekarzy, którzy szczęśliwie
sfinalizowali sprawę. Prawdopodobnie gdyby dalej byli
tacy ,,fachofcy" jak w nocy, którzy bali się podjąć JAKĄKOLWIEK
decyzję, skończyłoby się poważnymi powikłaniami albo gorzej.
Na oddziale położniczym obsługa pielęgniarska bez zarzutu, jednak w
obecności lekarzy można się czuć co najwyżej jak preparat badawczy
(wszystkie panie wystawiają krocza do góry, bo za chwilę wizyta, a
Pan lekarz nie może czekać).
Gdyby ktoś był zainteresowany, mogę opisać z pamięci przygodę
z ,,księciem" anestezjologiem (nazwiska litościwie nie podam), który
tak sobie wychował asystentkę, że prawie po tyłku go głaskała. A na
serio, podczas robienia ZZO odezwał się tylko raz, jak mu podała o
pół numeru za duże rękawiczki. Resztę musiała odgadywać z myśli. I
wkładać do wystawionej w górę ręki. Oczywiście do pacjentki nie
odezwał się nawet półsłowem. Całe szczęście, że znieczulenie
zadziałało dobrze i można się teraz z tego śmiać.
Na koniec warto dodać, że standard szpitala, jak na polskie warunki,
doskonały. Sala porodowa wyposażona we wszystko, co potrzebne. Na
oddziale położniczym bardzo przestronne sale chyba najwyżej 3-
osobowe z własną łazienką. Minusem może być dla niektórych to, że
odwiedziny (w wyznaczonych godzinach i wyznaczoną krętą drogą od
najmniej wygodnego wejścia) odbywają się przede wszystkim na salach
pacjentek, co nie musi być komfortowe dla pozostałych, choć czasami
nadaje kolorytu (raz do siąsiadki z łóżka obok wpadł tatuś dziecka z
kompanami, pogadał przez minutę i przyznał, że musi już lecieć, bo
idą do jakiejś knajpy opijać).
Minusem jest to, że za obecność osoby towarzyszącej przy porodzie
się płaci, mimo że sala jest identyczna (choć - trzeba przyznać - w
ramach tej opłaty jest ochronne ubranie, a w niektórzych innych
szpitalach trzeba dodatkowo mieć złotówkę na kapcie i 5-złotówkę na
fartuch). Na dodatek pani pobierająca opłatę potrafi głośno wyrażać
swoje niezadowolenie z długiego nazwiska, które nie spodobało się
jej komputerkowi, na którym wystawia KP (rachunku ani faktury na to
nie ma). Nawiasem mówiąc, identyczne KP można sobie wydrukować w
domu.
Temat: karty kredytowe - problem - jak ominąć?
chiavone napisała:
> np. w Niemczech czy Austrii jesli kasjerka uslyszy jezyk polski czesto odmawia
> przyjecia platnosci karta i zada zaplacenia gotowka
Piszesz z głowy, czy rzeczywiście to Ci się przydarzyło?
Ja jeżdzę bardzo dużo, szczególnie po Niemczech, czasem rozmawiam po polsku,
czasem nie, i NIGDY mi się nie zdarzyło, by ktokolwiek odmówił przyjęcia mojej
karty.
Taki drobiazg. To nie sprzedawca odpowiada za autoryzację transakcji kartą. Jego
zadaniem jest jedynie porównanie podpisu na karcie z podpisem na kwicie (co
odpada przy kartach autoryzowanych PIN-em) oraz ewentualnie (to w Szwecji się
zdarzało) poproszenie osoby płacącej o dokument ze zdjęciem by porównać nazwisko
na karcie.
Cała reszta jest sprawą banku.
Płaciłem naprawdę setki razy kartami różnych typów. Gdyby kiedykolwiek zdarzyła
mi się sytuacja, o której mówisz, natychmiast bym wysmarował oficjalne pismo z
żądaniem wyjaśnień do mojego banku, który musiałby to pchnąć dalej. Przyjmowanie
płatności kartą - jeśli sprzedawca ma logo przy wejściu - to nie jest widzimisię
tylko OBOWIĄZEK! W końcu z tego powodu przychodzi do niego więcej klientów (w
domyśle nadzianych klientów :-)
Oto kilka ciekawostek, które zapamiętałem.
Francja - już pisałem o Carte Bleu, co ciekawe ta Carte Bleu jest poza Francją
normalną kartą VISA, ale zagraniczna VISA nie działa gdy jest tylko logo Carte Bleu.
Francja - przy opłacie za autostradę nie autoryzował Visy Electron, a bez
problemu normalną Visę. Oczywiście w 10 innych miejscach Electronem płaciłem.
Niemcy - podobnie - jak jest tylko symbol EC (takie czerwono-niebieskie na
białym tle), to nie zapłacisz inną kartą, choć EC-karta jest poza Niemcami kartą
Maestro i działa i tu, i tam bardzo elegancko. Żeby było śmieszniej, to jest
karta płaska, którą teoretycznie można płacić tylko z terminala, ale jak
kupowałem we Frankfurcie na lotnisku bilet, to gość wziął w ręce moją kartę,
wklepał w komputer numer i dał mi do podpisu nie wydruk z terminala, tylko
fakturę. Myślałem, że zapomniał przeciągnąć kartę przez terminal, ale konto i
tak obciążyli.
Niemcy - EC działa genialnie i praktycznie za wszystko nią można zapłacić -
parking, papierosy z automatu, praktycznie wszystkie sklepiki, kioski itp.
Pytałem dlaczego akceptują tylko EC, a nie wszystkie rodzaje kart - okazało się,
że za EC płacą bardzo małe prowizje (ułamki %), a za "normalne" ok. 2%.
Są też fajne EC "ładowane" czy też pre-paid, które można dać dzieciom. Nabija
się je np. w niektórych bankomatach z "dużej" karty, lub z konta.
Estonia - płaciłem moją kartą EC-Maestro, o której pisałem wyżej, a pani mówi,
że nie wie, jakie są 4 ostatnie cyfry numeru karty w systemie Maestro (musi je
wbić na terminalu z powodów bezpieczeństwa). Rzeczywiście, na mojej karcie nie
ma standardowego 16-cyfrowego numeru, tylko jest numer konta, banku itp. No i
zapłaciłem wtedy zwykłą VISA. Do dzisiaj nie wiem, jakie cyferki mam podawać.
Szwecja - co ciekawe, ta EC-Maestro świetnie działała w Szwecji, nikt o żadne
cyferki nie pytał.
USA - meldując się w hotelu musisz dać gwarancję - przejeżdżają kartą przez
czytnik i blokują 100 czy 200$ na koncie. Jak zapłacisz rachunek (dowolną
metodą), to blokadę zdejmują. Tego nie zrobisz Electronem, tylko zwykłą Visą.
Hiszpania - jak wyżej z blokadą, ale bardzo nie lubią płacenia za hotel kartą -
woleli cash (prowizja?)
Ogólnie - jeśli masz na karcie logo (dowolne), które pasuje do logo na drwiach
sklepu - 99% że zadziała. Nikt nie patrzy na narodowość, turban na głowie, czy
kolor skóry. Liczy się kasa.
Parę lat temu był wyjątek - karty, na których napisano "Domestic Use Only". Ale
o ile wiem, w Polsce one już dawno zniknęły.
Pozdrawiam
Temat: Stadnina w Ochabach przygotowuje się do aukcji ...
wojna propagandowa – końska mafia – OCHABY, cz. 13
wojna propagandowa – końska mafia – OCHABY – część 13.
Wirtschaft - 15.
Kiedy Kuchejda zorientował się, że jestem przeciwko prywatyzacji i walczę o
ustanowienie Stadniny jako spółki strategicznej, rozpoczęła się bezpardonowa
wojna propagandowa. Miał do tego zresztą dobre przygotowanie. W czasie
długoletniego członkowstwa w PZPR pełnił funkcję lektora czyli partyjnego
agitatora. W tej akcji wspierały go m.in. następujące osoby:
- Halina Wyszomirska – kierownik OZHK, którego prezesem jest Kuchejda.
Wyszomirska zna się z Kuchejdami od czasów wspólnych studiów. Krótko pracowała
niegdyś w Stadninie. Później zatrudnienie w Stadninie znalazł jej syn na
stanowisku asystenta prezesa Kuchejdy. Wyszomirska odpowiedzialna jest za
dokonywanie opisów źrebiąt i koni, na podstawie których możliwa jest ich
późniejsza identyfikacja. Odpowiedzialna jest także za wydawanie innych
dokumentów związanych z obrotem końmi w tym za rozliczanie świadectw krycia.
Od początku tuszowała nieprawidłowości w Stadninie, za które odpowiedzialna
była Maria Kuchejda i ona sama. Robiła to za pośrednictwem pism, które wysyłała
do różnych instytucji, w których posługiwała się prymitywnymi kłamstwami. Także
na różnych spotkaniach środowisk końskich opowiadała nieprawdziwe historie.
Kiedy Starosta Cieszyński zwrócił się do niej z prośbą o wydanie opinii w
sprawie dopuszczenia reproduktorów do rozrodu, co jest wymogiem formalnym
wynikającym z ustawy, Wyszomirska w piśmie do prezesa Polskiego Związku
Hodowców Koni napisała, że Starosta zlecił jej kontrolę Stadniny z powodu
rzekomych nieprawidłowości.
Kiedy Stadnina z powodu zatrzymania przez Kuchejdową dokumentacji hodowlanej,
co uniemożliwiało identyfikację niedokładnie zresztą opisanych źrebiąt,
trzykrotnie musiała zlecić badanie krwi tychże źrebiąt, Wyszomirska opowiada w
koło, że to ona zleciła badanie krwi, za które zresztą płaci.
Kiedy nabywca konia zwraca się do OZHK o wydanie paszportu, Wyszomirska
odpowiada, że mają się zwrócić do prezesa Stadniny, gdyż jest to jego dobra
wola. (Od kiedy to sprzedawca konia wystawia mu paszport?).
Kiedy hodowcy zwracają się z prośbą o wydanie świadectwa krycia klaczy sprzed
trzech lat, Wyszomirska kieruje ich do prezesa Stadniny choć doskonale wie, że
kto może wystawić świadectwo krycia. Te i inne kłamstwa wynikają nie tylko z
powodu zażyłości Kuchejdów i Wyszomirskiej. Ciekawe, na jakiej podstawie
Wyszomirska w imieniu Okręgowego Związku Hodowców Koni wystawiała Stadninie
faktury za transport; Jakim transportem dysponuje OZHL?
Kiedy w dniu 20 października 2003 roku Wyszomirska wraz z Kuchejdą dokonują
uzupełniających opisów źrebiąt, co jest ich zawodowym obowiązkiem, nie potrafią
rozpoznać niektórych z nich, które sami na wiosnę opisywali. Wyszomirska wysyła
po dwudziestym pismo, w którym zarzuca mi, że pracownicy stadniny mają
trudności z rozpoznaniem źrebiąt. W dniu 20 października w Stadninie pracowali
wszyscy pracownicy, których przez wiele lat zatrudniali właśnie Kuchejdowie. W
piśmie tym Wyszomirska ubolewa z powodu zwolnienia w lipcu jednego pracownika.
Pomija jednak fakt, że przeprowadzone przez Policję badanie owego pracownika
wykazało w jego krwi 2,5 prom. alkoholu. Wszystkie kłamstwa Wyszomirskiej miały
jeden cel: utrącić prezesa, by mogła wrócić do pracy jej przyjaciółka Maria
Kuchejda.
Jerzy Pistelok: Kulisy prywatyzacji Stadniny Koni "OCHABY" w Ochabach Wielkich.
Wydruk na prawach rękopisu 2004.12.07, sztuk 40, format B-5, spięty, stron 28,
zał. CD 197 MB.
sowa.blogg.de/index.php?cat=Wirtschaft
sowa.blogg.de
gazeta.blog.de
Temat: Boshe.... Kaczor wygrał.... Swan ja Cię zabije!!!!
Widzę, że jednak się nie rozumiemy Grzesiu. Może będzie łatwiej zrozumieć Ci
gdy opiszę kilka realnych historii w których ostatnio brałem udział.
Kilka dni temu musiałem zająć się w firmie (w zastępstwie nieobecnej
koleżanki) wydrukowaniem katalogów. A konkretnie zleceniem tego jakiejś
drukarni. Zgłosiły się cztery firmy chętne do współpracy… Trzech
przedstawicieli z tych czterech zaproszonych, bez żadnych sugestii z mojej
strony, zaproponowało mi łapówkę w zamian za zlecenie druku. Rozumiesz?
Prywatna firma - prywatnej firmie proponuje bakszysz!
Było to dla ludzi całkowicie naturalne, że posługują się tego typu
argumentami. Tego typu zachowania są podobno u nas standardem. Z rozmowy
wynikało, że płacą większości np.; korporacji farmaceutycznych w zamian za
zlecenia. I dotyczy to podobno każdego dostawcy. Płacą wszyscy; od firmy
sprzątającej biura, przez dostawców wody, długopisów, papieru ksero, komputerów
czy samochodów. Bakszysz należy się również od zlecenia rezerwacji biletów
lotniczych dla pracowników. Stawka – 10 procent od wartości netto wystawionej i
zapłaconej faktury....U nas to norma po prostu.
Myślisz Grzesiu , że Twoja sekretarka "dorabia" sobie na boku Twoim kosztem,
zamawiając np.; papier do kserokopiarki?, czy Twoja sprzątaczka, by móc dla
Ciebie pracować musi robić coś jeszcze, niż tylko dobrze wykonywać swoją
robotę? Nie, na pewno Twoje dziewczyny tego nie robią, bo za to w USA idzie
się bezwarunkowo do pudła. U nas, takie zachowanie, to nawet już jakiekolwiek
kontrowersje przestało wzbudzać. U nas to norma po prostu.
Czasem myślę o swojej przyszłości i by czuć się bardziej komfortowo wymyśliłem
sobie, że powinienem mieć swoją aptekę. Czysty biznes, nie angażujący
nadmiernie czasu właściciela, typu; "leżę sobie i mi rośnie". Mógłbym wtedy
przyjąć swoją ulubioną pozycję poziomą czyli rentiera (wybacz – trochę się
rozmarzyłem....:D)
To naprawdę jest fajny i spokojny interes, wymagający spełnienia jednego
warunku. Apteka musi być tam gdzie są ludzie. Dużo ludzi. Znalazłem więc
stosowny lokal w Warszawie, w dużym centrum handlowym (największe w europie)
Firma reprezentująca właściciela (Amerykanina) zaproponowała może nie najniższą
cenę ale w bardzo dobrej części tego budynku. I wszystko byłoby w porządku
gdyby nie pewna propozycja. Otóż nie muszę płacić tyle ile wynosi oficjalna
stawka. Mogę dostać upust – 20 procent pod warunkiem jednakże, że połowę z tych
dziesięciu procent będę im dawał w kopercie. Tam jest ok. 120 różnych
sklepów, kilkadziesiąt tysięcy metrów do wynajęcia po 30 euro za metr . Byli
bardzo zdziwieni, że wolę jednak płacić więcej....Bo u nas to norma po prostu.
Po co ja o tym opowiadam? Mówię o tym by pokazać dlaczego wolałem głosować na
Kaczora a nie pseudo-liberała Tuska. A i to w drugiej rundzie wyborczej bo w
pierwszej (i parlamentarnych też) tylko na Korwina. Wybrałem tak bo doszedłem
do wniosku, że skoro nie będzie prawdziwie liberalnie to niech chociaż będzie
sprawiedliwie. Uważam bowiem, że podstawowym problemem gospodarczym Polski jest
to, ze różni aferzyści, złodzieje, politycy i mafiosi maja gęby
pełne "liberalizmu". Mafia potrafi zbudować natomiast jedynie silniejszą
mafie, a nie żadną gospodarkę. W Polsce trzeba osuszyć bagno i dopiero wtedy
myśleć o zdrowych fundamentach gospodarki. I tego właśnie się spodziewam po
swoim wyborze. Zdrowych, uczciwych standardów zachowań społecznych narzuconych
przez Kaczora choćby batem. I wybaczę mu, jeśli przy okazji "zamiatania"
chwilowo ucierpi na tym gospodarka. Nie da się usunąc nowotworu bez radykalnych
działań.
Korupcja jest w tym kraju wszędzie. Czego byś się tknął, cokolwiek byś chciał
zrobić, gdzie byś nie poszedł, to zawsze znajdzie się ktoś, kto łapę do Ciebie
wyciągnie. I nie dotyczy to tylko biednych pracowników budżetowych. Ich
motywy - od biedy – mogę zrozumieć choć nikogo to nie usprawiedliwia.
To chore zjawisko objęło nawet tych którzy bardzo dobrze zarabiają. Bo jeśli
ktoś zarabia ok. 5-6k Euro to chyba ma dobre (jak na Polskę) dochody?
Tyle zarabiają szefowie administracyjni w korporacjach .
Myślicie Panowie Grzesiu, Docuć czy Patryk, że na takiej "pożywce" społecznej,
w takich uwarunkowaniach da się zbudować cokolwiek trwałego??? Wraz z ludźmi
którzy mentalnie żyją jeszcze w PRL-u ? Demokracja jest bardzo fajna ale nie
dla nas, niestety. W Polsce trzeba trzymać ludzi twardo "za pysk". Bo u nas to
norma po prostu...
Temat: Stadnina w Ochabach przygotowuje się do aukcji ...
kupowali obornik koński dla Stadniny
Donnerstag, 03.02.2005
Prokuratorskie dochodzenie - kupowali obornik koński dla Stadniny
Wirtschaft - 12.
końska mafia - OCHABY - część 10.
W miarę zapoznawania się z dokumentacją Stadniny coraz bardziej wyłaniał mi się
obraz wręcz przestępczej działalności Kuchejdów.
Kuchejdowie traktowali stadninę jak prywatny folwark ale na utrzymaniu Skarbu
Państwa.
Pośród wielu wątków wyróżniają się następujące:
- prywatny handel nasieniem ogierów,
- poświadczanie nieprawdy dla osiągannięcia osobistych korzyści,
- "lewe" faktury na zakup towarów i usług,
- sfałszowanie dowodu wypłaty gotówki z kasy stadniny,
- zgłaszanie koni Stadniny jako prywatnych Kuchejdy i pobieranie przez niego
wygranych,
podpisywanie niekorzystnych dla Stadniny umów i zobowiązań,
- powołanie konkurencyjnych dla Stadniny spółek, dla przejęcia jej majątku z
rażącym naruszeniem interesu Skarbu Państwa,
- doprowadzenie wręcz do ruiny obiektów Stadniny,
- rozrzutność finansowa przy jednoczesnym niepłaceniu składek ZUS, ze szkodą
dla pracowników,
- roztrwożenie pożyczek udzielonych Stadninie przez Agencję Nieruchomości
Rolnych.
Jednym z przychodów Stadniny jest sprzedaż nasienia ogierów, którego cena waha
się od 400 zł do 2000 zł za 1 porcję. Na podstawie świadectw krycia
stwierdzono, tylko za rok 2003, brak 21 dowodów wpłaty za wydane nasienie.
Indagowani klienci oświadczali, że za nasienie zapłacili Marii Kuchejdowej,
inni zapłacili i to na kwit lekarzowi weterynarii w jego gabinecie w
Strumieniu. Jeszcze inni oświadczyli, że za pobrane nasiona dostarczali do
Stadniny paszę. Także nowy prezes Duda zapłacił za nasienie dopiero po
ujawnieniu sprawy. Pobrane pieniądze za nasienie nie zostały nigdy wpłacone do
kasy stadniny.
Lekarz weterynarii przez wiele lat, co sam przyznał w piśmie, wykonywał
prywatną praktykę weterynaryjną w pomieszczeniach stadniny za przyzwoleniem
Kuchejdów, bez ponoszenia jakichkolwiek opłat.
gross - hier klicken - tu klikać
Inną nie wyjaśnioną do tej pory sprawą jest podejrzenie o przemyt nasienia
ogierów z Danii. W protokole z kontroli, z lipca 2003 roku w firmie "Intergen"
w Drogomyślu stwierdzono przechowywanie nasienia ogierów będących własnością
Stadniny a pochodzącego z importu w ilościach znacznie wyższych, niż wynika z
oficjalnych dokumentów importowych i wydanych zezwoleń. Wg kontrolujących jest
to ewidentny dowód na przemyt nasienia, którego jedna porcja kosztowała 5 tys.
USD.
W dokumentach Stadniny nasienie to nie było jednak ujęte. Wezwana do
ustosunkowania się do powyższego kierownik Okręgowego Związku Hodowców Koni w
Katowicach H. Wyszomirska nigdy nie wyjaśniła sprawy. Prezesem Okręgowego
Związku Hodowców Koni jest Bogdan Kuchejda.
Stadnina gospodarująca na ponad 500 ha gruntów kupowała każdego roku duże
ilości paszy, i to zarówno treściwej jak i siana czy słomy. Pasza treściwa
kupowana była od jednego zaprzyjaźnionego "producenta", którego "linia
produkcyjna" składała się ze zwykłej betoniarki. W tej betoniarce w ciągu
jednego roku namieszał 130 ton paszy za 170 tys. PLN.
Ciekawe, że Kuchejda jako osoba fizyczna razem z owym producentem i jeszcze
inną , znaną osobą kupują w Austrii ogiera Lando, którego nasienie sprzedają
następnie Stadninie. Potomstwo tegoż ogiera jest w Stadninie pod specjalną
kuratelą (og. Analog, og. Silan). Inne niewyjaśnione zakupy Kuchejdów - to
wielokrotne zakupy obornikakońskiego (sic!). Kuchejda jednocześnie uskarży się
na posiedzeniu Rady Nadzorczej Stadniny na trudności w zbyciu obornika
końskiego i ograniczeniu w ten sposób wpływów do kasy.
Także zupełnie absurdalmie wygląda sprawa zakupu przez Stadninę jazd
rekreacyjnych we własnym ośrodku sportów konnych . Mimo kłopotów finansowych
Stadnina nieodpłatnie wydzierżawia osobom fizycznym stawy rybne! Powołując się
na brak środków Kuchejda otrzymuje z Agencji kilka pożyczek na łączną sumę 360
tys. PLN. Nie znaleziono w księgowości żadnych danych mogących wskazać, na co
zostały spożytkowane te kwoty. Od początku powołania spółki tj. od 1995 roku
Stadnina nigdy nie płaciła czynszu dzierżawnego z tytułu użytkowania
agencyjnych gruntów. Nagle, po moim powołaniu na stanowisko prezesa zarządu
Agencja zażądała spłaty całego długu wraz z odsetkami tj. ponad 590 tys. PLN.
Jerzy Pistelok: Kulisy prywatyzacji Stadniny Koni "OCHABY" w Ochabach Wielkich.
Wydruk na prawach rękopisu 2004.12.07, sztuk 40, format B-5, spięty, stron 28,
zał. CD 197 MB.
sowa.blogg.de/index.php?cat=Wirtschaft
sowa.blogg.de
gazeta.blog.de
Strona 3 z 3 • Wyszukiwarka znalazła 199 wypowiedzi • 1, 2, 3