Wyświetlono wypowiedzi wyszukane dla słów: Fajne teksty o miłości
Temat: Kult - poligono industrial
Nie polecam nikomu bo to trochę zalezy od zbyt wielu czynników czy się spodoba,
dla mnie to Wielki Kult jest.
Po ostatnich niewypałach gdzie była jakaś walka Kazimierza Staszewskiego z
KAZIKIEM (tak to odbierałem, facet szukał swego miejsca w muzyce w świecie i
takie tam) jest to pełne i masakrycznie pozytywne zaskoczenie dla mnie.
41 pierwszego przesłuchałem 4 razy i to na zmuszeniu w sumie więc przestałem,
Ostatnia płyta (los się musi odmienić) była już lepsza muzycznie przynajmniej.
DD nawet bardzo lubię ale sam fakt że ta piosnka powstała tylko ze względu na
zbieżność nazwisk z premierem tak ją też traktuję. Śpiewanie Młynarskiego
okazało się jednym z najmocniejszych punktów tej płyty.
W ostatniej płycie wrócił kazik do stawiania tych pytań sobie i innym do
których nas przyzwyczaił z pierwszych płyt no i "Los się widać odmienił"
Ogólnie przeplata sie sporo delikatnych cytatów i autocytatów zarówno tekstowo
jak i muzycznie. Kojarzy mi się płyta z kultową płytą nazwaną po prostu "Kult"
gdzie stawiał sobie i innym pewnego typu pytania ale ze zgoła odmiennej
perspektywy przeżytych lat. Muzycznie też jest..hmm trudno to nazwać rozwojem
ale muzucznie jest naprawdę nieźle... z dobrymi tekstami kazika, za którymi juz
tęskniłem zrobiło się naprawdę bardzo swojsko-fajno-dobrze
Na wejsciu kawałek "pot i kreff" który mnie niezle wkurzył i mówiłem
sobie: "znowu szajs... " po godzinie posłuchałem tekstu uważniej troszke i
zaczeła mi się gęba śmiać.. z powodów dość osobistych również i kurde dzięki ci
Kazik.
Jest kontynuacja "Do Ani" - zupełnie odmienna ale kurcze piękna - (Kocham cię a
miłością swoją...) ściska mnie w dołku
Kazelot - piękny kawałek jest jak szarża ułańska - mam ciary po plerach
Jest nawiązanie do Arahii (poligono industrial)
jest cytowanie Waitsa
są i rycerze z Monthy Pythona (Ni)
Jest cytat z Kpt.Klossa (i przebój jarocina "dzieci kpt klossa)
Jest kilka nawet małoczytelnych discopolowych wstaweczek ot tak ;)
Jest najpiekniejsza piosenka o papieżu (Pan Pancerny) - czyli dla tych co czuli
coś co nie bardzo chcieli mówić na głos, o wszystkim tym nieprzyjemnym szajsie
co się dział dookoła tej "instytucji"
Jest też piekny "cham"
dla mnie najgorszy kawałek to Prezydent.. Kazik zawsze musi coś komentować na
bieżąco, a to Gołota, a to Łysy jedzie do Moskwy i kurcze w momencie wydania
płyty kawałki sa już zleżałe i srednio warte. (a Maciek ja tylko żartowałem?
tyż)
PS. myslę że jest to płyta nie za bardzo dla narybku tylko dla pokolenia 60-70
do którego mało co juz trafia bo target jest teraz w urodzonych w latach 80-
90 ;)))
ale wrócił żar w Kult a memłanie gitar się chyba juz skończyło i Tata dilera
juz nie straszy...
jest to najlepszy muzyczny komentarz naszych czasów..
Sorki za wielkie słowa wiem że do większości ta płyta nie trafi bo nie ma jak,
nie ma potrzeby u mnie ta potrzeba była wielka i kurcze nawet nei umim się
dobrze wyrazić.
Temat: Chomiczówka, Chomiczówka...
Chomiczówka, Chomiczówka...
Jakiś czas temu niejaki Sidney Polak nagrał kawałek o takim tytule, w którym
śpiewa o swojej rodzinnej dzielnicy czyli właśnie Chomiczówce. Ja zdążyłem już
tą piosenkę znielubić ale tylko za to że stacje radiowe puszczają ją minimum
raz na godzinę a co za dużo to niezdrowo; jak jej długo nie słyszę, to znowu
zaczyna mi się podobać:-)
Jaki to ma związek z Pruszkowem? Ano gdzieś głęboko w duszy żałuję że nikt nie
napisał takiego kawałka o naszym mieście a myślę że motywów by nie brakowało
(khe,khe;). Niestety sam nie przejawiam zapędów muzycznych ale może na forum
znalazłby się ktoś bardziej uzdolniony, kogo mogłoby zainteresować podjęcie
takiego pomysłu?
dla tej (prawdopodobnie) niewielkiej garstki, która jeszcze jakims dziwnym
trafem nie słyszała tego w radiu (choć przy tym natężeniu wciskania ludziom w
uszy nie wiem czy to możliwe;) załączam tekst "Chomiczówki". Może na forum
narodzi się tekst kawałka o Pruszkowie? Fajnie by było:-)
Chomiczówka
Chomiczówka, Chomiczówka, pierwsze wino, pierwsza wódka
Chomiczówka, Chomiczówka, pierwsza dziewczyna, pierwsza lufka
pierwsze imprezy, chlanie na balkonach
pierwsze próby z zespołem rockowym
pierwsze o życiu poważne rozmowy
pierwsze pomysły, co tu dalej robić
pierwsze porażki i pierwsze sukcesy
pierwsze życiowe prawdziwe stresy
pierwsze zazdrości i pierwsze miłości
pierwsze pogruchotane kości
pierwsze papierosy przy automacie
pierwsze pornosy w czyjejś chacie
pierwsza śmierć widziana na własne oczy.
Chomiczówka, Chomiczówka, pierwsza dziewczyna, pierwsza wódka
Chomiczówka, Chomiczówka, pierwsza motorynka - sztuka nówka
pierwsza saletra, asfaltu wybuchy
pierwszy szpan na zagraniczne ciuchy
pierwszy zegarek elektroniczny
pierwszy kontakt z dziewczyną fizyczny.
Chomiczówka, Chomiczówka, latem Izabelin, Truskaw
Chomiczówka, Chomiczówka, wysypisko radiowo, lotnisko Bemowo
Chomiczówka, Chomiczówka, tutaj przedszkole, szkoła sto-szóstka
Chomiczówka, Chomiczówka, pod huta liceum, inni zawodówka.
Roztrzaskany szybowiec na bloku, samobójczy skok zakochanej pary,
nie do wiary, religia w baraku na tyłach kościoła
bite butelki na zapleczu sklepu
zbierany butapren do słoików
pierwszy w rodzinie drogowy wehikuł.
Nie ma już Chomiczówki sprzed lat, wspomnień czad
wali w głowę jak, ołowiany grad
to prawda, minęło już, przecież kilkanaście lat,
czasu szmat, życia szarej codzienności bat, nagle spadł,
zabierając w przeszłość tamten świat, zabierając w przeszłość tamten świat.
Nie ma ludzi, których tu znałem, którym ufałem, niejedno zawdzięczałem
nie ma wrogów i nie ma przyjaciół, a każdemu los rożnie odpłacił
jedni patrzą się teraz zza krat, kilku już opuściło ten świat
innych zniszczył pieniędzy brak, jeszcze innych zmienił ich smak.
Każdy kamień to inna historia, w brudnej windzie - ja w krótkich spodniach
trzymam kapsle w kolorowych foliach, liczę piętra a głowa jest wolna
nie dotyczy mnie nic z tego co teraz,
żaden hajs ani krotka kariera - rocknedrolowego hochsztaplera
Chomiczówka, Chomiczówka, Chomiczówka, Chomiczówka...
Marii Dąbrowskiej, Conrada, Kwitnąca, Aspekt, Mistrzowska
Temat: pustka w życiu
pustka w życiu
Muszę się wyżalić. :-(
Od dłuższego czasu nie mogę sobie poradzić z uczuciem pustki. Kiedy patrzę na
swoje życie w sposób obiektywny to widzę, że mam powody do zadowolenia.
Studiuje i rozpoczęłam w miare ciekawy staż w fajnej firmie.
Jestem w związku z człowiekiem, którego kocham. Pomijając drobne dolegliwości
jestem raczej zdrowa. Jest kilkoro ludzi na których moge liczyć w razie
problemów. Teoretycznie jestem więc szczęściarą.
Natomiast od jakichś 3 tygodni nic mnie już nie cieszy. Bo moje studia są
nudne i kierunek mnie kompletnie nie interesuje (ale z drugiej strony brak
pomysłów na inne studia0. Z facetem coś się od dłuższego czasu psuje i wiem,
że jestem w jego hierarchii na 3 miejscu. Wiem, że stan zakochania przechodzi
wszystkim, ale żeby facet znudził się już po roku? :-( Widzę to po jego
czynach, bo słowne zapewnienia co jakiś czas się pojawiają- oczywiście żadne
poważne deklaracje, po prostu "kocham Cie". Kiedy słysze ten tekst od niego
mimowolnie się krzywie bo nie wierze już w szczerość tych słów. Nie wierzę, bo
za słowami nie idą czyny. Spotkania są 1-2 razy w tygodniu jak znajdzie czas.
Jeszcze 3 miesiące temu bardzo mnie to bolało i głowiłam się nad tym co zrobić
żeby znów było dobrze, żebyśmy byli ze sobą blisko.
Najgorsze jest to że już mi wszystko jedno. W dniu naszej pierwszej rocznicy,
ktorą spędziłam samotnie, coś we mnie pękło. Tego dnia nie czułam już nawet
żalu, po prostu pustka. Teraz ja też traktuje go tak jak on mnie, a może nawet
chłodniej. Teraz też spotykam się z nim tylko wtedy gdy mam na to ochotę. Nie
poświęcam już dla niego niczego. Stałam się tak jak on - egoistką w związku.
Nasz związek stał się układem, z którego oboje czerpiemy korzyści. Przeraża
mnie to jednak. Zawsze wierzylam w to, że miłość to, poza przyjemnością,
również pokrewieństwo duchowe, przyjażń, identyfikowanie się z drugą osobą i
obupólne poświęcenie. Teraz przestałam w to wierzyć. Nadal go kocham, ale
zawiodłam się na tej miłości.. :-( Jestem niby w związku, ale czuje się samotna.
Znajomi też niby są, ale już mi się nie chce wyjeżdzać pierwszej z
propozycjami spotkań. Poza tym taki czas, że wszyscy zajęci :-(
A ja siedzę kolejny wolny dzień w domu przed komputerem z czekoladą i odliczam
czas do poniedziałku, żeby wreszcie pójść na cały dzień do pracy i zapomnieć o
tej niewygodnej pustce w uczuciach.
Ech, nawet nie czuje się jakoś specjalnie smutna, tylko taka pusta w środku.
Wyprana z radości i entuzjazmu. Tak bardzo bym chciała znów cieszyć się z
całego serca.. Nie z dowcipu, filmu czy zabawnej sytuacji. Chciałabym znów
cieszyć się z własnego życia. Bo przecież powinnam..
pozdrawiam każdego kto dobrnął do końca..
Temat: 1.raz sie zakochalem-pytania
Gość portalu: Piotrek napisał(a):
> Czesc wszystkim! Mam 20 lat i w zeszly weekend pierwszy raz sie zakochalem
> (ze wzajemnoscia) w swietnej, o 2 lata mlodszej dziewczynie. Spotykalismy sie
> wczesniej juz od miesiaca, ale wlasnie w sobote pierwszy raz sie calowalismy.
> Jest to dla mnie nowe i bardzo ekscytujace przezycie, dlatego bylbym
> wdzieczny jesli skomentowalibyscie cala sytuacje i moje watpliwosci, gdyz nie
> wiem co mam o tym wszystkim sadzic.
>
> 1. Nie wiedzac czemu, powiedzialem jej 2 razy tego wieczoru, ze ją kocham.
> Sam nie wiem czy mozna to nazwac miloscia,ale tak bylem przejety i nie
> wiedzialem co powiedziec,że wlasnie tym tekstem sie do niej zwrocilem. A ona
> nic nie odpowiedziala, tylko dalej sie calowala. Czy to normalne, ze ja jej
> okazuje uczucia (niewazne czy szczere, czy nie),a ona nic?
moze i normalne? my sobie powiedzielismy od razu...
>
> 2. Ona caly czas chce sie ze mna lizac. W barze, na ulicy, w parku... Ludzie
> przechodza, zwracaja nam uwage, ale ją to nic nie obchodzi i dalej sie
> caluje. Widze, ze sprawia jej to (w przeciwienstwie do mnie) wrecz wielka
> satysfakcje i przyjemnosc. Poza tym odnioslem wrazenie, ze ma w tym juz pewne
> doswiadczenie-ja zadne... Czy to jest normalne? Czy u Was tez tak jest?
>
ja tez bez przerwy chcialam sie calowac z moim chlopakiem jak zaczelismy ze
soba chodzic. to moze dziwnie zabrzmi, ale bylam taka szczesliwa i zakochana,
ze to bylo az nierealne, i caly czas musialam sie upewniac (glaszczac,
przytulajac, calujac) czy on naprawde istnieje :)
> 3. Spotykamy sie tylko w weekendy,a przez reszte tygodnia do siebie namietnie
> SMSujemy. Sam nie wiem, czy wlasciwie dobrze postepuje TYLKO do niej smsujac.
> Moze powinienem zadzwonic? Ale z drugiej strony jestem malomowny i nie wiem
> czy rozmowa telefoniczna bedzie sie kleic? Czy Wasze kontakty sa podobne?
>
a zadzwon albo sie spotkajcie, pojdzcie na spacer, do kina, na bilard... ja
wariuje z tesknoty jak nie widze mojego ukochanego chocby 1 dzien!
> 4. Czy pierwsze zakochanie sie musi byc slepe? Jeszcze za nim to wszystko
> nadeszlo, balem sie tego, ze zwariuje na punkcie mojej przyszlej dziewczyny,
> a teraz widze, ze tak nie jest. Bardzo mi sie ona podoba, zalezy mi na niej,
> moze nawet kocham ją, ale nie szaleje za nia i nie wiem czy to rowniez jest
> normalne?
to chyba znaczy ze to taka bardziej dojrzala, spokojna milosc, a nie
zauroczenie.
>
> Sorry, za te "normalne" pytania, ale chcialbym porownac moja sytuacje do
> Waszej i jestem ciekaw czy ona to traktuje na powaznie? Czy wogole tak moze
> byc, ze dziewczyna tylko chce sie z chlopakiem spotykac, po to, zeby sie
> calowac i poza tym nie mowic o swych uczuciach do niego? MImo,ze ja jej o
> swoich caly czas mowie i ją adoruję. Zreszta ona jest gadatliwa i caly czas
> opowiada o sobie, ale nie o nas.
moze z podeksytowania/ podenerwowania? mysle ze przejdzie... wszystko to
normalne.
>
> Aha i jeszcze jedno pytanko:
> Poprosilem ją, zeby za tydzien przyniosla mi jakies swoje zdjecie - nic nie
> odpowiedziala... Czy, zeby ją jakos zmotywowac do tego, mam bez zapowiedzi
> dac jej swoje?
daj
>
> JEszcze raz dziekuje za wyrozumialosc, bo pewnie sa to bardzo banalne pytania
> i problemy, ale dla mnie to wszystko jest nowosc i nie wiem co mam o tym
> sadzic.
>
fajnie ze sie w ogole zastanawiasz,
powodzenia i szczescia!
> Pozdrawiam!
> Piotrek-20
Temat: ile lat miały Wasze dzieciaczki kiedy
Mamisiu, powiem Ci coś, nie zadreczaj się myślami, że gdybys nie poszla do pracy....
Ja byłam w domu, od samego poczatku wlasciwie, jeszcze prawie rok przed ciaza.
Mialam pol etatu, czyli wlasciwie bylam w domu. Gotowalam obiad z dwoch dan,
pieklam ciasta, robilam desery, cieple kolacyjki przy swiecach, sprzatalam,
pralam, prasowalam. Potem urodzilam dziecko, moze potem juz nie pieklam tak
czesto ciasta (kupowalam) i nie bylo tak czesto kolacji przy swiecach, ale wiem,
ze jestem dobra gospodynia. Potem urodzilam drugie nasze wymarzone dziecko.
Spelnilo sie nasze marzenie, cudowna, udana parka. Dalej na wychowawczym,
zajmowanie sie dziecmi, domem, obiadki. Mąż super, pomagal, staral sie, ja
delikatnie wciagalam go w wieksze zaangazowanie obowiazkami domowymi i
zajmowaniem sie dziecmi. Owszem bywalo róznie, ale nie zebym pomyslala ze jest
miedzy nami zle. dzieci ruszyly do przedszkola, ja wrocilam na pol etatu.
Dostalam propozycje lepszej pracy, na caly etat, ale dla mnie bardzo
satysfakcjonujacej. W maju tego roku poczulam ze nic mi do szczescia nie brakuje
(choc mieszkania wlasnego nie mamy, ale jakies tam widoki sa), dzieci zdrowe,
cudowne, odchowane, ja bede miala super prace od wrzesnia, z mezem fajnie,
wreszcie poczulam sie taka wolniejsza od dzieci, bo sa bardziej samodzielne, juz
mialam plany jak to sobie wreszcie z mezem moze choc na weekend sami gdzies
wyjedziemy. A tu nagle jak grom z jasnego nieba on mi mówi, ze od roku mnie
zdradza!!! I nie mowi dlatego, ze chce przebaczenia, chce ja zostawic, wrocic,
tylko poprostu, bo nawet nie chce zostawic mnie! Świat runął! Dwoje dzieci
ubóstwiających ojca! Ja uzależniona od jego milosci! A on, choc widzi ze mnie
zranil, nie umie sie zdecydowac, wydaje sie ze chce ciagnac taka sytuacje.
Przeciez to paranoja. Na nic tłumaczenia, prośby, goźby. Juz nie mam siły, nie
chce juz słuchac jak bardzo jest tam zaangazowany i nie chce jej ranic. Nie chce
słuchac ich telefonicznych pogawędek, i slyszec tysiac razy dziennie
przychodzacych smsow. Tak, kocham, za bardzo, ale z kazdym dniem widze obok
siebie obcego czlowieka, i czuje ze z kazdym dniam moje uczucie zmienia sie, maleje.
Wybacz ze sie tak rozpisalam.
Tez podjelam decyzje o rozwodzie. Nigdy w zyciu nie bylo mi tak ciezko. Po
dziesiatkach rozmow z nim, widze ze nie ma sensu. Chcialam ratowac, ale muszą
chciec obie strony... Tez nie moge spac, jesc... tylko myslec moge, a to
najgorsze. Tez czuje sie przegrana, na calej lini...
Ale wiem, ze nie umialabym byc z nim dla dobra dzieci. Nie widze w tym zadnego
dobra. Juz nie czytam tekstow jak rozstanie odbija sie na dzieciach, jak to
pzrezywaja, bo nie wstalabym wiecej z łózka. Moje maja 5 i 7 lat, przed synkiem
start w szkole, czyli jeden stres wiecej
Bede walczyc o to, zeby dzieciom ten szok i cierpienie zminimalizowac. Mam
nadzieje, ze on bedzie chcial tego samego.
Temat: Trzynaście minut
Całkiem niezłe. Ale nie dość dobre, przekonywujące, plastyczne. Wiem to wielkie wymagania, ale styl masz ok. wiec warto.
A fakty
//Rodzice dają mu sto tysięcy i dali bogate, chociaż nudne i bez miłości dzieciństwo. No nie kupuję tego, wczuwając się. Laborantka, to raczej nie ma klawego życia i dużych dochodów. Fizyk kwantowy może już bliżej, ale nie setki tyś dolarów i więcej... Luksus z dzieciństwa, Brak przykładów. w WIEKU dziesięciu lat wysłali mnie na , do , dostałem czy inna opowieść byśmy mogli odczuć, że było bogato... i wczuć się w jego życie. //
Kawałek twojego tekstu
Kiedy skończyłem osiemnaście lat i osiągnąwszy tym samym pełnoletniość, bynajmniej/co to słowo znaczy tu, tu nic, wprowadza chaos. Rozumiem że chodzi o Taką //formalną dorosłość// określoną urzędowo w Europie i Francji/ we Francji i to zdecydowało o podjęciu konkretnej decyzji do której był/nie był według siebie gotowy? postanowiłem moim rodzicom powiedzieć co w życiu zamierzam robić. Byli wielce rozczarowani, wściekli, że nie podążę drogą którą sami mi planowali od wczesnego dzieciństwa. Kiedy dowiedzieli się, że chcę pisać książki wyśmiali mnie, dali czek na sto tysięcy dolarów i wygnali z domu. Dla mnie tyle pieniędzy starczyło w zupełności, z kolei oni przepełnieni nienawiścią do mnie za to, że nie zaopiekuję się „owocem ich żywota” //jaki to owoc, pozwól to poczuć czyte3lknikowi// //raczej dali mi możliwość ucieczki /w domyśle od nich// wyrzucili mnie z domu zostawiając mnie z sumą może i dla nich śmieszną, ale dla mnie w pełni zadawalającą. Pozwoliła mi ona na rozpoczęcie nowego życia, lepszego życia /lepszego życia /stan dokonany, jednoznaczny/, czy wydawało się mu wtedy, że lepszego życia?//. Życia pisarza, które to zawsze mi się tak marzyło /za często ten ogólnik, życie pisarza, co to znaczy, czy picie z ludźmi, jakaś bohema, ciężka praca i podziwianie życia , oglądania go i próba zrozumienia? Za czym tęsknił? Chciał podziwu, kobiet, dźwięków miasta, dzielić się swoim spojrzeniem na świat, szukać i opisywać to co piękne, straszne/. Rodzice wyrzucili mnie z domu zapewne z nadzieją, że z czasem powrócę obdarty z ubrań i będę ich prosić o przygarnięcie, lecz to nigdy nie nastąpiło.
Zgodnie z moimi marzeniami i planami, które snułem już od kilku lat, postanowiłem udać się do USA, a konkretniej /to brzmi tuzinkowo, a konkretniej tak jakoś, a bardziej konkretnie... naprawdę... to dlaczego tam chciał pojechać?/ do miasta moich marzeń, Nowego Jorku /Co takiego dla niego było w tym mieście? Dla mnie miasta molocha, przestępczości i brudu?/. Mając sto tysięcy dolarów na koncie w banku, angielski opanowany w stopniu zaawansowanym, ogromne ambicje, w końcu rozpocząłem własne, niezależne życie, z dala od ludzi, którzy zepsuli mi prawdopodobnie najlepszy /najlepszy dotąd, rozumiem/ okres mojego życia.
I mimo że fajnie napisane, nie wciąga, a czytanie sprawia wysiłek. Prostrze zdania, bez ozdobników, bo to ci nie wychodzi. Opisy tego co mówisz i chcesz byśmy uwierzyli, że jest to prawdą. Czyli przykłady.
Temat: Zdobyc sie na wysilek
Wejscie II
cd:
> ) ) Czyjas akcja rodzi taka a nie inna moja reakcje. Oczywiscie, moge zakazac
> ) ) sobie odpowiadania w ten czy inny sposob. Tylko czy nie jest to, po
> ) ) pierwsze, ograniczanie sobie mozliwosci ruchu (w imie czego?),
> )
> ) W imie niekrzywdzenia drugiego?
> ) Nawet, jesli to ma mu wyjsc na dobre, to skad wiadomo, ze twoje dobro ma
byc
> ) dobrem dla niego?
>
> Nigdy nie wiadomo. Wklejam obok bardzo ladny fragment "Cyberiady" Lema,
> (opowiadanie "powtorka", acz w tej samej ksiazce jest jeszcze pare fajnych
> rzeczy o uszczesliwianiu bliznich, np. w "kobyszczeciu") tam jest bardzo
> ladnie o wzgdlednosci "czyjegos dobra".
> (chcialem strescic, ale wyszlo mi niewiele krocej niz oryginal)
To, ze kategorie 'dobry' i 'zly' sa przerazliwie wzgledne (nie tylko pod
wzgledem kulturowym, ale tez po prostu indywidualnym). No i? Wystarczy
(nananana) wrazliwosc, uwaga i milosc, zeby nie zawracac sobie glowy problemem
miekkosci kamieni.
> forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=210&w=8352634&a=10331594
>
> Z tego co tam napisane, dosc jasno wychodzi, ze przyjmujac rozny punkt
> widzenia i rozny horyzont trzeba delikwenta na przemian kopac i glaskac. :")
> Tak naprawde nigdy nie wiesz, czy Twoje niewinne "dzien dobry" nie spowoduje
> czyjejs katastrofy (zdarzenie mozliwe, a jakze).
Generalnie, to nigdy nie wie sie nic naprawde. Nigdy.
> Stad moja proba sluchania intuicji, nawet jesli rozsadek mowi ze to nie do
> konca "to".
> Jesli mam ochote kogos np. wyszydzic - robie to, odkladajac na chwile na bok
> py tanie czy "powinienem". Staram sie tylko patrzec uwaznie na efekty i
> uczyc...
Hm. Problem z intuicja (ja tak w ogole to popieram i sama sie staram) jest
taki, ze ja bardzo latwo pomylic z wlasnym chciejstwem. Czy to intuicja mowi
mi, ze mam zjesc batonik czy tez raczej co innego? Albo: czy to intuicja mowi
mi, zeby kopnac kogos w nerki czy... itd.
Druga sprawa: uczyc, tak. Popelnianie bledow jest ok - nikt nie umie
wszystkiego od razu. Tylko jesli sie uzywa narzedzi, ktore powoduja silne razy,
to moze troche ta skorka niewarta wyprawki?
[oswiecenie wycielam, bosmy sie krecili w kolko]
> ) ['Oko nigdy nie spi']
> Jest juz zeskanowane, w fazie opracowywania. Jesli dobrze pojdzie, do konca
> tygodnia bede mial gotowe.
Ekhem. Przypomne sie niesmialo.
> ) Mozemy sie spierac o nasze opinie o prawdzie, a nie o nia sama.
> ) Obojetnie od tego, czy wierzyc w istnienie prawdy obiektywnej, kazdy tak
> ) naprawde ma swoja.
> ) Jak mowia Hawajczycy - 'rzeczywistosc jest taka, jaka myslisz, ze jest'.
>
> Albo: "nikt nie zyje w swiecie, kazdy zyje w swoim swiecie"
A pytanie, czy swiat-jako-taki (=obiektywny) w ogole istnieje, pozostaje smutno
otwarte.
> ) Dysponujemy oczywiscie argumentami i dowodami, przemawiajacymi akurat za
> ) tym modelem, ktorysmy wybrali, ale co z tego?
> ) Wybor modelu to kwestia wiary i nie zawsze (a raczej - rzadko)
> ) uswiadamianych oczekiwan.
>
> Totez tym fajniej jest gdy tak sobie rozmawiamy, wlasciwie nie wiedzac sami
> jakto sie ma do rzeczywistosci. Bo wiara do rzeczywistosci ma sie nijak.
Poprawka: _moze_ sie miec nijak. Nawet, jesli sie gmera sitkiem do herbaty w
oceanie, to czasem udaje sie cos wylowic.
> ) ) [definicje]
> ) No to jak sie to - konkretnie - osiaga, to poczucie? Bo ja tez bym chciala.
> ) Skoro wysilek rozwoju duchowego i/lub emocjonalnego jest psu na bude...
>
> Moim zdaniem kwestia zwrotu optyki. taki ladny tekst:
> "poszukiwacza wolnosci zapytano - 'kto cie wiezi?'.
> - 'nikt mnie nie wiezi' - odparl
> - 'wiec dlaczego szukasz wyzwolenia?' "
>
> Ale w sumie chyba sie wycofam z tej wolnosci na rzecz prostej uwagi i
> rozumienia. (wolnosc jest konsekwencja tychze)
'Rozumienia'?! Chyba braku pytan.
Zamiast 'dlaczego trawa jest zielona? i dlaczego niebo jest niebieskie?' -
'leze na zielonej trawie i gapie sie na niebieskie niebo'.
[Wilber poszedl sie bujac, bo nie mam nastroju]
> A dalej tylko sugerowalem, ze zamiast pokojowki mozna wziac pania ktora
> dochodzi na godziny (jak to brzmi!) - sprawdza sie.
Nie kazdemu. Ja we wczesnej mlodosci pracowalam jako taka pani, wiec teraz moja
proletariacka krew sie burzy przeciw temu, abym lezala na kanapie, kiedy wokol
mnie krzata sie pani ze sciereczka do kurzu. Nie umiem, zwijam sie z poczucia
winy.
Uklony,
Krolik-Z-Kapelusza.
Temat: przegralem życie
Gość portalu: Oleńka napisał(a):
> Dlaczego zawsze tak długo piszesz???
Nie zawsze.
Pomijam twoje wycieczki w moja strone. Nie na ten temat watek. Twoja opinia na
mój temat jest mi obojetna. Daruj sobie.
> Truizm. Kazdy przypadek jest indywidualny i nieporownywalny z drugim - w
> sytuacji, kiedy lubi się małżonka i da się żyć razem bez szkody dla dzieci
> oraz kiedy ma sie wewnetrzną potrzebę wychowania dzieci w pelnej rodzinie i
> jest sie w stanie czekać, nalezy tak zrobić. W pozostalych - mniejszym zlem
> jest rozwod.
Truizm. Rzeczywiście.
Jakiej pełnej rodzinie?? Gdzie rodzice to dwoje obcych sobie ludzi?? A jedno ma
drugiego partnera "na przychodne"? Mówisz o stanie prawnym czy sytuacji
faktycznej?
> Nie wierzę, że mozna widziec analogię miedzy tymi przypadkami....
> W tamtej sytuacji podjeto juz decyzje o odejsciu! Dziewczyna nie chciala być
> z tamtym chlopakiem i jedyne, co mogl zrobic, to zaczac myslec o pozytywnych
> stronach sytuacji. Jak Ty mozesz tego nie lapać? poza tym dzieciak był
> dzidziusiem...
Przecveiz nasz autor tez już nie chciał byc z żoną. Nie zauwazyłaś? Tylko tamta
kobieta nie chciała żyć w zakłamaniu, podjęła decyzję. Nie jęczał ż edl adobra
dziecka będzie znim sie męczyć następne 20 lat.. (Dziecko to był 2,5-latek a
nie dzidziuś. To wiek gdy dziecko jest BARDZO związane z ojcem..)
> Chrzanisz. Nic nie wiesz o jego motywach. Na jakiej podstawie zakladasz, że
> nie kierowal sie tym dobrem? Bo znasz kogos takiego?
Dla dobra dzieci nie ma nic lepszego niż spełniony szczęliwy rodzic. DLATEGO.
A na szczęście nie znam takiego faceta. Przynajmniej osobiście.
> Wiesz, powiem szczerze - czuje się kims lepszym od Ciebie.
Prosze bardzo. Czuj sie. :D (Nie uważasz że to naiwny tekst?)
> Bez wzgledu na jego oceny nie istnieje bezposredni zwiazek pomiedzy jakoscia
> malzenstwa rodzicow a zwiazkami dzieci. Nie mowiac juz o tym, że fajnie sie
> tak papla z perspektywy czasu, kiedy to nie Ty lata temu bylas w sytuacji,
> kiedy trzeba bylo podjac decyzje, nie procesor?
Czy jestes doświadczona psychoterapeutka, która po zakrojonych na szeroka skalę
badaniach, wygłasza swoją opinię w oparciu o ich wyniki??
Moge sie tylko uśmiechnąć, czytając wypowiedź.
> Jedni mieli pieklo inni nie.
> Nie masz żadnych ale to absolutnie zadnych podstaw by stawiac teze, ze dzieci
> autora watku zyly w piekle. Szczerze mowiac, uwazam to, co piszesz, za
> malostkowe i podle.
Piekło to nie tylko awantury. Nie tylk ciche dni. To brak miłości między
rodzicami.
Ja uważam zaś że to co piszesz jest przykłądem relatywizmu moralnego.
> Jak wyzej - bzduta i Twoje wishful thinking.
> O cholera! To i to nieprawda, ze zona go nie chciala?
Tak sie dziwnie składa, że kobiety które "nie chcą" swoich mężów mają swoje
powody? Czy on starał sie zawalczyć o swój związek? Wycofanie fizyczne jest
zwykle związne z wycofaniem psychicznym.
> Znasz ich, procesor, czy masz taka nieladna dusze?
Znasz ich? Wiesz jaka mogłaby (zanaczam- MOGŁABY!) być opowieśc jego żony?
Biore pod uwage że znamy relacje tylko jednje strony. Może ta zona to jędza. A
może kobieta której mąż wycofał sie emocjonalnie z ich zwiazku w momencie gdy
ona przezywała kryzys.
Jaka jest moja dusza? Nie martw sie o nia, wszak nei wierzysz w istnienie
czegos poza tym swiatem, dobrze pamiętam?
> Absurd nad absurdy. Wylicz jeszce kilka plusow, a ja Ci zaraz wylicze, co
> stracil. Co za bzdury.
> O, tak, tak, napewno. Napewno ich zwiazek by się rozlecial. Juz Ty to wiesz,
> moja Tereniu :)))) co za wiara w ludzi :D
Nadinterpretacja. Uważam że powinien przed laty rozwieść sie. I niechby był po
dzis dzień szczęśliwy. Może i zona znalazłaby wspaniałego faceta?
> O! A gdzie to przeczytałaś?
Poszukaj. Jak narzeka na los nieprzychylny.
> A z tego, co ja wiem da, jesli zona nie bedzie oponować.
Być może.
> Btw, po co komu rozwod? Decyzja dotyczy (ewentualnie) z kim być, a
papierologia jest wtorna.
Dokładnie to napisałam. Znowu nie czytałaś uwaznie?
> Zapomnialas o najwazniejszym: nauczyc sie od procesor permanentnej pewnosci,
> co jest sluszne.
Gdbys kiedykolwiek czytała mnei nietendencyjnie to wiedziałabyś że daleko mi na
ogół do pewności. Właśnie dlatego że nie wiem jak wyglądałby relacja żony o tym
związku nie mogę byc pewna jak przyjąć żale autora.
Swoja droga - współczuje mu. Tyle zmarnowanych lat. I nadal nieumiejetność
podjęcia decyzji w którą strone iść.
> Bzdura. Autor watku nie jest mną. jesli rozumiesz, co mam na mysli.
Ma facet farta. Nie da sie ukryć.
Strona 3 z 3 • Wyszukiwarka znalazła 136 wypowiedzi • 1, 2, 3