Wyświetlono wypowiedzi wyszukane dla słów: Fartuch lekarski
Temat: na medycynie..
Ciesz się wakacjami
W ubiegłym roku dostałam się na Wydział Lekarski AM w Warszawie. Pochodzę z
Warszawy, tu mam znajomych, przyjaciół i nie wyobrażam sobie życia w innym
mieście. Poza tym tu mam dom, za który nie muszę płacić i sama dbać o to, aby w
lodówce było coś oprócz musztardy. Cieszy mnie też fakt, że jest tu mnóstwo
szpitali, w których można robić praktyki, są specjaliści, których w mniejszych
miejscowościach nie ma, a od których można się wiele nauczyć.
Wiadomo, że na medycynie jest dużo nauki. Jednak nie spodziewałam się, że już na
pierwsze zajęcia trzeba będzie opanować 150 stron słynnego Bochenka, a pierwsze
kolokwium z osteologii, na które wydawało się niemożliwością opanować taką ilość
materiału - będzie tym najprostszym i tym, gdzie jest najmniej do zapamiętania.
Jednak teraz, po 7 miesiącach nauki nie rozumiem również ludzi, którzy mówią, że
medycyna to 6 lat wyjętych z życia. Jak ktoś chce, można znaleźć czas na
imprezy, kino, teatr i przyjaciół.
Kandydatom radziłabym rozwiązywać testy typu nowa matura i to dużo, bo tylko one
przygotują do sposobu udzielania odpowiedzi pod klucz. I cieszyć się
najdłuższymi wakacjami w życiu.
Magda
Tatuś nie pomoże
Jestem na 3 roku AM we Wrocławiu. Mieszkam 5 km od Wrocławia, więc studia tu to
dla mnie najlepsze wyjście. Wielu moich znajomych także kierowało się tym
kryterium (chyba że zdawali do miast, w których był niższy próg, a na 2 roku
przenieśli się do Wrocka). Osoby, które mają dalej (znajomi np. z Radomia,
Grudziądza, Ełku) podkreślają, że Wrocław to piękne miasto, w którym kwitnie
życie studencko-imprezowe. Poza tym jest bardzo przyjazne, po miesiącu każdy
czuje, jakby się tu urodził. To, czy zdasz egzamin na AM we Wrocku, zależy tylko
od tego, ile umiesz, a nie, jakie masz znajomości. Znam wielu synów asystentów,
adiunktów czy nawet profesorów tutejszej AM, którzy się nie dostali i są na
studiach płatnych! Na tej podstawie śmiem twierdzić, że nie było oszukiwania
przy rekrutacji. Tak samo jest w trakcie studiów: umiesz = zdajesz, nie umiesz =
polewasz albo masz fuksa na teście i tutaj również mamusia, tatuś czy ciocia
kierownik katedry nic nie pomoże.
Gosia Ilnicka
Śpij na zapas
Na AM w Poznaniu zdawałem w 2003 r. Jest najbliżej rodzinnego Leszna, a fakt, że
tutejsza akademia była uznawana za najlepszą w Polsce był pewnego rodzaju
wyzwaniem. Nigdy nie żałowałem tego wyboru, choć dochodziły mnie słuchy, że w
innych miastach jest łatwiej, że tam student traktowany jest bardziej ludzko.
Myślę, że każdy student medycyny czasem zastanawia się, dlaczego się na to
zdecydował: stres, niedospanie, ogrom stawianych wymagań, życie towarzyskie i
kulturalne zepchnięte na margines. Na dodatek na początku studiów kontakt z
oddziałem i chorymi jest znikomy, można nie zauważać celu tego wszystkiego.
Kiedy mam okresy zwątpienia, najlepszym lekiem jest założenie fartucha,
słuchawek i pójście na oddział. Praca z pacjentami daje naprawdę mnóstwo
satysfakcji, warto męczyć się na studiach, by móc pomagać tym ludziom.
Tegorocznym kandydatom na AM w Poznaniu życzę dobrego wykorzystania wakacji, bo
to jedyne takie w ich życiu. Proponuję też wyspać się zawczasu, a na samych
studiach nie robić sobie zaległości. Przy natłoku zajęć bardzo ciężko
jednocześnie zajmować się aktualnymi i zaległymi rzeczami. Radzę też regularnie
się wysypiać zawsze wtedy, kiedy można, bo przewlekłe zmęczenie i tak wszystkich
dopadnie, ale im później, tym lepiej.
Bartosz Żuchowski
Temat: Ach Ci nasi wspaniali Lekarze...
Ach Ci nasi wspaniali Lekarze...
Jeśli pozwolicie i ja się wypowiem.
Na wstępie zaznaczam, że wśród tego lekarskiego pospolitego ruszenia na pewno
są jakieś jednostki prawe.
Obserwując ostatnio poczynania stanu biało - fartuchowego nie mogę oprzeć się
wrażeniu, że nasi cudowni, wspaniali, wyedukowani lekarze czują się w naszym
pięknym kraju wielce pokrzywdzeni. "Mało, mało i mało", "Bo nam się należy",
"Bo my tak ciężko pracujemy", czy wreszcie "Bo na zachodzie to specjaliści
zarabiają"...
Widząc to wszystko i znając troszkę to środowisko nie mogę się oprzeć
brutalnemu stwierdzeniu, że ta specyficzna kasta jest największą zorganizowaną
mafijną rodziną. Może ja prosty człowiek jestem, ale przytoczę poniżej kilka
argumentów dlaczego tak się mi jakoś rozumuje...
Argument pierwszy:
Tak białe fartuchy narzekają na pensje w szpitalach. Kiedy pospolity człowiek
chce się zapisać na prozaiczne badanie (np. echo serca) po otrzymaniu
skierowania z przychodni dowiaduje się, że owszem badania mieć będzie, ale za
2 miesiące bo nie ma wolnych terminów. Oczywiście idąc prywatnie do tego
samego lekarza i po uiszczeniu opłaty wystarczy przybyć dnia następnego pod
gabinet, zapukać, zaanonsować się i już... Badanie dokonane, wyniki niebawem a
wszystko na sprzęcie za publiczne pieniążki. Oczywiście owe parę złotych za
wizytę to się należy, ot to taka "legalna łapówka", którą wręcz trzeba pobrać
bo inaczej nie wypada (w tym miejscu szacunek dla lekarzy mających prywatną
praktykę i SWÓJ WŁASNY sprzęt diagnostyczny). Podobnie sytuacja ma się z
wszelkiego rodzaju zabiegami. Jak trzeba, to miejsce się PO wizycie u doktora
znajdzie na oddziale i zabieg też się jakoś w harmonogramie zmieści.
Argument drugi:
Rzecz się tyczy prywatnych gabinetów, do których to zgodnie z prawem
podatkowym winno się wprowadzić kasy fiskalne. Wielkie larum się zrobiło, no
bo jak to, bo po co i dlaczego! Przecież obligatoryjny fakt przyjmowania
pacjentów ponad wynegocjowany z kasą limit jest normą. Ale żeby podatki od
tego płacić? No jak to tak, przecież ja lekarz jestem! Ja podatków płacić nie
muszę.
Argument trzeci:
Nieco to sprawa oklepana, ale kwalifikacje co poniektórych artystów swojego
fachu pozostawiają wiele do życzenia. I to nawet tych co to szumnie dr przed
resztą swego tytułowania noszą. A powiedzieć takiemu, że może jednak nie do
końca ma racje i może by to jednak jeszcze przemyśleć, toż to zbrodnia
niesłychana, że Ty pospolity chamie śmiesz pouczać Pana. I nawet gdy
specjalistów wielkich pięciu, a każdy z diagnozą inną, to przecież każdy z
nich ma rację. Ale ODPOWIEDZIALNOŚĆ za swoje czyny i diagnozy? No jak to ja?
Przecież ja tylko lekarz jestem. Mam prawo do błędu, jak każdy człowiek, choć
takim samym się nie czuje... No bo ja jednak lekarz jestem...
Argument czwarty:
Nasi biało - fartuchowi czują się wiecznie niedocenieni i poniżani. Sugerują,
że na zachód się rozjadą i basta. Bo tam mają tak i tak. I szacunek społeczny
i każdy jest grzeczny. Tak sobie myślę, przecież nikt im nie broni, niech jadą
nasi biali gwardziści z placu zwiotczającej broni. To idąc na studia
(bezpłatne) nie wiedzieli, że Polska jest budowana w takim a nie innym
systemie? Może śladem tych wielkich mędrców wszyscy wyjedzmy, bo Polska to
przecież nie jest kraj dla tych lepszych? Ale oni już tak zawsze... Bo
przecież to wyższa klasa, a tacy to mogą wybrzydzać...
Wybaczcie moi mili, biali koledzy... Ale w "dupach" wam się poprzewracało (ale
wam przecież może, jak coś to pielęgniarka może łaskawie pomoże)...
Temat: Najbardziej żenujące zachowania znajomych...
a oto 2 zapamiętane przeze mnie idiotyczne sytuacje, w wykonaniu wrednego
dziadka mojego bylego(od dawna byłego:))
przychodzę do rodzinki byłego w święta bożego narodzenia. jego rodzice, on,
siostra z mężem i sławetny dziadek. było to kilka lat temu, w tv leci 13ty
posterunek, serial którego nie cierpiałam, a dziadek wręcz przeciwnie.
w owym serialu wystepowała jakaś wysoka i długonoga blond aktoreczka, ubrana
zawsze w maleńką miniówkę.
ja jestem "wysoka inaczej":) mam bardzo ciemne włosy i do tego rzadko chodzę w
spódnicach.
dziadek na cały głos, siedząc przy stole, zwraca się do byłego: patrz XXX, jaka
piękna ta laska w telewizorze, wyglada jak blondowłosa bogini! a jakie ma nogi
no popatrz! taką byś sobie laske znalazł! zadzwoń do niej albo wyślij list!
poczułam sie taaaaka malutka, niższa niż zazwyczaj:) były tylko na mnie łypnął,
a cala rodzina gapi sie na mnie. po prostu sie nie odezwałam, i spokojnie
jadłam mój bigosik. kiedy dziadunio sobie w koncu poszedł, mamcia byłego
zaczęła mnie przepraszać, bo dziadek to juz taki jest, trzeba mu wybaczyć.
**************
mineły 2 dni, przychodzę znów, kolejna rodzinna biesiada przy stole. zaznaczam,
że zjawiłam sie tylko dlatego, ze były powiedział ze dziadka na 100% nie będzie.
wchodze a tu kto? dziadek zrywa sie na równe nogi i wrzeszczy do mnie(głos miał
naprawde donośny): na kolana klękaj! to ja tu na ciebie czekam, chce
porozmawiać z przyszłą synową a ciebie nie ma! klękaj i przepraszaj mnie teraz!
juz na kolana!czekam,już już! i tak w kółko.
zbaraniałam, popatrzyłam sie na jego mamcię z tatuńciem, którzy wyraznie
czekali na moją reakcję i bez słowa poszłam do domu.
****************
ja i moje 2 przyjaciółki siedzimy w pizzerii. zjadłysmy, omawiamy kolejne
przewidziane na dziś "punkty programu". podchodzi do nas kelner z pytaniem czy
coś jeszcze zjemy, wypijemy. koleżance odbiło i mówi do niego: sorry, we don't
speak polish, po czym spokojnie wyłuszcza nam swoją propozycję.
wpomniana przjaciólka należy do osób niesamowicie roztrzepanych, wiecznie nie
zdążających na czas. rok temu miałam operacje. po kilku dniach można było mnie
odwiedzić.
mój chłopak(siedział od rana przy moim łóżku) odbiera telefon od B: na jakim
goska leży oddziale? bo ja już jade, tylko jej coś kupię.
moje kochanie(nazywane od tej pory MK:) mowi: na oddziale xxx, PRZY JÓZEFA
(ulicy)
za pół h odbiera kolejny tel
B: ale tu ne ma takiej ulicy!
MK: jak nie ma jak jest! przeciez tu siedze!
B: achaaaa, racjaa! które piętro?
MK: 1 piętro, sala nr 2, zresztą zapytaj pieleginiaerk gdzie lezy Małgorzata P.
B: no jassne, juz lece, zaraz będe
za 15 minut kolejny tel:
B: ale tu nie ma gośki!
MK: JEST!!! JA JESTEM I ONA TEZ!!
B: no ale ja wchodze na oddział i sie pytam gdzie jest SIWA(moje stare
przezwisko, z czasów kiedy mialam włosy koloru ciemny blond), a one ze tu taka
nie leży!
MK: pytałaś gdzie jest siwa czy małgorzata P?
B:aaaaa no patrz! zaraz sie zapytam
10 minut i tel dzwoni:
B: nie ma tu takiej! a ten oddział na ktorym miała leżeć jest na 4 pietrze!
moje kochanie nie wytrzymało i mówi:
słuchaj, wyjdż na józefa to cie zaprowadze, po czym wychodzi z sali.
po 20 minutach zjawia sie wkurzony i mówi, że jej nie ma.
dzwoni: B, gdzie ty do cholery jesteś czekałem na ciebie!
B: No przeciez stoje przy Józefie! to ciebie nie ma!
MK: Przy jakim Józefie ty czekasz? chyba na ulicy Józefa!
dla wyjaśnienia dodam, że w Szczecinie jest kilka szpitali. Koleżance pomylił
sie szpital przy ulicy Józefa z figurka jakiegoś świetego stojącą przy innym
szpitalu, tam własnie czekała:))
ale to nie wszystko... MK wyszedł po nią przed szpital, żeby znów gdzies nie
zabłądziła. docierają na oddział. B szkoda było złotówki na takie foliowe
kapcie, które trzeba zakładac na buty, więc zaczęła grzebać w śmietniku
wiszącym na ścianie, w poszukiwaniu pary w jednym kolorze. a tu śmietnik bęc!
na podłoge, wszystko się wysypało, zbiegaja sie pielęgniarki. moj chłopak
czerwony ze wstydu:)
następnie B, jezdziła na wózku inwalidzkim po korytarzu i biegała po salach w
znalezionym fartuchu i czepku lekarskim....
mam jeszcze pare ciekawostek, ale palce zaczynają mnie juz boleć:)
Temat: operacja się udała, pacjent zmarł???!!
Rozumiem, że rodziny pacjentów sa w stresie, zwłaszcza gdy chodzi o
ciężka/nieuleczalna chorobę najbliższych, ale....są granice!
W tej chwili jestem na zwolnieniu( sama mocno przeziębiona), mialam już chyba
ze 4 telefony na prywatną komórkę, od rodzin pacjentów. Zadają pytania na które
nie potrafię odpowiedzieć będąc w domu, mają pretensję, że ich bliski został
przkazany innemu lekarzowi. Czy woleliby, żebym zaraziła paskudną infekcją ich,
i tak ciężko chorych, krewnych?
Każdy człowiek ma określone godziny pracy. Urzędnik nie udziela informacji np.
o wypełnianiu PIT-ów w domu przez telefon a do tego w nocy! Do lekarza dzwoni
sie o każdej porze dnia i nocy. A, że przy okazji wyrwie się go z głębokiego
snu, obudzi współmałżonka, dziecko - to juz nieistotne. Dany w dobrej wierze
telefon komórkowy jest bezwzględnie wykorzystywany . Ja np. mam telefon i
komórkowy i domowy wychowawczyni mojego dziecka i do głowy by mi nie przyszło,
aby wydzwaniac do niej w sprawach, które mogę załatwic na wywiadówce. Po prostu
byłoby mi wstyd - pacjentom i ich rodzinom nie jest.
Na fartuchu mam identyfikator ze zdjęciem. Na sali jest tabliczka z moim
nazwiskiem jako lekarza prowadzącego, na drzwiach pokoju lekarskiego wisi druga
tabliczka informująca, ze w nim "mieszkam", każdemu nowoprzyjetemu choremu
zwykłam była się przedstawiać - nie jestem więc osobą anonimową!
Zamiast wszystkich dookola oskarzać o branie łapówek ( kopert z pieniędzmi)
możecie nie dawać albo poinformować stosowne organy!
Nie twierdzę, że nikt nie bierze pieniędzy, ale zdecydowanie częściej lekarzom
wręcza się: pędzony bimber, przeterminowane ( albo nawet takie , które mają w
miarę aktualną datę ważności)czekoladki , brendy- zwane szumnie "koniakiem",
kawę, herbatę, kwiaty( równiez doniczkowe), całą game reklamówek - od piór
wiecznych z nadrukiem firmowym po plastikowe długopisy, dostajemy etui na
okulary( takie, które za darmo daje każdy porządny zakład optyczny przy
zamawianiu szkieł) albo coś na kształt kalkulatorów z rozlanymi wewnątrz
bateriami.
Większośc tych "łapówek" mieści sie w granicach 20-50 PLN, a krzyczy się, że
doktor bierze!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Znakomita część ląduje w koszu na smieci, bo nikt z nas nie będzie pił bimbru
niewiadomego pochodzenia czy jadł starych czekoladek. Obalmy wreszcie ten mit!
Pacjentom poświęcam tyle czasu ile trzeba. Gdy trafia ktoś wymagający
szczególowej diagnostyki - wykorzystuję także prywatne układy, biegam do
kolegów z innych pięter uprawiajac politykę żebraczą - "wciśnij jeszcze tego
chorego"( na badanie, konsultacje itp). Teoretycznie rzecz biorąc nie
musiałabym tego robic, lezy w szpitalu i terminy sa jakie są.
Łatwo oceniać i krytykować lekarzy - trudniej zrozumieć całą( patologiczną)
machinę słuzby zdrowia, w której my mamy do powiedzenia bardzo mało.
Temat: Zdrowa kobieta nie trafi do psychiatryka
witam
ja też byłem w takiej sytuacji, zostałem oskarżony o zastraszanie przez
człowieka, który właśnie mnie zastraszał, na rozprawie sądowej zażądał, jako
oskarżyciel posiłkowy skierowania na badania psychiatryczne, prokurator poparł
wniosek, sędzia przytaknął i za kilka dni zostałem w ciągu 10 minut przebadany
przez biegłego psychiatrę sądowego. Tego dnia w ciągu około 3-4 godzin
przebadanych zostało ponad 20 innych oskarżonych. pytania dotyczyły nazwiska,
daty urodzenia, gdzie i jakie szkoły skończyłem, po czym pani biegła
stwierdziła, że nie może ocenić stanu mojego zdrowia psychicznego i kieruje
mnie na 6-tygodniowe badania w szpitalu. Po około roku, jesienią ub.r. dostałem
wezwanie, nie stanowiło to dla mnie zbytniego problemu, po tygodniu pani
ordynator stwierdziła, że będzie starać się o wcześniejsze zwolnienie mnie z
uwagi na brak jakichkolwiek objawów chorobowych, przy okazji zrobiłem sobie
(podpowiedział mi to przewodniczący komisji) wszystkie badania lekarskie.
Natomiast badania komisyjne to istna pomyłka, psycholodzy przychodzą na nie
zupełnie nieprzygotowani, nie wiedzą o co pytać, jak pytać, zastanawiają się,
są zupełnie niezorientowani, mylą się i plączą w prostych pytaniach z testów,
dukają jak pierwszoklasiści.
Pop prostu ludzie nieudacznicy, świadczy o tym także to, że zarówno pani
ordynator jak wszyscy członkowie komisji byli osobami nie będącymi w związku
partnerskim. Kto chciałby być z wariatem, nie? Pacjenta od lekarza różni tylko
fartuch.
Ostatecznie zostałem zwolniony po trzech tygodniach z laurką w ręku, badania
nic nie wykazały, nasuwa mi się pytanie, czy tych pieniędzy nie możnaby
przeznaczyć dla naprawdę chorych? Nasuwa mi się podejrzenie, że badania są
specjalnie nakazywane przez sąd, nabijają komuś kasę, w trakcie badania
wstępnego badała mnie tylko jedna osoba, natomiast wynagrodzenie za
przeprowadzone w ciągu 10 minut badanie otrzymały dwie panie. Zastanawiam się,
czy przypadkiem nie zgłosić tego organom ścigania.
Na ewentualne podpowiedzi i sugestie czekam pod adresem ankaczmarek@o2.pl
Nie wspominam tego okresu źle, zszokowała mnie tam znieczulica i sposób
leczenia, polegało to tylko na dawaniu mniejszych lub większych dawek leku w
zależności od zachowania pacjenta. Raz na tydzień był obchód, rozmowa z
pacjentem trwała około 30 sekund, lekarz psycholog, pani o bardzo skrzywionym
wyrazie twarzy, zniechęcała wprost do jakiejkolwiek rozmowy, poza tym w ogóle
nie było jej wśród pacjentów, odwalała cotygodniową terapię, nie było z nią
jakiekolwiek rozmowy, ogólnie bryndza przez lekarzy nazywana leczeniem. Po
tygodniu dostałem wyjściówki i praktycznie nie było mnie w szpitalu całe dnie,
kino nadrobiłem, nareszcie miałem czas i bez pośpiechu zwiedzałem okoliczne
sklepy, pod szpitalem miałem swój samochód, jeździłem do domu i do Wilanowa ma
spotkania ze znajomymi, (chodziłem w cywilnych ciuchach) odpocząłem od trudów
dnia codziennego. W pracy było kilka głupich rozmów ale jestem ogólnie lubiany
i wszyscy potraktowali to jako moją przygodę, nie czułem jakichkolwiek drwin
czy uśmieszków za plecami, natomiast informują o wszystkich zasłyszanych tego
typu zdarzeniach, między innymi i o tym wątku też mi powiedzieli.
Temat: Poród w Myszkowie???
to info na temat szpitala:
Dodatkowe informacje: Ordynatorzy: położnictwa – Andrzej Sosnowski (od 2005);
neonatologia – Regina Jakubiec (od 1991)
Położna/ pielęgniarka oddziałowa: położnictwo – Halina Bogacka (od 1992);
neonatologia – Jadwiga Głąb (od 2001)
Jest przyszpitalna szkoła rodzenia. Można zobaczyć oddział przed porodem.
Golenie i lewatywa na prośbę kobiety.
Do porodu:
2 stanowiska na trakcie porodowym, oddzielone żaluzjami, worek sako, piłka.
W trakcie porodu można pić, chodzić, brać prysznic lub kąpiel.
Niefarmakologiczne metody łagodzenia bólu: masaż, psychoprofilaktyka, obecność
najbliższych.
Znieczulenie zewnątrzoponowe nie jest dostępne.
II okres porodu – pozycja leżąca.
Poród rodzinny we wszystkich salach, bez opłat, za zgodą drugiej rodzącej.
Osoba towarzysząca może zostać po porodzie ile chce.
Przy porodzie nigdy nie asystują studenci.
C.c. w znieczuleniu dolędźwiowym i ogólnym.
Kontakt z dzieckiem po porodzie
Nieprzerwany kontakt matki ze zdrowym dzieckiem do 5 min. po porodzie.
Pierwsze karmienie jeszcze na sali porodowej lub nie później niż po 2
godzinach, już w oddziale położniczym.
Ważenie i mierzenie dziecka w obecności matki i osoby towarzyszącej, 5-10 min.
po porodzie.
Po porodzie:
4 sale dla mam z dziećmi, 4 dla samych mam, maks. po 4-5 łóżek.
1 w.c. i 1 prysznic na 7 łóżek.
Mamy przebywają z dziećmi przez całą dobę. Jeśli dziecko przebywa na oddziale
noworodkowym, to mama może być z nim bez ograniczeń.
Brak danych o czasie pierwszej kąpieli dziecka.
Zabiegi pielęgnacyjne wykonywane są w obecności matki.
Przy zabiegach i badaniach lekarskich dziecka matka lub ojciec mogą być zawsze
obecni.
Szpital propaguje naturalne karmienie. Działa poradnia laktacyjna.
Pobyt matki z dzieckiem po porodzie – przeciętnie 3 dni.
Odwiedziny w sali w której leży matka.
Odwiedzający może zobaczyć dziecko dowolnie długo.
Opłaty związane z porodem i pobytem w szpitalu:
Ubranie ochronne do porodu rodzinnego – brak danych
Opłaty: poród w wodzie: Usługi nie ma w ofercie oddziału
poród z osobą towarzyszącą (poród rodzinny): Brak danych o wysokości opłaty
sala pojedyncza do porodu: Usługi nie ma w ofercie oddziału
znieczulenie zewnątrzoponowe: Brak danych o wysokości opłaty
Rok: 2005
Statystyki: liczba porodów na dobę: 1
odsetek cesarskich cięć ogółem: 25,00 %
odsetek porodów rodzinnych: Brak danych
odsetek porodów w wodzie: Usługi nie ma w ofercie oddziału
odsetek nacięcia krocza ogółem: Brak danych
odsetek nacięcia krocza u pierwiastek: 80,00 %
odsetek nacięcia krocza u wieloródek: 5,00 %
odsetek znieczuleń w porodach drogami natury - dolargan: Brak danych
odsetek znieczuleń w porodach drogami natury - znieczulenie zewnątrzoponowe:
Brak danych
Komentarze: Data: 2006-03-28 21:23:01 Wystawił: szczęśliwa mama Data
porodu: 25.02.2006 r.
Gwoli sprostowania jest inny ordynator - polecam gorąco !!!
po drugie unikac p. doktor Zalas - nie zbyt sympatyczna kobieta przynajmniej
moim zdaniem, łazienki po remoncie nie mozna narzekac tylko mało - 2 kabinki i
jedna duża sala z kiblem i 2 pysznicami - nic nie zamykane 0 prywatności ale
tak chyba bezpieczniej
Mały kameralny oddział. Do porodu 1 sala z 2 łóżkami z "parawanem" ale to nie
ma znaczenia bo i tak tyle osób zagląda i bada że 1 w tą czy w tą nie robi już
rożnicy. Personel opiekuńczy - położne od noworodków super pomocne, szkoda że
nie ma sali do porodów rodzinnych z łazienką i odrobiną intymności.
Moja opinia jest lekko wypaczona bo ja miałam bardzo cieżki 13 godzinny poród
zakończony cesarką i nic nie było tak jak sobie zaplanowałam, ale i tak
polecam. Cóż, już po wszystkim za 4-5 lat i tak planuję drugie - więcej pytań
proszę gg 2880467
Na dole masz gg dziewczyny ,która tam rodziła.Zagadaj do niej.Ja nie
zdecydowałabym się na ten szpital ale nie rodziłam tam więc moge być w
błędzie.O deworze słyszałam różne opinie,jak chcesz żeby był przy porodzie i
dobrze sie tobą zajął musisz dać mu kasę.Na ten temat wiem sporo.Więc na taki
wydatek musisz być przygotowana i położnym do fartucha też bo inaczej cię
oleją.powodzenia
Temat: ONZ przygotowała raport o więzieniu Guantanamo
Czego ONZ na pewno nie tknie...
"Jestem tutaj - wyjaśnił - żeby dać skazanej zastrzyk z serum, tak żeby nerki
przetrwały egzekucję nienaruszone. Ponieważ zastrzyk jest bardzo bolesny,
musicie mi przytrzymać dziewczynę, gdyby rzucała się z bólu.
Ręce Zhong Haiyuan były mocno związane na plecach. Na jej szyi wisiał kawałek
tektury z napisem: ‘Aktywny kontrrewolucyjny element’. Gdy pomagałem jej wsiąść
do samochodu, uniosłem ją lekko jak piórko. […] Na znak żołnierza w białym
fartuchu zgiąłem skazaną do przodu. Przeraziłem się, gdy zobaczyłem zastrzyk.
Igła była zrobiona z grubego metalu; była przeznaczona do nakłuwania krów albo
koni, ale nie ludzi.
Żołnierz podciągnął kurtkę dziewczyny i dwukrotnie wbił w jej ciało igłę po obu
stronach, na wysokości bioder. Trzeci zastrzyk zrobił z taką siłą, że słyszałem
chrzęst kości, o które ocierał metal. Zaraz potem rozległ się jakiś dziwny
odgłos, wydobywający się z ciała dziewczyny. Tak, jakby jej wnętrze było
naciskane z ogromną siłą, a potem zostało rozerwane. Mimo to z jej ust nie
wydobył się najmniejszy jęk.
Na miejscu egzekucji czekała na nas biała karetka i przykryty płótnem wóz
wojskowy. Obok stało kilka osób w lekarskich fartuchach. Ciało Zhong Haiyuan
ogarnęły dziwne drgawki, skóra przybrała woskowy kolor; cała była mokra od
potu. Wiem, że to nie był strach, tylko skutki tego piekielnego zastrzyku.
Gdy przyjechaliśmy, żołnierze utworzyli wokół nas ciasny krąg. […] Szef sekcji
Wang rozkazał mi przyprowadzić skazaną.
Ściągnęliśmy Zhong Haiyuan z ciężarówki. Zazwyczaj pomagaliśmy ociągającym się
kilkoma kopniakami w tyłek. Ponieważ ciało dziewczyny było wiotkie jak stary
dywan, wzięliśmy ją pod ręce. Mieliśmy duże kłopoty, żeby uklękła w
przepisowej ‘pozycji śmierci’. Wreszcie po kilku próbach udało nam się wbić ją
kolanami w piaszczystą ziemię.
Na mój znak zastępca komendanta batalionu egzekucyjnego strzelił jej w prawą
skroń. Ciało dziewczyny poleciało do przodu, jak źdźbło trawy zerwane podmuchem
wiatru.
Natychmiast trzech albo czterech lekarzy wojskowych zabrało ją do zakrytej
ciężarówki. Ze stołu operacyjnego krew spływała strumieniami. Jeden z chirurgów
krzyczał:
- Pospieszcie się, ona umiera!
Po wyjęciu nerek lekarze wyrzucili ciało na ziemię. Jednej połowy twarzy Zhong
Haiyuan brakowało, druga była zniekształconą masą rozerwanych kości i ścięgien.
Widocznie zastępca komendanta batalionu egzekucyjnego też chciał mieć trochę
przyjemności i użył pocisków dum-dum. Próbowałem powstrzymać mdłości. […]
Po raz pierwszy brałem udział w zastrzeleniu więźnia politycznego, którego
jedynym przestępstwem były idee i myśli. Jeszcze nigdy nie widziałem, że można
wypatroszyć człowieka jak tuczoną świnię i porzucić jak niepotrzebną szmatę.”
www.kontrateksty.pl/files/news/20050217175202.html
Temat: choroby ciała i choroby duszy
witekjs napisał:
/.../
> Zdarza się, niestety zbyt często, ze niektórzy ludzie "zaprzyjaźniają" się z
> nami jedynie po to aby mieć podręcznego doktora, z którym mogą rozmawiać o
> swoich, szeroko pojętych problemach zdrowotnych, zawsze ilekroć najdzie ich
> na to ochota.
> Nie trwają takie znajomości długo...
/.../
> Jedynym właściwym miejscem jest gabinet lekarski. Tam można pytać się
> wzajem o wszystko i razem z pacjentem zastanawiać się nad jego problemem.
> Swoją drogą ciekawe mogą być rozmowy z Wami już nie jednego "ukrywającego
> się" lekarza, lecz przedstawicieli kilku szkół medycznych.
Zarzekałam się (nawet na piśmie, w prywatnej korespondencji , że już
nie będę zabierać głosu w tym wątku, ale jak zwykle trudno mi wytrwać w
postanowieniu dłużej niż kilka godzin
Z lekarzami to według mnie jest taka sprawa: "w cywilu"są przeważnie normalni:
i pogadać i zabawic się i w ogóle. Problem zaczyna sie z chwila założenia
fartucha i spojrzenia na człowieka siedzącego po drugiej stronie biurka jako na
pacjenta. W jednej chwili nastepuje zmiana,nawet jeśli 5 minut wczesniej
usłyszysz od lekarza-człowieka, że masz np ładne piersi,
to gdy wspomnisz o czymśtam co cię niepokoi - natychmiast piersi stają się
sutkami!
Na dodatek lekarze specjaliści traktują cię jak jednostkę chorobową
(Co tu mamy? aaa - wątroba). Zdają się leczyć tylko ten chory narząd i nic
wiecej ich nie obchodzi.
O to, żeby leki nie kolidowały ze sobą musi dbać pacjent - a jak zaniedba, to
on jest winny!
Skutki uboczne działania leków są nieraz gorsze niż choroba, ktorą zwalczają.
Za to lekarz na każdą próbę podważenia diagnozy czy recepty (albo tylko próbę
uzyskania bardziej szczegółowej odpowiedzi na wątpliwości) reaguje prawie
histerycznie: "pani by chciała w 5 minut poznać to, na co ja straciłem
6 lat!! "
Uczciwie jednak będzie przyznać, że takie zachowanie nie jest "zarezerwowane"
dla lekarzy jedynie - to cecha większości ludzi, którzy w pewnym momencie
poczuli, że mają władzę nad drugim człowiekiem ( czyli: urzędników,
nauczycieli, kierowców - a nawet babć klozetowych) i bardzo sobie ten stan
panowania nad drugim człowiekiem (choćby miał trwać bardzo niedługo) chwalą .
Sęk w tym, że szczególnie w przypadku lekarzy nie powinno się to zdarzać.
Moim zdaniem na AM zbyt duży nacisk kładzie się na opanowanie encyklopedycznej
wiedzy, a zbyt mało uwagi poświęca na to, że lekarz ma pracować z ludźmi
i dla ludzi a nie z chorymi wątrobami/nerkami/woreczkami zapalonymi czy
innymi kawałkami cielesnej powłoki.
Zbyt mało uwagi poświęca się też na uświadomienie lekarzowi, że nie jest
on Bogiem (ani nawet bogiem) a ludzie są śmiertelni nawet w krajach,
gdzie medycyna najbardziej postępowa. Wskutek tego zaniedbania młodzi
kandydaci na bogów wpadają w alkoholizm albo przeradzają się w cynicznych
robotów.
Uff...klawiatura aż pożółkła
Strona 3 z 3 • Wyszukiwarka znalazła 174 wypowiedzi • 1, 2, 3