Wyświetlono wypowiedzi wyszukane dla słów: farmy w Niemczech
Temat: W Sejmie o Unii Europejskiej
Z trzech powodow:
1. Zwiakszone koszty socjalne
2. Podniesione kosztow produkcji poprzez przjecie przepisow w EU.
3. Tylko czesciowe wykorzystanie mozliwosci gospodarczych ze wzgledu na
polozenie geograficzne
Polska bedzie dostawala netto od Uni na poczatku ca. 125 euro a pozniej okolo
250 euro na osobe i rok.
Ad. 1. Rolnictwo: W wyniku restrykcji i nierownych warunkow konkurencji
prawdopodobnie okolo 1/3 farm rolniczych zbankrutuje ( o ile nie wiecej.
Bezrobotni beda rowniez ci, ktorzy z produkcja rolna sa zwiazani. Tzn. na pomoc
finansowa bedie dodatkowo skazanych okolo 2 mln ludzi. Zalozmy, ze dostana 600
zl a na rok 7200 zl. Z tego wynika, ze wplaty netto nie pokryja kosztow
socjalnych w zakresie rolnictwa.
Przemysl: W Hiszpani, ktora byla znacznie dalej w momencie przystapienia
znacznie dalej niz Polska i ktora miala bardzo atrakcyjna produkcje rolna
(oliwki, pomarancze itd. a wiec nie dotknieta przystapieniem do EU ) bezrobocie
ogolne w ciagu pierwszych dwoch lat wzroslo z 5% do 18%. Podobny efekt wystapi
rowniez w polskim przemysle. Prawdopodbnie dalsze 500 tys. straconych miejsc
pracy. Po prostu pomnoz i dodaj te liczby. Zalmanie budzetu w tej sytuacji jest
bardzo mozliwe albo ludzie beda jesc trawe.
Ad. 2. Ochrona srodowiska: Unia wymusila na Polsce kupowanie najlepszej
technologi a wiec z Uni a nie tej najbardziej skutecznej. Np. Polska
technologia redukuje zanieczszczenie z 100% na 30% a Uni z 100% na 25% to
trzeba kupic Technologie z Uni. To chodzi o 40 mld zl. w ciagu 10 lat. Z powodu
tych 5% nastepuje zniszczenie albo nie powstanie w Polsce (dochod okolo 100'000
zl generuje jedno miejsce pracy ) 400'000 miejsc pracy. W EU wytworzy to
200'000 tys technologicznie ciekawych miejsc pracy. Koszta te poniesie
przemysl, a wiec produkt koncowy bedzie odpowiednio drozszy i mniej
konkurencyjny.
W Uni sa niektore bezsensowne i bardzo drogie przepisy bezpieczenstwa w pracy.
Je rowniez trzeba wprowadzic. Dalsze zwiekszenie kosztow produkcji. Zdaje sie,
ze Anglicy je daleko idac ignoruja.
Ad. 3 Na poczatku przklad z Chile: Chile w tym roku zawarla umowe z Unia dajaca
Chile praktycznie wolne dojscie rynku EU. Rownoczesnie Chile ma swietne
kontakty z NAFTa. Dlatego Chile bedzie bardzo atrakcyjne dla inwestorow w
Ameryce Poludniowej szukajacych dojscia do EU i Nafty. Polska z tej mozliwosci
rezygnuje a ma przy tym duzo bardziej atrakcyjne polozenie geograficzne. Po
nowym zdefiniowaniu stosunkow do NAFTy jest idealnym miejscem dla inwestrow na
wschod, Uni i Nafty. Wstapienie do Uni oznacza autmatyczne pogorszenie handlu
ze wschodem. I jeszcze jeden przklad. Szwajcaria odrzucila przed ca. 10 laty
przstapienie do EFTA. Wtedy tam byla Austria, Finlandia, Norwegia i inne kraje
nie bedace w EU. Zwolennicy przstapienie argumentowali, ze o ile Sz. nie
przystapi, nie bedzie zadnych inwestycji i nastapi ogolna katastrofa. Bylo na
odwrot: Inwestorzy przychodzili poniewaz Sz. nie byla w Uni a miala swietno
polaczenia gospodarcze. I nie bylo idiotycznych przepisow z EU. Te przepisy sa
okreslone w EU Euroskleroza. EU probuje to zmienic, ale choroba raczej sie
nasile a nie ustepuje. Najnowszy przyklad: Niemcy
pozdrawiam
Temat: Przegrany przywódca południowoafrykańskiego Ku-...
Koniec świata Afrykanerów? Kto następny?
To biali stworzyli potęgę Południowej Afryki, to oni są gospodarzami terenów na
północ od Cape of Good Hope.
Początkiem osadnictwa białych na krańcach Afrykistało się pojawienie trzech
statkow holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej w połowie wieku XVII. Odtąd
biali, uzupełniani przez dopływ chłopów z Holandii, Niemiec, a od czasu
odwołania przez Ludwika XIV edyktu nantejskiego- także francuskich hugenotów,
byli, są i może nadal będą w swojej ojczyźnie.
Burowie, potomkowie pierwszych osadników, po wojnie burskiej znani szerzej jako
Afrykanerzy, nie są zwykłymi europejskimi uzurpatorami, nie są kolonialną
elitą, jaką Afryce oferowali Anglicy w Kenii, czy Francuzi w Senegalu.
Afrykanerzy, a także biali pochodzenia brytyjskiego, mieszkający na południe od
Kalahari od niemal 200 lat, są białym narodem afrykańskim. Żyją na swoim i w
razie perturbacji nie mają właściwie dokąd wrócić. Czy wyobrażamy sobie
emigrację Afrykanerów do Holandii, po 350 latach rozłąki. Czysty absurd! Cóż
mieliby tam robić. Zakładać farmy na polderach, czyścić obszczurzony Amsterdam?
Przede wszystkim to właśnie oni jako pierwsi odkryli walory południa
kontynentu. Pojawili się właściwie na terenach niczyich, zamieszkanych przez
nielicznych Hotentotów i grupki Buszmenów, których trudno uważać za Murzynów.
Ludy Bantu, z których składa się dzisiaj czarna ludność RPA (Zulusi, Khosa,
Ndebele itd.) to przybysze późniejsi, ekspandujący z północy. Ma to moim
zdaniem kapitalne znaczenie, bo gdzie zostało zapisane, że Afryka przynależy
rasie czarnej? Nasi postępowcy z obrzydzeniem odnoszą się do haseł
nacjonalistycznych, typu Francja dla Francuzów, ale wykopanie białych z RPA
traktują jako coś naturalnego. Jeszcze nie teraz, jeszcze są potrzebni
fachowcy, jeszcze żyją laureaci Pokojowej Nagrody Nobla: de Klerk i Mandela. A
później pojawi się niezrównoważona Winnie Mandela, albo jakiś inny były
terrorysta, urodzony w tragicznym Soweto, a obecnie mieszkający w prestiżowej
dzielnicy, i wrzuci białych do morza. ”One settler- one bullet” (jeden
kolonista- jedna kulka), jak to mawiali towarzysze z Kongresu Panafrykańskiego,
teraz podobno ucywilizowani.
Należałoby sobie jednak postawić pytanie, czy ta próba ochrony europejskiego
dziedzictwa w południowej Afryce, przy zachowaniu poszanowania dla psychicznej,
kulturowej i cywilizacyjnej odrębności ludności czarnej, naprawdę wyszła tym
ostatnim tylko na złe?.
Prawa człowieka to rzecz arcyważna, ale właśnie w czarnej Afryce podstawowe
prawo do życia było i jest często łamane. Czarni Afrykanie głodowali i głodują.
Tymczasem rasistowski rząd RPA zapewniał swoim czarnym obywatelom znośne
warunki bytu, o niebo lepsze od takich "postępowych" państw jak Angola,
Mozambik, Zimbabwe (od uzyskania przez ten ostatni niepodległości” ściślej-
drugiej niepodległości, pierwszą zapewnił białej mniejszości Ian Smith).
Pomijam już tutaj z litości przykładu bantustanu Bophuthatswana z bajecznym Sun
City (wybory Miss Word), aby nie drażnić powracających do Europy Polaków.
Prawa polityczne? Wolne Żarty. A jakie to prawa polityczne zapewniał
Ugandyjczykom Idi Amin, cesarz Bokassa, mozambijscy marksiści, Mobutu Sese
Seko?!
Mordy? Służby specjalne RPA przede wszystkim tropiły marksistowskich
terrorystów wysadzających w powietrze lokale rozrywkowe lub rzucających płonące
opony na czarnych współziomków o niesłusznych poglądach. Była to walka
nierzadko z obcą infiltracją (sowiecką, chińską , libijską) suwerennego
państwa. Walka toczona w interesie białych, ale i wielu Koloredów (afrykańskich
Mulatów), Azjatów i czarnych.
Policja RPA otwierała ogień do manifestantów, mordowała czarnych bojowników,
pamiętajmy jednak, że w dobie apartheidu najwięcej ludzi zginęło podczas walk
czarnych z czarnymi, a represje policyjne w południowej Afryce wyglądają na
całkiem konwencjonalne w porównaniu z sytuacją w różnych okresach w więcej niż
tuzinie krajów kontynentu przyszłości.
Apartheid, nie bardziej obrzydliwy od czarnego, prymitywnego totalizmu, przeżył
się. Pozostaje więc kwestia, co zrobić z białą, blisko 5 milionową mniejszością
w RPA.
Koncepcja lansowana prze lekkoduchów głosi, że powstanie tolerancyjne
społeczeństwo wielorasowe, takie Stany Zjednoczone a rebours. Nie rozwijając
tematu- śmiem w to wątpić. Chociażby dlatego, że kraj ten zamieszkują
wykształcone już narody, które maja własne ambicje i cele.
Temat: tematy trudne - do CJ
skopiowala mi sie nie ta strona, tu jest poczatek:
www.holocaustforgotten.com/list.htm
to chyba "robi wrazenie", czyz nie?
234. KOSIELSKI, Franciszek, farmer, from Rzyczyn, near Garwolin, Siedlce prov.
235. KOSIELSKA, Katarzyna, his wife
236. KOSIELSKA, Bronis³awa, daughter
237. KOSIELSKA, Genowefa, daughter
238. KOSIELSKA, Leokadia, daughter,
239. KOSIELSKA, Zofia, daughter
240. KOSIELSKI, Czes³aw, son
241. KOSIELSKI, Lucjan, son
242. KOSIELSKI, Stanis³aw, son
the family sheltered Jews on their farm. The sons were members of People’s
Guard (GL) On Mar. 7, 1944 gendarmes during their search discovered the Jews
and murdered them with the entire family
243. KOSIOR, W³adys³aw, 42, living at Ciepielów, Radom prov.
244. KOSIOR, Karolina 40, his wife
245. KOSIOR, Aleksander, 18, their son
246. KOSIOR, Tadeusz, 16, son
247. KOSIOR, W³adys³awa, 14, daughter
248. KOSIOR, Mieczys³aw, 12, son
249. KOSIOR, Irena, 10, daughter
250. KOSIOR, Adam, 6, son
251. KOSIOR Stanis³aw, 40, living at Rekówka, near Ciepielów
252. KOSIOR, Maria 27, Stanis³aw’s wife
253. KOSIOR, Jan, 8, their son
254. KOSIOR, Mieczys³aw, 5, son
255. KOSIOR, Marian, 4, son
256. KOSIOR, Teresa, 3, daughter
on Dec. 6, 1942 the military police burnt alive 33 people from the neighbouring
villages of Ciepielów and Rekówka. They have been denounced by members of the
Volksdeutsch community of sheltering Jews.
Tadeusz Kosior tried to escape from the burning barn, but was pursued and
thrown back into the flames. Other 3 families: Obuchiewicz, Kowalski,and
Skoczylas, as well as other Poles and the sheltered Jews all perished in the
massacre (see: 229, 257, 267-273, 405-410, 553-554)
dlatego drogi CJ zanim napiszesz cos takiego:
"Dlatego wlasnie miast wyliczac ilu Zydow uratowali Polacy, a ilu Francuzi,
pytanie czesto brzmi: dlaczego tak niewielu zachowalo sie w swej masie jak
-przynajmniej- Dunczycy i Bulgarzy.
Cytowana przez ciebie (choc niedokladnie) scena z "Listy Schindlera", gdy to
tlum Polakow krzyczy na krakowskiej ulicy "Zydzi precz" nie zostala przez
scenarzystow filmu wymyslona, "by szkalowac Polakow". Tak bylo."
prosze ci przestudiuj dokldnie ta liste.
bo w tym samym czasie w tym samym krakowie, gdy "tak bylo" gdy "tlum Polakow
krzyczy na krakowskiej ulicy"- wujek mojego ojca ryzykowal zycie swojej i
swojej rodziny ratujac rodzine zydowska.
i wobec tych faktow powyzej- caly krakow moglby se krzyczec co chce.
ale TAK NIE BYLO. nawet jesli zdarzyly sie pojedynczy okrzyki, to byly to tylko
pojedynczy okrzyki. robienie z tego filmu jest KLAMSTWEM.
a w przeciwienstwie do schindlrea- ktory byl tylko przyzwoitym czlowiekiemw
przeciwienstwie dop kazdego francuza, holendra,
kazdy z tej listy powyzej, i tychktorych na liscie nie ma, kazdy z polakow
wpisanych w yad washem w tymi moj wujek BYL BOHATEREM.
przemsl to nieco- zanim zaczniesz wypisawac epistoly jak wyzej.
niech to przemysli kran, zanim uzna , za wspaniale ze dzieci niemiecki historii
ucza sie z "listy schindlera, nich to przemysli ertes zanim napisze:
"zdaje sie ze i wiecej niz palec przylozylismy w czasie wojny do eksterminacji
Zydow."
Temat: Przegląd filmów niemieckich
Przegląd filmów niemieckich
W ramach obchodów Roku Niemieckiego w Polsce Urząd Miasta we współpracy z
Miejskim Ośrodkiem Kultury przygotował dla mieszkańców Skierniewic przegląd
filmów niemieckich. Filmy będzie można oglądać w dniach 16.- 21. stycznia w
kinie Polonez oraz w sali kameralnej Młodzieżowego Centrum Kultury. Zobaczymy
m.in.: "Upadek", "Dzieci gorszego Boga", "Gabinet Doktora Caligari". Wstęp na
wszystkie projekcje jest wolny. W dniu 17. stycznia zapraszamy na prelekcję
na temat kina niemieckiego, która poprzedzi projekcję filmu "Nigdzie w
Afryce", nagrodzonego Oskarem dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego w roku
2003. Prelekcję wygłosi p. Krzysztof Stanisławski. Dodatkową atrakcją będzie
wystawa plakatów filmowych w holu kina Polonez.
Program Przeglądu filmów niemieckich.
16.01.2006r. godz. 9.30
projekcja filmu "BUT MONITOU" komedia/western, 87', od lat 12,
(kino "Polonez")
reż. Michael Herbig
Bracia "krwi" Abahachi i Ranger walczą o pokój, wolność i sprawiedliwość na
Dzikim Zachodzie- problemy się pojawiają, gdy jeden z nich bierze pożyczkę od
Indian Szoszonów.
16.01.2006r. godz. 20.15
projekcja filmu "UPADEK" dramat wojenny, 150', od lat 15, (kino "Polonez")
reż. Oliver Hirschbiegel
Film oparty na wspomnieniach ostatniej sekretarki Hitlera, Traudl Junge, oraz
książce znanego historyka Joachima Festa i pokazuje dziesięć ostatnich dni
życia Hitlera i jego najbliższego otoczenia.
17.01.2006r. godz. 20.15
prelekcja znawcy kina niemieckiego p. Krzysztofa Stanisławskiego
(kino "Polonez")
projekcja filmu "NIGDZIE W AFRYCE", dramat, 144'
reż. Caroline Link
U progu II wojny światowej rodzina niemieckich Żydów ucieka na odludną farmę
w Kenii. Czy zostanie domem rodziny Redlichów? Nagrody: Oscar 2003 najlepszy
nieanglojęzyczny film, Złoty Glob 2003, najlepszy film roku 2003 w Niemczech
i in.
18.01.2006r. godz. 20.15
projekcja filmu "DZIECI JESZCZE GORSZEGO BOGA", 80', (kino "Polonez")
Na wpół dokumentalny film Yilmaza Arslana to polemika z hollywoodzkim
wizerunkiem ludzi upośledzonych fizycznie. Nagrody: "Opera Prima" na MFF San
Sebastian 1992, Siver "Rosa Camuna" na MFF w Bergamo 1993 i in.
19.01.2006r. godz.20.15
projekcja filmu "GABINET DOKTORA CALIGARI", 50' (kino "Polonez")
reż. Robert Wiene, scen. Carl Mayer i Hans Janowitz, scenograf. Herman Warm,
Walter Rohring i Walter Reimann
Premiera tego niemego filmu w 1919 roku stała się manifestem filmowym
ekspresjonizmu niemieckiego. Świat to dom wariatów.
20.01.2006r. godz. 17.00
projekcja filmu "NOMI SONG" dokument muzyczny, 96' (sala kameralna MCK)
reż. Andrew Horn
O śpiewającym falsetem Klausie Nomi mówiono: "wygląda jak alien, śpiewa jak
diva". U szczytu kariery stal się żywą ikoną artystycznych środowisk Nowego
Jorku. Występował u boku Davida Bowie i z orkiestrą symfoniczną. Zmarł na
AIDS. Nagroda Teddy Award for best Documentary - Berlinale 2004.
21.01.2006r. godz.17:00
projekcja filmu "DOTYK DŹWIĘKU", dokument muzyczny, 99' (sala kameralna MCK)
reż. Thomas Riedelsheimer
Evelyn Glennie - najwybitniejsza perkusistka na świecie jest głucha. To o
niej jest ten film- dziennik z podróży, wypełniony swoistymi "pocztówkami
dźwiękowymi" z Nowego Jorku, Szkocji, Japonii. To także film o determinacji w
poszukiwaniu własnej drogi muzycznej.
Temat: When the shit hit the fan.
BOLEK
Jak zobaczylem prognoze pogody na weekend,cos mnie tknelo.
trzeba sie przeprosic z lasem i jeziorami,zagrabic zolty jesienny lisc i zagrac
z Bolkiem w pingla.
Pakuje dzieciaki w pospiechu do bryki.
Wpadam do polskiego sklepu po wieksza ilosc podwawelskiej na ognisko i jakas
szostke trzeba schwycic,by pozniej puste puszki porozwieszac na drzewach i
wprawiac oko na zmiane z Juniorem.
Juz w drodze over the river and thru the woods oczy zawieszalem na
roznokolorowych koronach drzew,szczescie ze hi-way byl prosty i pusty bo nie
sposob bylo patrzec przed siebie przy tych zmieniajacych sie kolorach drzew.
Dzieciakom krotko i ostro powiedzialem ze grabic maja z gorki,od drogi do
jeziora,a nad jeziorem wedle scietych palikow bedzie szumialo ognisko w lesie.
Syn chcial pograc w pingla,zgodzilem sie chetnie,bo pomyslalem ,ze przy okazji
Bolka jeszcze raz przecwicze.
Jakas dzikosc przodkow ze mnie wychodzi,bo jak siedze w domu to zauwazylem ze
najbardziej pociaga mnie :
1-siedzenie na porczu i przygladanie sie falom na jeziorze
2-patrzenie w ogien na kominku ,kiedy gorac mnie niemal parzy po twarzy.
3-siedzenie w nocy na porczu i przygladanie sie gwiazdom
Az tu Bolek wyrywa mnie z odretwienia przy kominku,siada obok mnie i opowiada o
starodawnych dziejach.
To jak ty Bolek do tych Stanow przyjechales?
To nie bylo takie raz,dwa,trzy.
We wojne Niemcy wzieli mnie na roboty,a ze po wojnie tam nedza i glow panowal a
do kraju nie chcialem wracac zapisalem sie na emigracje.
Ameryka nie od razu przyjmowala,duzo latwiej mozna bylo pojechac do Brazylii,
Kanady ,Australii.
Zapisalem sie do Brazylii ,bo tam pierwszy transport odchodzil.
I pierwszym statkiem kilkuset ludzi ,calymi rodzinami pojechalismy do Sao Paolo.
Tam pracodawcy wybierali w nas jak w ulegalkach,a nam spodobal sie taki facet
na Wlocha podobny,z duzym krzyzem na piersi.
Wiezacy,bedzie dla nas dobry.
Poltora dnia jechalismy pociagiem by wyladowac na farmie kawy Santa Maria.
Robota od rana do nocy,zaplata nie starczala na zarcie w lokalnym sklepie
plantacyjnym.
Polowe miesiaca jechalismy na kreche.
Materacow nie bylo,worki po kawie pruli i przerabiali na materace,w srodku
wypchane lismi z kukurydzy.
Po 8 miesiacach zbuntowali sie wreszcie i same chlopy pojechaly do Sao Paolo
szukac sprawiedliwosci.
Italianski patron zadzwonil do immigration ,ze sila robocza mu sie zerwala i
jak tylko dojechali na miejsce ,to 2 prowodyrow od razu zamkneli do paki a
reszta poszla szukac szczescia po fabrykach na przedmiesciach.
W fabryce zelaznianej trafili na Polaka ,ktory byl foremanem,przyjal ich
wszystkich tego samego dnia do roboty i dal na poczatek tyle na godzine ,co na
plantacji mieli za caly dzien.
Chlopy Boga za nogi zlapaly w tym Franciszku ,bo nie dosc ze pozwolil i spac na
terenie fabryki,to jeszcze pod koniec zmiany przychodzil,podnosil palec poziomo
do wysokosci nosa i nastepnie robil tym wlasnie palcem polkole do gory,co mialo
oznaczac "czy zostajecie na druga zmiane".
Chlopy ruch ten rozumialy lepiej niz dobrze i bez wahania kiwaly glowami jakby
w poklonach.
Wiara byla okropnie pracowita,a ze dwoch prowodyrow juz nastepnego dnia z pudla
wypuscili,to chlopy juz po dzisieciu dniach umyslily,coby baby tez przyciagnac
z Santa Maria do huty na przedmiesciach.
Zla wiadomosc zastala ich na stacji kolejowej,bo przez tydzien padalo(cos na
podobienstwo pory deszczowej) i tory rozmylo i zadne pociagi nie chodzily do
Pica de Pedra.
Temat: "Transfer!"
Matthias Göritz: Heimat w walizce
Frankfurt nad Menem, czerwiec 2006 r. Na ulicach miasta euforia, wszędzie
powiewają czarno-czerwono-żółte flagi. To feta po meczu reprezentacji Niemiec z
Argentyną wygranym po rzutach karnych.
Nigdy dotąd młodzi Niemcy nie manifestowali tak wielkiego przywiązania do
narodowych barw. Noblista Günter Grass, zapalony kibic, powie później, że
entuzjazm drużyny udzielił się całemu narodowi. W tłumie nad brzegiem Menu jest
inny pisarz, 36-letni Matthias Göritz z Frankfurtu. Cieszy się i śpiewa z
innymi, ale nie trzyma w ręku flagi.
Wrocław, listopad 2006 r. Na scenie Teatru Współczesnego trwa próba do spektaklu
"Transfer!". Matthias Göritz otwiera walizkę, z której po kolei wyjmuje
przedmioty: ubranie, laptop, książki, rękawica do gry w baseball.
- Das ist meine Heimat (- To jest moja ojczyzna) - mówi do pustej widowni.
Z tą walizką Göritz objechał pół świata.
Najpierw była Moskwa, dokąd wyjechał na początku lat 90., bo chciał czytać
Lermontowa w oryginale. Żeby się utrzymać, przez półtora roku uczył niemieckiego.
Przez następne półtora roku wykładał niemiecki w Paryżu i pisał książkę. Potem
była Japonia, Maroko i przez trzy i pół roku Stany Zjednoczone.
Göritz: - Heimat jest słowem zatrutym przez historię. Łączy się z utratą, ale i
z okrucieństwem wojny wywołanej przez Niemców.
Matthias Göritz należy do pokolenia Europejczyków, dla których życie w innym
kraju nie jest problemem. Jeśli mu zaproponujesz, aby zamieszkał we Wrocławiu,
poważnie się zastanowi. - Jesteśmy szczęśliwym społeczeństwem, możemy wybierać
miejsce do życia i pracy. Wszystko zależy od tego, czy mamy coś do zaoferowania
- mówi pisarz.
Ale jego dziadkowie, państwo Göritz, nie mieli wyboru. Kiedy pod koniec 1944
roku do ich domu pod Kłajpedą zbliżył się front, spakowali walizki i wyjechali z
dwunastką dzieci. Ich droga do Niemiec wiodła przez Mazury i Pomorze.
Göritz: - Na jednym z postojów dom, w którym się schronili, został
zbombardowany. Pod gruzami został ich dwuletni syn, rodzina wydobyła go dopiero
po kilku dniach.
Ten chłopiec to był ojciec Matthiasa Göritza.
Göritz: - Nie jestem bezpośrednim świadkiem tamtych wydarzeń, urodziłem się 24
lata po wojnie. Wszystko, co wiem, pochodzi od mojego ojca, który z kolei
powtarzał historie zasłyszane od jego rodziców, a moich dziadków. Ja nie mogłem
ich zapytać, bo zmarli, zanim się urodziłem.
Jedynym realnym śladem tamtego zaginionego świata było kilka niewyraźnych
fotografii. Na jednej była rzeka i porośnięty lasem brzeg.
- Mój ojciec nie pamiętał ani wojny, ani nazizmu, był wtedy dzieckiem. Ale wojna
głęboko wpłynęła na jego życie, a poprzez niego na moje. Po tym, jak omal nie
zginął zasypany w ruinach, pozostał mu uraz psychiczny i wada wymowy. Jąkał się.
Postanowił to jednak przezwyciężyć i wybrał zawód najtrudniejszy dla jąkały -
został politykiem. Powiodło mu się, wybrano go na burmistrza jednego z miast w
północnych Niemczech.
Ojciec Göritza zawsze chciał być perfekcyjny. Jako syn wypędzonych chciał
udowodnić, że jest dobry. Brał na siebie zbyt wiele. Jednocześnie musiał
zmierzyć się z pokoleniem swoich rodziców. Musiał zadać im pytanie, gdzie wtedy
byli. Bo że byli odpowiedzialni, od początku było jasne. Nie przeciwstawili się
Hitlerowi wtedy, kiedy było trzeba.
Göritz: - Problem mojej generacji polega na tym, że nie mamy się przeciwko czemu
buntować. Pokolenie naszych rodziców - pokolenie 1968 roku - jest zbyt
perfekcyjne, zbyt moralne. Nie można być cały czas doskonałym.
Matthias Göritz napisał o tym powieść wydaną w zeszłym roku pod tytułem "Krótki
sen Jacoba Vossa". Książka odniosła w Niemczech sukces, zdobyła kilka ważnych
nagród i wywołała dyskusję o niemieckiej tożsamości. Akcja rozgrywa się w latach
80. w północnych Niemczech, bohaterem jest prezydent miasta, który rezygnuje z
kariery politycznej, sprzedaje majątek i wyjeżdża na wieś prowadzić farmę
drobiu. Tak jak ojciec Göritza jest uciekinierem ze Wschodu i pragnie zmazać
winy ojców, pokazując, że jest dobry. Swoje przedsiębiorstwo opiera na wzorach
XIX-wiecznych angielskich socjalistów utopijnych, m.in. oddaje robotnikom
udziały. Ale utopia pozostaje utopią - w finale bohater musi stawić czoła
buntowi pracowników, a epidemia niszczy jego hodowlę.
Göritz: - Moje pokolenie jest jak sejsmograf, który odbiera echa odległego w
czasie trzęsienia ziemi. Chodzi teraz o to, co zrobimy z tymi sygnałami. Czy
będziemy ich słuchać z uwagą, aby w porę ustrzec się przed następnym
kataklizmem, czy uznamy, że wszystko jest OK, bo nas to nie dotyczy. Według mnie
trzeba wsłuchać się w przeszłość, dlatego zdecydowałem się na udział w
"Transferze!". Jestem przecież pisarzem, a każdy pisarz jest świadkiem.
Strona 3 z 3 • Wyszukiwarka znalazła 133 wypowiedzi • 1, 2, 3