Wyświetlono wypowiedzi wyszukane dla słów: farba zapomne o tobie
Temat: drugie życie mebli z płyty paździeżowej
poczekaj 2-3 dni aż porządnie wyschnie. Jeśli będzie paskudnie - użyj papieru
ściernego, porządnie odkurz i pomaluj jeszcze raz (nie zapomnij - często
producent farby zaleca konkretny wałek/pędzel)
Temat: co jest problemem "naszego swiata"?
zapomnialam dodac,
ze Architekci nad nami remontuja biuro juz od tygodnia, wiec albo swidry
swirduja nam w mozgu albo dostaje migreny od smrodu farby. I co Ty na to? he?
Xurek
Temat: stara tabliczka z numerem domu
Aha, zapomniałem dodać jeszcze paru słów o tabliczce.Była cała pomazana farbą,
ale już jest oczyszczona. Wzbogaci kolekcję bródnowskich staroci Oddziału
Bródno Towarzystwa Przyjaciół Warszawy.
Temat: wystawa poświęcona A.Cierplikowskiemu w W-wie:)
i wymyslil farbe do wlosow - zapomnieli dodac :) ;)
przedwczoraj minelo 30 lat od Jego smierci...
video tez sie moze znajdzie za jakis czas. trzeba by poszukac :)
Temat: Samotność ?!?
-i jak tu być samotnym w tym oceanie wałków ?
wpadajcie,z wałkami lub bez. piwo na siebie biorę...
...no własnie zapomniałem zatankować,żeby lepiej szło.
idę na przerwę :-)
( swoją drogą świetne farby teraz robią).
Temat: W-3 Sokół w Iraq
Radom robi piaskowy (mam ich katalog), ale wojo już nie korzysta z Radomia.
Najnowsze polskie farby lotnicze nie pochodzą z Radomia, ale... zapomniałem
skąd.
Temat: pamiyntocie? (2002)
az dziwne, ze nie bylo jeszcze "prob zamachu"
np. urwanie glowy albo
pokidanie farba abo inna dewastacja
moze ci aktywisci juz zapomnieli,
bo wcale nie z Chorzowa ?
Temat: W Tabernakulum mieszka Bog
G.G.Marquez ''Sto lat samotności''
(o chorobie bezsenności i zanikania pamięci)
(...)
Metodę, która przez wiele miesięcy miała ich bronić
przed zanikiem pamięci, wymyślił Aureliano. Odkrył
ją przypadkowo. Dobrze znając bezsenność, gdyż był jednym
z pierwszych, którzy jej ulegli, opanował do perfekcji
sztukę złotniczą. Pewnego dnia szukał małego kowadełka,
którego używał do walcowania metali, i nie mógł przy-
pomnieć sobie nazwy tego narzędzia. Ojciec podpowiedział
mu: "kowadełko". Aureliano wypisał to na kawałku pa-
pieru i przykleił etykietę do przedmiotu. W ten sposób
mógł mieć pewność, ze nie zapomni tej nazwy w przy-
szłości. Nie przyszło mu na myśl, że jest to pierwszy
objaw zaniku pamięci, ponieważ przedmiot miał nazwę
trudną do zapamiętania. W kilka dni później jednak od-
krył, że z trudem przypomina sobie nazwy prawie wszyst-
kich przedmiotów w laboratorium. Tak więc oznaczył je
wszystkie odpowiednimi kartkami i wystarczyło przeczy-
tać napis, żeby je rozpoznać. Kiedy ojciec zakomunikował
mu z przerażeniem, że zapomniał prawie wszystkich naj-
ważniejszych wydarzeń ze swego dzieciństwa, Aureliano
zapoznał go ze swoją metodą i Jose Arcadio Buendia za-
stosował ją praktycznie w całym domu, a później narzucił
całemu miasteczku. Pędzelkiem umoczonym w farbie ma-
lował na każdej rzeczy jej nazwę: stół, krzesło, zegar,
drzwi, ściana, łóżko, garnek. Wyszedł do zagrody i ozna-
czył wszystkie zwierzęta i rośliny: krowa, koza, świnia,
kura, juka, malanga, banany. Stopniowo obserwując nie-
skończoność wariantów zaniku pamięci, zdał sobie sprawę,
że może nadejść dzień, kiedy będą rozpoznawać rzeczy
po napisach, ale zapomną ich przeznaczenia. Wtedy roz-
szerzył swoje napisy. Etykieta, którą zawiesił na szyi
krowy, była przykładem sposobu, w jaki mieszkańcy Macondo
byli zdecydowani walczyć z chorobą: "To jest krowa, trze-
ba ją co rano doić, żeby dawała mleko, a mleko trzeba
zagotować, potem zmieszać z kawą i zrobić kawę z mle-
kiem". Tak więc żyli w wymykającej się rzeczywistości,
którą chwilowo mogli schwytać przy pomocy słów, ale która
musiała wymknąć się bezpowrotnie wraz z zapomnieniem
wartości słowa pisanego.
U wylotu drogi z moczarów umieszczono napis "Macondo",
a nieco dalej inny, większy, przy głównej ulicy: "Bóg istnieje"
(...)
a.
Temat: Środa.
Środa.
A wkrótce czwartek.
Ten wątek będzie moim blogiem.
Obudziłem sie rano jak zwykle.
Najpierw troche tańczyłem,później długo śpiewałem
(z pieśnią[albo pleśnią] na ustach pojechałem do pracy)
W pracy,jak to w pracy-przeczytałem gazety ,później wziąłem się za pisanie
mojej autorskiej książki(KPiR-to dla ciekawych).Jakoś mi dziś nie szło,tylko
pare linijek udało mi sie stworzyć..Pogadałem przez telefon z przyjazna
osoba(ukłony dla Atoba).Wróciłem do domu.
A jeszcze zapomniałbym:przed południem byłem w sklepie z farbami i u szklarza.
W sklepie z farbami otrzymałem dowód na teorie względności.Na początku
spytałem się ,ile kosztuje litr farby(ponieważ byłem przezorny spytałem się
,czy cena uwzględnia barwniki)Pani odpowiedziała,że do 30-tu złotych za litr.
Po wybraniu farby,odcieni i ilości na pytanie o cene za 8 litrów otrzymałem
odpowiedx:320 złotych.Błyskawicznie mym światłym umysłem wyczułem kant(przez
małe k,ale Kant też był w tym sklepie ),wszak 320/8=40.Pani w tym momencie
zaczęla objaśniac to,nad czym parenaście lat pracował Einstein,a podobno do
tej pory niewiele osób to rozumie.W dużym skrócie chodzi o to,że litr w litrze
nie kosztuje tyle co litr(czy jakoś tak).Nie jestem Einsteinem,nie jestem
nawet Zweinsteinem,totez z lekkim kociokwikiem w umysle postanowiłem opuścić
ten sklep.Pani na do widzenia postanowiłem pozostawic nadzieję słowami:To ja
sie jeszcze zastanowię.W domu trwa teraz burza mózgów,czy jak to teraz
tryndowo się mówi Brainstorm,czy wybrać ładniejsze tzn te po 30 złotych od
Kanta,czy tańsze,czyli te po 30 złotych w innym sklepie
Jak mi sie będzie chciało to jutro tez coś napiszę.
Temat: Zapomniane książki dla dzieci
"Był raz krasnal Hałabała ,krzywda mu się nie działa...'"Oj, ale mogła mu się
dziać ,gdyby o nim zapomniano.Ale dzięki staruchowi tak sie nie stanie.I
dobrze!Postać to bowiem wielce sympatyczna ,zwierzakom wszelkim przychylna i w
życiu lasu aktywnie uczestnicząca. Dzięki książce o jego przygodach po raz
pierwszy zetknęłam się z pojęciem cenzury (wtedy ,gdy się "krasnal z borsukiem
(?) w cenzurowane bawił". Ja tej zabawy towarzyskiej nie znałam ,moje
koleżanki i koledzy także nie."Głuchy
telefon","Pomidor" , "Farby" ,"Czarodziej","Muszki",
"Płynie okręt naładowany ..." -owszem,tak.Ale jakieś cenzurowanie?Człowiek
wciąz uczył się czegoś nowego...Lubiłam wracać do tej lektury , ale zauroczyła
mnie inna ksiażka Lucyny Krzemienieckiej _"Cudowne okulary".Oglądałam ją na
wystawie księgarni i marzyłam o niej. Była dla mnie nieosiągalna ,bo bardzo
droga (jak na owe czasy).Ale i tak w końcu dostałam ją w prezencie :
zachorowałam na szkarlatynę , znalażłam się w szpitalu i"na pociechę " rodzice
kupili mi tę wymarzona księgę.Przeczytałam ją tam "od deski do deski "
kilkakrotnie ,a wychodząc juz ze szpitala nie mogłam -ku swojej rozpaczy-
zabrać jej ze sobą (Oddział Zakazny!!!)>Dopiero po wielu latach kupiłam ja w
antykwariacie.
W tym czasie przeczytałam też książkę o innym leśnym stworku :"Kosmatek ze
Starej Wierzby " Hanny Zdzitowieckiej .A że wcześniej znałam "Domek
zapomnienia" i ksiązeczkę o skrzaciku Kukliku(tytułu w tym momencie nie
pamiętam),nie mówiąc już o "Krasnoludkach i o sierotce Marysi"-to byłam
przekonana ,że las jest wprost przepełniony różnymi stworkami i bardzo ,bardzo
chciałam spotkac któregoś z nich .Nie udało mi się to,niestety. Pozdrawiam
serdecznie.
Temat: Ścieżki dłuższe i lepsze
Jeżdzę z Teofilowa do Andrzejowa i:
1)Do Kaliskiego po ulicy , ale da się jechać.
2)Dalej ścieżka wdłuż Mickiewicza dobre rozwiązanie, ale można by przyciąć krzaki
bo zachodzą już na pół trasy.
3)Kościuszki-Sienkiewicza: masakra tłumy ludzi chodzących gdzie popadnie,
często w nieprzewidywalnych kierunkach.
4)Philips na 4 bo nowe, a przy krawężnikach przy wyjeżdzie z parkingów to
chyba się zapomnieli że to dla rowerów.
5)Do marszałków ok, choć rzeczywiście na końcu jedę na pamięć, farby brak.
6)No i właśnie, dalej chodnikiem, bo Piłsudskiego to autobusy, busy, tiry i inne
takie tam z ograniczeniem do 70. Więc wolę lepiej nie sprawdzać wytrzymałości
swojego roweru.
7)Ścieżka od Augustów: Nowa, ledwie rok niby fajnie, a w dwóch miejscach się
zapadła przy studzienkach, no i ta kostka rzeczywiscie średnio wygodne,
a i pewnie tańszy asfalt to po co to?
8)Od Selgrosa jak na Piłsudskiego najlepiej ratować się lasem.
No i jestem w pracy.
To teraz mam pytanie:
Jak zostanie rozwązana kwestia przejazdu przez Konstytucyjną? Tam jest podjazd
ze schodami sama farba tego nie załatwi.
I podobny problem przy stadionie Widzewa trzeba jechać przez parking pod kasami.
Można jechać południową stroną ale tam z chodnika zostały resztki, a przy
Czernika nagle kończy się chodnik i trzeba wjeżdzać w osiedlówkę.
Bo jeśli to będzie tak jak w centrum, że zmieniamy strony raz północną, a raz
południową, bo samą farbą produkują nam ścieżki, to ten dojazd na Widzew będzie
jak slalom bo wciąż jakieś przeszkody i pewnie mało kto z tego będzie korzystał.
Pozdrawiam! Rowery górą.
Temat: Diagnozowac 2latka? Jak i gdzie?
Diagnozowac 2latka? Jak i gdzie?
Pisałam już o naszym problemie, ale napiszę raz jeszcze w skrócie,
gdyby ktoś nie czytał wcześniej.
Oliwier w sierpniu skończył 2lata, nie mówi świadomie słów, sylab,
nie naśladuje dźwięków. Nie świadomie mówi: ,, ba ba'' ,, ma
ma'' ,,ta ta'' ,,niae'' -to powstaje coś jak NIE , poza tym wydaje
różne dźwięki typu ,, ee'' ,,aa'' ,,yy'' ,, ba'' ,,be'' ,,ama'' .
Kiedyś świadomie mówił ,, ama '' na jedzonko ale przestał. Mówił
też ,,ałałał'' na pieska, ale byc może o tym zapomniał, bo byliśmy
miesiąc u moich rodziców a w tym czasie piesek zdechł i mały o nim
zapomniał. Czasem jak jesteśmy na spacerze, widzimy pieska , mówię
do niego: ,, Oliwier, co to jest? Piesek? Hau hau?'' To mówi coś jak
by ,, ha hau'' -ja to tak odbieram.
Jestem przerażona sytuacją, bo byłam u logopedy i kazała po prostu
czekac. Na dniach kupię książki i CD ,,Słucham i uczę się mówic''
Wieneckiej. Mam zamiar cwiczyc z małym, ale zobaczymy co z tego
będzie bo moje dobre chęci nie wystarczą, Oliwier jest nerwowy,
ciężko mu usiedziec w miejscu dłuższą chwilę i nie wiem co z tych
cwiczyc będzie.
Rozumie wszystko, nawet jak mu coś tłumaczę to rozumie, wykonuje
większośc polecen. Zna wszystkich domowników i bliższych znajomych i
rodzinę, poznaje ich i wie do kogo iśc kiedy mu powiemy np. daj
dziadkowi cześc, albo , idz do misi daj kwiatki (sąsiadka, koleżanka
małego).
Nie wiem, czy go diagnozowac, czy poczekac z pół roku, próbowac
cwiczyc z tymi ksiazkami i CD, dodatkowo próbowac zeby pokazywał na
osoby, naśladował odgłosy itd. Cwiczymy tez z plastelina, swietnie
dmucha banki, dmucha piurko, nie umie oblizac jezykiem ust, zlizuje
cukier z talerzyka, maluje farbami palcami, kredkami, oglada
ksiazki, caala masa tego jest -same pewnie wiecie i znacie z
praktyki.
Żyję tylko tym że on nie mówi i cały czas próbujemy to zmienic. Mam
już coś robic w tym kierunku, chodzic do lekarzy i męczyc żeby
pomogli, diagnozowali? Czy jeszcze poczekac? Mąż mówi że przesadzam,
że pewnie nie długo nadejdzie jego czas i będzie mówił. Wiem, że tak
może byc, ale też może byc 10 innych powodów że nie mówi. A ja
jestem na dobrej drodze do nerwicy.
Temat: Proszę, poratujcie dobrym słowem.
Chyba nie powinnaś się aż tak bardzo przejmować,u nas w zeszłym roku wyglądało
to podobnie.Najpierw ciąża,nic mi się nie chciało,więc czasem sobie
odpuszczałam niektóre obowiązki.W nocy nie mogłam zasnąć,usypiałam nad ranem i
kiedy budzik wrzeszczał,ja spałam jak zabita.Po urodzeniu malucha nie było
lepiej,więcej obowiązków,pobudki w nocy,kolki itp.Efekt;ciągłe spóźnienia,braki
zadań,luki w zeszytach zwłaszcza u córki w pierwszej klasie.U syna (trzecia
klasa)ciągłe skargi na zachowanie.Młodszy syn w zerówce okropnie targał
spodnie,więc dawałam mu takie najgorsze,bo szkoda było nowych skoro po tygodniu
nadawały się do kosza i byle jakie bluzy,bo ciągle były ubrudzone farbami albo
jakimś jedzeniem.No i oczywiście o zdjęciach też zapomniałam.Na szczęście było
takie zamieszanie w przedszkolu,że zapomnieli mu zrobić zdjęcia i miał robione
indywidualnie w Mikołaja,wtedy już pamiętałam.Oczywiście też zamartwiałam
się,że jesteśmy postrzegani jako jakaś patologia,ludzie którzy ptrafią
tylko "robić" dzieci i mają gdzieś,co się z nimi dalej dzieje.
Jednak kiedy syn był kierowany na badania(problemy z ortografią)wychowawczyni
napisała w opini,że rodzina bardzo interesuje się dzieckiem,a u córki pani
spytała jak to robię,że radzę sobie z taką gromadką,więc chyba nie było aż tak
źle jak mi się zdawało.Teraz już jest jakoś lepiej,chyba kwestia
przyzwyczajenia.Oczywiście nie obywa się bez przypominaczy takich jak
kalendarz;jeden na ścianie,drugi w formie notesu i telefon przypominający ważne
sprawy,bez tego ani rusz,wszystko by mi się pomieszało.
Pozdrawiam i życzę powodzenia-Justyna
Temat: Podzielcie się doświadczeniem!!!
> Do malowania nie użyłabym Duluxu. Nie dość, że po jednokrotnym malowaniu
> wyblakł, to jeszcze wylazły wszystkie kable na ścianach w formie tłustych
smug.
To nie wina farby, tylko zle przygotowanej sciany... konkretnie zle
zagruntowanych szpachlowan w miejscu ciagniecia kabla.
Zasada nr 1 - do Duluxa nigdy Unigrunta. Przekonalam sie o tym ostatnio malujac
mieszkanie. W miejscach gdzie byl normalny grunt Duluxa wszystko dobrze, w
niektorych miejscach, gdzie nie dopilnowalam, albo zapomnialam i ktoras z ekip
zastosowala Unigrunt, farba sie mazala jak na tlustym.
Co do pozostalych rzeczy.
Nie, dla jasnej terakoty w kuchni!
Nie, dla stolarzy robiacych meble kuchenne (w byle jakim "salonie" meble byly
ladniejsze, niz te zrobione przez mego wspanialego stolarza). Generalnie nie,
dla rekodziela - kupowac w sklepie i tyle, a jak nie ma nic ladnego to
przebolec i kupic cos brzydszego. Nie pakowac sie w stolarzy. Jedno zrobi
dobrze (bo i mojemu sie zdarzylo), a drugie schrzani.
Co jeszcze? Chyba teraz nie wstawilabym sobie debowych mebli do lazienki -
trzeba na to chuchac i dmuchac, balsamowac woskiem pszczelim. Teraz dalabym
zwykla plastikowa szafke i tyle (choc fakt faktem, meble debowe wyszly
taniej... (sic!)).
Nie, dla pralki w kuchni. Teraz mam tak, ze kuchnia daleko, a ja latam z
praniem po mieszkaniu, bo suszarka w kuchni przeciez nie stoi. A nie chcialam
sobie psuc widoku w lazience (troche tez z braku miejsca) - teraz zaluje. Nawet
brudna bielizna stoi w drugim koncu domu, zamiast gdzies w lazience przy
pralce. Jestem zla na siebie za ta pralke jak nie wiem co.
Sufit podwieszany w lazience - niby ok, ale teraz wolalabym zamiast estetyki
miec suszarke pod sufitem.
PS. I z tych wszystkich powodow kupuje nowe mieszkanie :)
Temat: parkiet vs panele drewniane vs panele laminowane
Hi!
Jak już wspomniałem,nie doradzę Ci na odległośc zwłaszcza jakie kolory byłyby
opcjonalne,zbyt dużo na to ma wpływ kilku ważnych czynników,ale ten
najważniejszy tkwi w Twojej głowie.Dokładnie tuż(albo przed?Zapomniałem!!)
szyszynką.;)
To twoje osobisto-prywatne-własnościowe ścianki,więc jak je ubieżesz,tak będą
wyglądały.Pewne wskazówki już Ci udzieliłem,pora na inne,te będą
takie,no,miękkie?
Otóż piszesz że mieszknie nie jest zbyt duże,więc
pamiętaj że ciemne kolory ściesniają optycznie.I tak,jeżeli pomalujesz dwie
naprzeciwległe ściany ciemną farbą,a dwie pozostałe jasniejszą-pomieszczenie
automatycznie "zwęży"się.Jeżeli sufit będzie ciemny a pozostałe fragmenty
jasne,pomieszczenie obniżysz,optycznie żecz jasna.I tak dalej,myślę że o tym Ci
wiadomo.prawda?
Pod uwagę należy wziąśc meble,przystawki,upodobania,ech,długo by jeszcze.
Jedynie co nieśmiało mogę zasugerować to;
-nie maluj wszystkich pomieszczeń w tych samych kolorach czy
pochodnych
-jeżeli podłoże jest słabe,nie stosuj z kolei mocnych farb
-polecam np mieszanie dwóch kolorów w jednym pomieszczeniu
-polecam nie malować koloru pod sam styk sufitu z ścianą
-polecam pofantazjować...:)
Tak,co jeszcze,aha(pamiętam że to jakiaś norweska kapelka,niezłe,i śpiewa
tam Morten Harket czy jak sie to pisze),to ja jestem zaskoczony że Ty jesteś
zaskoczona(?)w kwesti szerokiej gamy wyboru w tym wypadku glazury,nie musimy tu
chować głowy w piasku,jest OK.
Więc jeżeli prawidłowo rozumóję,kafle będą łączyć się gdzieś zapewne w
progu z deskami,ups,drewnem?I czym zamieżasz połączyć ten związek,czy
ewentualnie zamaskować?
Układanie (no,to niezłe)się z kobietami leży w mej samczej
natuże,lubię śpiew,właśnie kobiety-pozdrawiam,i wino(niekoniecznie).
Tak to jakoś wychodzi samo z siebie i nic na to nie poradzę,bo i po co,fajnie
jest i tyle.
Z facetami rozmowa zazwyczaj,podkreślam to,jest taka,po prostu konkretna,szybka
zdecydowana i twarda.Samcze geny i tyle.Dziewczynki,ooo,są
inne,miękkie,bardziej elastyczne i co ważne,bardziej otwarte na propozycje.Mam
na myśli oczywiście zagadnienie o którym tu mowa.
NIe,nie jestem projektantem wnętrz tylko zwykłym pracownikiem wykonującym
to,w czym udzielam na tym forum rad-czyli prace związane z pytaniami...
Ale czasami zdarza się mi obserwować relację właśnie projektant-
klient i jestem zdumiony tym,co się dzieje,czasami żecz jasna.
Zawsze służę dobrą radą,o ile będe mógł...
Wal jak w dym,pzdr.
[Murphy Brown]
Temat: Niezapomniane gadżety naszego dzieciństwa
Do wszystkich Was, urodzonych przed Rokiem Panskim 1980
Jesli jako dzieci albo mlodzi ludzie zyliscie w latach 50; 60; 70-
tych XX
wieku-nie mozecie dzis uwierzyc ze w ogole w ten czas przezyc
mogliscie!
Dlaczego? A dlatego, ze:
-jako dzieci siedzielismy w samochodach bez pasow bezpieczenstwa i
poduszek
powietrznych
-nasze lozeczka pomalowane byly farbami o krzykliwych kolorach,
pelnymi
kadmu i olowiu (o rozpuszczalnikach nie wspomne...)
-buteleczki z lekarstwami i innymi (nie)bezpiecznymi chemikaliami z
"Wyborowa" na czele daly sie przeciez bez trudu
otworzyc a ciekawosc to przeciez cecha dzieci i mlodziezy, prawda?
-drzwi i szafki w kuchni i lazience byly stalym miebezpieczenstwem dla
kazdego z nas, zwlaszcza ze nikt nie
slyszal o zamkach anty-dzeciecych...
-do jazdy na rowerze nikt w zyciu nie ubral kasku ochronnego
(podobnie na
nartach albo wrotkach)
-wode pilo sie z kranu a nie hermetycznych butelek i tym temu
podobnych...
-pierwsze samochody budowalismy z pudel albo skrzynek po kartoflach i
podczas jazdy z gorki stwierdzalo sie, ze sie zapomnialo o
hamulcach...
-rano wychodzilismy z domu by pojsc sie pobawic, musielismy wrocic
wtedy,
kiedy zapalaly sie pierwsze latarnie -
nikt nie wiedzial gdzie nas nosi, bo nikt nie mial przy sobie komorki
a
sprawne budki telefoniczne mozna bylo policzyc na
palcach jednej reki (zreszta i tak nikt nie nosil grosza przy
sobie...)
-czlowiek sie kaleczyl, lamal kosci, wybijal zeby i nikt nikogo z tego
powodu nie skarzyl do sadu; sami bylismy sobie
winni...
-jedlismy keksy, czekolade (tez czekoladopodobna), chleb grubo
posmarowany
maslem, kielbase, kartofle, skwarki i Bog wie jeszcze co-i co?-i nikt
nie
byl przesadnie gruby...
-pilismy w grupie z jednej butelki i nikt od tego nie umarl...
-nie mielismy: playstation, nintendo, x-box, gier video, 60 programow
w
telewizji, kaset video, dvd, surround sound, wlasnego telewizora,
komputera
a mielismy swietnych kolegow i kolezanki!
-po prostu wychodzilismy z domu i spotykalismy ich na ulicy, bez
telefonowania i umawiania sie, bez wiedzy rodzicow
(oni nie musieli nas przywozic i odwozic)-jak to bylo mozliwe?
-wymyslalismy zabawy z kijem i kamieniem, jedlismy ziemie, dzdzownice
i
temu podobne-i co?-przepowiednie tez sie nie
sprawdzily-robaki nie zyly w naszych zoladkach a kijami nie
wylupalismy
rowiesnikom zbyt wielu oczu...
-niektorzy z nas nie byli tak sprytni i przepadali na egzaminach albo
powtarzali klase i nikt nie zwolywal z tego
powodu kryzysowych nauczycielskich narad...
-jezdzilo sie autostopem i nikomu nie przyszlo do glowy, ze cos
takiego
moze sie bardzo marnie skonczyc...
/zaczerpnięte/
Temat: Wpadki w serialach
Ja zauważyłam ...
1. Kiedy oglądałam któregoś poranka, bardzo stare odcinki M jak miłość, to też
zauważyłam, że obecny Radosz, grał tam lekarze specjalistę, który opiekował się
Mamą Krzysztofa Zduńskiego. Pamiętam fragment sceny, że Marysia i Radosz idą
korytarzem szpitala i rozmawiają.
Czyżby Radosz przekwalifikował się z doktora na biznesmena i zapomniał o swoim
fachu? :) hehe
2. Nowa fryzura Marty Mostowiak, jest jedną wielką wpadką. Wygląda tragicznie.
Rafał mówi do niej, że: "ślicznie Ci w tej nowej fryzurze". A przecież ona
wyglądała jak miotła, która dopiero wstała z łóżka. Kapota.
3. Ciekawe było też to, jak Marysi udało się tak szybko przefarbować włosy z
intensywnego rudego, na platynowy blond.
Szybko jej ta farba zeszła i to tak idealnie. Gdzie takie farby sprzedają?
4. Gdy Marysia zmieniła się z rudej na blondynkę, do wraz z przefarbowaniem od
razu zmieniła jej się grzywka. Gdy nosiła rudą perukę, to miała grzywkę na
czoło, a jako blondynka ma już grzywkę na bok. Kinga jej obcięła, tak przy okazji?
5. O tym, że bliźniaki z Klanu w ogóle nie są do siebie podobne, to już nie
muszę przypominać.
6. Pan dyrektor Mariusz zawsze na posterunku. Od razu wiedział kiedy przyjść i
przywalić temu drugiemu, gdy ten szarpał Jolę.
7. Na stole w domu Teresy z Pierwszej Miłości, w kuchni non stop stoi pojemnik z
przykrywką, a w nim wciąż te same bułki. Wciąż ta sama świeżość, wciąż to samo
ustawienie. Pewnie są z wosku :) hehe
A swoją drogą, to ciekawe jaki wątek wymyślą z Martą i Norbertem, po tym jak
aktor Mariusz Sobieniewicz zmarł.
Temat: Program Opieki nad zabytkami a cmentarze
Wszystkie kaliskie cmentarze wpisane sa do RZ, co ma swoje prawne
konsekwencje. Miasto, miejski KZ i WWKZ znaja swoje prawa i
obowiazki. Tyle litera prawa, ktora i tak jest nie przstrzegana.
Miasto broni sie statusem wlasnosciowym cmentarzy i tyle. Pomimo, ze
Parafii Prawoslawnej z uwagi na niewielki odsetek wiernych nie stac
na biezaca koserwacje , a tymbardzej na restauracje nawet
najcenniejszych obiektow nekropolii prawoslawnej. Podobvnie jest z
Par.E-A, ktora ma zablokowane konto bankowe, choc poprzedni pastor i
proboszcz Parafii prosperuje wysmienicie.Przypuszczam,ze ta
przepychanka pomiedzy Miastem i w/w parafiami bedzie trwala nadal.
Musimy pewnie tylko liczyc na wolontariuszy, przynajmniej do chwili
utworzenia czy restytucji TOnZ-u. A moze poprzez dzialania
Kuratorium OS wlaczyc do dzialan nauczycieli historii i mlodziez
gimnazjow i szkol ponadgimnazjalnych.To w imie ksztaltowania
swiadomosci i prawidlowych postaw. Przykladem moze byc opissany w
biez, Zyciu Kalisza pan Jaroslaw Ambroziak i mlodziez z
Gimn.im.Noblistow w Kozminku. Mlodziez dzieki wkladowi finansowemu
NAUCZYCIELA (sic!) oraz kilku mieszkacow odnowila zapomniana
kwatere powstancow styczniowyuch. Pewnie gmina mogla dac troche
grosza, ale nie dala. W Kaliszu mlodziez z kultowego I LO im.Asnyka
goscila mlodziez z Hamm( we wrzesniu) i przymierza sie do gosciny
mlodziezy berlinskiej. Warto zaprosic germanistow i uczniow I LO
im.Asnyka do pomocy w kwescie i pracach pozadkowych. To na
poczatek.Mozna w zaproszeniu przeciez wykorzystac pokaz
multimedialny ze strony kol.szychy-ns. Z kolei na Cm.Prawoslawnym
uczniowie III LO powinni sie zaopiekowac zapomniana mogila swejej
profesorki Olgi Koczerzewskiej.
Ja w materii cmentarzy za mocno nie licze na Miasto. My musimy robic
swoje i ciagnac w dalszym ciagu nasz ,,kierat''. Poki co jestesmy
tylko niezrzszona Grupa Pewnych Osob i nawet nie mozemy wystapic do
Castoramy, Nomi czy Leroy Merlin o wsparcie w postaci kubelka farby
elewacyjnej i pedzli by ,,zaciagnac'' na nagrobkach bazgroly
idiotow.
Temat: PARADIANA LAGUNA (***) HURGHADA
PARADIANA LAGUNA (***) HURGHADA
Najgorszy hotel w jakim w zyciu byłem. Mój wypoczynek tam był horrorem.
Po pierwsze....w Egipcie byłem kilka razy i tak chamskiej obsługi nie
spotkałem
o drugie.... wszędzie brud, w pokojach prawie wszystko popsute, na ścianach
grzyb.Wanny prawie czarne, w pokojach pełno komarów. Śniadanie i
obiadokolacja wydawana była "do wyczerpania zapasów". Jeśli nie było się
jednym z pierwszych w kolejce zapomnij o posiłku ciepłym i daniu jakie
chcesz. Wszystkie talerze i sztućce się kleiły.
Po trzecie.... w hotelu był basen (z lodowatą wodą) bo wymieniana była
codziennie (brak filtrów). W związku z faktem że w hotelu przebywali rosjanie
basen ten słuzył ten im po płukania nóg z piasku. Poza tym nikt się w nim nie
kąpał. Kratki koło basenu były połamane - trzeba było uważać gdzie się chodzi
zeby nóg nie uszkodzić.
Po czwarte.....było siatka na plaży (umownie tak to nazwe) można było sobie
pograć ale jak pewna kobieta dostala piłką w głowę, że prawie straciła
przytomność siatkę zlikwidowano.
Po czwarte....Na plaży jest kilkanaście rozwalonych leżaków, z których
wystają gwoździe - pozbijane przez obsługę żeby się nie rozleciały. Pełno
odpadającej farby i podarte materace. W związku z faktem, że hotel ten jest
podzielony na dwie części (dzieli go ulica) osoby, które maja pokoje od
strony plaży kładą ręczniki na tych kilkunastu leżakach i rano nie ma się
gdzie połozyć) jest o wiele wiele mniej leżaków niż gości hotelowych. Może
dlatego że plaża jest super malutka.
Tak na szybko to tyle.....ale jeszcze było wiele innych atrakcji...o jak
lokal który grał "kocią muzykę" do nocy pod oknami tak że zapomnij o spaniu.
Moja rada...trzymajcie się z daleka od tego "hotelu" a osobom, które wykupiły
tam pobyt współczuję ale radzę w biurze sprawdzić w jakiej części hotelu
bedziecie zakwaterowani...
Jeśli od strony morza nie bedzie aż tak źle. Jeśli po drugiej stronie ulicy
to lepiej nie jechać.
Pozdrawiam
Michał
Temat: 5 lat minelo od smierci Diany i Dodiego
Zapomnialem dodac, ze ustalono rowniez, ze zanim wjechal pod most, to uciekajac
przed paparazzi przejechal przez conajmniej jedno czerwone swiatlo. Niektorzy z
paparazii widzac to doszli do wniosku, ze facet jest szalony i przestali go
scigac.
A teraz do tych "teorii" spiskowych:
- zalozmy na moment, ze byl rozkaz do brytyjskiego wywiadu, aby ich zgladzic.
Pytanie: W jaki sposob ci, ktorzy mieliby ich zgladzic, wiedzieli naprzod, ze
Diana & Co. wsiada do samochodu i beda uciekac pod mostem i ze ukurat nie
bedzie ZADNYCH swiadkow zeby to zrobic ?? Przeciez takie rozumowanie to czysta
fantazja. Wiem, ze wywiady roznych panstw czasem "usuwaja" niewygodnych ludzi,
ale to poprzedzaja dlugim sledzeniem zwyczaii ofiar, miejsc przebywania,
zwyczajow, ewentualnie po tym dochodzi do "dziela". A i to zwykle
jest "zatwierdzane" na wyzszym szczeblu wywiadu. Jak rowniez "usuwanie" ludzi
odbywa sie raczej bez swiadkow, bo zawsze istnieje mozliwosc wpadki.
A tutaj delikwenci wsiedli do samochodu, bo 10 min wczesniej zdecydowali
pojechac do prywatnego apartamentu, a wywiad brytyjski juz mial plan akcji, ze
to bedzie teraz, i to pomimo tego, za cala watacha samochodow z paparazzi byla
w poscigu.
Pomyslcie o tym co napisalem powyzej - przeciez wywiad brytyjski musialby
skladac sie z samych debilnych oslow gdyby zrobili cos takiego w takiej
sytuacji.
No i na koniec jeszcze jedna uwaga - zawsze istnieje ryzyko, ze cos nie
wyjdzie, ze kogos zlapia albo ktos cos widzial, albo "puscil farbe".
Czy wyobrazacie sobie jaki to by wywolalo skandal, gdyby wyszlo na jaw, ze JKM
Elzbieta II przyzwolila wywiadowi brytyjskiemu na "sprzatniecie" Diana & Co.
Te wszystkie teorie spiskowe to CZYSTA FANTAZJA prasy brukowej !!
Temat: "...i nie wódź nas na pokuszenie"
piwi77 napisał:
> supaari napisał:
>
> > Nie. Bedę twierdził to, co do tej pory
>
> Twierdź sobie. Słuchając Twojego sporu z kolterem, w ciemno
> postawiłem na koltera (jest bardziej wiarygodny od Ciebie) i się
nie
> pomyliłem, Bazylika posiada zasoby skradzione przez krzyzowców.
Ile
> jej % pochodzi z kościelnego złodziejstwa owszem, to sprawa
> dyskusyjna. Próbujesz forsować tezę, że skoro nie 100% to o
> złodziejstwie mówic nie wolno. Mylisz się, znów zmyliła Cie Twoja
> katolicka moralność.
>
1. kolter propagował inne kretynizmy. Było ich sporo, ale pomysł z
Bazyliką wyszedł od niejakiego edico. Zapewne znalazł poklask,
zrozumienie i wsparcie koltera.
2. Problem nie dotyczy płyt marmurowych, dachówek czy farby, ale
Bazyliki, która stała w Wenecji przed rozpoczeciem ruchu
krucjatowego, więc pomysł jest fantazją. Zalecałbym sprawdzenie co
pisałeś o "kradzieży Bazyliki", ale obawiam się, że odmówisz...
3. Twierdzę, że o złodziejstwie nie można mowić, jeśli w momencie
jego rzekomego popełnienia "okradziony" nie wywiązał się z umowy, a
prawo dopuszczało zajęcie jego mienia w celu restytucji.
4. Jakbyś zapomniał, to twierdzisz w wizytówce: Jestem ateistą,
bo przyjmuję do wiadomości tylko fakty naukowo lub doświadczalnie
potwierdzone, ale nie zamykam się na inne i chętnie o nich dyskutuję
. Z twojej dzialalności w kwestii Bazyliki czy raportu Ryana
wynika, że raczej nie jesteś ateistą (swoja drogą twoja quasi-
definicja jest kretyńska), gdyż przyjmujesz nigdy niedowiedzione
wymysły, odrzucasz natomiast fakty. To zapewne zgodne z inną twoją
deklaracją (lubię wygody), gdyż smiem twierdzić, że myślenie
i sprawdzanie faktów strasznie cię boli i ceniąc swą wygode nie masz
nawet ochoty zaglądać do linkowanych przeze mnie własnych twoich
wypowiedzi.
Temat: Rosyjski turysta na zrujnowanych cmentarzach wo...
Grupa młodych ludzi - poszukiwaczy militariów, którzy wędrują po okolicach
Łodzi i odnajdują zupełnie zapomniane cmentarze, zlokalizowali ich ponad pół
setki - chce we wrześniu choćby symbolicznie zacząć porządki na cmentarzu w
Wiączyniu. Załatwiłem im zgodę Urzędu Gminy w Nowosolnej i Nadleśnictwa
Brzeziny. Chcą (i ja też) powycinać krzaki, które zarosły kwatery grobowe, zmyć
farbę z pomnika-krzyża i wyczyścić płytki z nazwiskami, żeby były
czytelniejsze. Chcą też zaprosić do pomocy uczniów pobliskiego gimnazjum i
oczywiście wszystkich chętnych. Po „akcji” można by zorganizować np. ognisko z
kiełabaskami i porozmawiać na temat śladów łódzkiej bitwy. Wiem od
nadleśniczego, że wkrótce wraz z gminą Brzeziny zacznie porządki na cmentarzu w
Pustułce, którego stan woła o pomstę do nieba. Jeśli młodzi ludzie sami coś
zrobią, może zachęcą władze do aktywniejszej działalności.
Co do pytań Łodzianina, czy mamy pilnować grobów „oprawców i zaborców”, to
uważam, że tak. Stan cmentarzy wojennych świadczy o kulturze i poziomie
cywilizacyjnym kraju, w którym są. Dlatego w innych województwach trwają
porządki na miejscach pochówku żołnierzy wszystkich armii - przecież odnawia
się nawet niemieckie z II wojny. Po drugie, Rosjanie polegli pod Łodzią nie
mieli szansy być naszymi oprawcami. Mam informacje z Krasnojarska: większość
miała po 18-21 lat, byli zwykłymi chłopami, rzemieślnikami, uczniami starszych
klas i studentami z Syberii. Prawie połowa ze stu nazwisk, którymi dysponuję,
to polskie - w carskich mundurach walczyli potomkowie naszych zesłańców z Kraju
Krasnojarskiego. Im należy się chociaż pamięć. O nich i o ich dramacie.
Do akcji w Wiączyniu przydałaby się pomoc logistyczna w postaci płynów do
czyszczenia, narzędzi (siekierki, łopatki, ścierki), a może i kiełbaski na
ognisko. Jeśli ktoś mógłby pomóc, będą bardzo wdzięczni. Mają swoje forum w
internecie, tam są dyskusje i szczegóły planowanego „czynu społecznego” :)
www.lodz-eksploracja.yoyo.pl. Pozdrawiam
Temat: czy Ełk występował w jakichś filmach?
Był kręcony jakiś film ale za mało się wtedy tym interesowałem i nie znam
nawet tytułu. Było to w latach mojej służby w ełckiej jednostce 1984-1990.
Pewnego ranka wpadłem jeszcze słabo obudzony do jednostki i wokół magazynu
mundurowego zauważyłem kilkudziesięciu żołnierzy łażących bez celu.
Najbardziej zdumiało mnie, że wszyscy totalnie olewają regulaminy i nie
salutują na mój widok(!). Dopiero ogólny rechot otrzeźwił mnie i w końcu
dostrzegłem, że to co prawda nasi żołnierze ale poprzebierani za statystów.
Mieli długie po kolana wełniane szynele i rogatywki, karabiny też jakieś inne;)
Potem jeszcze raz na wiosnę podczas zajęć z taktyki na Roszarni natknęliśmy
się w lesie na kręcenie sceny napadu na patrol milicji.
W poprzek leśnej drogi wkopano kabel który podczas kręcenia filmu wybuchał
jakby ktoś kosił serią a jeden z jadących na tym odcinku aktorów miał z gruchy
do lewatyw bryznąć czerwoną farbą po szybie. Jedna z kamer została przykręcona
z przodu samochodu i skierowana była właśnie na tą szybę. Scenę powtarzano
wielokrotnie bo zawsze coś nie wychodziło; albo seria poszła za wcześnie albo
samochód wpadł na zakręcie do błotnistego rowu i nawet pomagaliśmy w jego
wyciąganiu. Zabawy było co niemiara aż zapomnieliśmy po co tam wogóle poszliśmy.
Z ogólnej radochy pozwoliłem kilku żołnierzom na wyprawę do Siedlisk po piwo.
Z zadania wywiązali się znakomicie bo mało, że przynieśli piwo to jeszcze po
drodze namierzyli skradającą się w naszym kierunku kontrolę zajęć z moim
bezpośrednim przełożonym i z-cą jednostki d/s liniowych - słynnym "Kwasem".
Przed kontrolą zdążyliśmy jeszcze uwalać w błocie mundury co wpłynęło na
wysoką ocenę;)
W tym samym lesie na potrzeby filmu kręcono też przejazd naszej słynnej
wąskotorówki. Tam też jako statyści zaangażowani byli nasi żołnierze.
Poprzebierani za cywilów jechali tłumnie na dachach wagonów. Jechało im się
fajnie bo mieli leżeć razem z ełckimi statystkami i jedynym wysiłkiem było
robienie smutnych, umęczonych twarzy.
Temat: I co tu wybrać - Polska czy zagranica?
I co tu wybrać - EU czy Reszta Swiata?
(ja tak bym stawial to pytanie).
jak wiadomo trwa dosc friendly competition pomiedzy eu i us. kanada stoi po
srodku i stara sie mierzyc z us, ale system finansowania i standardy tam
bardziej amerykanskie. australia podobnie jak kanada. japonia to osobny
rozdzial, nie bede komentowal (nie wytrzymalbym w tym ciekawym do zwiedzania
kraju na dluzej).
usa: wiekszy zasuw, bedziecie konkurowac z chinczykami spiacymi pod stolem w
biurze, i tak dalej. krotsze wakacje. najwiecej pieniedzy do kieszeni i na
badania, jesli jestescie w tej lepszej polowie lub 1/4 skladajacych podanie o
grant. fantastyczny dostep do najlepszych z najlepszych w waszej dziedzinie,
i tak dalej. nie ma rzeczy niemozliwych. jak sie tego raz czlowiek nauczy,
podobnie jak samoreklamy (konieczne, w malych dawkach) to zostaje na cale zycie.
kanada, au: bardziej ludzkie/polskie tempo, no i wiecie - kto chcialby
przeprowadzic sie z kraju dopiero co niedawno pod butem jednego imperium do
srodka drugiego (ok, bedziecie zasuwac na gradstudiach i postdokach tak, ze
zapomnicie o polityce, wiec wycofuje uwage.) dosc bogate kraje, inwestujace w
nauke. nie dajcie sie zwiesc rocznikom statystycznym. teraz, przy slabym USD...
eu: zalety: najdluzsze przerwy sniadaniowe i wielomiesieczne urlopy,
wizzair/ryaniar czy cos podobnego za pol darmo do polski, male ale pewne granty.
warunki pracy (stoly, krzesla, kuchnie i lodowki w pracy, o tym mowie) lepsze
niz gdzie indziej, np w niemczech a zwl. skandynawii dba sie o czlowieka.
poza byc moze francja, gdzie odwiedzalem instytucje w nicei gdzie tynk i farba
sypaly sie na glowe, a i pensje byly male. ale wiecie, sam sobie zaprzeczam - to
byla nicea z zatoka aniolow! chyba mniej zawracania glowy z urzedami
imigracyjnymi i legalna praca dla zony/meza (jak jest naprawde?)
wada: wiele rzeczy jest z mety "niemozliwych" lub "trudnych" (nie prawda, ale
ogolnie zaakceptowana.)
pracowalem naukowo i w .pl i w .edu i w .se, a teraz jestem w .ca
i chyba zostane na dobre (wolalbym osobiscie kalifornie ale nie jest mi tu zle,
placa mi wiecej niz by placili tam).
Temat: Taśma z głosem Saddama w rocznicę dojścia parti...
Rosja a nowy Irak
Gość portalu: Stauffenberg napisał(a):
> Po pierwsze - nie wiedziałem, że w Polsce jest tylu
> Arabów. I arabofilów. Takie bezkrytyczne poparcie...Byle
> dyktatorek z Maghrebu coś powie o "dżihadzie" i "biciu
> Arabów i Żydów" już z Polski rozlega się entuzjastyczny
> okrzyk: "Prowadź Wodzu!". Ja rozumiem, że Polacy muszą
> mieć idoli, a że w kraju nie znajduja, to szukają za
> granicą. Ale dlaczego muszą akurat takich? (znaczy -
> Kiepscy górą; a więc Polacy mają umysły i mentalnosć
> kiboli. Traktują USA jak policję, a kibole strasznie
> lubią jak się policje bije...)
> A co do Amerykanów w Iraku..wszystko sie skończy byle
> jakim i "zaklajstrowanym farbą i sznurkiem" pokoju, po
> czy amerykańscy chłopcy wrócą do domu. Zostawiajac
> następcom Saddama w prezencie dobrze uzbrojone i
> proamerykańskie państwo kurdyjskie. Turcji na otarcie łez
> dostanie się jakiś duży bezzwrotny kredyt od Wuja Sama i
> przymkniete oko na wypadek, gdyby chciała swoich Kurdów
> do tego państwa wyrzucić. A Polska? Polska trochę w Iraku
> posiedzi, potem trochę pobuduje, aż zabierze swoje
> zabawki i żołnierzyków i wszyscy o całej sprawie bedą sie
> starali zapomnieć. Lącznie ze "starą Europą"(zwłaszcza
> Francją), która potem będzie chciała robić biznes na
> antypatii nowego rzadu irackiego do Amerykanów...co i tak
> potrwa pewnie niedługo, bo na koniec Irak wróci do starej
> przyjaźni arabskiej z Rosją. Ot i wszystko, co zdarzy się
> tam przez najbliższe 10 lat.
W zasadzie masz rację, ale wątpię w sojusz z Rosją. Rosja nie ma po prostu
Arabom nic atrakcyjnego do zaoferowania: nawet jej broń, w świetle wojny
irackiej, stała się pośmiewiskiem. A co do demokracji: do tego potrzebna jest
silna klasa średnia, a takiej w żadnym kraju arabskim nie ma. Jak na ironię
istnieje ona w IRANIE, i dlatetego, za 2-3 lata reżym ayatollahów się
przekręci. 70% narodu nie wybiją: nawet Stalin tego nie potrafił. :)
Temat: Dlaczego pewni Ślązacy nie lubią Słowian?
Gość portalu: Weles napisał(a):
> Dlaczego niektórzy Ślązacy nie lubią Słowian - i z taką niechęcią odnoszą sie
> do wszystkego co słowiańskie????
>
> Czyżby sami byli 100% Germanami którzy śląskiego dialektu nauczyli się od
> Polaków. W końcu śląski dialekt określany jest przez samych Niemców jako
> Polnisch :)
>
> wiemy że tak nie było - Ślązacy to lud słowiański a Niemcy na Śląsku nie
> ulegali polonizacji.
>
> mamy tu do czynienia z typowym Śląskim kompleksem, kompleksem polskiego
> chłopa który w 19 wieku ze wsi przyjechał do miasta (niemieckiego wtedy) do
> kopalni i fabryki no i za wszelką cenę chciał się upodobnić do swojego pana
> Niemca. Ale kurczak umazany białą farbą w łabędzia się nie zamieni.
>
> Po tych czasach pozostała niechęć Ślązaków do własnej słowiańskiej
> tożsamości. Chęć identyfikacji z Niemcami. Żałosne ale prawdziwe.
>
no i co to kogo obchodzi kto kogo kiedy gdzie? nie masz innych problemow? chyba
ze jestes historykiem to sorry zajmuj sie dalej takimi tematami. dla otto
normalverbraucher jest to egal co ty tu wypisujesz, marnujesz tylko czas,
tastatura sie zuzywa..popatrz w tym czasie pod oknami twojego domu albo
mieszkania przeszlo conajmniej kilka babek rozmazonych i zmiekczonych
wiosennymi zapachami a ty co? gupotami sie zajmujesz. brudzisz tastature, przy
pisaniu zdrapujesz pazurami te pieknr literki z klawiszy, myszke meczysz i
ciagniesz za ogon a twoj monitor zanieczyszcza srodowisko promieniowaniem. nie
nie odpowiadaj na tego posta wyjdz na ulice rozejrzyj sie moze kogos poznasz a
jak nie to nie zalamuj sie i nie wyladowuj sie na forum z osobistych
niepowodzen zostan jeszcze na dworze i wdychaj ..wdychaj (nie zapomnij ad czasu
do czasu wydychac-> nie chce cie miec na sumieniu) to swieze wiosenne
powietrze..po 30 minutach bedzie ci lepiej zobaczysz ze jak potem do domu
wrocisz wyczyscisz tastature przeprosisz myszke odkurzysz monitor i bedziesz
tak odwazny ze usiadziesz naprzeciwko twojego kompa i go nie zalaczysz,
bedziesz patrzyl na swoje odbicie w monitorze ktorego nawet sie nie wystraszysz.
Temat: Piotrkowska Spółdzielnia Mieszkaniowa
...uwagi krytyczne lub kreatywne...
bmpo napisał:
Niniejszym zapraszam do zgłaszania uwag krytycznych lub kreatywnych
dotyczących PSM na adres bmpo@gazeta.pl
Postaram się w miarę możliwości na wszystkie reagować.
Z poważaniem Marek Potrzebowski Przewodniczący Rady Nadzorczej PSM
Szanowny Pan MAREK POTRZEBOWSKI
Przewodniczący Rady Nadzorczej PSM
Zamiast realizować chybione pomysły przez internet i miast ośmieszać się na
łamach "7 dni" proponuję, abyśmy się spotkali i chętnie będę Pana Cicerone po
zasobach Waszej Szanownej Spółdzielni.
Najpierw pójdziemy sobie np. na ul. Poprzeczną lub na sąsiednie. Tam na chybił
trafił wybierze mi Pan 2 bloki (nie ja Panu, proszę zauważyć, tylko Pan mnie).
I ja w ramach - jak Pan to ładnie ujął - uwag krytycznych lub kreatywnych -
wskażę Panu palcem, jakie katastrofalne są tam zaniedbanmia ze strony
spółdzielni. Obleje się Pan rumieńcem palącego wstydu.
Potem udamy się w rejon bloków przy ul. Kostromkiej albo Belzackiej, gdzie
dokona Pan wyboru następnych dwóch budynków. Tam też wysłucha Pan kolejnej
partii "uwag krytycznych lub kreatywnych". Jeżeli po tej części rekonesansu nie
zdecyduje Pan o honorowym złożeniu urzędu Przewodniczącego Rady Nadzorczej PSM,
to przejdziemy dalej, np.
na... osiedle Wyzwolenia, gdzie w wytypowanych przez siebie kolejnych dwóch
blokach ugnie się Pan pod ciężarem jeszcze jednej transzy moich "uwag
krytycznych lub kreatywnych".
No, a jeżeli po tej całej wycieczce nie zechce Pan sobie odebrać życia, to...
ja już nie wiem, czego Pana nauczyli Ś.P. Wielcy Nauczyciele w I LO im. Króla
B. Chrobrego, potem na prestiżowych studiach, a także gdzie poszły nauki o
zwykłej przyzwoitości ks. prałata Tadeusza w kościele Panien Dominikanek.
Szanowny Panie Przewodniczący Potrzebowski!
Proszę nie zapomnieć ze sobą zabrać na tę naszą poznawczą eskapadę doraźną
ekipę czystościowo - remontową w składzie jak niżej:
1. konserwator powierzchni płaskich (sprzątaczka) - szt. 2 oraz kubły i ścierki
2. konserwator ślusarz - szt. 1
3. konserwator elektryk - szt. 1 oraz żarówek szt. 50, wyłączników szt. 28
4. konserwator hydraulik - szt. 1
5. malarz - szt. 1 oraz pędzel i trochę farby
6. ewentualnie - prezes Zarządu PSM - szt. 1
7. ewentualnie wiceprezes Zarządu PSM - szt. 1
W trybie doraźnym część moich "uwag krytycznych lub kreatywnych" usunięta
zostanie od ręki! W trakcie tego krótkiego obchodu ze mną zobaczycie to, co
omijacie od lat, co woła o pomstę do nieba, a czego nie zobaczycie, siedząc
przy kompie!
Z poważaniem
Pana oddany Cicerone
Temat: TBS - ZIELNA
> (...) A czy detektyw Krogulec wie dlaczego
> nie podłączyli prądu? Bo było mówione, że zasiedlać będą dopiero jak nas
> podłączą. Skąd takie rozbieżności? Pozdrawiam
Jaki tam detektyw ;-) Nie wiem jak jest z tym prądem. Może rzeczywiście
energetyka nie ma kogo wysłać... Może coś jest tam jeszcze nie skończone... Nie
mam żadnych "wtyków" w TBSie - opisałem po prostu to co widziałem...
Moja teoria jest taka ;-) Ze strony TBS myślę, że sprawa pewnie wyglądała tak:
niektórym już niedługo mija 18-miesięcy od daty podpisania umowy, a odbiory
tylu mieszkań będą przecież trwać 2 tygodnie, więc nie czekając na fizyczne
podpięcie prądu (nie zdziwiło by mnie jakby formalnie już jest wszystko było
załatwione ;-) rozpoczeli wydawanie mieszkań aby zmieścić się z terminami. Być
może są do tego jeszcze jakieś naciski (ludzie non stop dzwonili, minął już
blisko miesiąc od "uroczystego otwarcia" naszego budynku pod okiem prezydenta
Dutkiewicza itd.). Ale to tylko taka moja osobista teoria...
Na osłodę serc powiem, że siostra mojej żony mieszka w TBS firmy Intakus przy
Kiełczowskiej/Poleskiej i to w jaki sposób tam oddawali mieszkania to był istny
dramat. Brud, robotnicy wszędzie, pootwierane mieszkania, kontakty w mieszkaniu
mieli wkręcane dopiero podczas odbioru, a ściany jeszcze były mokre od farby
(!). O położonych chodnikach wokół budynku mogli zapomnieć, a zamiast windy był
pusty szyb zabezpieczony prowizorycznie kilkoma deskami (cud, że się nikomu nic
nie stało, a przecież wiele rodzin wprowadzało się z małymi dziećmi). O tym, że
spóźnili się z oddawaniem o ponad 3 miesiące nawet nie będę wspominał bo to w
polskiej budowlance oczywiste ;-)))
Tak więc cieszmy się z tego co mamy/będziemy mieli. Ja osobiście uważam, że
nasze mieszkanka naprawdę są super, a cały budynek i otoczenie wykończone
lepiej niż jak to robi niejeden "komercyjny" deweloper. Te kilka dni bez prądu
jakoś się jeszcze przetrzyma. Najważniejsze, że w końcu w swoich własnych
czterech kątach ;-)))
Temat: do urodzonych przed 1980 :D
do urodzonych przed 1980 :D
Do wszystkich Was, urodzonych przed Rokiem Panskim 1980
Jesli jako dzieci albo mlodzi ludzie zyliscie w latach 50; 60; 70-
tych XX
wieku-nie mozecie dzis uwierzyc ze w ogole w ten czas przezyc
mogliscie!
Dlaczego? A dlatego, ze:
-jako dzieci siedzielismy w samochodach bez pasow bezpieczenstwa i
poduszek
powietrznych
-nasze lozeczka pomalowane byly farbami o krzykliwych kolorach,
pelnymi
kadmu i olowiu (o rozpuszczalnikach nie wspomne...)
-buteleczki z lekarstwami i innymi (nie)bezpiecznymi chemikaliami z
"Wyborowa" na czele daly sie przeciez bez trudu
otworzyc a ciekawosc to przeciez cecha dzieci i mlodziezy, prawda?
-drzwi i szafki w kuchni i lazience byly stalym miebezpieczenstwem dla
kazdego z nas, zwlaszcza ze nikt nie
slyszal o zamkach anty-dzeciecych...
-do jazdy na rowerze nikt w zyciu nie ubral kasku ochronnego
(podobnie na
nartach albo wrotkach)
-wode pilo sie z kranu a nie hermetycznych butelek i tym temu
podobnych...
-pierwsze samochody budowalismy z pudel albo skrzynek po kartoflach i
podczas jazdy z gorki stwierdzalo sie, ze sie zapomnialo o
hamulcach...
-rano wychodzilismy z domu by pojsc sie pobawic, musielismy wrocic
wtedy,
kiedy zapalaly sie pierwsze latarnie -
nikt nie wiedzial gdzie nas nosi, bo nikt nie mial przy sobie komorki
a
sprawne budki telefoniczne mozna bylo policzyc na
palcach jednej reki (zreszta i tak nikt nie nosil grosza przy
sobie...)
-czlowiek sie kaleczyl, lamal kosci, wybijal zeby i nikt nikogo z tego
powodu nie skarzyl do sadu; sami bylismy sobie
winni...
-jedlismy keksy, czekolade (tez czekoladopodobna), chleb grubo
posmarowany
maslem, kielbase, kartofle, skwarki i Bog wie jeszcze co-i co?-i nikt
nie
byl przesadnie gruby...
-pilismy w grupie z jednej butelki i nikt od tego nie umarl...
-nie mielismy: playstation, nintendo, x-box, gier video, 60 programow
w
telewizji, kaset video, dvd, surround sound, wlasnego telewizora,
komputera
a mielismy swietnych kolegow i kolezanki!
-po prostu wychodzilismy z domu i spotykalismy ich na ulicy, bez
telefonowania i umawiania sie, bez wiedzy rodzicow
(oni nie musieli nas przywozic i odwozic)-jak to bylo mozliwe?
-wymyslalismy zabawy z kijem i kamieniem, jedlismy ziemie, dzdzownice
i
temu podobne-i co?-przepowiednie tez sie nie
sprawdzily-robaki nie zyly w naszych zoladkach a kijami nie
wylupalismy
rowiesnikom zbyt wielu oczu...
-niektorzy z nas nie byli tak sprytni i przepadali na egzaminach albo
powtarzali klase i nikt nie zwolywal z tego
powodu kryzysowych nauczycielskich narad...
-jezdzilo sie autostopem i nikomu nie przyszlo do glowy, ze cos
takiego
moze sie bardzo marnie skonczyc...
Temat: Cuda w Gassach! 22.03.2009 zapraszamy! Warto!
Cuda w Gassach! 22.03.2009 zapraszamy! Warto!
Koło Gospodyń Wiejskich z Gassów zaprasza na warsztaty plastyki obrzędowej
świąt wielkanocnych, które odbędą się w najbliższą niedzielę 22 marca w
godzinach od 15.00 do 18.00 w pięknie odremontowanym budynku OSP. Chcemy, aby
nasza świetlica stała się miejscem spotkań związanych z obrzędowością ludową i
kultywowaniem regionalnych tradycji. Warsztaty poprowadzi i przybliży nam
zwyczaje wielkanocne regionu kurpiowskiego Pani Laura Bziukiewicz. Nauczy nas
ona, jak zdobić pisanki tradycyjną techniką batikową przy użyciu wosku. W
efekcie zastosowania tej techniki można uzyskać wielobarwne wzorzyste pisanki.
Pani Laura pokaże nam również sposób wykonania tradycyjnej palmy kurpiowskiej.
Jak się okazuje, zgodnie z ludową tradycją, nie można rezygnować z koloru w
zdobieniu palm. Muszą one być jak najbardziej kolorowe, ponieważ wówczas wróżą
radość w kolejnym roku. Tradycyjne palmy wykonane były z kolorowej bibuły, z
której układano kwiaty na kształt róż - kwiatów rosnących niegdyś wyłącznie
przy dworach, mających przynosić dobrobyt. Zdobna w bazie oraz zielone gałązki
tui lub bukszpanu palma chronić będzie zaś przed nieszczęściami. Nasze
warsztaty połączone również będą ze sprzedażą wyrobów sztuki ludowej, jakie
wykonuje Pani Laura Bziukiewicz , a jakie cudeńka robi, to zobaczcie Państwo
sami na stronie internetowej [www.kurpie.com.pl] Do uczestnictwa zapraszamy
całe rodziny! W ramach opłaty za wstęp zapewniamy niezbędne materiały
potrzebne do warsztatów (jajka, wosk, farbę, patyczki i krepinę do wykonania
palm), prosimy o przyniesienie własnych nożyczek.Uchrońmy od zapomnienia
pisankową tradycję i zróbmy coś z jajem !
Temat: Kolekcjonuje ludzkie typy w podróżach do Wawy :))
Och! Wybaczcie! W całym tym atlasie postaci z naszej linii zapomniałem zupełnie
o najpowszechniej występującym na niej drapieżcy, noszącym wdzięczną nazwę:
Kibol – jest to mutacja wszelkich możliwych typów poznanych dotychczas. Kibolem
może być nawet spokojny grzybiarz i niewinna pielęgniarka. Jednak co do zasady
formą przetrwalnikowa kibola jest dresiarz. Stadne występowanie oraz ulubione
miejsca w pociągu u obu typów z grubsza pokrywają się. Cechą wyraźnie
odróżniającą dresiarza od kibola jest nieukrywanie się pojedynczych osobników,
lecz przeciwnie – transparentność, oznakowanie w barwach klubowych, jaskrawe
malowanie twarzy i nieodłączne szaliki (nawet w 30-stopniowym upale). Kibol
niezależnie od miejsca przebywania dokonuje permanentnej demolki składu
pociągu. Pasażerowie, którzy przypadkowo napatoczyli się kibolom, traktowani są
podobnie jak jarzeniówki, siedzenia, poręcze i szyby, czyli – najlepiej z kopa
i przez okno. Kibol posiada tez często ekwipunek w postaci plastikowej trąby do
trąbienia, kastetu, napoju krzepiącego i bejsbola. Ten ostatni nie jest
właściwie konieczny, bo jego surogatem może być jakiś pręt z wyposażenia
pociągu; operacja opłacalna, bo nie trzeba taszczyć sprzętu z domu. Kibol jest
stworem bardzo rozrywkowym, mającym swe ulubione zabawy na trasie, np. zerwanie
hamulca na nasypie kolejowym w lesie Olszynka Grochowska. W dobrym tonie jest
też wydzieranie japy przez otwarte okno w tunelu średnicowym oraz rzyganie
przez otwarte drzwi z mostu prosto do Wisły.
Ostatnio typ ten ewoluuje w kierunku kibola artysty. Bejsbol i kastet są
wypierane przez farby w spreju i niezmywalne flamastry, którymi kibole znaczą
swój teren pisząc na ścianach pociągu np. „sendzia wuj”. Swoistą kastę stanowią
wlepkarze kibole, uchodzący w swym gronie za elitę intelektualną. Pojawienie
się kiboli zwiastują stojący na peronach policjanci z oddziałów prewencji, tzw.
żółwie. Ulubionym miejscem okrętowania kiboli jest dworzec Powiśle.
Temat: Ranking osiągnięć Pana Prezydenta!
Ranking osiągnięć Pana Prezydenta!
Przeczytałem sporo głosów na forum i z wielu wypowiedzi można wyczytać, że
oto: Tadeusz Jędrzejczak wielkim prezydentem jest. Zbudował nam drogi, mosty,
Słowiankę i co tam nie tylko. Jednym zdaniem, zastał Gorzów w ruinie a
zostawi kwitnący. Warto jednak przyjrzeć choć niektórym z tych "osiągnięć".
Dziś odcinek pierwszy pod tytułem: Most na Warcie.
Pan prezydent otworzył go z wielką pompą, bodajże w rok po swoim wstapieniu
na stolec. Geniusz! W rok most wybudował! To, że poprzednicy z owym mostem
już dziesięć lat walczyli i w chwili objęcia funkcji przez Jędrzejczaka
kosmetyki i zjazdów mu brakowało to drobiazg. Kto tam pamięta kto budował.
Ważne kto otworzył! A z tym otwarciem to tak się Tadeuszowi śpieszyło, że
zapomniał mostu pomalować. Antykorozyjną farbą. Ale co tam, kiedy rdza
zaczęła most konsumować w tempie jednostajnie przyśpieszonym, Tadeusz Wielki
ogłosił, że most pomaluje. Do wyborów skończy. Tym samym zasłuży nie tylko ma
miano budowniczego, ale też ratownika mostu. Przed wyborami się ogłosi, że
Tadeusz most uratował. Wdzięczność Gorzowian zapewniona.
Most jak most, trzeba jednak z niego gdzieś zjechać. Żeby było szybciej
Tadeusz zamiast cywilizowanego zjazdu, wymyślił takie cóś, gdzie najlepsi
kierowcy tracą głowę i orientację i nazwał to cóś rondem. To co, że
kwadratowe, jak się nazwało to cóś rondem to nim jest i basta! A że są
stłuczki? Niech się barany jeździć nauczą! Zresztą rondo kwadratowe miało być
tylko trochę, później kanty miało mu się wygładzić i ganc pomada. Te trochę
trwa już pięć lat, ale to szczegół.
O innych osiągnięciach Wielkiego Budowniczego, niebawem.
Temat: "Solidarność" domaga się zakazu handlu w niedzielę
Gość portalu: pracownik hiper napisał(a):
> Uważam, iż taka ustawa powinna wejść w życie. Hipermarkety powinny być
> zamknięte w niedzielę. To tylko ludzie spowodowali to, że zamiast iść z
rodziną
>
> na spacer do parku to idą do sklepu sobie "pooglądać". To niestety wina
> społeczneństwa, że sklepy otwarte są w weekendy. Kiedyś nie było takich
sklepów
>
> i było dobrze, każdy zdążył zrobić zakupy i zdążył odpocząć z rodziną w miłej
> atmosferze.Jestem jak najbardziej za...
Tyle tylko, że kiedyś pracowało się sześć dni w tygodniu z tzw. angielską
sobotą. Czyli mówiąc po ludzku poniedziałek- piątek do 15-16(zależnie od
branży), a w sobote do 13. Popytaj osoby 40+ , to potwierdzą. Sama tak
pracowałam. Po pracy był czas i na zakupy, i na pójście do kina, i na spotkania
ze znajomymi. Sklepy ne musiały być otwarte w niedzielę, chociaż z lat 60-ych
(moje dzieciństwo) pamiętam, że w niedzielę rano chodziło się do sklepu z bańką
na mleko i siatką na chleb. Sklepowa sprzedawała te produkty na ulicy przed
sklepem(zamkniętym) przez dwie godziny. Otwatre były cukiernie (zamknięte w
poniedziałek), kawiarnie(otwarte 7 dni w tygodniu), kina , teatry i oczywiście
dyżurne stacje benzynowe. Jak ktoś zapomniał zatankować w sobotę i miał pecha,
musiał dymać np. 10 km do dyżurnego CPN-u.
Czy było lepiej, trudno powiedzieć. Było inaczej. Napewno miało się więcej
czsu dla rodziny i znajomych. Dzisiaj aby utrzymać się , często trzeba brać
pracę , w której pracuje się w niekorzystnych godzinach. Oczywiście można
zrezygnoważ i mieć czas na zakupy w tygodniu, tylko jest jeden feler: skąd
wziąć kasę na te zakupy.
Może ci, którzy optują za zakazem handlu w niedzielę, zaczną od siebie i dadzą
przykład innym? Jeżeli w niedzielę nie będzie kupujących, nikomu nie będzie
opłacało się ponosić kosztów otwarcia sklepu i handel niedzielny zaniknie.
Zakaz odgórny doprowadzi do budowy duuuużych sklepów przy małych stacjach
paliwowych(jak w Niemczech), oczywiście z "artykułami jak najbardziej
potrzebnymi". Może to być żarcie, ale mogą to być ciuchy, buty czy farba do
malowania sufitu(sąsiad zalał moje mieszkanie, a po południu przyjmuję gośći -
stan wyższej konieczności ;)))))))))))) ).
Temat: Ranking inwestycji gorzowskich.
Ranking inwestycji gorzowskich.
Przeczytałem sporo głosów na forum i z wielu wypowiedzi można wyczytać, że
oto: Tadeusz Jędrzejczak wielkim prezydentem jest. Zbudował nam drogi, mosty,
Słowiankę i co tam nie tylko. Jednym zdaniem, zastał Gorzów w ruinie a
zostawi kwitnący. Warto jednak przyjrzeć choć niektórym z tych "osiągnięć".
Dziś odcinek pierwszy pod tytułem: Most na Warcie.
Pan prezydent otworzył go z wielką pompą, bodajże w rok po swoim wstapieniu
na stolec. Geniusz! W rok most wybudował! To, że poprzednicy z owym mostem
już dziesięć lat walczyli i w chwili objęcia funkcji przez Jędrzejczaka,
kosmetyki i zjazdów mu brakowało, to drobiazg. Kto tam pamięta kto budował.
Ważne kto otworzył! A z tym otwarciem to tak się Tadeuszowi śpieszyło, że
zapomniał mostu pomalować. Antykorozyjną farbą. Ale co tam, kiedy rdza
zaczęła most konsumować w tempie jednostajnie przyśpieszonym, Tadeusz Wielki
ogłosił, że most pomaluje. Do wyborów skończy. Tym samym zasłuży nie tylko na
miano budowniczego, ale też ratownika mostu. Przed wyborami się ogłosi, że
Tadeusz most uratował. Wdzięczność Gorzowian zapewniona.
Most jak most, trzeba jednak z niego gdzieś zjechać. Żeby było szybciej
Tadeusz zamiast cywilizowanego zjazdu, wymyślił takie cóś, gdzie najlepsi
kierowcy tracą głowę i orientację i nazwał to cóś rondem. To co, że
kwadratowe, jak się nazwało to cóś rondem to nim jest i basta! A że są
stłuczki? Niech się barany jeździć nauczą! Zresztą rondo kwadratowe miało być
tylko trochę, później kanty miało mu się wygładzić i ganc pomada. Te trochę
trwa już pięć lat, ale to szczegół.
O innych osiągnięciach Wielkiego Budowniczego, niebawem.
Temat: Aneks kuchenny- co na ścianę zamiast płytek ?
Powierzchnie narażone nie tylko na ścieranie, ale i na działanie detergentów
powinny być odpowiednio zabezpieczone, by ułatwić nam utrzymanie ich w
czystości. Skoro ściana nad kuchenką i zlewozmywakiem – narażona na działanie
wysokiej temperatury i wilgoci – bardzo łatwo się brudzi, trzeba ją pokryć
odpowiednim materiałem. Specjaliści podpowiadają wiele sposobów na ich
pokrycie.
PŁYTKI CERAMICZNE Są najpopularniejszym stosowanym materiałem. Niepalne,
odporne na wodę, łatwe w utrzymaniu. Producenci prześcigają się we wzornictwie
i kolorystyce. Ułatwia to aranżację, dając łatwość w dopasowaniu ściany do
stylu wnętrza. Niedoskonałością są tutaj fugi, które niestety znacznie szybciej
się brudzą i trudniej je wyczyścić. Należy to uwzględnić, wybierając na ściany
mozaikę lub płytki o małych wymiarach. Warto zastanowić sie nad wielkością
glazury. W kuchni brudzi się ona bardziej niż w innych miejscach domu. Im mniej
fug, tym łatwiej utrzymać ścianę w czystości. Egzamin zdają spoiny epoksydowe,
nie wchłaniające tłuszczu. Rozwiązaniem jest także zastosowanie płytek do
układania bezfugowego. Do kuchni powinniśmy kupować płytki szczególnie łatwe w
utrzymaniu.
BLACHA Ten sposób podpowiada nowoczesna stylistyka wnętrz. Najbardziej
popularna jest blacha ze stali szlachetnej, ale stosuje się także aluminium.
Wrażenie sterylności uzyskamy polerując blachę. Kuchnia wykończona w ten sposób
wydaje się jednak bardzo „zimna”. Blachy o powierzchni satynowej i aluminiowa
są dużo cieplejsze w odbiorze i bezpieczniejsze w aranżacji. Nie tylko nie
dominują swą obecnością, ale także są praktyczniejsze. Mniej na nich widać na
przykład ślady palców.
Blacha także może mieć wytłaczane faktury. Pomimo że to sporo efektowniejsze, w
kuchni sprawdza się gorzej. Ze względu na liczne rowki i uwypuklenia trudno ją
utrzymać w czystości.
Cała płaszczyzna ściany wyłożona blachą może wydawać się zbyt monotonna.
Dlatego wykłada się nią jedynie część ściany, najczęściej nad kuchenką jako tło
dla stalowego okapu.
FARBA Do niedawna pomalowanie farbą ściany między kuchennymi szafkami uważano
za brak wykończenia lub rozwiązanie tymczasowe. Dzisiaj producenci proponują
farby wodoodporne i zmywalne. Ich jakość daje ochronę ściany porównywalną z
płytkami ceramicznymi.
Zastosowanie farby w prosty sposób pozwala na zmianę charakteru kuchni. Każda
farba jednak podkreśla nierówności ścian. Przed pomalowaniem konieczne jest
odpowiednie przygotowanie podłoża. Nie wolno zapomnieć o zabezpieczeniu jej
specjalną farbą podkładową, przeznaczoną do pomieszczeń mokrych.
BOAZERIA Minął okres, w którym przeżywała czasy swojej świetności. Ale drewno w
kuchni ciągle jest modne. Pokrycie ścian naturalnym drewnem to świetny sposób
na ocieplenie. Boazerię należy dokładnie polakierować, by zapobiec puchnięciu
przy kontakcie z wodą lub parą.
PŁYTY W kuchni nieźle prezentuje się płyta wiórowa fornirowana lub laminowana.
Takie panele można kupić wraz z całym systemem ich mocowania, który zapewnia
szczelny i trwały montaż. Można też wyłożyć ścianę sklejką.
NATURALNY KAMIEŃ Jest ekskluzywnym materiałem. Na ściany można go użyć w formie
kamiennych płytek o różnych wymiarach albo w formie drobnej mozaiki. Na ściany
w kuchni doskonale nadaje się granit, który nie dość, że nie wchłania
tłuszczów, to także odporny jest na działanie związków chemicznych. Kamienie o
strukturze porowatej są trudniejsze do utrzymania w czystości. Dlatego
wykorzystując go do wnętrz kuchennych jako okładzinę ścienną należy go
dokładnie wypolerować. Jest mniej praktyczny. Wchłania tłuszcz i łatwo się
plami. Aby tego uniknąć, można stosować odpowiednie impregnaty do marmuru.
KONGLOMERATY KAMIENIA To dużo tańsze rozwiązanie, dające podobny efekt jak w
przypadku kamienia naturalnego. W swoim składzie konglomeraty mają granit i
kwarc, co zapewnia im podobną twardość i wytrzymałość na uszkodzenia oraz
wysoką temperaturę. Dzięki dodatkowym składnikom – pigmentom – mogą mieć różne
kolory. Ale najbardziej popularne są przypominające naturalny granit lub marmur.
MLECZNA SZYBA Niekonwencjonalne i dość praktyczne. Ściana mlecznej szyby
powinna być umieszczona w aluminiowych ramkach. Taka aranżacja daje optyczną
lekkość. Czyni nawet małe wnętrza przestrzennymi. Problemem staje się jedynie
usytuowanie gniazdek roboczych, bowiem szyba najczęściej jest hartowana, a
wiercenie w tym tworzywie nie jest wcale łatwe. Wyjściem z sytuacji jest
umieszczenie gniazdek pod szafkami.
pozdrawiam
Temat: koszty remontu/malowania jachtu
bez_mlota_nie_robota napisał:
> zapomniales dodac o tym co sie bedzie dzialo z zelkotem po sezonie.
A może to żelkot jaki nałożyłem na dno jachtu przed sezonem 2004 zapomniał co
powinno się z nim dziać po sezonie? Wg takich "fahowcuf" jak Ty rzecz jasna.
> Bo dziac sie bedzie. Wlasnie w tym jest problem ze cos o tym temacie wiesz
> ale tylko teoretycznie.
I oczywiście pływam też tylko teoretycznie?
www.siz.sail-ho.pl/tomjani/tomjani.html
> Widzisz jak sie ma doswiadczenie w malowaniu samochodow to tam
> nie ma tych problemow.
Pudło. Nie maluję samochodów, a nawet nigdy samochodu nie miałem.
> Byc moze sprzedajesz farby i lakiery i z tej racji polecasz wdepniecie w duze
> wydatki.
Słowa pisanego nie rozmiesz??? Polecałem wdepnięcie w długotrwałą i żmudną
robotę, o czym jednak lojalnie ostrzegałem. Żelkot jeśli od czegokolwiek jest
droższy, to jedynie od farby emulsyjnej a zwłaszcza klejowej lub wapiennej.
> Malujac zelkotem uszczelnisz cala wilgoc we wloknach (mikro wilgoc, dodaje)
> ktora wyjdzie po podgrzaniu (najczesciej tak sie zdarza ze woda po podgrzaniu
> powieksza swoja objetosc, taka juz jest zlosliwa wlasciwosc fizyczna wody.
> A wychodzac do gory napotyka na warstwe wlasnie swiezo pomalowanego zelkotu.
Wniosek? Zgonie z powyższą teorią powinno się nie tylko pokryć laminat porowatą
farbą emulsyjną, ale jeszcze starannie zeszlifować cały żelkot przed
malowaniem. Wtedy woda będzie wsiąkać niewiele trudniej niż w tekturę, i
podobnie łatwo odparowywać. Rzecz jasna dopiero po wyjęciu jachtu z wody. A
wszelkie "farby antyosmozowe" mające całkowicie uszczelnić powierzchnię
laminatu - to już Twoim zdaniem kompletne nieporozumienie, bo pomalowane nimi
dno utworzy jeden wielki bąbel???
> Oczywiscie gdzies musi wyjsc i powstaja grzybki na calej powierzchni,
> jak po deszczu.
Grzybki po deszczu owszem powstają. Zwłaszcza w lasach, ale także na
niezabezpieczonym drewnie.
> Jakbys takie grzybki juz widzial na zelkocie to byc nie byl tak pochopny w
> polecaniu zelkotu.
A może te grzybki jakich się naćpałeś były halucynogenne, i dlatego zobaczyłeś
kolejne grzybki, już na żelkocie?
> I jeszcze jedno, prosze napisz pare slow o pylicy i pare opinii okulisty na
> ten temat.
Nie twierdziłem że robota przy jachcie nie stwarza zagrożeń dla zdrowia.
Podobnie jak wiele czynników, np. piwo i papierosy. Ale można starać się
szkodliwy jej wpływ zminimalizować.
> Warto tez podac koszty rozwodu w przypadku zonatych amatorow
> swiezego zelkotu. Bo jak jest zonaty to na pewno bedzie rozwiedziony.
Rozwiodłeś się sam że z tego żalu tak zatruwasz żółcią to Forum?
> Co do szlifierki:
> szlifierka oscylacyjna=15000 hitow
> szlifierka orbitalna=2500 hitow. Ja jednak preferuje nazwe szlifierka
> orbitalna, z uwagi na to ze ten baran lingwistyczny ktory ten termin
> zasugerowal do uzytku w Polsce nigdy takiej szlifierki nie widzial na oczy.
A który to baran lingwistyczny zaśmiecił język polski jakimiś tam "hitami"
które to pojęcie było dotąd znane jedynie w muzyce rozrywkowej?
Temat: W Tabernakulum mieszka Bog
ada08 napisała:
> G.G.Marquez ''Sto lat samotności''
>
> (o chorobie bezsenności i zanikania pamięci)
>
> (...)
>
> Metodę, która przez wiele miesięcy miała ich bronić
> przed zanikiem pamięci, wymyślił Aureliano. Odkrył
> ją przypadkowo. Dobrze znając bezsenność, gdyż był jednym
> z pierwszych, którzy jej ulegli, opanował do perfekcji
> sztukę złotniczą. Pewnego dnia szukał małego kowadełka,
> którego używał do walcowania metali, i nie mógł przy-
> pomnieć sobie nazwy tego narzędzia. Ojciec podpowiedział
> mu: "kowadełko". Aureliano wypisał to na kawałku pa-
> pieru i przykleił etykietę do przedmiotu. W ten sposób
> mógł mieć pewność, ze nie zapomni tej nazwy w przy-
> szłości. Nie przyszło mu na myśl, że jest to pierwszy
> objaw zaniku pamięci, ponieważ przedmiot miał nazwę
> trudną do zapamiętania. W kilka dni później jednak od-
> krył, że z trudem przypomina sobie nazwy prawie wszyst-
> kich przedmiotów w laboratorium. Tak więc oznaczył je
> wszystkie odpowiednimi kartkami i wystarczyło przeczy-
> tać napis, żeby je rozpoznać. Kiedy ojciec zakomunikował
> mu z przerażeniem, że zapomniał prawie wszystkich naj-
> ważniejszych wydarzeń ze swego dzieciństwa, Aureliano
> zapoznał go ze swoją metodą i Jose Arcadio Buendia za-
> stosował ją praktycznie w całym domu, a później narzucił
> całemu miasteczku. Pędzelkiem umoczonym w farbie ma-
> lował na każdej rzeczy jej nazwę: stół, krzesło, zegar,
> drzwi, ściana, łóżko, garnek. Wyszedł do zagrody i ozna-
> czył wszystkie zwierzęta i rośliny: krowa, koza, świnia,
> kura, juka, malanga, banany. Stopniowo obserwując nie-
> skończoność wariantów zaniku pamięci, zdał sobie sprawę,
> że może nadejść dzień, kiedy będą rozpoznawać rzeczy
> po napisach, ale zapomną ich przeznaczenia. Wtedy roz-
> szerzył swoje napisy. Etykieta, którą zawiesił na szyi
> krowy, była przykładem sposobu, w jaki mieszkańcy Macondo
> byli zdecydowani walczyć z chorobą: "To jest krowa, trze-
> ba ją co rano doić, żeby dawała mleko, a mleko trzeba
> zagotować, potem zmieszać z kawą i zrobić kawę z mle-
> kiem". Tak więc żyli w wymykającej się rzeczywistości,
> którą chwilowo mogli schwytać przy pomocy słów, ale która
> musiała wymknąć się bezpowrotnie wraz z zapomnieniem
> wartości słowa pisanego.
> U wylotu drogi z moczarów umieszczono napis "Macondo",
> a nieco dalej inny, większy, przy głównej ulicy: "Bóg istnieje"
>
> (...)
> a.
To,co tutaj napisalas jest piekne.
Niestety,ale bardzo smutne,chociaz wydaje mi sie,ze nie bardziej
od naszej prawdziwej rzeczywistosci?
Pozdrowienia serdeczne,
obcy, ))
Temat: jak naprawic sufit
Cytat:
Pęknięcia sufitu na łączeniu płyt wynikają z wady konstrukcyjnej stropu. W
czasie jego wykonania zapomniano wykonać łączniki żelbetowe pomiędzy płytami,
które eliminują tzw. “klawiszowanie” stropu podczas użytkowania.
Trwałe usunięcie tej wady jest trudne. Doraźnie przed każdym malowaniem, można
zazbroić miejsce pęknięcia przez wtopienie w szpachlę gipsową “Doliny Nidy” bądź
mineralną Atlas Rekord siatki zbrojącej używanej do zbrojenia styków płyt
gipsowo-kartonowych. Więcej pracy wymaga wykonanie zbrojenia z pasma siatki
szklanej używanej do dociepleń. Ze względu na pogrubienie warstwy szpachli lub
kleju na styku płyt, konieczne jest najczęściej szpachlowanie większych
powierzchni sufitu. Do klejenia siatki polecam klej Atlas Stopter K-20 natomiast
do szpachlowania Gips Szpachlowy “Doliny Nidy”.
koniec cytatu.
Drugi cytat:
Chcę wykonać gładź gipsową na ścianach i sufitach wykonanych w budynkach z
wielkiej płyty. Czy tego typu płyty należy gruntować i jak zniwelować spore
nierówności na powierzchni płyty?
Przed nałożeniem szpachli gipsowej na podłoże należy sprawdzić jego nośność,
stopień nierówności, czystość (np. czy nie jest zatłuszczone) i wreszcie ocenić
czy nie jest ono nazbyt nasiąkliwe. Najprostszym testem jest spryskanie ściany
wodą i jego obserwacja - jeśli ściana szybko ciemnieje, oznacza to, że podłoże
jest zbyt chłonne i wymaga zagruntowania. Generalnie jednak, w budynkach z
wielkiej płyty ściany i sufity, przed wykonaniem gładzi gipsowych lub ich
wyrównaniu zaprawami na bazie cementów zalecamy gruntować Uni-Gruntem. Uni-Grunt
jest emulsją gruntującą, której głównym zadaniem jest ograniczenie chłonności
podłoża. Po sprawdzeniu nierówności, jeśli są tam niewielkie ubytki, należy
uzupełnić je przed nałożeniem szpachli gipsowej. Można zrobić to za pomocą
Zaprawy Wyrównującej Atlas lub np. Gipsu Budowlanego (Gipsar GB). Następnie
nakładamy szpachlę - proponujemy Panu zastosowanie Gipsarów Uni lub Max względne
Gipsara Plus.
Przed malowaniem powierzchni farbami wodorozcieńczalnymi, wykonaną gładź
zalecamy gruntować zgodnie z zaleceniem producenta farb. Jeżeli producent farby
nie podaje specjalnych gruntowników, najczęściej można to zrobić rozcieńczoną
farbą nawierzchniową ( rozcieńczenie 5- 10 proc. ).
Co do licznych nierówności, proszę zwrócić uwagę na stopień nierówności podłoża
betonowego, bo być może alternatywnym rozwiązaniem będzie zastosowanie tynków
gipsowych, które można stosować przy większych grubościach warstwy, niż
szpachle. W związku z tym proszę o sprawdzenie podłoża poziomnicą i podjęcie
ostatecznej decyzji.
koniec drugiego cytatu.
Pzdr.
Temat: jak nauczyć 3,5 latka malować?
Mialam podobny problem jeszcze niedawno. Moje dziecko (4l 2m)
gryzmolilo blizej niezidentyfikowane obiekty i nie lubilo
zadnych prac plastycznych. W przedszkolu niby cos tam robil, bo
prace wisialy ale jak pytalam nauczycielki to 'cos tam robi ale
szybko sie nudzi'. Dziecko zabralam z przedszkola miesiac temu a ze
dziecku jakos czas trzeba zagospodarowac zawzielam sie i
postanowilam, ze rysowac bedzie . Nakupilam blokow do rysowania,
blokow papierow kolorowych, bibuly (to wszystko hurtem prawie ),
kredek, farb, mazakow, tasmy klejacej, kleju, nozyczki, nowy
atrament do drukarki (bo duuuzo mu drukuje), ksiazke do nauki
rysowania (polecam: merlin.pl/Wielka-szkola-rysowania-dla-
dzieci-Latwe-zabawne-cwiczenia-dla-dzieci-od-4-
lat_Pradella/browse/product/1,635345.html), wyszukalam pare fajnych
site'ow w internecie z pracami plastycznymi dla dzieci i w pierwszy
dzien usiadlam z tym wszystkim sama przy stole i sie bawilam
(chcialam z nim zrobic kota pierwszego od gory stad:
www.daniellesplace.com/html/catcrafts.html). Dziecko owszem
dolaczylo i to na dosc dlugo ale kota robic nie chcialo dopoki
swojego nie skonczylam i nie zaskoczyl - spodobalo mu sie i juz
razem zrobilismy drugiego. Potem byly kolejne zabawy plastyczne do
wycinania i klejenia (ulubione to samochody z duzych pudel
kartonowych - jak przychodzi przesylka to prawie swieto domowe a ja
mam spokoj na pol dnia, bo wycina i przykleja kola, kierownice,
swiatla itd.) ) az sie przyzwyczail (po paru dniach doslownie),
ze codziennie cos razem robimy. Jak przyszla ksiazka do nauki
rysowania sama codziennie siadalam i uczylam sie rysowac (ta
umiejetnosc u mnie juz dawno zanikla, wiec sie przydaje ) a
dziecko pytalam czy ladnie mi wyszlo . Ogladalismy tez
razem 'Szkole rysowania' na Nicklodeonie. Poczatkowo reakcja byla
na 'nie' - on nie umie, nie lubi i nie bedzie. Moja - nie szkodzi,
mamusia uwielbia, oo.. fajnie mi wyszla rakieta? ale slonia to dalej
nie umiem itd.. Po paru dniach juz razem rysowalismy - jak ktoregos
dnia narysowal Dore i Gutka to rozdziawilam paszczeiwnienia -
mtotalnie nierysujace dziecko potrafi super rysowac! Ostatnio
namalowal farbami bardzo ladnie (jak na 4latka jeszcze miesiac temu
podejrzewanego o plastyczne uposledzenie ) woz strazacki, drzewo
i cos tam jeszcze a na innym obrazku pociag, ktory wygladal jak
pociag (podziwiam, bo mnie zawsze farbami trudniej sie malowalo).
Dzisiaj np. wyjal kredki bo chcial narysowac dom (i wszystko jest na
swoim miejscu, przyzwoicie pokolorowane, przed domem stoi samochod i
jakis wychudzony kosmita z duza glowa ). Do malowania/rysowania
nie trzeba go juz zachecac, sam wyjmuje kredki i papier i rysuje a
jeszcze niedawno byl totalna amebą. Zaczal sie starac i przykladac
do tego co robi. Prace oczywiscie wieszamy na scianie i wszyscy
obowiazkowo maja ochac i achac z zachwytu. Rysujemy tez
na 'zamowienie' - woz strazacki i pociag dostali dziadkowie a ja co
rusz prosze o kolejna prace do domowej galerii .
Moim zdaniem droga do sukcesu to zaangazowanie calej rodziny w
malowanie (zapomnialam powiedziec, ze mezowi poczatkowo kazalam
siadac przy dziecku i rysowac przy nim z tej ksiazki co powyzej -
podzialalo na dziecko a maz mial przyjemnosc) - trzeba obkupic sie w
materialy i jak najczesciej siadac i rysowac, wycinac, kleic dla
wlasnej przyjemnosci.
Temat: Niezapomniane gadżety naszego dzieciństwa
santiago78 napisał:
> Do wszystkich Was, urodzonych przed Rokiem Panskim 1980
>
> Jesli jako dzieci albo mlodzi ludzie zyliscie w latach 50; 60; 70-
> tych XX
> wieku-nie mozecie dzis uwierzyc ze w ogole w ten czas przezyc
> mogliscie!
> Dlaczego? A dlatego, ze:
> -jako dzieci siedzielismy w samochodach bez pasow bezpieczenstwa i
> poduszek
> powietrznych
> -nasze lozeczka pomalowane byly farbami o krzykliwych kolorach,
> pelnymi
> kadmu i olowiu (o rozpuszczalnikach nie wspomne...)
> -buteleczki z lekarstwami i innymi (nie)bezpiecznymi chemikaliami z
> "Wyborowa" na czele daly sie przeciez bez trudu
> otworzyc a ciekawosc to przeciez cecha dzieci i mlodziezy, prawda?
> -drzwi i szafki w kuchni i lazience byly stalym miebezpieczenstwem dla
> kazdego z nas, zwlaszcza ze nikt nie
> slyszal o zamkach anty-dzeciecych...
> -do jazdy na rowerze nikt w zyciu nie ubral kasku ochronnego
> (podobnie na
> nartach albo wrotkach)
> -wode pilo sie z kranu a nie hermetycznych butelek i tym temu
> podobnych...
> -pierwsze samochody budowalismy z pudel albo skrzynek po kartoflach i
> podczas jazdy z gorki stwierdzalo sie, ze sie zapomnialo o
> hamulcach...
> -rano wychodzilismy z domu by pojsc sie pobawic, musielismy wrocic
> wtedy,
> kiedy zapalaly sie pierwsze latarnie -
> nikt nie wiedzial gdzie nas nosi, bo nikt nie mial przy sobie komorki
> a
> sprawne budki telefoniczne mozna bylo policzyc na
> palcach jednej reki (zreszta i tak nikt nie nosil grosza przy
> sobie...)
> -czlowiek sie kaleczyl, lamal kosci, wybijal zeby i nikt nikogo z tego
> powodu nie skarzyl do sadu; sami bylismy sobie
> winni...
> -jedlismy keksy, czekolade (tez czekoladopodobna), chleb grubo
> posmarowany
> maslem, kielbase, kartofle, skwarki i Bog wie jeszcze co-i co?-i nikt
> nie
> byl przesadnie gruby...
> -pilismy w grupie z jednej butelki i nikt od tego nie umarl...
> -nie mielismy: playstation, nintendo, x-box, gier video, 60 programow
> w
> telewizji, kaset video, dvd, surround sound, wlasnego telewizora,
> komputera
> a mielismy swietnych kolegow i kolezanki!
> -po prostu wychodzilismy z domu i spotykalismy ich na ulicy, bez
> telefonowania i umawiania sie, bez wiedzy rodzicow
> (oni nie musieli nas przywozic i odwozic)-jak to bylo mozliwe?
> -wymyslalismy zabawy z kijem i kamieniem, jedlismy ziemie, dzdzownice
> i
> temu podobne-i co?-przepowiednie tez sie nie
> sprawdzily-robaki nie zyly w naszych zoladkach a kijami nie
> wylupalismy
> rowiesnikom zbyt wielu oczu...
> -niektorzy z nas nie byli tak sprytni i przepadali na egzaminach albo
> powtarzali klase i nikt nie zwolywal z tego
> powodu kryzysowych nauczycielskich narad...
> -jezdzilo sie autostopem i nikomu nie przyszlo do glowy, ze cos
> takiego
> moze sie bardzo marnie skonczyc...
>
>
> /zaczerpnięte/
podwieczorek: skibka chleba z marmoladą i kawa zbożowa/czarna/.jeden z lepszych
gadżetów:piekło-niebo.dobra wróżba:kogut czy kurka.ubaw do zapamiętania na wiek
wieków amen:boso w kałuży podczas burzy po asfalcie.najlepsza zabawa:w
schronie.i piosenka:szary wiruje pył.
Temat: Legendy z okolic Łomży
Legendy biebrzańskie, "Tunel śmierci"
Na terenie Fortu Centralnego, w schronie pogotowia numer 25, tuż za stanowiskiem
strzeleckim, znajduje się podziemny tunel, fachowo zwany poterną. Liczy on sobie
tylko pięćdziesiąt metrów długości. W sumie nic nadzwyczajnego. Jednak w
przeciwieństwie do kilkudziesięciu jemu podobnych tylko on jest owiany ponurą
legendą. By ją poznać należy się cofnąć do czasów, gdy w Twierdzy Osowieć
stacjonowały oddziały carskie...
Pewnej ponurej listopadowej nocy 1912 roku ścianami schronu wstrząsnął huk
wystrzału pistoletowego. W jednej z wnęk tunelu odebrał sobie życie rosyjski
oficer. Nastąpiła chwila strasznego zamieszania. Po czym wszczęto alarm.
Żołnierzom przybyłym na miejsce tragedii ukazał się straszny widok. Ich
przełożony, w randze lejtnanta leżał na wznak, rozrzuciwszy ręce, z dziuraw
skroni, a głowa spoczywała w kałuży krwi. Patrzyli na niego zdziwieni i przerażeni.
Komisja śledcza badająca zdarzenie zataiła prawdę, zaś świadków skutecznie
zmusiła do milczenia. Z treści sporządzonego raportu niezbicie wynikało, że
przyczyną zgonu był nieszczęśliwy wypadek. Bynajmniej nie chodziło tu o
zatuszowanie samobójstwa. Zaistniał jeszcze jeden ważny powód. Mianowicie, w
trakcie prowadzonego dochodzenia ustalono, że ów lejtnant od pewnego czasu
zabiegał o względy polskiej szlachcianki, która mieszkała w pobliżu Goniądza.
Oświadczyny zostały odrzucone z powodu jego narodowości. I właśnie ów fakt
zadecydował o takim wyniku śledztwa. W ten sposób uniknięto skandalu o podłożu
delikatnej natury politycznej, nie licującego w żaden sposób z honorem oficera
rosyjskiego. Trzy dni po tym tragicznym wydarzeniu odprawiono w garnizonowej
cerkwi Sw. Liturgię i tak zwane "otpiewanije". Tłum wiernych, w tym dostojnicy
wojskowi i rzesze żołnierzy oddały cześć należną zmarłemu. Trumna ze zwłokami
spoczęła w mogile na cmentarzu prawosławnym, umiejscowionym w obrębie Fortu
Szwedzkiego. Zaraz potem zaczął padać deszcz, który w niczym nie przypominał
jesiennego. Zdawać się mogło, że jest to majowy kapuśniaczek. Prawie nikt nie
zwrócił na to uwagi. Tylko sztabskapitan, który jako jeden z nielicznych znał
prawdę o zmarłym odebrał ten deszcz jako znak stamtąd.
Gdy noc nastała i w twierdzy zapadła cisza przerywana tylko zmianami warty,
coś niepostrzeżenie wtargnęło do tunelu. Zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Z
początku zgasł acetylen w lampkach karbidowych. Później dało się odczuć
przenikliwe zimno. I jakby tego było jeszcze za mało, pełniący dyżur żołnierze
usłyszeli szlochanie i ciężkie westchnienia. Jednak prawdziwa sensacja wybuchła
nazajutrz, kiedy to jeden z oficerów odkrył na ścianie dość zagadkowy napis,
wykonany czerwoną farbą. Po przetłumaczeniu na język polski treść jego brzmiała
następująco:
- "Chryste, daj wieczny odpoczynek duszy sługi Twego wraz ze świętymi Twymi, tam
gdzie nie ma chorób ani trosk, ani smutku, lecz niekończące się życie".
Autora tego napisu nie znaleziono. Okoliczności te wywołały zrozumiały niepokój.
Powstały na ten temat różne spekulacje. Ucięli je dopiero prawosławni duchowni.
W stosownym czasie, zgodnie z przyjętymi zasadami odprawili panichidę za
zmarłego i wyświęcili podziemny korytarz, tym samym kładąc kres doczesnym i
nadprzyrodzonym zjawiskom.
Wraz z odejściem z Twierdzy Osowieć żołnierzy rosyjskich, odeszła w
zapomnienie wyżej opisana historia. Natrafiłem na jej ślad kilkanaście lat temu,
podczas wertowania pewnego pamiętnika. Pomimo wojen i trudnych czasów
powojennych, obiekt, w którym rozegrał się dramat, zachował się w bardzo dobrym
stanie. Co prawda, nie uświadczysz już w nim pełniących służbę żołnierzy, lecz
jest coś innego...
Obecnie schron pogotowia dla większości osób kojarzy się długim i ciemnym
korytarzem, nazywanym tunelem śmierci. Tylko wtajemniczeni wiedzą, że należy
przejść go po omacku - z jakiego powodu? - o tym amatorzy mocnych przeżyć mogą
się przekonać w trakcie zwiedzania.
Temat: dla sob urodzonoych przed rokiem 1980...
dla sob urodzonoych przed rokiem 1980...
Do wszystkich urodzonych przed 1980 (reszta nie ma tu czego szukać - paszoł
won!), dzisiejsze dzieci owijane są w watę!
Jeśli jako dzieci albo młodzi ludzie żyliście w latach 40; 50; 60 i 70-tych
XX wieku - nie możecie dziś uwierzyć, że w ogóle mogliście przeżyć!
Dlaczego? A dlatego, że: - jako dzieci siedzieliśmy w samochodach bez pasów
bezpieczeństwa i poduszek powietrznych - nasze
łóżeczka pomalowane były farbami o krzykliwych kolorach, pełnymi kadmu i
ołowiu (o rozpuszczalnikach nie wspomnę...) - buteleczki z lekarstwami i
innymi (nie)bezpiecznymi chemikaliami z "Wyborową" na czele dały się przecież
bez trudu otworzyć a ciekawość to przecież cecha dzieci i młodzieży, prawda? -
drzwi i szafki w kuchni i łazience były stałym
niebezpieczeństwem dla każdego z nas, zwłaszcza, że nikt nie słyszał o
zamkach anty-dziecięcych... - do jazdy na rowerze nikt w życiu nie
włożył kasku ochronnego (podobnie na nartach albo wrotkach) - wodę
piło się z kranu a nie hermetycznych butelek i tym temu podobnych...
- pierwsze samochody budowaliśmy z pudeł albo skrzynek po kartoflach i
podczas jazdy z górki stwierdzało się, że się zapomniało o hamulcach...
- rano wychodziliśmy z domu by pójść się pobawić, musieliśmy wrócić
wtedy, kiedy zapalały się pierwsze latarnie - nikt nie wiedział gdzie
;nas nosi, bo nikt nie miał przy sobie komórki a sprawne budki
telefoniczne można było policzyć na palcach jednej ręki (zresztą i tak nikt
nie nosił grosza przy sobie...) - człowiek się kaleczył, łamał
kości, wybijał zęby i nikt nikogo z tego powodu nie skarżył do sądu; sami
byliśmy sobie winni... - jedliśmy keksy, czekoladę (często
czekoladopodobną), chleb grubo posmarowany masłem, kiełbasę, kartofle,
skwarki i Bóg wie jeszcze co - i co? - i nikt nie był przesadnie gruby...
- piliśmy w grupie z jednej butelki i nikt od tego nie umarł...
- nie mieliśmy: playstation, nintendo, x-box, gier video, 60 programów w
telewizji, kaset video, dvd, surround sound, własnego telewizora, komputera -
mieliśmy świetnych kolegów i koleżanki! - po prostu wychodziliśmy z domu i
spotykaliśmy ich na ulicy, bez telefonowania i
umawiania się, bez wiedzy rodziców (oni nie musieli nas przywozić i odwozić)
- jak to było możliwe? - wymyślaliśmy zabawy z kijem i kamieniem,
jedliśmy ziemię, dżdżownice i temu podobne - i co? - przepowiednie też się
nie sprawdziły - robaki nie żyły w naszych żołądkach a kijami nie
wyłupaliśmy rówieśnikom zbyt wielu oczu... - niektórzy z nas nie
byli tak sprytni i przepadali na egzaminach albo powtarzali klasę i nikt nie
zwoływał z tego powodu kryzysowych nauczycielskich narad...
-jeździło się autostopem i nikomu nie przyszło do głowy, że coś takiego może
się bardzo marnie skończyć... Nasze pokolenia stworzyły tak wiele! może
właśnie dlatego, o czym piszę powyżej , że bez obaw, z wolnością, siłą,
konsekwencją, sukcesem i ;klęską, gotowością na ryzyko i wiarą w drugiego. To
właśnie zawdzięczamy;naszym rodzicom i rodzicom naszych rodziców - i czasom
naszego dzieciństwa i młodości... I Ty też do nas należysz!
Temat: Czy chciałbyś mieć za sąsiadów Cyganów?
Odpowiadajac na tytul postu wprost - juz nie.
Sam jestem naplywowy - nie pochodze z Krakowa. Wynajmuje mieszkanie w
przepieknym miejscu (sa takie w Kraku :), w nowym bloku. Cieszylem sie jak
dziecko - jako jeden z pierwszych "zaludnilem" klatke schodowa, wszystko bylo
nowe, pachnace farba i CZYSTE !
Do czasu. Pewnego dnia do "mojej" klatki wprowadzila sie trzypokoleniowa
romska rodzina. I zaczelo sie...
Z dnia na dzien zrobilo sie po prostu brudno. Mimo bardzo sprawnej i sumiennej
pani sprzataczki klatka schodowa byla cala zasmiecona i brudna, wszedzie
walaly sie resztki jedzenia, papiery a nawet !!! ubrania.
Oczywiscie sporym uproszczeniem jest przypisanie wszystkiego wspomnianym wyzej
nowym lokatorom. OK !
Aby ukoic nerwy, skolatane w klatce schodowej i przed wejsciem do niej,
wychodze na balkon. Patrze w dol ... i co widze ? Smietnik !!!
Czasem odnosilem wrazenie, ze kosz i otwarte okno to dla wspomnianej rodziny
jedno i to samo ...
Tlumaczylem sam przed soba, w bloku sa dzieci, dzieci zawsze smieca.
Zareczam jednak, ze nie trzeba bylo calych dni spedzac w oknie, by przekonac
sie, jakie sa zwyczaje higieniczne moich wspollokatorow...
Chce poruszyc jeszcze jeden watek. Przedstawiciel najmlodszego pokolenia moich
bylych sasiadow to chlopak ok 17-18 letni. Juz kilka dni po wprowadzeniu sie
Romow odwiedzil mnie dzielnicowy pytajac o niego.
Interesowali sie nim takze nastoletni wygoleni, ktorzy na pierwszy rzut oka
nie skalali sie jeszcze w zyciu nauka ani tym bardziej praca. Malo tego, z
kilkoma z nich mlody Rom byl w wyraznej komitywie - a ja (i inni sasiedzi)
musielismy sluchac ich wulgarnych rozmow, prowadzonych przed klatka schodowa.
Pomijam nieustanie dzwoniacy domofon (bo zapomnieli klucza, albo ich goscie
nie znali adresu), glosne awantury (te zdarzaja sie chyba wszedzie) i
blokowanie malenkiego parkingu przez mercedesy i bmw ziomkow (na marginesie -
skad oni maja taka kase ? Stawiam to pytanie, bo z duzym prawdopodobienstwem
moge stwierdzic, ze wiekszosc z nich nie pracuje).
Z innej beczki - NIGDY nie spotkalem sie z jakakolwiek oznaka wrogosci czy
niecheci ze strony sasiadow. Wprost przeciwnie, zawsze byli uprzejmi i
serdeczni.
Co z tego ? Poroznilo nas prawdopodobnie inaczej pojmowane poczucie estetyki.
I tu - z moich obserwacji - nielatwo bedzie kiedykolwiek znalezc wspolny
mianownik.
Wiem, przeczytalem WLASNE SLOWA powyzej... Zadumalem sie ...
Jestem przeciez humanista (przynajmniej z wyksztalcenia), zwiedzilem pol
swiata, bedac czasem na garnuszku zupelnie nieznanych mi osob, nosze w sobie
szacunek dla ludzi, tolerancje dla ich odmiennosci ... a jednak ?
Rozgladam sie za malym domkiem dla swojej rodziny. Chce mieszkac w strzezonym,
ogrodzonym osiedlu, gdzie we wlasnym, dziesieciometrowym ogrodku :), chce czuc
sie bezpiecznie. Nie chce za to zaczynac dnia od sprzatania smieci sasiadow.
Podsumowujac - nie chce juz miec takich sasiadow. Nie dlatego, ze to Romowie,
dlatego, ze to balaganiarze !
Pozdrawiam
Art
Strona 2 z 3 • Wyszukiwarka znalazła 178 wypowiedzi • 1, 2, 3