Wyświetlono wypowiedzi wyszukane dla słów: fajne polskie piosenki
Temat: Chciałem się przywitać...
Chciałem się przywitać...
Dzień dobry wszystkim (jak zauważyłem, głównie paniom).
Znamy się mało, więc może najpierw coś o sobie. :P
Z wykształcenia jestem nauczycielem fizyki, ale los zaniósł mnie na obczyznę.
Właściwie jeżdżę ciężarówką w Szkocji, ale ludzie sami zaczęli mnie nagabywać
o lekcje polskiego. Spodobało mi się uczenie języka, więc zakupiłem książki
jakie mi się udało zakupić ("Polish in 4 weeks", "Cześć jak się masz" i drugi
tom do tego Miodunki, ćwiczenia "Ach ten język polski" Gałygi oraz powtórkę z
gramatyki dla mnie, bo zawsze wychodziłem z założenia, że skoro mi gramatyka w
mówieniu nie przeszkadza, to się ją nie muszę przejmować (przepraszam bardzo
ewentualnych urażonych filologów) ale teraz się okazało, że jak ktoś ma z
mówieniem problemy, to się jednak przydaje, więc muszę sobie teraz przypomnieć
co przydawka a co orzeczenie ;-) I tak oto się rozpisałem w nawiasie, że już
go nawet nie będę zamykał, bo pewnie nikt i tak nie pamięta o czym było
wczesniej, więc otworzę nowy akapit :-P
Tak więc jako że pierwsza uczennica była ze mnie zadowolona, zakupiłem owe
książki, dałem ogłoszenie w internecie i powolutku zaczyna się rozkręcać.
Zaopatrzony w te oto wyposażenie, wsparcie mamy która ongiś uczyła polskiego
obcokrajowców na UWr oraz moją dziewczynę, romanistkę, która poza ciosaniem mi
fonetycznych kołków na głowie (bo to maniaczka jest tej dziedziny języka)
udziela mi cennych wskazówek ze swojego wieloletniego doświadczenia w
nauczaniu języka jakoś daję te lekcje. Studenci nawet zadowoleni, ale ja
jestem trochę zły. Bo o ile Polish in 4 weeks jest fajny, ale to jest taki
samouczek po łebkach to już Miodunka jest jakiś dziwny. I nie mam tu na myśli
obrazków w stylu lat 50tych i staroświeckiego języka (Czy ktoś widział w ciągu
ostatniego ćwierćwiecza 20 latkę w żakiecie i chustce przedstawiającą 23 latka
w garniturze z pulowerem i okluarach w grubej oprawie "On jest moim
chłopcem?") tylko w ogóle. Z tego co mam (oraz z tego, co idzie tu w Szkocji
kupić) wydaje mi się, że ta książka jest mimo wszystko najlepsza, jednak przed
rozpoczęciem pracy z nią muszę zbuforować studentów jakimiś własnymi wymysłami
albo paroma lekcjami z polish in 4 weeks, żeby mi nie padli na zawał ;-)
Bardzo więc się ucieszyłem znalazłwszy Wasze forum, przeglądnąłem je sobie
pobierznie i myślę, że znajdę tutaj dużo cennych wskazowek i wsparcia...
Z góry chciałem przeprosić, jeżeli będę zawracał głowę pytając o coś, co już
było sto razy, jednak tydzień spędzam za kółkiem a w weekendy daję lekcje,
więc możliwe jest że z braku czasu coś przeoczę...
Aha, może jeszcze taką ciekawostką o mnie będzie to, że poza szkołą, gdzie
byłem zajęty głównie unikaniem jak ognia nauki języka niemieckiego, nigdy tak
na prawdę nie uczyłem się żadnego języka. Angielski wszedł jakoś sam, i o ile
jestem zadowolony, bo mogę określić się mianem w pełni komunikatywnego na
dowolny temat, czasem braki w regularnej nauce wyłażą bardzo jaskrawie.
Dlatego właśnie, aby nie robić innym czego samego się nie zaznało, wymogłem na
mojej lubej konkretne uczenie mnie francuskiego, aby na własnej skórze poznać,
jak to jest uczyć się regularnie obcego języka. Powiem szczerze, że spodobało
mi się i myślę o językowych studiach tu, w Szkocji...
No to tyle może w kwestii przedstawiania swojej osoby, mam nadzieję, że pomimo
mojej amatorskości jakoś przyjmiecie mnie do swojego grona ;-)
Powitalne pozdrowienia
-
orys _@/"
Oh Danny Boy to naprawdęsmutna piosenka...
Temat: Taniec Wampirów
+/-
i o co tyle halasu?
Glowacka az tak bardzo sie nie pomylila :/ moze o tyle, ze spektakl w miare
dobrze sie oglada (tzn. dobrze sie oglada drugi akt, a pierwszy tylko w miarę),
ale poza tym calosc nie bardzo sie broni :/
minusy:
libretto faktycznie slabo tlumaczone. Wyszogrodzki sie dwoil i troil, a co
najwyzej jest poprawnie, a czasem bzdurnie. chociazby Total Eclipse of the
Heart - w oryginale ma calkiem przyzwoity tekst, w musicalu Sara, ktora przed
chwila tylko marzyla o kapielach nagle wyspiewuje teksty godne przegranych
czterdziestolatkow o tym, ze siega dna i stacza sie w obled i takie tam
pierdoly. do tego mamy naprzemiennie patetyczny kicz i koszarowe poczucie
humoru. chyba wole zloty srodek
muzyka jest nieznosnie patetyczna (no ale czego sie mozna spodziewac po panu,
ktory wykreowal Meat Loafa?). posepne popoluczyny po rocku symfonicznym. takie
cos, czego dziewczynki z dobrych domow sluchaja, cieszac sie, ze maja rockowa
dusze :/
pomijajac znane wczesniej hiciory (ktore po prostu musza sie podobac) muzycznie
tak naprawde podobala mi sie piosenka Sary i Alfreda nad wanną. li i jedynie
choreografia mnie bardzo rozczarowala. mysle, ze znacznie lepiej by bylo gdyby
to ustawial ktos ze swiezym spojrzeniem, a nie choreograf, ktory robi juz
ktoras z rzedu inscenizacje. jest slabo. tak naprawde podobala mi sie tylko
scena z czerwonymi trzewikami. za to strasznie mnie rozczarowalo Carpe Noctem,
ktore mialo swietny wstep,a potem calosc sie zamienila w dziecieca formację
taneczna Tintilo :/
rownie slabo z rezyseria. tez mysle, ze ktos od nas moglby to zrobic lepiej niz
Baltus. w kazdym razie caly spektkal opiera sie na genialnym i jakze odkrywczym
pomysle: kazmy aktorom przebiec przez widownie. Baltus musial byc bardzo
zadowolony z tego pomyslu, bo powtarza go srednio co 5 minut :/
no i ostatnia slaba strona - aktorstwo. zdecydowanie lepiej wypadaja role
drugoplanowe (widzialem pierwsza obsade) niz protagonisci. ok, to w wiekszosci
mlodzi ludzie, wiec maja mniej doswiadczenia scenicznego, ale skoro tak, to
czemu zatrudniono ich zamiast kogos bardziej doswiadczonego. w takij sytuacji
troche bez sensu jest podkreslanie, ze mamy najmlodsza obsade tego musicalu.
dziwne :/
ale nie ma tak, ze same minusy i ogolna tragedia. jak pisalem umiarkowanie
dobrze sie to oglada, a dlaczego?
plusy:
calosc bardzo plastyczna. polska ekipa kreatywna sie ladnie postarala.
Scenografia Kudlicki jest prosta, ale efektowna. do tego poparta animacjami
Piotra Dumaly
bardzo sie ciesze, ze uniknieto przesytu i kiczu jaki z reguly wciskaja do
opowiesci o wampirach
rownie dobre kostiumy, peruki i charakteryzacja. jest lepiej niz w KOTACH, a to
wysoka poprzeczka. jedyna wpadka to Krolock, ktory jest klonem Banderasa z
WYWIADU Z WAMPIREM, a do tego kompletnie nie radzi sobie z peleryna. Praca
domowa - obejrzec UPIORA OPERY i podejrzec jakie cuda robi z peleryna robi
Gerard Butler
tak jak aktorstwo bywa mizerne, tak wokalnie mamy wysoki poziom i to mile. Nowe
glosy sie sprawdzily - Malwina Kusior ma strasznie fajna barwe. Kuba Molenda
tez dobrze spiewa, ale calosc troche psuje jego sceniczna drewnianosc. z tej
trojki chyba Dziedzic najmniej mi sie podobal, co nie znaczy, ze sie nie
podobal ;)
umiarkowany entuzjazm wzbudzila Dominika Szymanska. zdecydownie nie jest to
barwa, jaka lubie
jezeli chodzi o grę, to na szczescie sa pozytywne wyjatki. Np. Wojciech
Paszkowski, ktorego pierwszy raz docenilem na scenie. Jego Chagal jest bardzo
dobry. Poziomem dorownuje mu Grazyna Strachota, szkoda ze jest tylko w
pierwszym akcie.
potwierdzeniem ogolnej mizerii moze byc to, ze caly spektakl kradnie Kuba
Szydlowski w roli niemalze trzecioplanowej. Nie jest to pierwszy raz, kiedy
Kuba blyszczy i pewnie nie ostatni. Ale szkoda, ze nie obsadza sie go w rolach
glownych. na pewno na to zasluguje
kilka scen bylo wizualnie milych, ale trzeba przyznac, ze malo wykorzystano
potencjal tak malowniczego tematu. poza wspomnianymi Czerwonymi trzewikami
podobala mi sie scena w galerii obrazow (tzn pomysl banalny, ale ladnie
zrealizowany), przybycie wampirow na bal (no ale to sceniczny samograj) i
zakonczenie. tu w przeciwienstwie do OPENTANCA przeskok do wspolczesnosci jest
uzasadniony i ladnie to wyszlo. co prawda choreograf mogl tu zaszalec, a nie
zaszalal, ale i tak bylo milo
jezeli chcemy na sile nabic plusy to mozemy jeszcze dopisac bardzo fajny
program. Do tej pory Roma traktowala programy troche po macoszemu, ale tym
razem jest ladnie, zabawnie, a nawet naukowo (pani Janion!) :)
* * *
szedlem do teatru troche z dusza na ramieniu, bo spodziewalem sie najgorszego.
no i niby najgorsze sie nie stalo, ale zdecydowanie nie jest to spektakl, na
ktory mam ochote isc jeszcze raz
jednorazowa przyjemnosc i to z tych umiarkowanych przyjemnosci
szkoda, bo moglo byc duzo lepiej
ehhh
jak dla mnie moga juz wznowic KOTY :)
Temat: mjut
Wyjazd do Gdańska-11.06.2005.
Wyjazd do Gdańska
Tak jak pisałem w podróży nad morze towarzyszyła mi tylko dzielna Krysia.Reszta
ekipy pozostała w domach,by w przyszły weekend,już w komplecie ruszyć do
Kwidzyna.
Miejscem zbiórki dwuosobowej ekipy wyjazdowej był czerwony kościół.Zaplanowano
ją na 8:30. Po przeliczeniu stanu liczebnego grupy ruszyliśmy na dworzec.
Troszkę kapał deszcz.O 9:18 wyruszyliśmy osobówką do Iławy i tam musieliśmy
dwie godziny poczekać na kolejny pociąg.Poszliśmy więc sobie nad jezioro,a
później na deser lodowy i gorącą czekoladę w pubie Yellow,tuż nad brzegiem
jeziora. Na temat smaku tamtejszych deserów rozpisywał się nie
będę,wystarczy,że Marcin napisze na ten temat kilka słów od siebie,bo kiedyś
tam był i jadł i wie... Kupiłem też pałki do bębnów dla Sama,które szybko
zniszczy A później już na dworzec i pospieszną kolejką SKM,aż do samego
Gdańska.Superancki był konduktor,zagadywał ze wszystkimi i z nami też.
W Gdańsku pogoda była bardzo zmienna.Było ciepło,ale tylko wówczas,gdy słońce
wychylało się zza chmur.Chmur było niestety bardzo wiele.Pierwszy nasz cel w
Gdańsku to plaża w Jelitkowie. A więc tramwajem z dworca PKP jakieś 30 minut.Na
plaży pusto prawie.Zjedliśmy sobie krysiową sałatkę z bułkami i słodycze
jakieś. Zakopaliśmy się nawzajem do połowy w piasku,ale po co,to nie wiem.
Następnie ja nadepnąłem na stojący na pisaku karton z sokem porzeczkowym,który
rozlał się na wszystkie nasze rzeczy.Jednak natychmiastowa interwencja
pozwoliła nam nie wyglądać w dalczej części naszej wyprawy jak dwójka
zakrwawionych morderców.
Zbieraliśmy muszelki i szlismy plażą do Sopotu.I w pewnej chwili zobaczyliśmy
człowieka siedzącego tuż przy morzu.I on mi się wydał znajomy więc przyglądałem
się jemu.Z obserwacji wynikło,że to Wojtek Powaga z zespołu Myslovitz.A
kilkadziesiąt metrów dalej,w restauracji na plaży reszta zespołu.Z Wojtkiem
rozmawialiśmy długo.O koncertach z przeszłości,o zbliżającym się koncercie w
Pruszczu,ja mówiłem o zespole mjut,o naszej muzyce a on o swoim zespole
mówił Początkwowo byłem spięty,więc trudno mi było zapytać i powiedzieć to
co naprawdę chciałem. Ale plaża była pusta i nikt nie podchodził do Wojta,a i
on się nie spieszył,więc zdążyłem się rozluźnić i mówić już tak jak
chciałem.Było super.
A później zespół wsiadł do busa i odjechał. I jeszcze nam Jacek pomachał,co
również zupełnie bez znaczenia nie jest...
W Sopocie na molo,ale ja się boję głębokiej wody,więc nie czułem się zbyt
komfotowo i dlatego środkiem szliśmy.A później ulicą Monte Casino w górę i tam
spotkaliśmy sławnego aktora z serialu Klan,ale nie nawinęliśmy, bo ja wolę M
jak Miłość . Z dworca PKP w Sopocie SKM-ką do Gdańska Głównego,a stamtąd już
do Pruszcza. W Pruszczu na stadionie wielka
scena,koncerty,konkursy,rodziny,pijana młodzież ,żulernia,zapach kiełbasy z
grilla i piwa. Poszliśmy z Krysią zjeść coś i poszukać możliwości nocnego
powrotu do Gdańska. Znaleźliśmy przystanek autobusowy z linią nocną do Gdańska
i fajną restauracja,gdzie ja wchłonąłem duży półmisek frytek.
Wróciliśmy na stadion.Na scenie zespół Oddział zamknięty,już teraz prawie
stuprocentowa wioska.Archaiczne granie i obciachowe zachowania. Kilka piosenek
znałem nawet,ale mówię Wam,to już jest teraz wioska i koniec. Na domiar złego
przesiąknięta demagogią. Może powinienem mieć szacunek dla legendarnej
kapeli...a może i nie...nie mam w każdym razie i tyle w temacie
A poźniej,gdy zapadł już zmrok na scenę wyszedł mój ulubiony polski
zespół.Zagrał głownie piosenki singlowe.Jak zawsze z zaangażowaniem
pełnym,które nie pozwala odwaracać wzroku.Tak mi dobrze było,gdy zagrali mój
ulubiony utwór,czyli Bar mleczny Korova.Z tych mniej znanych jeszcze Pierwszy
raz,Margaret,Myszy i ludzie i Mickey,którego usłyszeć można tylko na
koncertach.Mimo dużej ilości niekoniecznie ulubionych przebojów podobało mi się
i Krysi też.
Godzinę prawie oczekiwaliśmy na autobus do Gdańska.Oczekujących było jednak ze
sto pięćdzisiąt,więc w autobusie ciasno,a przy wsiadaniu dużo pośpiechu i
zamieszania. Wysiedliśmy na dworcu PKP,a stamtąd już pociągiem do
Działdowa.Nastawiłem budzik i spaliśmy sobie trochę. W Działdowie o 3:30 nad
ranem było już jasno.Po drodze ostatnie wypite egzemlarze z Domino i już do
domu,do łóżka i długi,długi sen...
pat
...mam nadzieję,że za tydzień podróży ciąg dalszy...
Temat: Hotel CARLOS Canet de Mar
Witam! Wróciliśmy z Canet de Mar 17 lipca i naprawdę mamy mnóstwo pozytywnych
wrażeń z tego pobytu, tak jeśli chodzi o warunki pobytu w hotelu Carlos jak i
samo miasteczko Canet i wogóle Katalonię. Ale do rzeczy :-) , Canet jest małym
miasteczkiem , spokojnym i nadającym się do takiego właśnie wypoczynku
idealnie, leży nieco z boku takich „hucznych” miejsc jak Lloret czy Santa
Susana. Niemniej jednak stąd jest wszędzie blisko, wzdłuż wybrzeża kursuje
kolejka RENFE z klimatyzowanymi wagonami, którą szybko i za przyzwoitą cene
można dostać się praktycznie wszędzie na Costa ( do Barcelony ok. 55 minut z
Canet). Z hotelu Carlos do plaży są dosłownie „dwa kroki”, istotnie przejście
pod dość ruchliwą ulicą odbywa się poprzez tunel ( identyczny jak znajdujące
się u nas przejścia podziemne pod skrzyżowaniami ), więc żaden problem. Z
naszym 6-cio letnim synem droga na plażę zabierała 5-6 minut. Plaża jest
szeroka, piaszczysta ( piasek guby, żwirkowaty ), oczywiście obok natryski,
nieopodal bar, niemal na piasku :-) . Co zaś się tyczy samego hotelu, jest to
obiekt jednogwiazdkowy, posiada cztery piętra, połowa pokoi jest od strony
tarasu i basenu ( widok na morze ), połowa niestety leży po stronie przeciwnej
gdzie w tej chwili trwa jakaś budowa ( mnniej to z pewnością atrakcyjne :-(
Pokoje są urządzone standardowo, są raczej nieduże, na zewnątrz balkony,
sprzęty raczej przeciętne, jest łazieneczka z wanną, toaleta. Ogólnie w hotelu
panuje bardzo miła, przyjazna atmosfera, personel uprzejmy, w recepcji dwie
osoby „rozumieją” po angielsku, jedna mówi po niemiecku, wszystkie osoby znają
podstawowe słówka po polsku – więc no problem ;-) W hotelu znajduje się winda,
co znacznie ułatwia w gorące dni wędrówkę do własnego pokoju. Na parterze
znajduje sie bar, w którym ten starszy (!) kelner imieniem Joseph serwuje
drinki, piwko, lody, kawkę, etc. Ważne, że Joseph rozumie dość dużo po polsku,
nawet próbuje śpiewać podczas dyskotek piosenki w naszym języku :-) Na dole
jest też jadalnia ( na szczęście klimatyzowana ! ) gdzie z bufetu można najeść
się do woli. Jeśli jesteśmy przy kuchni – to kucharze są znakomici, naprawdę
jedzonko pierwsza klasa i w dużym urozmaiceniu. Przed hotelem znajduje się
basenik, optymalny w roli „schładzacza” w upalne dni jak też miejsca
towarzyskich spotkań przy tym lub owym.... ;-) W poniedziałki i czwartki
odbywają się na tarasie przy basenie dyskoteki dla gości hotelowych – fajna
zabawa – DJ posiada także polskie nagrania ( hitem jest „Bania u cygana!!! ) :-
) Niezaprzeczalnym atutem Carlosa, a może jednym z ważniejszych jest postać
polskiego rezydenta imieniem Jacek – to właściwy facet na właściwym miejscu.
Inteligentny, dowcipny, doskonale wiedzący „co, gdzie, kiedy, dlaczego, z kim i
za ile”. Z jego pomocą można poczuć się tam bardzo „swojsko”, wiedzieć co warto
zobaczyć, gdzie pójść, pojechać , a nawet jak zrozumieć mentalnośc
Katalończyków. DLA JACKA PIĄTKA Z PLUSEM I POZDROWIENIA!!! :-) Jeśli zaś
chodzi o ceny to z naszych doświadczeń wynika, że są one 2-, 3- a w
niektórych wypadkach nawet 4-krotnie wyższe niż w Polsce. Zależy to oczywiście
gdzie się robi zakupy – dla przykładu puszka pepsi w markecie kosztuje ok. 0,60
euro, a w knajpce już ok. 1,20 euro za tę samą ilość. Zestaw obiadowy tzw.
menu dnia zaczyna się od ok. 6 euro w górę ( ale składa się ono z kilku potraw
więc tak naprawdę nawet dwie osoby mogą się najeść ). Paczka papierosów np.
Marlboro kosztuje w Tabak 2,10 euro, w recepcji hotelowej 2,80 euro. Wina są w
dość rozsądnych cenach ( od mniej więcej 1,7 euro w górę za buteleczkę w
markecie). Wstęp do Marinelandu ok. 16 euro dla osoby dorosłej. Bilet na RENFE
do Barcelony ok. 5 euro przy bilecie zbiorowym – tam i spowrotem) Trudno tutaj
wszystko wymienić, trzeba przyjąć ten dwu- trzykrotnie wyższy pułap cen niż w
Polsce. I to po krótce byłoby tyle, jeśli potrzebne będą bardziej szczegółowe
dane ( np. co warto według mnie zobaczyć, zwiedzić ) – to jestem do dyspozycji.
Pozdrawiam serdecznie, życzę udanego pobytu w Carlosie, fantastycznej pogody i
niezapomnianych wrażeń z Katalonii!!! JUREK.
Temat: BLUE BAY (***) -Rodos
Autor: ~gosiagw 04-09-2005 18:04 wyślij odpowiedź
Właśnie wczoraj wróciłam z hotelu Blue Bay na Rodos
Lecieliśmy z Itaką - dwoje dorosłych i dwójka dzieci, na dwa tygodnie. Hotel
Blue Bay to kompleks hotelowy składający się z kilku budynków: głównego,
bungalowów, Family Center i troche dalej połóżonego budynku Sunland.
Zakwaterowano nas w Family Center (inni, którzy lecieli z nami zakwaterowani
byli w budynku głównym). Pokój składał się z dwóch pomieszczeń, w jednym były
dwa pojedyńcze łóżka, w drugim łóżko małżeńskie. Na wyposażeniu był także
telewizor (bez polskich kanałów), klimatyzator i lodówka. Duży taras, z którego
mogliśmy podziwiać piękny widok na morze (mieszkaliśmy na drugim pietrze). Sam
pokój był wygodny, choc przydałby mu się mała renowacja. Sprzątany codziennie,
wymiana reczników i pościeli tez codziennie. Przy budynku Family odzdzielny
basen, o dość finezyjnym kształacie, max. 1,5m głębokości. Ponadto w całym
kompleksie jeszcze dwa wieksze baseny, przy każdym brodzik dla dzieci. Jeden z
basenów dla dzieci, ten położony po lewej stronie hotelu był brudny - ścianki w
brodziku były pokryte czymś czarnym i tłustym. Pozostałe baseny były w miare ok
jeśli chodzi o czystość. "Życie" koncentrowało się przy głównym, dość dużym
basenie (max głębokość 2,5m). Przy nim znajduja się bary, organizowane są zabawy.
Niestety nie wiem jak wygladały pokoje w pozostałych budynkach. Wiem, że w
budynku głównym w pokojach wystepowało robactwo, widziałam jak ludzie składali
reklamacje między innymi z tego powodu. W oddalonym od głównego budynku Sunland
znajdowały się apatramenty i studia o podwyższonym standardzie (mieli oddzielny
basen, swoje bary). Natomiast bungalowy sa po prostu dość niefortunnie położone
- znajduja się wzdłuż alejek i każdy przechodzący jak to się mówi "zagląda w okna".
Cały hotel pełen jest zieleni - kwitnace krzewy wzdłuż alejek, trawniki, drzewa
piniowe, palmy.
Jedzenia dużo, różnorodnie i dość smacznie. Posiłki i napoje (szwedzki bufet)
są podawane w restauracji głównej oraz pool barze pomiędzy głównym basenem a plażą.
Codziennie (oprócz wtorków) animacje dla dzieci i dorosłych: w ciągu dnia
areobik, waterpolo, siatkówka, ping pong, mini golf, tańce i inne zabawy,
wieczorem mini disco, zawsze jakies przedstawienie, na koniec wyczytywani są i
zapraszani na scenę zwycięzcy poszczególnych konkurencji organizowanych w ciągu
dnia. Wszystko prowadzone przez bardzo sympatycznych animatorów. Oczywiście jest
"piosenka turnusowa", którą odtańcowuje się pod ich kierownictwem. Wszystkie
organizowane przez nich zabawy były bardzo fajne (widać, że Ci ludzie lubią to
co robią). We wtorki - greckie wieczory (odpłatne: dorośli 18e, dzieci 6e).
Niestety nie byłam, ciężko ocenić czy warto.
Plaża - piaszczysto kamienista, z przewagą tych drugich. Jeśli się chce
popluchać w morzu (a raczej poskakać po falach), to warto zabrać specjalne
obuwie kąpielowe. Przy wejściu do morza jest dość szeroki pas kamieni, po
których naprawde ciężko się chodzi na bosaka!
Leżaki są płatne - 2,5e od sztuki. Nie dają do nich materacy.
Po wschodniej cześci wyspy wciąż wieje wiatr, stąd są tam znakomite warunki dla
uprawiania windserfingu i jego pochodnych. Przy samym hotelu znajduje się baza
windserfingu, gdzie można pobierać nauki tego sportu oraz wypożyczyć sprzęt.
Na terenie hotelu znajduje się jeszcze dyskoteka, sklepiki z różnościami,
płatny drink bar, kilka stołów do bilarda (1 gra - 1,5e), stoły do cymbergaja.
Cały kompleks hotelowy wart jest polecenia, szczególnie dla tych, którzy
wybierają się tam z dziećmi. O ile oczywiście nie trafi się jak cześć naszych
rodaków na pokoje z robactwem czy innym paskudztwem. I nie jest to hotel na 4
gwiazdki, raczej na 3, ewentualnie 3 i pół. Wg mnie ITAKA sie spisała (wyjazd
oceniam na 5), choć wiem, tak jak pisałam wcześniej, nie wszyscy, którzy
lecieli z tego biura byli równie zadowoleni jak ja.
Szczególnie polecam spędzenie chwili na tarasie pomiędzy pool barem a plażą, z
widokiem na wybrzeże Turcji.
Pozdrawiam Gosia
Temat: BLUE BAY (***) -Rodos
Właśnie wczoraj wróciłam z hotelu Blue Bay na Rodos.
Lecieliśmy z Itaką - dwoje dorosłych i dwójka dzieci, na dwa tygodnie. Hotel
Blue Bay to kompleks hotelowy składający się z kilku budynków: głównego,
bungalowów, Family Center i troche dalej połóżonego budynku Sunland.
Zakwaterowano nas w Family Center (inni, którzy lecieli z nami zakwaterowani
byli w budynku głównym). Pokój składał się z dwóch pomieszczeń, w jednym były
dwa pojedyńcze łóżka, w drugim łóżko małżeńskie. Na wyposażeniu był także
telewizor (bez polskich kanałów) i lodówka. Duży taras, z którego mogliśmy
podziwiać piękny widok na morze (mieszkaliśmy na drugim pietrze). Sam pokój był
wygodny, choc przydałby mu się mała renowacja. Sprzątany codziennie, wymiana
reczników i pościeli tez codziennie. Przy budynku Family odzdzielny basen, o
dość finezyjnym kształacie, max. 1,5m głębokości. Ponadto w całym kompleksie
jeszcze dwa wieksze baseny, przy każdym brodzik dla dzieci. Jeden z basenów dla
dzieci, ten położony po lewej stronie hotelu był brudny - ścianki w brodziku
były pokryte czymś czarnym i tłustym. Pozostałe baseny były w miare ok jeśli
chodzi o czystość. "Życie" koncentrowało się przy głównym, dość dużym basenie
(max głębokość 2,5m). Przy nim znajduja się bary, organizowane są zabawy.
Niestety nie wiem jak wygladały pokoje w pozostałych budynkach. Wiem, że w
budynku głównym w pokojach wystepowało robactwo, widziałam jak ludzie składali
reklamacje między innymi z tego powodu. W oddalonym od głównego budynku Sunland
znajdowały się apatramenty i studia o podwyższonym standardzie (mieli oddzielny
basen, swoje bary). Natomiast bungalowy sa po prostu dość niefortunnie
położone - znajduja się wzdłuż alejek i każdy przechodzący jak to się
mówi "zagląda w okna".
Cały hotel pełen jest zieleni - kwitnace krzewy wzdłuż alejek, trawniki, drzewa
piniowe, palmy.
Jedzenia dużo, różnorodnie i dość smacznie. Posiłki i napoje (szwedzki bufet)
są podawane w restauracji głównej oraz pool barze pomiędzy głównym basenem a
plażą.
Codziennie (oprócz wtorków) animacje dla dzieci i dorosłych: w ciągu dnia
areobik, waterpolo, siatkówka, ping pong, mini golf, tańce i inne zabawy,
wieczorem mini disco, zawsze jakies przedstawienie, na koniec wyczytywani są i
zapraszani na scenę zwycięzcy poszczególnych konkurencji organizowanych w ciągu
dnia. Wszystko prowadzone przez bardzo sympatycznych animatorów. Oczywiście
jest "piosenka turnusowa", którą odtańcowuje się pod ich kierownictwem.
Wszystkie organizowane przez nich zabawy były bardzo fajne (widać, że Ci ludzie
lubią to co robią). We wtorki - greckie wieczory (odpłatne: dorośli 18e, dzieci
6e). Niestety nie byłam, ciężko ocenić czy warto.
Plaża - piaszczysto kamienista, z przewagą tych drugich. Jeśli się chce
popluchać w morzu (a raczej poskakać po falach), to warto zabrać specjalne
obuwie kąpielowe. Przy wejściu do morza jest dość szeroki pas kamieni, po
których naprawde ciężko się chodzi na bosaka!
Leżaki są płatne - 2,5e od sztuki. Nie dają do nich materacy.
Po wschodniej cześci wyspy wciąż wieje wiatr, stąd są tam znakomite warunki dla
uprawiania windserfingu i jego pochodnych. Przy samym hotelu zanjduje się baza
windserfingu, gdzie można pobierać nauki tego sportu oraz wypożyczyć sprzęt.
Na terenie hotelu znajduje się jeszcze dyskoteka, sklepiki z różnościami,
płatny drink bar, kilka stołów do bilarda (1 gra - 1,5e)
Cały kompleks hotelowy wart jest polecenia, szczególnie dla tych, którzy
wybierają się tam z dziećmi. O ile oczywiście nie trafi się jak cześć naszych
rodaków na pokoje z robactwem czy innym paskudztwem. I nie jest to hotel na 4
gwiazdki, raczej na 3, ewentualnie 3 i pół. Wg mnie ITAKA sie spisała (wyjazd
oceniam na 5), choć wiem, tak jak pisałam wcześniej, nie wszyscy, którzy
lecieli z tego biura byli równie zadowoleni jak ja.
Szczególnie polecam spędzenie chwili na tarasie pomiędzy pool barem a plażą, z
widokiem na wybrzeże Turcji.
Gosia
Temat: Złe zchowanie
No i sobie poszedłem
Troszkę przesadzili z cenami biletów :/ zwłaszcza jeżeli weźmiemy pod uwagę, że
jest to produkcja skrajnie minimalistyczna :/// Do tego oczywiście mają chory
system biletowy, tzn. istnieje opcja wejściówek, ale są one sprzedawane dopiero
po wyprzedaniu wszystkich biletów. Efekt końcowy – dziś było może pół widowni,
a drugi koncert został odwołany. Raczej kiepsko jeżeli weźmiemy pod uwagę, że
spektakl jest grany niewiele ponad tydzień :/
Generalnie to miałem duże obawy, bo ja się wychowałem na nagraniach z pierwszej
polskiej wersji (m.in. z Anią Ścigalską, Stefanem Każuro, Leszkiem
Abrahamowiczem i Januszem Józefowiczem), i w dużej mierze obawy się
sprawdziły :/
Spektakl nie powtórzy sukcesu sprzed 18 lat :/ Głównym problemem jest nieudolna
reżyseria (co właściwie jest dziwne skoro reżyseruje ta sama osoba) i wręcz
żałosne próby uwspółcześniania scenariusza prowadzone po najmniejszej linii
oporu – chodzi mi o konteksty polityczne, dzięki którym spektakl (zwłaszcza pod
koniec) spada do poziomu Kabareciku Olgi Lipieńskiej, a może nawet i kabaretów
Marcina Wolskiego :/
Ja co prawda nie widziałem pierwszej wersji, ale wydaje mi się, że była ona
głośnym i szczerym sprzeciwem przeciwko ówczesnej rzeczywistości, taką
mieszanką buntu, nadziei, rozczarowań i marzeń.
Dzisiejsze ZZ to produkt sztuczny, nakierunkowany bardziej na powtórkę sukcesu
niż na sam przekaz, a wiadomo, że jak ktoś za bardzo się stara to mu się nie
uda :/
A szkoda, bo w przeważającej większości stare teksty zachowały swój urok, a
część wokalistów jest naprawdę godna zainteresowania. Bądź co bądź tylko oni
ratują ten spektakl.
Zwłaszcza dziewczyny, bo poza nijaką Ulą Stefanowicz mamy tu świetne głosy
Nie tylko Kasia Łaska (creme de la creme), ale i dziewczyna śpiewająca TY TUL
MNIE (nie mogę znaleźć jej nazwiska), i pozostałe wokalistki (chociaż czasami
dobry warsztat nie idzie w parze z umiejętnością interpretacji)
Z panami gorzej, bo nie wiem co tam robią Klaudiusz Kaufmann i Marcin
Kołaczkowski (o mamo, jak on strasznie zmasakrował CO PO NAS)
Być może są dobrymi aktorami, ale wokaliści z nich mizerni :/
Pawła Hartlieba czasem zupełnie nie było słychać, więc właściwie trudno
oceniać, ale nie będę narzekał, bo wieki temu pomógł mi w potrzebie ;)
Szczere pochwały tylko dla Modesta Rucińskiego i Tomka Błasiaka -> bardzo
bardzo fajna barwa i w ogóle mój ci on jest ;)
A teraz drobiazgi:
* Nie wiem po co w spektaklu pojawiają się piosenki po angielsku, zwłaszcza w
wykonaniu osób, które nie bardzo sobie z angielskim radzą :/ czyżby Strzelecki
nie dał rady z tłumaczeniem?
* Scenografii brak, kostiumy nijakie (chociaż Kasia w czarnym gorsecie wygląda
barrrrdzo OK), ale w przeciwieństwie do OPENTAŃCA ta toporność produkcji jest
chyba zamierzona i dzięki temu nie razi
* Choreografia polega głównie na mniej lub bardziej sprawnym przemieszczaniu
zespołu z jednej strony sceny na drugą – ale jak pisał pavo, to są wokaliści,
więc nie ma czego oczekiwać. Tylko POD ZASZCZYTU DRWIĄCYM SZYLDEM doczekało się
ładnej oprawy
* w ramach obcinania kosztów zespół muzyczny strasznie zredukowany (są tylko
klawisze, bas i perkusja), a czasem aż się marzy sekcja dęta :/
Podsumowując - Andrzej Strzelecki strzelił sobie koszmarnego samoboja, ale
dzięki wykonawcom wieczór nie był stracony. Mam tylko nadzieję, że za jakiś
czas zobaczę tych ludzi w znacznie lepszym spektaklu, bo są tego warci.
A na razie zapuszczam sobie wzorcową kasetę ze starej wersji i idę spać.
Może przyśnią mi się szlachetne tyły Pawła Hartlieba? ;)
Strona 3 z 3 • Wyszukiwarka znalazła 151 wypowiedzi • 1, 2, 3