Wyświetlono wypowiedzi wyszukane dla słów: fartuchy łódź





Temat: GDZIE KUPIĆ FARTUCH!!!!!!???
Mam pytanie... gdzie kupić fartuch w łodzi. JEstem spoza miasta i bede w łodzi dopiero w niedziele . Jak się okazało stomatologia ma już ćwiczenia z anatomii w poniedziałek od 14 dlateo musze w pon przed południem zdpbyć fartuch. Łódź znam kiepsko więc moze ktoś ze starszych roczników doradzi jakieś konkretne mijsca gdzie moge go nabyć?????





Temat: PN na dostawę odzieży roboczej, ochronnej i fartuchów
OGŁOSZENIE
O ZAWARCIU UMOWY W TRYBIE PRZETARGU
NIEOGRANICZONEGO NA ODZIEŻY ROBOCZEJ, OCHRONNEJ I FARTUCHÓW
(nr sprawy: MUNDR/134/190/2007)

Informujemy, iż zostały zawarte umowy na dostawę odzieży roboczej, ochronnej
i fartuchów:
a) w dniu 20.06.2007r.
- z P.P.H.U. FLAXPOL Sp. zo.o. 46-200 Kluczbork, ul. Jagiełły 1, na kwotę brutto zamówienia 1 967,62 zł (słownie: jeden tysiąc dziewięćset sześćdziesiąt siedem zł 62/100).
- z Firmą MAREV 93-008 Łódź, ul. Rzgowska 15, na kwotę brutto zamówienia 8 542,44 zł (słownie: osiem tysięcy pięćset czterdzieści dwa zł 44/100).
b) w dniu 28.06.2007r.
z P.P.H.U. FLAXPOL Sp. zo.o. 46-200 Kluczbork, ul. Jagiełły 1, na kwotę brutto zamówienia 57 423,88 zł (słownie: pięćdziesiąt siedem tysięcy czterysta dwadzieścia trzy zł 88/100).
Zamówienia zostały udzielone Wykonawcom, których oferty są najkorzystniejsze ze względu na cenę i spełnia warunki zawarte w SIWZ.





Temat: PN na dostawę odzieży roboczej, ochronnej i fartuchów
OGŁOSZENIE
O WYBORZE WYKONAWCY W PRZETARGU NIEOGRANICZONYM
NA DOSTAWĘ ODZIEŻY OCHRONNEJ, ROBOCZEJ I FARTUCHÓW
(nr sprawy: MUNDR/134/190/2007)

Informujemy, iż w wyniku otwarcia ofert w przetargu nieograniczonym na dostawę odzieży ochronnej, roboczej i fartuchów, jako najkorzystniejszą i spełniającą warunki siwz wybrano oferty nw Wykonawców:
1/ P.P.H.U. FLAXPOL Sp. zo.o., 46 -200 Kluczbork, ul. Jagiełły 1
- w zakresie części 1 z ceną brutto zamówienia: 57 423 ,88 zł ( słownie: pięćdziesiąt osiem tysięcy czterysta dwadzieścia trzy złotych 88/100);
- w zakresie części 3 z ceną brutto zamówienia: 1 967,62 zł ( słownie: jeden tysiąc dziewięćset sześćdziesiąt siedem złotych 62/100);
2/ "MAREV" Artykuły Przemysłowe, 93-008 łódź, ul. Rzgowska 15
- w zakresie części 2 z ceną brutto zamówienia: 8 542,44 zł (słownie: osiem tysięcy pięćset czterysta dwa złotych 44/100)



Temat: odżywki a zezwolenia


            W przypadku sprzedazy odzywek dla sportowcow spotkalem sie z
absurdalnymi przypadkami gdzie niektore oddzialy Sanepid wymagaly aby
sprzedwca w sklepie sportowym wyposazony byl w bialy fartuch.   W
wiekszych
sklepach nie ma problemu - jest osoba obslugujaca tylko odzywki i niech
nosi
ten fartuch ale w mniejszych??? raz sie sprzedaje odzywke w duzym
plastikowym opakowaniu a raz demonstruje sie klientowi skakanke, rower lub
lodz motorowa.


i jak w tym kraju ma byc dobrze - chcąc sprzedawać odżywki dla facetów
zatrudniam byka z prawdziwego zdarzenia, żeby był wiarygodny dla
klientów.... w białym fartuchu napewno namówi przyszłych schwarzenegerów do
zakupu odżywki:) - tak nasz kraj "pomaga" przedsiębiorczości
dziękuję za odpowiedź i pozdrawiam
plemek





Temat: 15 fartuchów PTSS
Dla osób, które aktywnie działają w naszej organizacji mamy nagrodę:

fartuch z logiem PTSS

Wyróżnione osoby:

1. Ciechowicz Marta
2. Drzewiecka Karolina
3. Duchnik Przemysław
4. Fabjański Adam
5. Jastrzębski Wojciech
6. Kruszczyński Grzegorz
7. Mazur Emilia
8. Ostrowski Przemysław
9. Piętka Roksana
10. Tasarz Karolina
11. Węglińska Marta
12. Wiśniewska Aleksandra
13. Wojciechowska Marta
14. Zielińska Kamila
15. Zybowska Ewa

Fartuchy ufundował Uniwersytet Medyczny w Łodzi.

Do odebrania od poniedziałku 15 czerwca.

Emilia Mazur



Temat: moje małe pomysły
> szkolenia >OMD oboda - szkolenie z zakresu komunikacji z pacjentem

> zniżki na wiertła/fartuchy/ zęby kavo

> rubryka w poradniku stom

> kolejna akcja "Stud stom dzieciom" dla domów dziecka albo "samotnej matki"

> postaranie sie w rektoracie o przyznanie PtSS jakiegos pomieszczenia

> pomoc w organizacji konf. Klopotowskiego

> zorganizowanie następnej konf w Łodzi

> szkolenia dla stud z lodzi obejmujące zakresem... <cokolwiek co was interesuje ze stom>

> zorganizowanie częściowo sponsorowanego wyjazdu na narty?? )

pamiętajcie ze studia to nie tylko nauka



Temat: O wyższości kanadyjki nad kajakiem i vice versa

Natomiast ta kwestia lania wody nasuwa mi podstawowe pytanie czym on wiosłował. Czy klasycznie kopyścią kanadyjską, czy na profana - wiatrakiem kajakowym?

(...) Woda do łodzi to lała sie im z nieba -- termin spływu wypadł na najgorszą pogodę. Na takie warunki kajak z fartuchem jest lepiej kryty -- po prostu.

A to już inna kwestia. Aczkolwiek w kanu woda po kostki w środku nie przeszkadza tak jak w kajaku, bo nie siedzi się tyłkiem w kałuży ;). Natomiast na bardziej wzburzone wody są kanadyjki z fartuchami lub nawet z pokładami. Poza tym pokaż mi wypożyczalnię kajaków nizinnych, która oferuje fartuchy :).



Temat: U-69 VIIc Revell 172
Tak- istotnie- pila do przecinania sieci byla zamontowana na U-69 na poczatku jego kariery, ale w momencie pojawienia sie windbreakera- ten fartuch wkolo gornej krawedzi kiosku- tej pily juz nie bylo. Pily zaczely byc demontowane na poczatku 1940 roku, co bylo spowodowane tym, ze nie urzadzano juz atakow na wrogie porty.
Nie wszystkie U-booty mialy te pile usunieta w tym samym czasie, co bylo spowodowane roznymi datami wychodzenia w morze poszczegolnych lodzi. Podobnie weavebreaker- to te boczne blachy wspawane po obu stronach dziala 88 mm. Z momentem znikniecia pily i one byly demontowane. W pozniejszym etapie wojny same dziala tez byly usuwane. Powiedz z jakiego okresu jest Twoj U-boot, a podpowiem Ci co powinien miec, a czego nie powinno tam byc.

Przykladowo moj U-552 z 10 maja 1941 mial pile ale tylko gorna, mial fartuchy wkolo dziala, a nie mial windbreakera na kiosku. Szesc dni pozniej juz pily wogole nie mial- zostala usunieta podczas nastepnej wizyty w porcie.



Temat: Leczenie zębów u cukiereczków
Bzdury!! Jeśli chodzi o rozgrywkę cukrzyk kontra stomatolog to jedynym problemem jest fakt, iż siedzenie na wiadomym fotelu powoduje mega stres i on może podwyższać poziom cukru. Krótkotrwałe zwyżki raczej nie mają powodu na krzepnięcie krwi. Co innego gdy cukrzyca jest źle wyrównana.
Jedyne czego radzę Ci dopilnować, to by lekarze stosowali znieczulenia. Leczenie zębów NIE MOŻE boleć. W przeciwnym wypadku Wiki może mieć taką traumę na białe fartuchy jak ja jeszcze z dziesięć lat temu. Dopóki nie trafiłam do normalnych dentystów.
Nawiasem mówiąc polecam Instytut Stomatologii w Łodzi, na Pomorskiej. To kawał drogi, też już tam nie jeżdżę, ale nigdy nie miałam tak dobrze robionych zębów jak tam. Nigdy też nie miałam takiego wrażenie, że lekarz naprawdę wie co robi!!



Temat: Co to za EZT
To jest na pewno EN56! Łatwiej było by rozpoznać, gdyby miał fartuchy pod drzwiami, ale rzeczywiście wywietrzniki i obłe krawędzie drzwi zdradzają serię.
Jeśli się nie mylę to w Węglińcu koło MD stoi cały 3-człon EN56, co prawda przebudowany i przemalowany, ale wygląda z pewnością lepiej niż ten z fotek. Węgliniecki EN56 nie jest już eksploatowany przez Energetykę od lat.
Niegdyś pamiętam, że w Legnicy w rejonie dworca północnego stały 3 pudła w oryginalnym malowaniu (żółto - niebieskie) służące jako magazyny, ale co ciekawe nosiły oznaczenie i wszelkie napisy. To był OIDP EN56-04 z ME Łódź Olechów. Na początku lat 90 ++.

Może przy tej okazji pokusimy się o zlokalizowanie istniejących jeszcze szczątków EN56?

Póki co pamiętam, że na E20 w Żychlinie Energetyka posiada cały zestaw i jest on używany jako poc. sieciowy. Nr EN56 nie znam.
Natomiast EN56-25 został pocięty na przełomie lat 80/90 w PPZM Chróścina Nyska.



Temat: zaobserwowane dziś na Poznań Główny
Cześć...


Oto co dziś widziałem na stacji Poznań Główny pomiędzy 13:00 a 14:00
[...]
ponadto:
ET22 - 892 [Łódź], SU46 - 022 [Poznań], i trochę poznańskich EU07


Od siebie dodam:
8:55 Ponań-Wolsztyn z Ol49-111, na pokładzie jakiś angol w fartuchu, myślałem,
że w Wolsztynie z palaczami zaczęli jeździć ;)

A w sobotę 12.01 EX Portowiec do Szczecina z EP05-016.

Tomi





Temat: jaka grupa?
Buty z białą podeszwa ok. 40-50 złotych jesli dobrze pamietam, fartuch na anatomie najlepiej z długim rekawem, ale z krótkim miałam na inne zajecia... ja chyba troszke wiecej niz 30 zlotych placilam... (60 złotych) jesli jestes z Łodzi na Kosciuszki 32 jest Falcon, a gdzies tam obok jakis inny sklep. Od razu kupcie sobie pudelko rekawiczek.poźniej musicie zaopatrzyc sie w wiertełka z których na pierwszym roku nie korzystaliśmy

[ Dodano: Sob 27 Wrz, 2008 ]



Temat: Poezja wyborcza
Baby, chłopy inne twory, znów zbliżają się wybory!
Będą wkrótce w październiku, kandydatów jest bez liku
I Ci starzy i Ci młodzi, z Kołobrzegu, z miasta Łodzi
Z innych sadyb i chutorów, wielu także jest doktorów
Jeden doktor sławny Czesław, dumny jak towarzysz Wiesław
Naród z Czesiem, Cześ z narodem, czoło, lico, ma marsowe
Cyngle na kichawie błyszczą, nie przymierzysz cukier kryształ
Co niedzielę jest w kościele, Cześ i jego przyjaciele
Modlą się - "spraw dobry Boże, niech Platformę pług zaorze
Niech Platformę kombajn zmieli, LPR niech pioorun strzeli
Zaoraj Samoobronę, i to SLD szalone
PSL - do paszy i cementu, a nie do Parlamentu"
Czesław wzrokiem Boga szuka " Wymiksuj też Karpiniuka
Spac przez chłopinę nie mogę, ne jem też i pic nie mogę"
Wtem : odezwał się Bóg dobry " Dobrze, Czsłąw będę szczodry
Widzę plagi, krew pożogi, czarny PR, płacze trwogi
Kaczyńskiego brudne nogi, widzę Ciebie, widzę potop
Biały fartuch i stetoskop, wracaj chłopie do zawodu, zajmij się leczeniem wrzodów
Politykę odpuśc sobie, dużo zdrowia życzę Tobie"

autor abebe, peyotl alpaga i siedem browarów( dolarganu nie liczę)



Temat: antykoncepcja hormonalna a grupa ryzyka zachorowania na raka
Jeden lekarz gin polecil mi zebym obserwowala ten guzek i stwierdzil (gdy mu pokazalam wynik biopsji) zeby na razie nie wycinac bo tego typu zmiany maja wlasnie to do siebie ze odrastaja. Ale przyznam sie szczerze ze sama nie wiem co mam zrobic chcialabym go usunac ale strasznie sie boje (to chyba syndrom bialego fartucha i szpitala - to mnie przeraza). Ostatnio bylam nawet u specjalisty od tego typu zmian z Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi i on powiedzial ze jak narazie nie ma potrzeby go usuwac chyba ze tylko dla mojego zdrowia wewnetrznego tzn zebym o tym nie myslala. A tak stwierdzil ze jestem zdrowa i mam o nim zapomniec, a pamietac tylko o kontrolnych USG.
Wiec po prostu glupieje czasami i juz nie wiem co robic.



Temat: Ło matko, Bros...czyli pogaduchy odstresowujace


spoko OZI.. nic sie nie martw... 2 obieg działa


Yo, Baby - tańczymy se z L.Ann w klubowej klatce i inne takie ...


hmmm.. dlatego ja w sytuacjach MEGAstresowych sprzątam >>> generalne porzadki >>> to dla mnie MEGArelaks... najczesciej wtedy wszystko z szafek i półek ląduje na środku pokoju /co w poczatkowej fazie daje niestety efekt MEGAbałaganu /, potem jest zmywane, wycierane i układane na swoim miejscu + ścieranie kurzu, odkurzanie i zmywanie podłóg

W niektórych zakątkach naszego pięknego kraju (no dobra - w moim zakątku) - zyskałabyś miano Idealnej Kandydatki Na Żonę


zdarzyło mi się kiedyś nawet na 30 minut przed wyjściem na egzamin złapać za odkurzacz i odkurzyc całe mieszkanie szok!

O, żesz!!!


>>> a poniewaz mam tendencje do czestego denerwowania sie /czego powodem bywa najczesciej płec przeciwna / w moim studenckim mieszkanku jestem nazywana SANEPIDEM
tzw. zamiłowanie do porzadku mam to po mamie, która przez moich współokatorów dla odmiany została mianowana KONTROLĄ SANEPIDU


Hahaha - to było dobre Oplułem se fartuch ze śmiechu

Pozdrowienia dla Szanownej Mamy

- śnieżnobiała rękawiczka na prawej dłoni i kontrola czystości na stancji córki: wykrycie pojedyńczej molekuły kurzu (1 kupy roztocza Phytoseiulus persimilis) w 1 m sześciennym powietrza skutkuje karą chłosty (OH, YES!! ) i 2 letnim szlabanem na piątkowe wyjścia do szemranych nocnych klubów w Łodzi, jak równiez pozbawieniem praw publicznych na czas do 16 minut



Temat: kto jest honorowym krwiodawcą??
No w Łodzi jest nieco inaczej, ale "głowne punkty programu" są zachowane.

Idziemy. Wypełniamy ankiete. Z ankietą i dowodem idziemy do gabinetu pelęgniarki która pobiera odrobinke krwi do badań. Czekamy na korytarzu, aż nas zawołają do gabinetu lekarza. Lekarz bada ciśnienie i mówi czy możemy/nie mozemy oddać krew. Wtedy to udajemy sie korytarzem do sali w której sie krew oddaje, zakładając w długim korytarzu fartuch i buty ochronne. Siadamy wygodnie na fotelu, widząc dookoła nieco zzieleniałych, ale uśmiechniętych krwiodawców. Patrzymy w TV i nawet nie czujemy kiedy to ktoś nam wbija igłe w reke. Po kilku minutach coś zaczyna pikać i pani mówi że już koniec. Z żalem schodzimy z fotela, ale na oslode pani daje nam za dużo czekolad, wafelka i żeton. Wychodzimy na korytarz. Siadamy. Jemy wafelka i pijemy kawe. Czując sie przy tym rewelacyjnie.

Co do diety. To ja zawsze dużo jem. I nie mówiono mi abym nie jadał czegoś tam...ale za to powiedziano, abym koniecznie jadła śniadanie (:oops: ) I trzeba duużo pić.

Raz mi sie zdarzyło omdleć-nic przyjemnego-kiedy stały nade mną trzy pilegniarki mowiąc "niech pani nie zamyka oczów, prosze oddychać, niech pani nie zamyka oczu...." a ja czułam, ze jedyne czego chce to usnać... No ale mi nie pozwolono...

a to teraz pytanie: Co was skłoniło do oddawania krwi?

Bo mnie chęć przełamania panicznego strachu, przed tą igłą....i nie wiem ile jeszcze razy musze iść, aby sie tego zupełnie pozbyć...



Temat: podziękowanie dla rodziców
Powiedzcie mi gdzie w Łodzi można kupić np. albumy, księgi z podziękowaniami dla rodziców albo puchary. Wiem ,że można załatwić to w internecie ale ja wolałabym najpierw zobaczyć to na żywo. Dzięki wam mam sama sporo pomysłów i nie wiem który wybrać!!!!!!!!!!!. Poza tym w dniu mojego ślubu musimy zrobić coś ekstra dla rodziców mojego misia ponieważ mają w ten dzień 16 rocznicę ślubu Obok albumów z ich zdjęciami (a nie naszymi) opisującymi ich życie w od lat młodości, myśleliśmy o jakiś cenzurkach z ocenami za bycie dobrymi rodzicami. Ewentualnie myślałam żeby tacie kupić bokserki za napisem coś w stylu " 16 lat w niewoli" a mamie fartuch z podobnym napisem. Sama nie wiem co wybrać, może jakiś pomysł?????????



Temat: Mordujący lekarze
Z niewymienionych - thriller o tytule "Ambulance". Sanitariusze zabierający ludzi do ukrytej kliniki w której doktor X (10 lat temu oglądałm, ni chu chu zebym wiedział) wykorzystuje ich jako kroliki doswiadczalne.

to chyba oglądałeś regionalne wiadomości z Łodzi a nie film

Nie ma to jak młodziezowy klimat w mieście.

Był tez "Horror Hospital" - nie widziałem, staroac z lat 70'atych z tego co sie kiedyś oczytałem. szperajcie jesli macie filie na fartuchy



Temat: 2602+2601


Alez nie zrozumielismy sie. Wlasnie interesuje mnie ten mechanizm
podnoszenia bocznych klap - bo to z tym w Lodzi byly jakies powazne
komplikacje.


Żadne powazne komplikacje. Po prostu w prototypie Elina je zdemontowano żeby
było łatwiej dostać się do luzowników. Taka inwencja twórcza obsługi. W
"bulwie" klapy zostały tylko z prawej strony. Z lewej je zdemontowano być może
z powodu płotków. Nie prawdą jest, że wózek o nie zahaczał (przynajmniej nigdy
o czymś takim nie słyszałem). Klapy są przedłużeniem burt (tak jak fartuchy).





Temat: Dzień Dziecka
Z Okazji Dnia Dziecka...
Niech marzenie zostania chemikiem spełni się dla wszystkich dzieci
Dzisiaj znalazłam takie małe marzenie

"Jak mi ręce urosną

Jak mi ręce urosną,
jak mi nogi urosną,
jak już będę dorosła
i wysoka jak sosna
to zostanę, zostanę.... no kim??

To na pewno zostanę chemikiem!!

Przyjdę w białym fartuchu,
rękawicach i okularach.

W probówkach kolbach i innych naczyniach,
będę tworzyć związki przedziwne,
kolorowe, z osadem, i także klarowne.

Będę przeprowadzać doświadczenia oraz badania,
analizy syntezy ekstrakcje przeróżne reakcje.

Będę badać atomy, cząsteczki, całą budowę.

Może zajmę się produkcją,
mydła proszki
i środki czystości
by lśniły wszystkie nieczystości.
A może leki nowe będę tworzyć,
by zdrowie mamy taty chronić.

autor: Aleksandra Tuszyńska"




Temat: było, minęło... czyli stare tematy poruszane na forum
Trzeba sprobować..nie wyjdzie to trudno..Dostałam zaproszenie na ta uroczystość rozpoczęcia..No właśnie..ja też muszę kupić nowy fartuch bo mój zeszłoroczny cały jest w KMnO4..;( i nie zbyt elegancko sie rpezentuje:P a u mnie już pewnie nie zdarzę..wiec zostaje mi lódź..mówicie na na Nawrót cos jest? to wybadam, a na plan przed poniedzialkiem to chyba już nie mam co liczyc:(



Temat: Syrena 101
Wycieraczki są ok, spryskiwacza nie powinno być, fletnerki ok. Trochę z odblaskami namodzone z tyłu.
Zawieszenie przednie powinno być na amortyzatorach teleskopowych.
Tabliczka znamionowa powinna być na prawym fartuchu (w komorze silnika). Możesz jeszcze szukać tabliczki znamionowej silnika na jego przodzie.
Najogólniej dostępna literatura to duża książka Glinki, ale wydanie do modeli 101-104 (chyba tylko w pomarańczowej okładce wyszła). Co do innych: w Łodzi bywasz?
No i przede wszystkim gratulacje. Super wóz. Jeśli lakier jest rzeczywiście oryginalny to warto go zachować.



Temat: bar orientalny na DOLONOSLASKIM-okropnosc
Z czasów studiów pamiętam bary przy Piotrkowskiej w Łodzi (kolo Pasażu Schillera) - tam dopiero był brud - a panie w kuchni miały na sobie takie fartuchy, że moja ścierka do czyszczenia bagnetu olejowego w samochodzie jest czystsza

Zastanawia mnie co na to Sanepid?



Temat: Wspomnienie dzieciństwa :)
Jeszcze tego lata na ulicy można będzie się napić wody czystej lub z sokiem. Jeśli zgodzą się na to radni.

Dla tych, którzy nie pamiętają, przypomnienie: saturator to mały bar na kółkach, stały takie na ulicach w czasach PRL. Można było się napić z saturatora wody sodowej lub wody sodowej z sokiem.

Urządzenie obsługiwał zwykle pracownik w białym fartuchu. Do szklanki z grubego szkła nalewał z kraniku sok, potem dolewał wodę i podawał spragnionemu. Szklanki były dwie, trzy. Po wypiciu obsługujący odwracał szklankę do góry dnem na blacie wózka, naciskał guzik i przez coś w rodzaju odwróconego prysznica woda pod ciśnieniem opłukiwała szklanki.

Po takim zabiegu barman znów napełniał szklankę wodą sodową i podawał następnemu klientowi. Skuteczność takiego mycia szklanek była wątpliwa, w niektórych rejonach woda z saturatora była powszechnie nazywana gruźliczanką.

Z propozycją przywrócenia saturatorów zwróciła się do urzędu miasta jedna z łódzkich firm. Miasto się zgodziło, ale pod warunkiem że będą przestrzegane zasady higieny, m.in. używane wyłącznie jednorazowe kubki, a na saturatorach znajdzie się herb Łodzi.

Zgodę na sprzedaż wody z saturatorów muszą jeszcze wyrazić łódzcy radni w specjalnej uchwale.



Temat: Zbiór adresów zakładów naprawy piór w Polsce

Czy ktoś pamięta czy były jeszcze jakieś "piórowe" warsztaty w Łodzi ?
CezaryF

Tak!
Na Bałutach, na pl. Kościelnym do późnych lat 70-tych znajdował się malutki warsztat naprawy piór. Na wystawie miał gigantyczne wieczne pióro budzące zachwyt wszystkich chłopaków. Pamiętam jeszcze napis - reklamę: 'wkłady do chińskich' Właściciel również nabijał długopisy własnym tuszem. Ja głównie wymieniałem stalówki w swoich 'chińczykach' oraz raz przyniosłem do naprawy polski wyrób pióropodobny INCO - Veritas - pan polecił abym je wyrzucił
Właściciel, szpakowaty wysoki pan w granatowym fartuchu i zawsze poplamionymi tuszem palcami. Do dziś pamiętam fajny, ostry zapach tuszy. Nie znam dalszych losów rzemieślnika i warsztaciku.

Przepraszam za takie archeo



Temat: Falowiec i okoliczne podstawówki
W SP 44 w '77 modne były wśród pierwszoklasistów kokardy (1a -zółte, 1d niebiskie, były również czerwone, zielone i jeszcze jedna której nie pamiętam). Każda klasa miła inny kolor. Kokardy były dwie, duża wiązana pod szyję i malutka przyszyta do kieszonki fartucha. Brak kokarty powodowało uwagę lub wzywanie rodziców do szkoły! Faruchy były w trzech kolorach.
Klasy I-III niebiskie, IV -VI bordowe, VII-VIII zielone. Dodatkowo ten podział wpływał na piętra w których klasy miały lekcje.
Teraz jak pomyślę to był niezły cyrk!
Pozdrawiam z Łodzi.



Temat: Pomiary oświetlenia -raz jeszcze
Szanowni koledzy elektrycy
Pomiary natężenia elektrycznego wbrew pozorom są jedne z trudniejszych i
bardzo pracochłonne.
1.pomiary muszą wykonywać 2 osoby
2.pomiarowiec ubrany w ciemny matowy strój.
3.wykonać plan pomieszczenia w skali
a,charakterystystyczne przekroje pomieszczeń w skali
b,dane określające rodzaj ścian,stropu,sufitu,podłogi,nawieszchni
c,wyposażenia technicznego oraz typy liczbe i rozmieszczenie opraw ośw,
a także rodzaj żródła światła i ich parametry techniczne.
d.ponadto na wstępie protokółu należy określić :
- rodzaj wykonywanych czynności
- liczbe zmian pracy
- czas użytkowania urządzeń oświetleniowych od początku zaistalowania
- okresy i rodzaje zabiegów konserwacyjnych
- temperature powietrza w pomieszczeniu,a dla opraw ze świetlówkami
równierz temperature powietrza w oprawach
- wartość napięcia na zaciskach opraw oświetleniowych
- rozmieszczenie i zawieszenie opraw ośw.na jakiej wysokości h
- łączna moc zaistalowanych żródeł światła [ W/m2]
- łączna moc czynnych żródeł światła na W/m2
4.Pomiary wykonujemy po zapadnieciu zmroku
[lub szczelnym zasłonieciu okien czarnym materjałem]
5 wykonać tabele punktów pomiarowych pomieszczenia i stanowisk

Wartość średnia natężenia oświetlenia
E śr = E1 - n
---------
n
Równomierność ośw.
= E min
--------------
E śr

Moc całkowita zaistalowanych żródeł światła [W]

Pi = m Pn

Moc zaistalowanych żródeł światła na jednostkie powieszchni [W/m2]

Ps = Pi
-----
s

Współczynniki odbicia : ścian,sufitu,podłogi,stanowisk pracy

= E odb
---------
E pad

Luminacja
L= K Eodb

Stosunki luminacncji
Lt > 30% Lp
Lo > 10% Lp
Ld > 1% Lp
Podstawowe przyrządy: Luksomierz, nitomierz [świadectwo legalizacji wazne]
Voltomierz,termometr rtęciowy.
Podstawowe narzędzia : wskażnik napięcia,kombinerki,drabina,metrówka,
śrubikręt,kreda,ciemny fartuch i kij

Opracować wnioski i zalecenia:n.p.
obnizyć oprawy ośw, zawiesić wiecej lub mniej,umyć klosze rajstry,
a może pomalować pomieszczenie bo jest bardzo brudne

Te czynności opisałem wskrucie, jeżeli koledzy chcą wiecej informacji
na temat wykonywania pomiarów oświetlenia zapraszam do lektury:
1.Poradnik Konserwatora Urządzeń Oświetleniowych
Janusz Strzyżewski WNT W-wa 1979
2.Oświetlenie Elektryczne
Zbigniew Grabowski Henryk Szypowski
PWN Łódz 1972



Temat: Funfic: the real world
Retrospection II.

-Cześć, kochanie. Mua mua. – Victoria cmoknęła Manu na powitanie wchodząc na pokład jego kutra.
-Hej, skarbie. Rozgość się. Ja musze dokończyć smażyć krewetki. Pęknie wyglądasz. Nalej sobie wina. Zaraz do ciebie dołączę. – Odpowiedział Manu i wskazał kuchenną łopatką w stronę pokładu na którym stał odświętnie nakryty stolik z kwiatami, świecami i butelka czerwonego wina. Sam zniknął pod pokładem skąd dochodziły apetyczne zapachy. Victoria poprawiła krótką jedwabną sukienkę w kolorze burgunda i poszła na pokład. Był przyjemny, ciepły wieczór. Lekki wietrzyk orzeźwiał i spokojnie kołysał łodzią. Victoria nalała sobie do kieliszka wina i oparła się o burtę podziwiając rozświetlony drugi brzeg. Wokół panowała względna cisza, mącona szmerem głosów niesionych przez wodę. Dziewczyna zapatrzyła się dal. Z zamyślenia wyrwał ją delikatny i melancholijny dźwięk gitary. Rozejrzała się w poszukiwaniu źródła dźwięku. Wtedy zobaczyła go. Stał oparty o burtę swojego luksusowego jachtu, zapatrzony w rozgwieżdżone niebo i grał poruszającą melodie na białym gibsonie. Z wrażenia wypadł jej kieliszek z ręki i roztrzaskał się o burtę kutra burząc dźwiękiem tłuczonego szkła intymna atmosferę. Nieznajomy podniósł głowę i ich spojrzenia spotkały się.
-Kochanie, mocniej czy słabiej wypieczone? – Zawołał Mannu z kuchni. Kiedy Victoria ponownie spojrzała w stronę jachtu, jego już nie było. – Skarbeńku?
-Sła....słabiej.. – Mruknęła w odpowiedzi, po czym dodała głośniej – Wiesz kochanie, nie czuję się najlepiej. Boli mnie głowa. Oh, musze odpocząć.
-Ojej... – Manu w fartuchu ochlapanym olejem wyłonił się z pod pokładu. –A tak liczyłem na ten wieczór... no trudno... coś ci zaszkodziło?
-Tak, chyba tak... – Mruknęła Victoria, pozorując zawroty głowy. Nagle nie miała ochoty dłużej przebywać w towarzystwie Emmanuela. Chciała zostać sama. W zasadzie nie bardzo wiedziała, czego właściwie chce.
Mannu pogładził ją po ramionach – Odwieźć cię do domu?
-Nie, nie... muszę się przejść. Spacer zrobi mi dobrze... Mannu?
-Tak, kwiatuszku?
-Tak się zastanawiam... no nie wiem.. czyj jest ten sąsiedni jacht?
-Jacht? Ale po co ci to? Jacht jest Merwana Rima, syna tego od Rims Hotels. Czy to ważne...?
-Nie, nie..tak z ciekawości pytam... ładna łódź. Dobranoc. Mua.
-Mua – Mannu popatrzył za odchodzącą wzdłuż pomostu Victorią.

Taak... był już wątek imprezowo-obyczajowy, wątek romantyczny..teraz cza na kryminał



Temat: (blizna) wiersz niedoskonały


-----------

połóż mnie na liściu łopianu i lecz mnie, lecz rękami, ziołami,
wystawiaj na deszcz. zamykaj na klucz pod pokładami łodzi,
wojennych okrętów; top mnie, top w zimnych zieleniach,
przetapiaj na serca dzwonów wielkich jak namioty katedr.
pal mnie, pal w niewidzialnych ogniskach, iskry zaszywaj
w kieszeniach, popiół wcieraj w skórę. wcielaj mnie, wcielaj
w siebie aż zostanie blizna, jedynie na liściu łopianu.


Rozmowa z wierszem

Ponieważ wiersz rozpoczyna się i kończy łopianem, miałem udać się tym tropem.

Miałem także, korzystając z cytatów, rozszyfrować sens istnienia łopianu:

Zielony liść łopianu jest bezsprzecznie największym liściem, jaki znamy; gdy
zasłonić nim brzuszek, jest tak duży jak mały fartuch; kiedy się go kładzie na
głowę, służy w czasie deszczu za parasol - taki jest ogromny. Łopian nie rośnie
nigdy sam, tam gdzie rośnie jeden, jest ich więcej; są wspaniałe, ale cała ta
wspaniałość służy za pożywienie ślimakom. W dawnych czasach wytworni ludzie
przyrządzali wielkie, białe ślimaki do jedzenia i spożywając je mówili: "Ach,
jakie to smaczne!" Byli przekonani, że są one naprawdę smaczne, dlatego że żywią
się liśćmi łopianu. Siano więc specjalnie łopiany, by hodować na nich ślimaki.
[Hans Christian Andersen, Szczęśliwa rodzina]

oraz wskazać miejsca występowania:

Kopcie samotny grób
tam, na tej miedzy szerokiej,
gdzie rośnie łopian chropawy,
gdzie srebrne lśnią się podbiały,
gdzie aksamitna bylica
rozpierza miękkie swe kiście!
Tam, gdzie ten parów
sączy resztkami wody,
gdzie ten wądolec ospały,
gdzie ci się wloką,
blasków słonecznych odziani powłoką,
gdzie się nad drogą kurzu wzbija słup,
kopcie samotny grób!

[Jan Kasprowicz, Święty Boże, Święty mocny].

Później pomyślałem sobie, że interesujących mnie śladów powinienem wypatrywać w
materiałach z synodu w Tuluzie z roku 1229.

Wziąłem się także za wzory: a + b = ab. Z tym że w "ab" "a" nie jest już "a" i
"b" niepodobne do "b". A więc jedność czy zatracenie? Platońska wizja
poszukujących się elementów tej samej układanki jest ideą jak zjednoczenie
świadomego i nieświadomego. Tylko czy blizna nie jest śladem niedoskonałości
praktycznej realizacji owej wizji? A skoro realizacji niedoskonałej, to czy w
ogóle możliwej?


--
Anna pa,pa


Pozdrawiam, Telik.





Temat: odżywki a zezwolenia


witam
mam mały dylemat i mam nadzieję, że ktoś z Państwa pomoże mi to wyjśnić
mam zamiar otworzyć sklep z ekologiczna żywności, odżywkami itp dla kobiet

oczywiście
o formalności, stąd moje pytania:
1....czy sprzedając odżywki dla sportowców (MLO,Hitec, Olimp) wspomagające
odchudzanie np karnitynę potrzebuję uzyskiwać jakieś zezwolenie?


             Zezwolenia na obrot w Polsce czyli atesty dopuszczajace do
obrotu uzyskuje zawsze producent albo importer. Aby sprzedawac odżywki lub
inne produkty typu dietetyczne srodki spozywcze nie jest wiec wymagane
dodatkowe zezwolenie ale  musza byc spelnione pewne wymogi
sanitarno-epidemiologiczne
1.  niezaleznie od tego czy jest to hurt czy detal lokal musi byc zgloszony
do Sanepid'u  i tym samym posiadac odpowiednia temperature, wilgotnosc itp
oraz urzadzenia mierzace te czynniki.
2.  osoby majace kontakt ze srodkami spozywczymi powinny miec odpowiednie
badania okresowe i badania na nosicielstwo
3. Lokal musi byc zaopatrony w biezaca wode itp...
            W przypadku sprzedazy odzywek dla sportowcow spotkalem sie z
absurdalnymi przypadkami gdzie niektore oddzialy Sanepid wymagaly aby
sprzedwca w sklepie sportowym wyposazony byl w bialy fartuch.   W wiekszych
sklepach nie ma problemu - jest osoba obslugujaca tylko odzywki i niech nosi
ten fartuch ale w mniejszych??? raz sie sprzedaje odzywke w duzym
plastikowym opakowaniu a raz demonstruje sie klientowi skakanke, rower lub
lodz motorowa. Wykonywanie tych czynnosci w bialym fartuchu nie wyglada zbyt
powaznie ale... panie z Sanepid uwazaja ze najwazniejsze sa tylko odzywki. W
gruncie rzeczy sprzedawca nie ma zadnego kontaktu z zywnoscia gdyz wszystkie
produkty sa hermetycznie pozamykane. taki sam kontakt ma listonosz niosacy
paczke do klienta, kierowca z firmy kurierskiej, celnik, klient czytajacy
etykiete na puszce a nawet sama pani z Sanepid badajaca date na opakowaniu a
od tych pozostalych osob bialych fartuchow sie nie wymaga, chociaz raz bylem
wyjatkowo zlosliwy w stosunku do zlosliwej pani z Sanepid i nie dalem jej
puszki do dotkniecia dopoki nie zobacze jej aktualnej ksiazeczki zdrowia,
Białego fartucha dla niej niestety nie mialem

Co do herbatek i kosmetykow to niestety nie wiem ale ... PRAWDOPODOBNIE
niektore z tych produktow zielarskich wymagaja ukonczenia jakiegos kursu a
produkty zakwalifikowane jako leki wyksztalcenia farmaceutycznego.

Zwykle hebatki typu Herbapol i kosmetyki bez problemow sprzedaje sie na
kazdym bazarze lub sklepie  wiec na pewno nie sa na to wymagane zadne
dodatkowe zezwolenia

pozdrawiam
WT

PS - i oczywiscie w Urzedzie Miasta /Gminy dziallanosc gospodarcza musi
obejmowac handel art, spozywczymi





Temat: Czystki
Scena czwarta. Ojczyzny skrawku, Ty jesteś jak zdrowie!

Stefan, przebrany w uniform Urzędnika Przekazywania Życia, podąża w kierunku morza. Jednak policjant-kierowca, co typowe dla przedstawiciela państwa policyjnego, nie ufa Stefanowi, dziwi go kierunek, w jakim rzekomy przestępca ucieka.
- Po co do morza? Przecież tam nigdzie nie ucieknie. Gdyby chciał rzeczywiście uciekać, to skierowałby się na wschód. Przy dużej dozie szczęścia dotarłby do Odry. Słyszałem, że Niemcy nie specjalnie pilnują tej granicy, gdyż stanowi ona dla nich zawór bezpieczeństwa. Uciekają tam wszystkie niezadowolone elementy. I wie pan co? Tam wcale ich nie pakują do obozów. <„Też coś!” – fuka wirus> Ci Polacy zawsze byli romantykami. < wirus wstaje i recytuje Odę do młodości, Pana Tadeusza, wprawdzie przy trzynastej księdze, zaczyna się czuć trochę niepewnie, ale... nic to, wirus. Nic>
Już, już zbliżają się do morza, kiedy policjant włącza radio, które informuje o zbiegłym przestępcy.< też coś! Przestępcy, Phi> Z ludzkiego towarzysza podróży wyłazi masońska, zaprzedana złu bestia. Kierowca rozpędza samochód i kieruje go prosto w drzewo < wirus drętwieje, ale potem rozpogadza się, bo przecież misja nie może się tak skończyć.Wirus ma ufność>
Stefan odzyskuje przytomność w szpitalu dla urzedników państwowych - ma szczęście, a może to skutek właściwych decyzji, podjętych podczas ucieczki. Ucieka ze szpitala i pożycza stojący pod budynkiem pojazd policyjny. Wpadł jak kometa do małego portowego miasteczka. Z boku rozległy się nowe wycia syren. Padło kilka strzałów. <wirus wstrzymuje oddech> Do miejsca spotkania na plaży pozostały dwa kilometry. Wjechał na plażę. Samochód z trudem przebijał się przez zwały piasku. Pociski gwizdały wokoło. <wirus zamyka ocy, żeby na to nie patrzeć> powoli wtoczył się na podest do kamiennego molo. Znowu przyśpieszył. Na zegarku była dwudziesta trzecia czterdzieści dwa. Z boku nadlatywały helikoptery. Stefan zatrzymał się na brzegu molo. Zdarł z siebie biały fartuch. Pierwsze samochody policyjne wjeżdżały na podest. <wirus nadal nie oddycha> Rzucił się w ciepłe morze. Woda ogarnęła go. Szybkim kraulem oddalał się od pozostawionego samochodu. <wirus pada na klęczki i pogrąża się w modlitwie> dziękował Bogu, ze nie ma księżyca. Płynął jak oszalały. Wokoło gwizdały pociski, ale ścigający nie mogli go widzieć. <wirus pozwala sobie na niewielki haust powietrza> Z daleka rozległ się szum motorówek. Po prawej stronie zobaczył czerwoną boję, która była znakiem rozpoznawczym. Łódź <ukłon autora w stronę Kiwaczka> miała się znajdować w odległości pięćdziesięciu metrów w stronę morza. Motorówki zbliżały się coraz szybciej. Zaczynał powoli opadać z sił. <wirus postanawia jednak zdecydowanie nie oddychać. Jeśli Stefan ma zginąć, wirus pójdzie na dno wraz z nim> Gdzieś wokół niego powinien znajdować się czubek łodzi <autor jednak lubi Kiwaczka> Światło z motorówek omiatało powierzchnie morza. Widział żołnierzy z karabinami maszynowymi na tle reflekrorów. Zaczynał tracić nadzieję.
Po prawej stronie usłyszał dźwięk, jakby odkręcanego kurka. Nad powierzchnią morza pojawiła się postać marynarza.
- Tutaj. Prędko.
Ostatkiem sił dopłynął do sterczącego czubka łodzi <wirus podziwia autora. Widzi, że marynistyka jest pasją Romana B.> Marynarz zapytał.
- Hasło?
- Polonia semper fidelis – odpowiedział zachłystując się słoną wodą.
Dwoje silnych rąk chwyciło go i wciągnęło na nadbnudówkę. Stamtąd pomogli mu zejść do środka. Usłyszał hałas zamukanego włazu, równocześnie z pociskami odbijającymi się od stalowych burt nadbudówki. Po chwili głosy umilkły. Łódź zanurzyła się całkowicie, <wirus płacze. Nie biega, nie skacze, tylko po cichutku z ulgą płacze>
Stefan znalazł się w gronie poklepujących go marynarzy.
- Jesteś bezpieczny. <wirus szlocha i śmieje się przez łzy>
Zobaczył mężczyznę w mundurze oficerskim. Mężczyzna przedstawił się.
- Jestem kapitan Skrzyński. Witamy na pokładzie Wydry. Stefan uścisnął twardą marynarską dłoń. Poczuł się jak w domu. nad stanowiskiem kapitana wisiało godło Polski, jego ukochany orzeł z koroną i krzyżem. Taki sam jaki był na początku XX wieku. nad nim wisiał krzyż. Przebywał na kawałku Polski, tysiąc kilometrów od jej granic. <wirus jest wzruszony, wirus jest szczęśliwy, wirus jest rozentuzjazmowany. Wirus przez śmiech i płacz tańczy chodzonego i śpiewa Marsyyyyy...Mazurka Dąbrowskiego. Latorośl dzwoni po pogotowie. Wirus, w gustownym wdzianku, z bardzo długimi rekawami, zostaje wywieziony przez masońskich siepaczy w siną dal>

CDN




Temat: Rpg-by Sejbr
Nad starym cesarstwem Ildoru zawisła groźba wojny z sąsiadami, "Panstwami Srodka"...w chaosie i anarchii....ludzie stracili głowy...wiele miast upadło, wielu opuściło kraj, uciekając jak najdalej....niestety, pogorszyło to jedynie sytuacje w państwie.Cesarz D.Man III nakazał przymusowy nabor do wojska, zakazujac emigrowania mieszkańcom poza granice państwa pod kara śmierci...
------------------------------------------------------------------------------------
Jednak, niezauwazona przez nikogo lodz, naplywajaca z Eliar, bez masztu ani flagi przybila do molo, z jedna osoba w srodku...lezaca bez ruchu....z kobieta z Polnocnych Krain...z Arna...chlodny powiew wiatru z nad morza obudzil ja...niestety wraz z obudzeniem, pojawily sie silne bole glowy...przypominajace o ataku z zaskoczenia....podczas odpoczynku w pokoju w karczmie... nic...nic wiecej nie pamieta... jak sie znalazla w lodzi i co robila? Dzien poprzedni nie byl zbyt ciekawy procz podniecajageo spojrzenia jednego z marynarzy...i nic wiecej...spostrzegla ze w lodzi o dziwo lezy jej caly ekwipunek...

Mark...Mark...ktos caly czas powtarza to jedno slowo...a moze mi sie wydaje?...Na polance posrodku malego lasku lezy dobrze zbudowany, biały mezczyzna z blond włosami i krótka brodą. Przewraca sie i po chwili staje nic nie rozumiejac...przeciez to nie jest to...nie...to niemozliwe...czyzby moj najlepszy przyjaciel poswiecil za mnie zycie bym JA mogl uciec z tamtego piekla, gdy on zostal tam na pastwe tych barbarzyncow?...przypominajac sobie to miejsce, Mark uswiadomil sobie wlasnie sie znajduje sie blisko Felhordu...gdzies niedaleko powinien byc tartak i stara droga...moj najlepszy przyjaciel nie zyje, zginal zeby mnie uratowac...ech- Mark wypuscil powietrze z pluc rozkoszujac sie zapachami lasu...Jego smierc nie pojdzie na marne...kiedys tam wroce skad ucieklem i im pokaze...powiedzial Mark idac wzdluz polany...

...Hej kolego, zyjesz jeszcze?-dochodzi Cie glos, znajomy....tylko czyj to glos?...chwila, Karczmarz! to glos karczmarza!...powoli otwierasz oczy...nad toba stoi otyly mezczyzna z widoczna lysina w bialym fartuchu...za jego ramienia spostrzegasz jego zone...oboje maja zatroskane miny...siadasz i rozgladasz sie wokol...dookoloa widzisz porozbijane meble trunki i innych....chyba nieprzytomnych sadzac po bezruchu i rytmicznym oddychaniu...Wstawaj, Gerwazy!Wstawaj za nim sie obudza...niezle wczoraj narozrabiales-mowi Karczamarz...Ty nie rozumiejacym wrokiem patrzysz sie na niego...Jak to?Nic nie pamietasz?!-Karczmarz sie dziwi-Wczoraj wszczales niezla bojke tutaj...prawie wszystko zdemolowane...nie martw sie wzialem juz wyliczone odszkodowanie od Ciebie za straty...radzilbym Ci wychodzic czym predzej za nim Ci ktorym sie naprzykrzyles powroca do formy...w tym samym momencie gdy Karczmarz skonczyl jeden z "nieprzytomnych" zaczal sie wiercic, jak widac budzi sie...Karczmarz wraz zona jednym ruchem chwycili Cie za ramiona i podniesli a 3 sekundy pozniej stales juz przed drzwiami, nadal niezbyt przytomny...nie masz zbyt dobrej glowy skoro zwykle porto uderzylo Cie az tak...stoisz z porcja jedzenia na tydzien w rekach ktore dal Ci karczmarz, patrzac sie na ruchliwa ulice i podziwiajac wschod slonca...w Folhord...

Angram, przeciagnal sie leniwie na trawie...ach co to byl za dzien...wspomina, odwracajac glowe w kierunku mieszka ze zrabowanymi rzeczami od wczorajszej karawany...lecz o dziwo, mieszka tam nie ma! Angram w jednej chwili wstal odrzucajac skory ktorymi byl przykryty...nie ma mieszka!..rozglada sie wokol nasluchujac...nic...ognisko sie jeszcze tli, a po pieczonym bazancie zostaly tylko resztki na 3 dni drogi...zbyt malo jedzenia...chwila cos tu nie pasuje...a gdzie nasz "drogi i oddany przyjaciel"?ten ktory wczoraj zarzekal sie na glowe swojej matki iz takze jest zlodziejem i szuka tak zwanego "teamu"? Chwila...nie ma jego nie ma mieszka...no nie!-krzyknal Angram...dran zabral cale zloto!...nie przepuszcze mu dorwe go predzej czy pozniej...patrzysz na pieczen...chociaz zostawil mi cos do jedzenia bym nie umarl z glodu..pomyslal...3 dni...3 dni!...niedaleko z tym zajade...moglbym pojsc jedynie do...jakie jest najblizsze miasto?...Fel...Felh...Felhord-nagle oswiecilo Angrama...tak...chyba jednak sie tam wybiore lub umre z glodu-usmiechnal sie gorzko...a potem pomysle co dalej...pomyslal, wstajac i zbierajac swoj ekipunek, po tym poszedl w kierunku drogi do Felhordu....




Temat: Jak to było z ta modą!!!
Pomyślałam sobie że będzie tzw. powtórzenie matur i jakoś trzeba się ubrać .No i stało się!!
Nadeszły wspomnienia o tym w czym i kiedy chodziłam do szkoły.
Pod koniec szkoły podstawowej nadeszła do nas moda na sztywne halki.To było nasze marzenie . Pamiętam że do kolegi na podwórku przyjechała kuzynka z wybrzeża i miała taką halkę z paczki czy od marynarzy nie wiem ale w życiu się takiej nie dorobiłam i strasznie żałuję.
W jakiejś audycji TV coś na ten temat powiedzieli i nijak daty mi się nie zgadzały bo to był rok 1960 i do nas ta moda rockendrolowa dotarła.Jak to nie wiem , przez tą blokadę ale jednak, halka i szeroka spódnica to bylo TO.
Chłopcy natomiast marzyli o skarpetkach w prążki czym bardziej kolorowe tym lepiej i oczywiście o jeansach albo o wąskich spodniach.
Uszyłam sobie spódniczkę z przaśnego kretonu maksymalnie szeroką i maksymalnie ją ukrochmaliłam ale to była namiastka.Mama widząc moją determinację uszyła mi halkę ale z płótna , co prawda z koronkami ale nijak jej było do tamtej z tiulu.
Powstała konkurencja między koleżankami której spódniczka stoi sama po praniu!!
Ciężkie to było i gniotło sie jak nie wiem co ale było i rocka można było tańczyć, jeszcze buciki na gumkę tzw. rockendrolki.Były tylko w Łodzi na Głównej.
Spódniczki były oczywiście za kolana.
Pończochy nosiłyśmy takie zwykłe beżowe , ale w pewnym momencie doszły do nas farby na zimno i dalej farbować .Niestety był tylko kolor zielony, taki butelkowy. Nigdy wiecej nie miałam zielonych pończoch , tyle się w zielonym nachodziłam . A jaka byłam dumna że je mam.
No i idę do szkloły i koniec z modą choćby i z paczki. Spódniczka plisowana za kolana i biała bluzeczka / w moim przypadku szyta /.
Gotowych rzeczy wtedy było jak na lekarstwo. Ja natomiast byłam ponad normę wyrośnieta/172/
Dziecięce za małe a dorosłe za szerokie bo moja waga byla taka raczej piórkowa 53 kg
No i kłopot wielki bo i spódniczka i bluzka była uszyta ale jak tu udziergać piekny sweterek?
Miałam oczywiście robione na drutach ale jeśli pamietacie zdobycie wełny to też było marzenie zciętej głowy.
I tu z pomocą przyszła nam pani Janeczka która w Karsznicach prowadziła sklep tzw. GS
Otóż to była Spółdzielnia samopomoc chłopska i oni tam za wymianę jakichś towarów dostawali dobra tzw,. deficytowe, i to takie piekne w tym czasie niedostepne nawet w "Pewexie" Między innymi wełnę z byłej Jugosławii i sweterki z tejże mięciutkie superowe
Tyle tylko że nijak się miały do szkolnych kolorów bo były różowe takie ciemne raczej purpura ten kolor sie nazywa. Drogie to było okropnie i zastanawiałyśmy sie z mamą , tylko że kolejka chętnych była wielka. Wobec tego postanowiłyśmy narazić się Brodeckiemu i dostałam na gwiazdkę ten czerwony sweterek. Chodziłam w nim na wszelkie Swiąteczne okazje a potem na codzień przez 30 lat , jedno co miał złe to farbował pod pachami jak się spociłam i trzeba było uważać .
Nie wspominam już o swetrach za dużych, z wełny melaneż z resztek i spodniach z harcerskiego płótna tzw dzwonach które miały udawać prawdziwe farmerki jak się wtedy mówiło , o marzeniu o sukience z kolorowej tafty która była poza zasiegiem
Zostało nam spódniczki z kolejowego materiału które szył nam nieoceniony pan Więcek
spodnie nie byly dozwolone i fartuchy z podszewki błyszczącej i śliskiej na co dzień a na świeto te plisowanki i bluzeczki szyte według naszego gustu to było wolno.Chociaż jak mama wszyła mi wstawki z gdzieś zdobytej koronki wzdłuż bluzki i lekko prześwitywało to dyro też krzywo patrzył choć to było pod koniec mojej nauki w tej szkole.
Trzeba było mieć niezłą wyobraźnię żeby wiedzieć jak my możemy wygladać jako kobiety.
Nie to co teraz!!
A dyrcia wkurzyłam bo w ostatniej klasie na pytanie gdzie mam fartuszek powiedziałam że mi się podarł a na pytanie kiedy odpowiedziałam że w 8 klasie . Myslałam że mi wleje .Było zadawać głupie pytania?



Temat: Pm36-2
W latach 30. XX w. wiele europejskich zarządów kolejowych eksploatowało parowozy w specjalnych otulinach aerodynamicznych mających zwiększyć ich prędkość. PKP także prowadziły próby z tego typu maszynami. Właśnie dlatego powstała seria Pm36.
Projekt nowego parowozu powstał przy konsultacji prof. Adama Xiężopolskiego i z udziałem inż. Kazimierza Zembrzuskiego w 1936r. w Chrzanowie. W następnym roku zbudowano 2 maszyny serii Pm36. Pierwsza z nich, Pm36-1, posiadała otulinę aerodymamiczną, natomiast parowóz Pm36-2 dla celów porównawczych został zbudowany bez tej otuliny. W sumie seria Pm36 liczyła 2 egzemplarze.

Pm36-1 został w 1937 roku wysłany na Wystawę Techniki i Sztuki w Paryżu, gdzie zdobył złoty medal. Potem, aż do wybuchu II wojny światowej pracował na PKP, a w 1939 r. został przejęty przez władze niemieckie. Do 1942 roku prowadził pociągi pospieszne na liniach Warszawa - Kraków i Warszawa - Łódź. W 1942 roku po wytopieniu się korków łatwotopliwych został przewieziony do Rzeszy, tam poddany różnym doświadczeniom po czym złomowany. Niektóre źródła podają, że Niemcom odebrali go Sowieci i przez kilka(naście?) lat używali na szerokich torach.

Pm36-2 miał więcej szczęścia. Przetrwał wojnę, a po niej był eksploatowany przez PKP aż do 1965 roku z oznaczeniem Pm36-1. Stacjonował wtedy w dyrekcji poznańskiej. Potem, po długim oczekiwaniu został przekazany do Muzeum Kolejnictwa w Warszawie. W styczniu 1995 roku został wysłany do ZNTK Piła i poddany gruntownej odbudowie. 6 czewca 1995 r. Pm36-2 przekazano do Parowozowni Wolsztyn. można go tam spotkać do dzisiaj. Jest używany do prowadzenia pociągów turystycznych i specjalnych zamawianych przez miłośników kolei. Czasami można go też zobaczyć zaprzęgniętego do rozkładowego pociągu na liniach Wolsztyn-Poznań lub Wolsztyn-Leszno. Parowóz Pm36-2 znany jest pod "pseudonimem" Piękna Helena. Kilka lat temu otrzymał on tablice ze swoim "przezwiskiem", umieszczone na wiatrownicach. Jedna z tych tablic jest w języku polskim, a druga w angielskim.
Opis techniczny

Ostoja parowozów Pm36 była wykonana z belek stalowych o grubości 90 mm, z dużymi wykrojami. Konstrukcja parowozu miała podparcie czteropunktowe, zawieszona była od dołu na spręzynach płaskich. Przedni wózek toczny miał możliwość przesuwu bocznego 90 mm. Z tyłu parowóz posiadał półwózek Bissela z możliwością bocznego przesuwu 100 mm. Osie wiązane były sztywno osadzone w ostoi, druga oś (napędna) miała obrzeża zwężone o 15 mm. Osie zestawów wiązanych były drążone.

Pm36 posiadał duży kocioł z szerokim stojakiem półpromienistym, wykonany ze stali chromowej St41K, ze względu na najwyższe wśród polskich parowozów ciśnienie pary (18 atm). Do zasilania kotła wodą zastosowano inżektor ssąco-tłoczący Friedmana na parę odlotową.

Parowóz posiadał hamulec powietrzny systemu Westinghouse'a szybkodziałający (SS) z przystawką do zmiany siły nacisku klocków w zależności od prędkości. Układ hamulcowy był zasilany powietrzem przez czterocylindrową sprężarkę H11a4.

Pm36 zostały wyposażone w 24ro woltową instalację elektryczną ERA i prędkościomierz rejestrujący Hasler.

Tender serii 32D36 posiadał w swojej przedniej części kontrbudkę, przez którą było wejście do parowozu. Wyposażony był też w łożyska toczne SKF. W seryjnej produkcji Pm36 miały mieć także mechaniczny podajnik węgla stoker.

Parowóz Pm36-1 posiadał otulinę aerodynamiczną zbudowaną z blach przymocowanych do szkieletu z kątowników. Otulina ta okrywała prawie cały parowóz (z wyjątkiem kół napędnych) i cały tender, a także połączenie parowozu i tendra i urządzenia cięgłowo-zderzne na parowozie. Zmniejszała opór powietrza o 48%. Skrzynia węglowa tendra była zamykana od góry, a klapy zamykające otwory wlewowe wody były otwierane z wnętrza budki maszynisty. Aby ułatwić dostęp do podzespołów parowozu, w otulinie były zamontowane klapy na zawiasach. Z przodu były dwudzielne drzwi umożliwiające dostęp do dymnicy i drugie, do sprzęgu. W tendrze Pm36-1 zastosowano też tzw. fartuch, czyli urządzenie do przesuwania węgla z głębi tendra, napędzane sprężonym powietrzem.



Temat: [Sesja] Dwie Drogi
Gaston :

Na słowa Hannah mężczyzna zbladł i nerwowo chwycił ręką za torbę. Pośpiesznie zajrzał do środka i zaczął przeszukiwać zawartość. Po jakimś czasie spojrzał na towarzyszkę, a z jego piersi wydobyło się głośne :
- Ufff ... nic nie zginęło. Nie zdążyła nic zwędzić.
Gaston schował sztylet dyskretnie się rozglądając.
- Masz rację chodźmy stąd. Najlepiej do jakiejś tawerny. Może tam ?
Spytał wskazując głową przybytek nad którego wejściem kołysała się na haku deska z namalowaną zieloną farbą meduzą.
Bretończyk podał dziewczynie ramię i prowadząc ją do tawerny zagadał :
- Jak znajdziemy jakieś ustronne miejsce podzielimy się pieniędzmi po połowie. Po pierwsze powinnaś coś mieć w razie gdybyśmy się rozdzielili, a po drugie gdyby jedno z nas zostało okradzione, to nie stracimy wszystkiego.
Jego zachowanie i uprzejmy ton rozmowy miały wszelkie znamiona dworności. Jednak Gaston był tak naturalny, że chyba w ogóle nie zdawał sobie sprawy, że taki sposób bycia zupełnie nie pasuje do tego miejsca i co gorsza zwraca uwagę.
Na szczęście dość szybko doszli do tawerny i weszli do środka znikając z oczu gapiom.
Przybytek o środka sprawiał wrażenie jakby go ktoś zbił z desek i fragmentów rozbitych łodzi. Cuchnęło smołą, mokrym drewnem i rybami. Gości na szczęście nie było wielu, a za barem stał brudny, tłusty karczmarz w starym, poplamionym, kiedyś białym fartuchu.
Obrzucił ponurym spojrzeniem spod krzaczastych brwi najpierw Hannah, a później Gastona.
Niezrażony tym Bretończyk podszedł do niego.
- Jest gulasz ?
- Nie ma.
- To może kasza ?
- Nie ma.
- Hmmm ..., a kapusta z grochem ?
- Nie ma.
Gaston pomilczał chwilę bębniąc nerwowo palcami o blat, by wreszcie zadać sakramentalne pytanie.
- To co jest ?
Karczmarz nachylił się do niego i odezwał zaskakująco płynnym tileańskim :
- Frutti di mare.
Bretończyk nie dał się jednak zbić z tropu .
- Jakie ?
Tłuścioch wzruszył ramionami.
- Ryby ... wodorosty ... omułki ... – zaczął wyliczać – małże ... ośmiornice ... krewetki ...
- Dobra, dobra – przerwał mu Gaston. – dwa razy poproszę i ... wino ? – spytał z nadzieją w głosie.
Ku radości Bretończyka karczmarz wyciągnął spod lady butelkę białego reiklandzkiego. Jednocześnie wyciągając drugą łapę po zapłatę.
Gaston wręczył mu złotą monetę z krasnoludzkiej sakiewki. Patrząc podejrzliwie tłuścioch ugryzł złoto, a po chwili uśmiech zadowolenia rozlał się po jego gębie.
- Trzeba było tak od razu. Siadajcie zaraz coś dostaniecie.
Poszedł na zaplecze, a po chwili z kuchni wyszła dziewka z misami gorącej rybnej zupy i bochnem chleba.
- O dzięki, tego mi było potrzeba. – mruknął Gaston zanurzając łyżkę w gęstej potrawie.
- Jak masz na imię moją droga ?
- Inga, a co ? – spytała dziewczyna kokieteryjnie.
- Możesz mi powiedzieć Ingo jak się nazywa to miasteczko ? Macie tu może jakiegoś maga, a może świątynie, albo chociaż kogoś kto umie czytać i pisać ?



Temat: STK - po lekturze
Zamknięty krąg... hmmmmm, moja turystyka, to zdecydowanie otwarty krąg! Nawet gdy pływam w większym towarzystwie, szukam nowych kontaktów z innymi ludźmi i zamykanie się we własnym "sosie" jest mi absolutnie obce. Przyznaję jednak rację realizacji skutecznej metody "zamkniętego kręgu". To całkowicie zniechęca do obcych wizyt. Staś Tarkowski też stosował skuteczną "zeribę"... tyle, że nie każdy spoza naszego towarzystwa jest od razu głodnym lwem...
Kilwater, ależ tak! Tylko po kiego grzyba wbijać do głowy kandydatom na wodniaków drobną różnicę między forwaterem a kilwaterem i wyjaśniać zawiłą fizykę tych zjawisk? Tak, czy inaczej obydwa to dalekosiężna oraz rozbiegająca się fala i to zawsze bardzo groźna dla kajaków. Radzę unikać jak morowej zarazy.
Prawo drogi jednostek wiosłowych jest mitem! Turyści kajakowi różnych pokoleń rozpowszechniają tą bajeczkę sobie i innym na zgubę. Postulowano kiedyś coś takiego, ale nigdyi na szczęście nie nabrało to kształtu prawa. O pochodzeniu postulatu z epoki ancien regime'u świadczy fakt absolutnie wyjątkowego traktowania jednostek motorowych "pracujących". To tak jakby prawo pierwszeństwa przejazdu dać samochodom pracującym, a pozbawić go rowerzystów udających się na wycieczkę rekreacyjną. A jeśli ktoś jedzie rowerem do pracy? A listonosz pracujący rowerem? Czysta bzdura! Kochani nie propagujcie tego!
Gdyby jednak coś w tej kwestii zmieniło się na podobny kretynizm (dziś to jest możliwe jak nigdy dotąd... takie czasy!), chętnie poczytam taki pasus prawny. Proszę o podanie numeru odpowiedniego aktu prawnego i miejsca jego publikacji.
Szanowny "dracono" już w kilku innych miejscach dał upust swej wyjątkowej sympatii do kanadyjek nie pozostawiając suchej nitki na "sardynkowych" kajakach. Mnie i tak wsio ryba, ale nie forsowałbym tej gradacji. Jak by na to nie patrzeć, kanadyjka wymaga dużo większych umiejętności, a przeciętny uczestnik spływu i tak ma sporo kłopotów z opanowaniem dużo prostszego w obsłudze kajaka.
Chciałbym też zwrócić uwagę na pozornie mało istotny szczegół - w kajaku małe dziecko jest zawsze na wyciągnięcie ręki, a z tylnej ławeczki kanadyjki do środkowej jest dużo dalej... Osoba siedząca w kanadyjce z przodu w ogóle nie może obserwować malca. Tylny, odkładając nagle pagaj dla szybkiej interwencji wobec baraszkującego dziecka, pozbawia łódź sprawnej manewrowości... Ta z pozoru mała różnica z kajakiem miała już kilka ponurych finałów. I po co...?
Wraz z rosnącym doświadczeniem sporo kajakarzy przesiądzie się i tak na kanadyjki. Tak, czy siak... kanadyjka to "wyższa szkoła jazdy". Początkującym jednak stanowczo odradzam! Szczególnie gdy mieliby zabrać ze sobą nieletnie potomstwo.
A dlaczegóż to miałbym odradzać tras jeziorowych kajakarzom wybierającym się rodzinnie? Wręcz bym zachęcał. Byle nie Śniardwy, Łebsko i kilka innych z dużym rozmiarem na kierunku najsilniejszych wiatrów - zwykle Wschód-Zachód. Uwaga na Charzykowy(Funka!), obydwa rozlewiska Koronowskiego, północny Jeziorak - trudno to ominąć pod osłoną zachodniego brzegu. Że trzeba wyposażyć się w porządne fartuchy na odpowiednich kajakach? Ano... trzeba i to bezwzględnie. Tylko co poradzić kanadyjkarzom na wysoką i choćby lekko skośną do kursu falę oraz solidny z tego samego kierunku wiatr? To jest możliwe nawet na niezbyt obszernych akwenach. Kiepska sprawa... Może "dracono" nam coś podpowie? W końcu, jak sam twierdzi... kanadyjka jest zawsze lepsza od kajaka.



Temat: neptunalia:)
Juwenalia (Neptunalia) 2008 - Gdańsk, 8-24 maja 2008

Program

8 maja, czwartek

godz. 11:00- Campus AWFiS. Przekazanie Władzy oraz Bieg o puchar J M M Rektora

Podczas dnia odbywać się będą następujące imprezy:

Zabawa Ludowa
Szotowisko
Sztafeta Piwna
Maluch Kompetyszyn
Bicie rekordu w zjedzonych ptysiach
Magiczne Rury
Chciałbym Mieć
After party - TROPS

Atrakcje, z których mogą skorzystać studenci w tym dniu:
bungee jumping
big gra planszowa
wspinaczka
ślizg na klacie
mały fotograf
grill
rodeo
zorbing

godz. 18:00 Koncert zespołów:
Happysad
Muchy
Etna
Po kornecie odbędzie się After party - klub "Trops"

9 maja, piątek

godz. 10:00- Campus AWFiS
Kacuśniaczek
Turnieje sportów
Ergonometry + Armwrestling
Wręczenie nagród
DJ's night - TROPS
Studenci mogą wziąć udział w wydarzeniach trwających cały dzień:
bungee jumping
grill

godz. 19:00- Campus AMW+AM. Koncert zespołów:

Enej
Kukiz i Piersi

10 maja, sobota

godz. 10:00- Campus PG. Dzień Sportu (AOS PG)

godz. 12:00- Campus AMG

Wyścig Łóżek szpitalnych, ul. Długa, obok fontanny Neptuna.

Wystawa sztuki studenckiej (Colegium Biomedicum AMG)

godz. 12:00- Campus AMW+AM

Plaża miejska:

Wyścig łodzi wiosłowych na zatoce gdańskiej o puchar Komendanta AMW, Rektora AM i Prezydenta Miasta Gdyni, w którym udział wezmą studenci trójmiejskich uczelni.

Gry i zabawy marynarskie połączone z wojskową grochówką

Turniej plażowej piłki nożnej i siatkówki

Skwer Kościuszki:

Okręty i statki Marynarki Wojennej oraz statki szkoleniowe Akademii Morskiej zacumowane przy Skwerze Kościuszki i udostępnione do zwiedzania, gdzie odbędzie się prezentacja dorobku naukowego i kulturalnego obu uczeni.

Występy orkiestry reprezentacyjnej MW i pokaz musztry paradnej.

godz. 17:00- Skwer Kościuszki. Koncert zespołów:

Negatyw
Koncert DJ

godz. 23:00- Klub "Bukszpryt". Koncert zespołu TEDE.

godz. 21:30 - Campus AWFiS. Kino pod gwiazdami

15 maja, czwartek

Campus AMG - Let's do It alternative", Indie Rock Festival, Klub Medyk

16 maja, piątek

Campus AMG- English and Socrates Party Night, Klub Medyk

17 maja, sobota

godz. 17:00- Campus AMG. Kabareton AMG, Kabaret Hrabi, Auditorium Primum AMG

godz. 21:00- "White Fartuch Party", Klub Medyk

Campus PG - Koncerty zespołów:
Elektryczne Gitary
Coma

18 maja, niedziela

Campus AMG- Koncert na osiedlu studenckim AMG. Wystąpią:

Akurat
Hurt
Hiroshima
Ślimaki

22 maja, czwartek

Campus uczelni niepublicznych - Night Club Music

23 maja, piątek

Campus uczelni niepublicznych - Extreme Day

24 maja, sobota

Campus uczelni niepublicznych- Wybory Miss Studentek.




Temat: II Wojna Światowa
Napisze wam o moim ulubionym czołgu PzkpvV- według mnie niemiecki czołg Pzkpv V "Panthera" to zdecydowanie, najlepszy czołg średni II wojny światowej. Jednocześnie była to bardzo nowoczesna konstrukcja, której niektóre modele wyposażone były w urządzenia, w które dopiero współczesne konstrukcje są wyposażone jak np.: filtry przeciwchemiczne, znaczne nachylenie aż do 61% ścian bocznych, choć ten wynalazek Niemcy przejęli od Rosjan., czy też doskonałe przekładnie hydrostatyczne i hydrodynamiczne. Ciekawym jest fakt, że także najlepsze czołgi II WŚ również produkowali Niemcy. Dlaczego więc przegrali wojnę? To proste aż do bólu, ponieważ alianci a zwłaszcza Rosjanie, wręcz zarzucili Niemców masami swoich czołgów. Dość powiedzieć, że na przykład samych T34 - a więc głównych przeciwników "Panther" wyprodukowano w olbrzymiej liczbie 24 tys. sztuk (dla porównania "Panther" tylko 5.814 sztuk), ponadto musiały być one dodatkowo rozdzielane na dwa fronty. Wniosek nasuwa się sam, ta wojna nie mogła zostać wygrana, przez Niemców mimo zdecydowanie lepszych konstrukcji.

Historia powstania datuje się na 25 listopada 1941 roku, kiedy z frontu wschodniego budzące grozę meldunki, o straszliwych rosyjskich czołgach KW-1 i T34/76, które to przewyższały niemieckie PzKpfw II i IV pod każdym względem a wystrzeliwane przez Niemców pociski dosłownie się od nich odbijały. Dość powiedzieć, ze wspominany już przeze mnie w jednym z poprzednich artykułów, as niemieckich pancerniaków Michael Witmannen, musiał zużyć aż 17 pocisków aby zniszczyć sowiecki KW-1, ten siedemnasty pocisk trafił prosto w lufę KW-1 aby go unieruchomić.

Wysłano na front wschodni specjalną komisję z profesorem Porsche na czele, która gruntownie przepadała rosyjskie czołgi. Pierwotnie planowano po prostu skopiować T34, jednak na skutek problemów technologicznych zrezygnowano z tego zamiaru, choć pierwsze prototypy "Panthery" VK 3002 były bardzo podobne do T34, co było zresztą przyczyną ich wycofania. Dowódcy frontu argumentowali, że zbytnie podobieństwo do T34 , może uniemożliwić ich użycie na polu walki, bowiem po prostu by je mylono.

Produkcję seryjną miano rozpocząć w zakładach MAN, Daimbler-Benz i MNH, planowano, wybudować 250 egzemplarzy do 1943 roku - taki był zresztą rozkaz ministra przemysłu Rzeszy Alberta Speera. Wersja D, była jako pierwszy niemiecki czołg wyposażona w pochyły pancerz, jego grubość wynosiła około 80mm, oraz silnik Maybach 230 o mocy 700 KM. Wozy tej serii były wyposażone w wieżę czołgową typu basztowego, podobnego typu jak w osławionym "Tygrysie", ponadto wyposażone były w zupełną nowość- fartuchy z blachy pancernej, chroniące przed pociskami kumulacyjnymi a także siedem peryskopów aby poprawić widoczność i specjalny uchwyt do karabinu maszynowego MG34 umożliwiający ostrzał wrogich samolotów. Na główne uzbrojenie wybrano armatę 7,5 cm L/70 choć tradycyjnie nie odbyło się bez ingerencji Hitlera, który zażądał armaty innego typu, którego nie było jeszcze w produkcji w efekcie stracono parę miesięcy a i tak zastosowano pierwszą wersję armaty. Cena jednego czołgu oszacowano na 117 tys. marek dla porównania PzKpfw III kosztowała 96 tys. marek, a taki PzKpw VI "Tygrys" aż 250 tys. marek.Oj napisałem sie troche.





Temat: Noc Muzeów
Noc Muzeów – tłumy do Konstytucji Trzeciego Maja

21.05.2007

W nocy z soboty na niedzielę ożyły łódzkie muzea. Pomysł na ich nocne zwiedzanie po raz kolejny okazał się trafiony - na co dzień nieczęsto tętnią one takim życiem, jak w tę Noc Muzeów. W dwunastu łódzkich placówkach otwarto drzwi dla zwiedzających od godz. 18 do 1 w nocy. Co ważne, wstęp był bezpłatny.

Godz. 21.00, Muzeum Historii Miasta Łodzi, ul. Ogrodowa 15

Z daleka widać rzęsiście oświetlony Pałac Poznańskiego. Przed wejściem kłębią się tłumy ludzi. W wielkich oknach na piętrze, pomiędzy rozsuniętymi kotarami, snują się korowody zwiedzających. W wąskich korytarzach podziemi, gdzie udokumentowana jest historia miasta, mijają się zwiedzający. Jest ich tylu, że brakuje powietrza. Zatrzymują się przy ciekawszych eksponatach.

- Zobacz, jaka piękna maszyna do pisania - pokazują sobie. - A to maszyna do liczenia.

Dużym powodzeniem cieszą się gabloty z przedmiotami codziennego użytku - srebrne tace, kryształowe kieliszki, puderniczka, lornetki teatralne, kałamarz.

Sala jadalna. Marmurowy sufit i zdobienia. Na środku olbrzymi stół z lustrzanym blatem. Z głośników sączy się walc z filmu "Trędowata". Zwiedzający podchwytują klimat.

W gabinetach wielkich łodzian skupiają się na pamiątkach poświęconych Arturowi Rubinsteinowi, ale największe skupisko jest tam, gdzie zaaranżowano pokoik sypialny. Szczególne zainteresowanie wzbudza łóżko.

Na parterze najdłuższa kolejka ustawia się, aby obejrzeć oryginał Konstytucji Trzeciego Maja.

- W pewnym momencie kolejka sięgała aż do ogrodu - mówią Grażyna Nowicka i Grażyna Piecyk, pracownice działu finansowego muzeum, rozdające i stemplujące pamiątkowe karty. - Podobno u nas jest najwięcej zwiedzających, to dzięki konstytucji. Karty nam się już dawno skończyły.

Godz. 22.30, Muzeum Fabryki, ul. Karskiego 5

Muzeum to zaledwie jedna, choć spora sala. Można obejrzeć wzory tkanin, odcisnąć je specjalną pieczątką, maczaną w tuszu. Dotknąć kłębków bawełny, poczuć zapachy charakterystyczne dla bielnika i farbiarni. Nagle słychać huk. Przeraźliwy, terkoczący hałas. To pokaz pracy XIX-wiecznych krosien mechanicznych. Zwiedzający zbiegają się wokół pracujących maszyn. Próbują dzielić się refleksjami, przekrzykując się w tym okropnym hałasie.

- Nie wyobrażam sobie całego dnia pracy przy krosnach - mówi Bartłomiej Kolanowski, przewodnik po muzeum, tej nocy zajmujący się uruchamianiem maszyn. - Ale ta fabryka w XIX wieku słynęła z wyzysku. Ludzie pracowali w takich warunkach nawet 16 godzin. Od piątej rano do 21.

- A gdzie duch fabryki? - dopytują się zwiedzający, dopominając się zapowiedzianej atrakcji.

- Duch nie pokazuje się zawsze, tylko, co jakiś czas - wyjaśnia pracownica w białym fartuchu.

Godz. 23.30, Muzeum Sztuki, ul. Więckowskiego 36

W tym muzeum jest spokojniej. Przed wejściem stoją głównie młodzi ludzie, często w nietypowych kolorowych ubraniach, "odjechanych" fryzurach, farbowanych włosach. Od razu można się domyślić, że to studenci Akademii Sztuk Pięknych. Noc Muzeów daje m.in. okazję bezpłatnego obejrzenia najnowszej wystawy "Swingujący Londyn", czyli dzieł z kolekcji Mateusza Grabowskiego. To zwiedzanie z przewodnikiem. Zatrzymujemy się przy obrazie Fredricha Schrödera "Quo vadis Demonie pustosłowia".

- Autor dzieła był chory psychicznie, stąd pewne rozdwojenie postaci - wyjaśnia przewodnik. Na namalowanym kredką na kartonie kolorowym obrazie widać dwie głowy, z których jedna, a może i obie, są kacze. Jedna jest zielonkawa.

- Kaczki, akurat dwie - komentują zwiedzający i rechoczą. - Pewnie niedługo z tego powodu zamkną tę wystawę - żartuje Sabina Fabryczny, studentka łódzkiej ASP. - Przód kojarzy mi się ze zwierzętami, które obecnie są cenzurowane, a tył pokazuje sytuację, która obecnie panuje - dodaje Sebastian, student Politechniki Łódzkiej.

Kompozycję po prawej stronie płótna rzeczywiście można skojarzyć z częścią ciała poniżej pleców...

Zwiedzanie muzeów w tę noc było okazją do zapoznania się z dziedzictwem historycznym i kulturowym miasta. Rundy po muzeach robiły rodziny i grupy przyjaciół. Niejednokrotnie w tym tłumie słychać było języki obce. Była to okazja do aktywnego spędzenia czasu, uruchomienia wyobraźni, a także pośmiania się. Następna Noc Muzeów dopiero za rok. Ale może dowiodła ona, że warto do muzeów zaglądać nie tylko nocą...



Anna Pawłowska - Dziennik Łódzki



Temat: "Lekarze po studiach muszą zostać"
Witam serdecznie,
Akcja protestacyjna studentów odbędzie się prawdopodobnie na początku maja (szczegóły wkrótce). Jestesmy na etapie rozmów ze srodowiskiem lekarzy, gdyż chcielibysmy akcje studentów i lekarzy zsynchronizować.
Szczegółowe informacje co kiedy gdzie i w jaki sposób roześlemy już nieługo. Oczekujemy na Wasz odzew i pomoc.
Pozdrawiam serdecznie
Studenci AMG
p.s. a teraz coś do śmiechu take it easy
http://www.youtube.com/watch?v=2jDHuXSJcCY

Drogie Koleżanki, Drodzy Koledzy

W zeszłym roku wiosną braliśmy udział w pikieci pod Urzędem Marszałkowskim w Gdańsku, w tym roku również nie chcemy pozostawać bierni, szczególnie po ostatnich niepokojących sygnałach płynących z MZ (wypowiedzi p.Piechy n/t rezydentur, wypowiedzi p.Religi dot. pensji). Bardzo zaniepokojeni sytuacją młodych medyków czujemy wielki obowiązek stawienia czoła naszym problemom.

Jako, że ostatnio protestowaliśmy jako jedni z nielicznych w kraju w tym roku chcielibyśmy połączyć nasze siły ze studentami z innych uczelni medycznych w Polsce. Chcielibyśmy również zaistnieć medialnie – akcja zakrojona na szerszą skalę, z większą liczbą uczestników – skutkowałaby zwróceniem uwagi nie tylko lokalnych, ale i ogólnopolskich mediów.

A poniżej podajemy tylko kilka wypowiedzi naszych „ukochanych” polityków z ostatnich dni, dla uzasadnienia dlaczego nie możemy pozostać bierni.

Gosiewski: lekarze po studiach muszą zostać
Przemysław Gosiewski
TVN24
Lekarze, po ukończeniu studiów być może będą musieli przepracować kilka lat w polskiej służbie zdrowia. Minister Przemysław Gosiewski powiedział na antenie Radia Kielce, że rozważany jest pomysł zawierania specjalnych umów cywilno- prawnych z osobami rozpoczynającymi kształcenie w publicznych uczelniach.
Miałyby one zobowiązywać absolwenta szkoły wyższej do "odpracowania" nakładów, które państwo poniosło na sfinansowanie studiów.
Szef Komitetu Stałego Rady Ministrów zaznaczył, że na razie jest to tylko roboczy pomysł.
(Stacja we Włoszczowej też miała być pomysłem)

Lekarze ze stażem na kredyt
Adam Czerwiński, Łódź
2007-03-22, ostatnia aktualizacja 2007-03-21 20:05
Ministerstwo Zdrowia chce, aby lekarze brali kredyt na naukę. Pożyczkę można by odpracować w polskich szpitalach, albo spłacić.
Pomysł ogłosił wiceminister zdrowia Bolesław Piecha (PiS). - Lekarze robiący specjalizację na tzw. rezydenturze (etaty przez pięć lat opłacane przez resort zdrowia) korzystają z ogromnej pomocy państwa - mówi. - Przez pięć lat co miesiąc dostają około 2 tys. zł brutto. Musimy odpowiedzieć na pytanie, co zrobić, żeby zatrzymać tych ludzi w kraju. Sadzę, że po skończeniu szkolenia i uzyskaniu specjalizacji powinni odpracować pomoc, którą dostali.
Dlatego minister Piecha chce, aby pensje, które dziś dostają rezydenci, nie były zwykłym wynagrodzeniem za pracę, tylko pożyczką.
Piecha: - Jeżeli po specjalizacji będzie chciał wyjechać, to proszę bardzo, ale pożyczkę trzeba zwrócić. Kredyt zostanie umorzony, jeśli lekarz przepracuje w polskiej służbie zdrowia tyle czasu, ile trwało szkolenie, czyli pięć lat. Chciałbym wprowadzić te pożyczki jak najszybciej, w 2008 roku.
- Zapowiedzi te budzą opór środowiska - mówi dr Ryszard Golański z Naczelnej Rady Lekarskiej. - Takie rozwiązanie byłoby sprzeczne z konstytucją i unijnym prawem. Ale najgorsze, że wprowadzenie opłat za naukę zniechęciłoby młodych lekarzy do kształcenia się. Wcześniej czy później doprowadzi to do dramatu w szpitalach, w których zabraknie wielu specjalistów - np. anestezjologów.

A tak było w GDAŃSKU w zeszłym roku
(Artykuł z portalu Esculap)

*"Chcemy leczyć w swoim kraju"*

Około 150 - 200 studentów Akademii Medycznej w Gdańsku (AMG)
protestowało w piątek pod Pomorskim Urzędem Wojewódzkim. Wyrazili oni w
ten sposób swoja solidarność z protestującymi w całym kraju pracownikami
ochrony zdrowia.

Studenci, w większości ubrani w białe fartuchy, przynieśli ze sobą
transparenty i skandowali hasła, m.in. "Dość wyzysku w służbie zdrowia",
"Chcemy leczyć w swoim kraju", "Chcemy godności, nie luksusu" czy
"Dajemy najmniej na zdrowie w UE".

Delegacja pikietujących, reprezentująca zawiązany na AMG Studencki
Komitet Protestacyjny na Rzecz Wzrostu Wynagrodzeń Pracowników Służby
Zdrowia, spotkała się z wicewojewodą pomorskim Piotrem Karczewskim i
przekazała list adresowany do premiera Kazimierza Marcinkiewicza.

"Jako przyszli medycy zdecydowanie sprzeciwiamy się bagatelizowaniu
przez władze skali problemu i domagamy się ze strony rządu niezwłocznych
działań we współpracy ze środowiskami służby zdrowia, które doprowadzą
do poprawy sytuacji. Wyzysk ekonomiczny pielęgniarek, lekarzy,
fizjoterapeutów i innych pracowników tego strategicznego sektora, jakim
jest służba zdrowia, musi się niezwłocznie zakończyć. Koszty społeczne
obecnego stanu rzeczy są nie do zaakceptowania" - napisano m.in. w liście.
Studenci podczas pikiety i spotkania z wicewojewodą podkreślali, że
nakłady przeznaczane w Polsce na opiekę zdrowotną są najniższe w Europie.
Ich zdaniem nie można za złą sytuację w służbie zdrowia winić tylko
miniony system. "Nakłady wyższe o kilkadziesiąt procent są w Czechach i
na Węgrzech, a przecież te państwa również, tak jak Polska, miały u
siebie komunizm" - mówili.
Przyszli pracownicy służby zdrowia przekonywali, że nie chcą wyjeżdżać z
Polski, aby znależć godne warunki pracy.
"Chcemy leczyć w Polsce, ale w tym momencie jest nam bardzo trudno. Za
900 złotych, jakie nasz rząd płaci za jeden etat, trudno jest opłacić
mieszkanie, wyżywić się. Te pieni±dze są śmieszne na skalę europejską" -
powiedział PAP koordynator komitetu Mikołaj Kuligowski.
Dodał, że exodus młodych lekarzy i specjalistów za granicę jest
olbrzymią stratą dla państwa także ze względu na to, że wykształcenie
jednego lekarza kosztuje 250 tysięcy złotych.
Wicewojewoda pomorski zaznaczył w trakcie spotkania ze studentami, że na
przyszły rok planowana jest 30-prcentowa podwyżka płac w służbie zdrowia.
"To jednak w dalszym ciągu nie będzie kwota, która przekona lekarzy do
pozostania w kraju" - odpowiedział Kuligowski.
Wicewojewoda pomorski obiecał pikietującym, że przekaże ich list adresatowi.(PAP)



Temat: Kącik anarchistycznych grafomanów
Bam bam ! harcownicy już uciekli więc nadchodzi jazda ciężka. Trochę prozy...

Myśleć. To była, jedna z niewielu, czynności, które przychodziły do Pabla jak codzienna ‘Fikcyjna Gazeta’. Gładko, z łatwością i robiąc przy tym niemały bałagan w życiu samego bohatera, jak i jego otoczenia. Często, więc przesiadywał i myślał. A może tylko myślał, że myślał. Właściwie to raczej marzył. Strącał osad całej swojej obserwacji rozdmuchując go na wietrze jakby sądząc, że wyrośnie z niego sensodajna jabłoń rzucająca kolorowy cień na wszechrzeczy. Żył idąc przed siebie pomału, mijając wrzeszczące do niego witryny sklepowe, że oto jest najszczęśliwszym człowiekiem w mieście, bo może zakupić papier toaletowy za jedyne pół grosza i ćwierćgroszówkę. Wrzeszczał telewizor, radio i komputer jak sternik w łodzi:
- ‘Dalej, naprzód darmozjady! Myślicie, że sobie bez nas poradzicie! Otóż ja mówię wam … uświadamiam, że nigdy! Nie macie tyle sił. Już za daleko wypłynęliśmy, aby teraz mieć możliwość powrotu. A i my na to nie pozwolimy!
Milczała mównica, przystanek autobusowy, kawiarnia oraz stolik z szachownicą, z plamami po rozlanej kawie nad zapomnianą rzeką w Krakowie. Wszystko się zmieniało. Stawało się lepsze, nowsze i bardziej zwycięskie od tego, co było jeszcze przed spadnięciem ostatniego barwnego liścia. Trzeba było to wyczuć, wsiąść, kupić bilet i czekać na brutalne zadziurkowanie kawałka na potrzeby większej potrzeby.
Pablo lubił dziurkowanie biletów. Zastanawiał się wówczas gdzie może podziewać się zbędna część kawałka zabierana przez dziwne narzędzie pracy Pana Kondora. Nigdy się go o to nie pytał, a i on nigdy nie wyjaśniał zostawiając pole do rozważań nad ewentualnym przejściem odciętego kawałka do innego wymiaru, lub jakiegoś innego ciekawego rozwiązania sprawy ‘znikania rzeczy zwyklejszych’.
Autobus, którym jeździł był pospolity i podobny do innych. Każde wolne miejsce na jego karoserii zastępowały uśmiechające się reklamy. Wyglądało to niczym pojazd aktorów prosto z Julinka mający za zadanie zaspokojenie potrzeby u ludzi widoku uśmiechu na ustach współplemieńców bądź przypomnienie, że istnieje jeszcze coś takiego. Nasi najlepsi naukowcy już dawno opracowali, że to tylko odruch kontrolowany przez konkretnie schowaną część mózgu, aktywną podczas bliższego nawiązania znajomości, usłyszenia miłej muzyki, zapachu kawy o poranku albo po prostu zobaczenia jedzenia podczas doskwierającego głodu. Dzięki dogłębnym badaniom, wieloletnim dotacjom państwowym oraz determinacji fartuchów, zostało odkrytych wiele różnorakich oddziaływań miedzy neuronami. Między innymi wzór z możliwością odczytania drogi prowadzącej do kochania rzeczy otaczających, odnoszący się zarówno do ludzi, jak i nieważnych rzeczy. Wiele przeprowadzonych doświadczeń w międzynarodowych laboratoriach przyniosło nieoczekiwane efekty. Enzymy wprowadzane do określonych ośrodków są zdolne do wywołania ‘zjawiska zakochania’. W raporcie Międzynarodowego Instytutu Badawczego opisane zostały poszczególne szczeble dochodzenia tej prawdy. Z początku, uzyskano pozytywny wynik w relacjach szczur – szczur, szczur – chomik, chomik – owca, owca – koń. Następne związki rodziły się coraz szybciej, aby w końcu przerosnąć wszelkie oczekiwania i lekko wymknąć się spod kontroli. Były to lew – antylopa, wilk – sarna, człowiek – człowiek, pies – kot, pies – miska, motyl – słońce, człowiek – strzelba MPF. Obecnie tego rodzaju praktyki zostały zakazane we wszystkich krajach oprócz totalitarnych reżimów. Reakcja społeczeństwa globalnego, na badania, nie znalazła w sobie większego entuzjazmu. W ‘Fermencie’ opisano przed miesiącem, że publikacja ‘Raportu MIB’ była główną przyczyną popełnienia zbiorowego samobójstwa przez Stowarzyszenie Poetów Narodowych. Cały tekst okraszono słowami, ‘Ale kto by ich tam zrozumiałâ€™. Odeszli wspólnie zażywając cykutę. Umieranie to była jedna z rzeczy, których Pablo nie mógł znaleźć doszczętnie opisanej w mediach. Trudno było doszukać się choćby ukrytej wzmianki między lśniącymi obrazami umytych głów. Jedynym dla niego kontaktem ze śmiercią były encyklopedie w bibliotekach oraz daty odejścia sławnych ludzi w nich zawarte. Kiedyś przypadkowo natrafił na tomik wierszy napisany przed Wielkimi Wojnami. Po otworzeniu pierwszych stron stwierdził, że choć początek książki był tylko zaplamiony jakimś tłuszczem, to reszta kartek została brutalnie wyrwana w bliżej nieokreślonym celu. Szukał dalej.
Po godzinie i dwudziestu trzech minutach z najwyższej półki coś spada. Wydaje się frunąć, gdy czas się zatrzymał, gdy wszystko się nagle skoncentrowało i wysunęło Atlasowi z objęcia. Cały świat oczekiwał jak się wypełni jej wola i spadnie na dół, dokonując błysku i grzmotu za jednym i drugim razem. Wrota się otworzą, a tam zabije dzwon, co obwieszcza, że to, które było zmieni się, a to, które będzie zostanie na wieki wieków. Chwała, chwała, chwała i alleluja! Zegar stoi. Cisza rozbrzmiewa. Światło w lampce szaleńczo migocze. Ktoś się wystraszył, ktoś durnia struga. Ktoś nabrał wody w usta. Nagle wielu umarło. Patrzą jak leci powoli, ale nie staje. Z premedytacją dąży gubiąc obwolutę wspaniale. Nikt jej już nie powstrzyma. Cień już uciekł. Mrok się zjeżył, zawarczał wrogo i schował do starej szafy. Nie spodziewali się tego teraz. Erupcja już nastąpiła. Lawa wytryśnie niedługo. Pytanie wyrosło nad jutrem. Zachwiała się równowaga w ramie maszyny. Ludzie mówili niemało, o wietrze ze wschodu, o pękających żarówkach dokładnie o tej samej porze, o zaniepokojonych świniach przy korycie, o smrodzie wydostającym się z piwnicy. Para z kotłów bucha, ogień się już sam podsyca.
Maszyna trzeszczy coś przeczuwając. Silniki pracują, ale nie na sto procent. Kierownik fabryki szybko się zorientował i zaczyna redukować ciśnienie, brzydko przeklinając swojego zmiennika, że nie zauważył w czas zbyt dużej mocy nadanej do odseparowanego galwanicznie ferromagnetyku. Pot spływa mu po policzkach, omijając okrągłe szkła okularów. Zdenerwowany szybko wyjmuje tabele wymierności oporowych i szuka odpowiednich skali. Oblicza jeden dżul i podstawia pod równanie Hackelpreis’a. Po chwili całość się zgadza. Upewnia się, że liczniki się nie zepsuły, stukając w nie paznokciem zaczerniony od zdrapywania kuponów z miejscowej loterii. Niestety się nie zepsuły. Kierownik zgodnie z regulaminem podnosi wartości ciśnień w obu statecznikach odwracając jednocześnie promieniowanie w przeciwną stronę. Ucieka sekunda za sekundą. Kierownik wie, że coś się stało. Robi to, co do niego należy. Tak jak został wyszkolony trzydzieści lat temu. Tak jak mówiły filmy operacyjne i wykładowcy podczas szkoleń. Coś się stało. Jakaś siła ulotniła się do puli gry. Kierownik nie był w stanie zgadnąć.
Książka spadła na parkiet biblioteki wznosząc przy tym tumany kurzu ze starej podłogi.

* * * * * *

ROZDZIAŁ I
… c.d.n. lub nie.



Temat: Bezludna wyspa / samotność

PRZYPOMINAM: Zabieramy jedną rzecz.

Rozumiem że mowa o jednej rzeczy z balonu, bo rzeczy, które zawsze mam przy sobie – mam przy sobie, a są to:
- podręczny zestaw „Zrób swój świat lepszym” czyli Thorrief + scyzoryk
- drobne (pieniądze)
- komórka
- 3 metrowy sznur
- notesik
- discman z mp3 z płytą pełną Metallica
- kawałek drutu miedzianego (nie wiem, po co mi on, po prostu nigdy mi się go nie chce z kieszeni wyjmować )

więc z rzeczy dodatkowych biorę… Uwaga! Czekoladę. Jestem szalony? Zobaczymy…

Pomijam już sprawę, że nigdy bym sam na taką wyprawę nie poleciał – chyba, że w roli kamikadze jakiegoś, czy coś pochodnego.

[…] Po wylądowaniu idę na rekonesans. Czy wyspa faktycznie jest niezamieszkana ? Po kilku kursach z przykrością, a jednocześnie z ulgą stwierdzam, iż faktycznie wyspa jest bezludną.
Ku uciesze mej znajduję drzewo cytrynowe. Zbieram kilka zielonych cytryn, scyzorykiem kroję w plastry. Znajduję płaski kamień, kładę na nim połowę miedzianego drutu, na nim kartkę z notesu, na niej kawałek sreberka od czekolady, na nim plaster cytryny i tak przekładam papier, sreberko i cytrynę razy kilka, na końcu kładąc i dociskając do sreberka drugą część miedzianego drutu. Co zrobiłem? Stałe źródło niewielkiego napięcia.

Panie Thorrief, gratuluję pomysłu. Naprawdę szacunek ;] Ale przyjmijmy że nie ma kwaśnych deszczy, ani drzewek cytrynowych. I co wtedy ? Czekamy na przepis na elektrownię zrób_to_sam //przyp. Negatyw//

Dzwonię pod 112 (darmowy telefon alarmowy), podaję swoje położenie i ostatnio zapamiętane współrzędne (będąc jeszcze balonie co i rusz, rzecz jasna, sprawdzałem mapę!). Mówię im też, że jeśli chcą się ze mną skontaktować, niech wyślą wpierw SMSa.
Dzwonię do mamy i streszczam, co się stało.
Wyłączam telefon (mimo prowizorycznego źródła napięcia energię trzeba oszczędzać – sreberka od czekolady i papieru mam ograniczoną ilość).

Znajduję spory TWARDY kamień, a do niego kilka nieco mniej twardych twardych mniejszych kamieni. Przy pomocy scyzoryka ścinam kilka dość grubych kiji – jeden długości ok. metra, drugi ok. dwóch – stylisko do toporka i włóczni. Na Wielkim Twardym Kamieniu rozłupuję mniejsze, dzięki czemu mam ostrza dla toporka i włóczni. Łącze ostrza i styliska używając sznurka. Mam już narzędzia pracy.

Toporkiem ściętych bel drzewnych używam do budowy prowizorycznego schronienia. Lian z drzew używam jako sznurów, a liści bananowca jako strzechy.

Przy pomocy kilka i wyciosanej deski rozpalam ognisko (kiedyś to umiałem, więc raczej po kilku próbach mi się powinno udać )

Żyję.

Po kilku dniach dopłynąć powinna jakaś łódź ratunkowa, lecz z założenia tak się nie dzieje.

Raz w tygodniu włączam komórkę – jak jest jakiś SMS, to przychodzi dopiero po włączeniu telefonu, więc nic nie tracę z kontaktów.

Po jakimś miesiącu zaczynam mieć wątpliwości, czy ratunek nadejdzie. Zaczynam gadać sam ze sobą, wciąż narzekam na upał i moskity.

Po pół roku tracę kompletnie nadzieję. Moskity to moi najwięksi wrogowie i praktycznie jedyne realne zmartwienie.

Po roku zaczynam tracić wspomnienia. Moskity i upał wkurzają do szaleństwa.

Po pięciu latach już nie pamiętam, jak się tu znalazłem. Przeklinam moskity i obarczam je winą za wszelkie nieszczęścia.

Po dziesięciu latach nie pamiętam, jak mam na imię. Moskity to moi jedyni przyjaciele, z którymi zawsze mogę pogadać tak od serca.

Po dwunastu latach przypływa statek. Ludzie jacyś mówią coś o ratunku, pomocy… Czego oni ode mnie chcą ? Z czego mam ich ratować? W czym chcą pomocy ? Mówią, że coś o moim domu… Przecież tu jest mój dom ? Mówią o rodzinie gdzieś daleko – toć wszystkie moskity mam na wyspie, czyżby który się zgubił ?!

(i teraz dwie wersje zakończenia)

1. W końcu jeden z nich zachodzi mnie od tyłu i ogłusza ciosem w tył głowy. Budzę się w kajucie, na miękkim łóżku, po raz pierwszy od 12 lat czując miękkość pościeli. Dookoła mnie przestały latać muchy… Skóra już nie jest czarna… Co oni mi zrobili !?
Jakiś dziwny człowiek w okularach wciąż przy mnie siedzi, mówi o domu, o rodzinie, pokazuje zdjęcia… Wracają mi jakieś dziwne wspomnienia, mam dziwne sny.
Po roku terapii u psychologów, psychoanalityków, psychoterapeutów i długonogiej blondynki ( ) wracam do współczesności, a 12 lat spędzone na wyspie wydają mi się tylko złym snem…

2. Zapraszam ich na wyspę, pokazuję, jak żyję. Mam tu wszystko – wodę, mnóstwo owoców, nawet małe uprawne poletko z warzywami, kilka kóz, domek z trzciny i bambusa – czego chcieć więcej? Dziwni ludzie zostają na kilka dni za namową dziwnego człowieczka w okularach. Miło porozmawiać z kimś, kto na tematy poważniejsze, jak wyższość cytryn nad lemonkami, ma inne zdanie, niż „bzzzzz”. Słyszę tylko, jak rozmawiając ze sobą na boku powtarzają w kółko „his krejzi”, czy jakoś tak. W końcu po wizycie człowieczka w białym fartuchu – mówią na niego doktor – i dokładnych jego mnie oględzinach odpływają, obiecując wpaść co jakiś czas. Od tamtego momentu co kilka księżycy przypływają do mnie tacy dziwni ludzie, bacznie się na mnie patrzący i robiący niezrozumiałe zapiski. Zadają mnóstwo pytań i kłują mnie cieniutkimi kijkami – nazywająto „strzykawka”… Kiedyś, dawno temu, chyba coś takiego widziałem, czułem taki ból.
I tak sobie żyję na mojej nie-do-końca-już-bezludnej wyspie



Temat: Ostatnie nasze lato &#8211; El Passo (fragment)


Ostatnie nasze lato &#8211; El Passo (fragment)

Kołdra prawdopodobnie była
przebranym latającym dywanem
Powszechny wśród kołder brak
(w przeciwieństwie od dywanów)
doświadczeń w pokonywaniu przestrzeni  
Był koronnym argumentem
uzasadniającym  powyższą tezę

Dialektyka
okazała się być zawodną
Droga z punktu E do A
w cale nie była prostą
Choć niektórzy mądrale
Twierdzą
że matematyka pomyliła się Nam
z metafizyką.

A ... w którym chwilowo
Brak było naszych nieskromnych postaci
W przeciwieństwie do arcynudnego E...
Wydawał się ziemią obiecaną
Pełną nieziemskich rozkoszy
Cacanki oblekały się bardzo cieleśnie
Przeczytałem nawet Biblię
Ale manna mamona nie chciała
Padać z nieba
Analiza zysków  i strat potwierdzała
Że światowcy  tacy jak my
Powinni wyruszyć na
Zasłużone wakacje.

A  A...wielki świat przywitał nas
Przy pierwszym niedoszłym śniadaniu
Pytaniem o stan naszych finansów
Budżet nasz widzę ogromny &#8211; powiedział
Bartolomeo i popędził nie wiedzieć gdzie
Wiedzieć za to po co
Pokonanie przestrzeni nie było
Argumentem wystarczającym
by pozostać tam na dłużej
Trzeba było  jeszcze mieć  w ręku

Oczekiwanie po raz pierwszy.

Oczekiwałem na Bartolomeo  i na Nią
stanowczo o kilkadziesiąt ziewnięć za długo
W tej części parku była tylko jedna ławka
Siedziałem na niej a na moich kolanach
Mą piękna Hiszpanka

Nie znajomy a ZaNimDrepczącaKObieta
Płynął prosto ku mojej łodzi poprzez
Gładziutką kałużę trzydziestostopniowej nudy
Nie oszczędzając nawet byłego trawnika
Pożenionego z byłą bezzębną tabliczką
 Â    SZĘ Â NIE       PTAĆ Â     WY
Potraktował ławkę tak jakby
Nikogo na niej nie było
Równie delikatna okazała się
NieDrepczącaZanimKObieta

Nie wyglądali na posiadaczy ziemskich
Czegokolwiek
Z całą pewnością  nie mieli nic wspólnego
Z arystokracją , inteligencją ani inną
Uprzywilejowaną warstwą społeczną
Wliczając w to badylarzy i hydraulików
Nie znajomy gapił się na Hiszpankę
Nie potrafiącł ukryć pożądania
Dasz zagrać &#8211; spytał
Głosem o kilka butelek za wcześnie
Nnnie mogę jest nie moja &#8211; wykręcałem się
Chociaż nie miałem przy sobie śrubokręta
Nie ma strachu brachu, jestem pierwszy grajek
W więziennej kapeli - odrzekł
Hiszpanka skwapliwie przesiadła się na jego kolana

Jestem Zenek &#8211; Dziki Dżes tak mnie zwą
A dla tego że od więźnia śpiewam  tak:
Ja lubie dziki dżes dziki szalony
Ja lubie dziki dżes i cudzę żony
Na ścianie wisi portret Bieruta
Pod ściąną stoi Mańka zapruta
Ja lubie dziki dżes dziki szalony
Ja lubie dziki dżes i cudzę żony  
NieDrepczącaZanimKObieta
Podrygiwała  w takt upojona
Najwidoczniej nie tylko muzyką
Jazzowanie szczęśliwie dobiegło końca
Hiszpanka grymasząc wróciła na moje kolana
Graj młody graj &#8211; zachęcała NieDrepczącaZanimKObieta
Grałem &#8211; znasz Augustowskie noce &#8211; spytała
Nie nie nie &#8211; odśpiewałem
H... z ciebie nie grajek &#8211; skwitowała
Z wdziękiem właściwym pijanym
Kobietom nieledwie po czterdziestce
Do tego potwornie zawiedzionym
Proszę czekaj tu na mnie &#8211; prosił Zenek
Ja z Mańka  skoczę tylko po buraki
Daleko te pole &#8211; spytałem chociaż
Nie miałem pojęcia nie tylko rolnictwie
W delikatesach na monopolu, tuż za rogiem
Nieopodal &#8211; ciągnął zużytym falsetem Zenek
I zniknął za rogiem a Drepcząca za nim Kobieta
Również

Bartolomeo wyrósł
wcale nie z pod ziemi
Sądzę że dobrze go karmiono
Znakomicie dawał sobie radę z czymś
Co taszczył pod pachą
To Ona &#8211; wyszeptałem głosem przepełnionym nadzieją
Tak to Ona &#8211; również wyszeptał &#8211; musimy się jej pozbyć
Jak najszybciej &#8211; widziałem jak opuszcza go zimna krew
I oddala się w niewiadomym kierunku.

Byliśmy u celu
SKLEP SPOŻYWCZO-PRZEMYSŁOWY  był pełen
Zawiedzionych nadziei że dzisiaj dowiozą coś prócz octu
A jednak klienci nie okazali się małostkowi
I ustawili się w całkiem zgrabny wężyk
Tam gdzie powinna być  jego głowa
Pani w niebieskim fartuchu
Wdrapywała się na szczyty zawodowej erudycji
nie ma nie wiem nie będzie  następny proszę
Wężyk topniał w zastraszajacym tępie
&#8211; teraz albo nigdy Bartolomeo drogi przyjacielu
- powiedziałem i  rozpakowałem pakunek
Rozwinęła się w całej okazałości ukazując się
Puszysta miękka cieplutko-delikatna
Do tego cała  w piki
- Czy łaskawy Pan nie zechciał by
Nabyć takiego cuda z importu
Towar prima  sort zaręczam własnym honorem
&#8211; nagabywałem najbliższą ofiarę
Widziałem jak rybka łyka   haczyk
Czy aby ona nie t kradziona &#8211; szukał dziury w kołdrze
Panie kochany czy my wyglądamy na złodziei &#8211;odfuknął Bartolomeo
Nie chcesz Pan, znajdą się inni chętni
No i rozeszliśmy się
My z plikiem zmiętych banknotów
On z naszym byłym latającym dywanem.


  Po pierwsze - nie warto pozbywac sie latających dywanów - trafiają sie rzadko.
  Poza tym mam same najlepsze skojarzenia - Gombrowicz, Bułhakow, nawet  
  bardziej ten drugi. Język cię lubi... I to chyba odwzajemnione - cieszyć sie
  należy, jak z każdej wzajemności.


--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl


--
Wysłano z serwisu OnetNiusy: http://niusy.onet.pl

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anette.xlx.pl



  • Strona 1 z 2 • Wyszukiwarka znalazła 46 wypowiedzi • 1, 2

    Linki