Wyświetlono wypowiedzi wyszukane dla słów: fajne zabawy urodzinowe





Temat: RAŚ startuje w wyborach
No wiec ja tez chcialbym byc wybrany do wladz samorzadowych.
A wiec nazywam sie Mietek Zlodziejaszewski urodzilem sie w kieleckim,nie znam
daty moich urodzin ale wiem ze w czasie kopania kartofli znaczy sie na jesieni.
Bylo nas dziesiatka w domu a tylko 5 tatkowych hektarow do podzialu ,wiec
slyszac ze na Slasku mozna znalezc prace i po zapisaniu sie do PZPR szybko
dostac mieszkanie ,szybko zrezygnowalem z mojego 0,5 ha tatkowego gruntu.
Nie przewidzialem jaka mnie czeka przygoda ,pierwszy raz w zyciu jechalem
pociagiem!Fajnie bylo,od razu poznalem kilku takich jak ja, jadacych w
poszukiwaniu leprzego zycia.Dla umilenia podrozy wyciadnalem szybko bimberek
ktory tatko dal mi na podroz,ale chyba za duzo wypilem bo gdy sie obudzilem
nie bylo moich kompanow a takze mojej kufajki,nie bylo mi zal kufajki bo
byl wlasnie czerwiec ale tego scyzoryka w jej kieszeni,to byl prawdziwy
postrach na wiejskich zabawach.
Ale te strate tez szybko przelknolem gdy sie okazalo ,ze nie wiem gdzie jestem.
Tatko mowil ,ze bede widzial wieze kopalniane a tu nic tylko jakies kominy,
jak sie wkrotce okazac mialo byly to kominy cementowni i nie bylem w Katowicach
a w Opolu.
No wiec poszedlem do jednej z tych cemetowni i mowie ,ze ja pracy szukam i do
PZPR chce bo mieszkania potrzebuje,to oni sie pytali a skad ja .Jak uslyszeli,
ze ja od Kielc to oni mnie nie chcieli na robotnika,tylko na brygadziste .
Ja nie wiedzial co to jest ale powiedzieli ze duzo pieniedzy dostane ,to
wziolem.
Nastepnego dnia przyszedlem do pracy i przedstawiono mi moim nowym kolegom.
Wtedy sie dowiedzialem ,ze ja musze kierowac tymi ludzmi,tylko ,ze oni tak
dziwnie mowili i ciezko ich bylo zrozumiec .To ja sie pytalem w biurze co
to za ludzie ,kierownik powiedzial ze to Szwaby,znaczysie Hanysy,znaczy sie
Hitlerowcy .No to ja mowilem do moich ludzi -ej ty Szwabie ,i nawet mi sie
to podobalo bo widac bylo ze oni zli byli ale mi nic zrobic nie mogli.
I tak lecialy latka w Opolu ,siedemdziesiate to byly latka,jak sie nasza
zakladowa POP zbierala to pozniej nigdy nie wiedzialem jak sie w domu znalazlem,
piekne czasy .Potem przyszedl 80 ,w Opolu sie nic nie dzialo,tylko slychac bylo
ze wszedzie strajkuja.No i przyszedl grudzien 81 Stan Wojenny,tu zaczely sie
problemy bo sekretaz zakladowy PZPR powiedzial,ze teraz to nie mozna pic na
spotkaniach POP bo wodka na kartki.Ale sie wkurzylem,to czlowiek lata dziala
w partii i ani wodki sie napic nie moze.Slyszalem ,ze ta Spolkonalnosc co ja
zakazali to w podziemiu teraz,to tak sobie pomyslalem ,ze jak oni w podziemiu
to moze wodke pija tak jak tatko w 1942 z wujkami w podziemiu,aj pili oni
bimberek ,ze hoho.
I sie nie mylilem .Z moimi nowymi kumplami ze Spolkonalnosci pilismy ze hej,
no i ten znajomy dzwiek-kap,kap,kap.Az lzy z oczu wyciskalo ,wspomnienia jak
zem z tatkiem zacier robil,ja do pieca drzewa dokladalem i -kap,kapp,kappp...
Tak doczekalem roku 1989 ,wtedy wyszlismy z podziemia i wtedy dowiedzialem
sie ze wodka od paru dobrych lat bez kartek jest.
Ja jako kombatant w walce z komunizmem oczywiscie dostalem wazne stanowisko
polityczne.
Potem gdy Spolkonalnosc sie podzielila bylem w WU,potem dzialalem w kampani
kandydata na prezydenta Wasowskiego,potem u takich co o ukradzeniu ksiezyca
mowili,potem w Spolce Lewych Przeciwko Prawym gdzie spotkalem starych kolegow
z POP, bylo fajnie ale przyszla wielka woda i juz nikt nie lubil SLPP wiec
po starych znajomosciach z podziemia przylaczylem sie do Spolki Prawdziwych
Prawych Przeciwko Lewym.No ale z tymi to tez nie mialem szczescia,nie dosc
ze podejrzewali mnie ze ja lewy i lustracji poddac chcieli to jeszcze zaczeli
sie dzielic i po czterech latach tez nikt ich nie lubil.
Probowalem jeszcze raz z tymi od ksiezyca ale mnie nie chcieli.
Probowalem jeszcze w Lidze,pomyslalem -przeciez pilke zawsze lubilem,ale oni
tam o pilce nic nie mowili tylko pokazali kopie proboszczowej kartoteki
z rodzinnych stron ze ja u spowiedzi w 1967 roku bylem a w Kosciele 1968
ostatnio bylem to mnie nie chcieli.
No i teraz tak ostatnio sobie przypomnialem ze ja wiekszosc mojego zycia
na Slasku przezylem i jak widzicie moj zyciorys prawdziwym Slazakiem jestem,
jak to sie mowi z krwi i kosci.
No wiec moje pytanie czy ,moglbym startowac z listy RAS do wyborow bo ja
jestem bardzo za autonomia Slaska ?

CALYM SERCEM WAM ODDANY PRAWDZIWY SLAZAK

Mietek Z.





Temat: RAŚ startuje w wyborach
"Ruch Autonomii Slaska i Zaglebia"
Gość portalu: Mietek napisał(a):

> No wiec ja tez chcialbym byc wybrany do wladz samorzadowych.
> A wiec nazywam sie Mietek Zlodziejaszewski urodzilem sie w kieleckim,nie znam
> daty moich urodzin ale wiem ze w czasie kopania kartofli znaczy sie na
jesieni.
> Bylo nas dziesiatka w domu a tylko 5 tatkowych hektarow do podzialu ,wiec
> slyszac ze na Slasku mozna znalezc prace i po zapisaniu sie do PZPR szybko
> dostac mieszkanie ,szybko zrezygnowalem z mojego 0,5 ha tatkowego gruntu.
> Nie przewidzialem jaka mnie czeka przygoda ,pierwszy raz w zyciu jechalem
> pociagiem!Fajnie bylo,od razu poznalem kilku takich jak ja, jadacych w
> poszukiwaniu leprzego zycia.Dla umilenia podrozy wyciadnalem szybko bimberek
> ktory tatko dal mi na podroz,ale chyba za duzo wypilem bo gdy sie obudzilem
> nie bylo moich kompanow a takze mojej kufajki,nie bylo mi zal kufajki bo
> byl wlasnie czerwiec ale tego scyzoryka w jej kieszeni,to byl prawdziwy
> postrach na wiejskich zabawach.
> Ale te strate tez szybko przelknolem gdy sie okazalo ,ze nie wiem gdzie
jestem.
> Tatko mowil ,ze bede widzial wieze kopalniane a tu nic tylko jakies kominy,
> jak sie wkrotce okazac mialo byly to kominy cementowni i nie bylem w
Katowicach
> a w Opolu.
> No wiec poszedlem do jednej z tych cemetowni i mowie ,ze ja pracy szukam i do
> PZPR chce bo mieszkania potrzebuje,to oni sie pytali a skad ja .Jak uslyszeli,
> ze ja od Kielc to oni mnie nie chcieli na robotnika,tylko na brygadziste .
> Ja nie wiedzial co to jest ale powiedzieli ze duzo pieniedzy dostane ,to
> wziolem.
> Nastepnego dnia przyszedlem do pracy i przedstawiono mi moim nowym kolegom.
> Wtedy sie dowiedzialem ,ze ja musze kierowac tymi ludzmi,tylko ,ze oni tak
> dziwnie mowili i ciezko ich bylo zrozumiec .To ja sie pytalem w biurze co
> to za ludzie ,kierownik powiedzial ze to Szwaby,znaczysie Hanysy,znaczy sie
> Hitlerowcy .No to ja mowilem do moich ludzi -ej ty Szwabie ,i nawet mi sie
> to podobalo bo widac bylo ze oni zli byli ale mi nic zrobic nie mogli.
> I tak lecialy latka w Opolu ,siedemdziesiate to byly latka,jak sie nasza
> zakladowa POP zbierala to pozniej nigdy nie wiedzialem jak sie w domu
znalazlem
> ,
> piekne czasy .Potem przyszedl 80 ,w Opolu sie nic nie dzialo,tylko slychac
bylo
> ze wszedzie strajkuja.No i przyszedl grudzien 81 Stan Wojenny,tu zaczely sie
> problemy bo sekretaz zakladowy PZPR powiedzial,ze teraz to nie mozna pic na
> spotkaniach POP bo wodka na kartki.Ale sie wkurzylem,to czlowiek lata dziala
> w partii i ani wodki sie napic nie moze.Slyszalem ,ze ta Spolkonalnosc co ja
> zakazali to w podziemiu teraz,to tak sobie pomyslalem ,ze jak oni w podziemiu
> to moze wodke pija tak jak tatko w 1942 z wujkami w podziemiu,aj pili oni
> bimberek ,ze hoho.
> I sie nie mylilem .Z moimi nowymi kumplami ze Spolkonalnosci pilismy ze hej,
> no i ten znajomy dzwiek-kap,kap,kap.Az lzy z oczu wyciskalo ,wspomnienia jak
> zem z tatkiem zacier robil,ja do pieca drzewa dokladalem i -kap,kapp,kappp...
> Tak doczekalem roku 1989 ,wtedy wyszlismy z podziemia i wtedy dowiedzialem
> sie ze wodka od paru dobrych lat bez kartek jest.
> Ja jako kombatant w walce z komunizmem oczywiscie dostalem wazne stanowisko
> polityczne.
> Potem gdy Spolkonalnosc sie podzielila bylem w WU,potem dzialalem w kampani
> kandydata na prezydenta Wasowskiego,potem u takich co o ukradzeniu ksiezyca
> mowili,potem w Spolce Lewych Przeciwko Prawym gdzie spotkalem starych kolegow
> z POP, bylo fajnie ale przyszla wielka woda i juz nikt nie lubil SLPP wiec
> po starych znajomosciach z podziemia przylaczylem sie do Spolki Prawdziwych
> Prawych Przeciwko Lewym.No ale z tymi to tez nie mialem szczescia,nie dosc
> ze podejrzewali mnie ze ja lewy i lustracji poddac chcieli to jeszcze zaczeli
> sie dzielic i po czterech latach tez nikt ich nie lubil.
> Probowalem jeszcze raz z tymi od ksiezyca ale mnie nie chcieli.
> Probowalem jeszcze w Lidze,pomyslalem -przeciez pilke zawsze lubilem,ale oni
> tam o pilce nic nie mowili tylko pokazali kopie proboszczowej kartoteki
> z rodzinnych stron ze ja u spowiedzi w 1967 roku bylem a w Kosciele 1968
> ostatnio bylem to mnie nie chcieli.
> No i teraz tak ostatnio sobie przypomnialem ze ja wiekszosc mojego zycia
> na Slasku przezylem i jak widzicie moj zyciorys prawdziwym Slazakiem jestem,
> jak to sie mowi z krwi i kosci.
> No wiec moje pytanie czy ,moglbym startowac z listy RAS do wyborow bo ja
> jestem bardzo za autonomia Slaska ?
>
> CALYM SERCEM WAM ODDANY PRAWDZIWY SLAZAK
>
> Mietek Z.

RAS Kolo w Sosnowcu:
Popieramy towarzysza i przyjmujemy z otwartymi rekami.
PS Tylko po cholere ten Szwab Beier z Kompotowa do nas sie pcha?
Niemieckim prowokatorom skrajnie prawicowym a`la Szczedrzyk mowimy stanowcze
NIE!





Temat: WRZESIEŃ 2003 JUŻ JEST!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Fajnie, że jesteście i że coraz Was więcej (choć niektóre głęboko schowane).

U nas w niedzielę odbyła się oficjalna uroczystość na 9 dorosłych i 2
niemowlaki. Tata upiekł Badeński Tort Śliwkowy i zawiesił baloniki. Grześ
przechodził z rak do rąk ale najlepiej bawił się z matką chrzestną, która jest
młode dziewczę i ma siłę biegać z małym na rękach tam gdzie on wskaże. Kuzynka
Gabrysia, ma niecałe 3 miesiące i do zabawy się nie nadaje (tzn. Grześ chętnie
by się NIĄ pobawił ale mu nie dają). Grześ był nieco markotny, bo już miał
temperaturę podwyższoną i pokasływał. Rano w poniedziałek już był chory
całkiem. To jego pierwsza chorobą (wcześniej przeszedł bardzo łagodną
trzydniówkę). Nigdy nie miał nawet czyszczonego noska. Teraz mam wyrzuty
sumienia, że tak mu zredukowałam ilość karmień (zostało jedno) ale mam
nadzieję, że dostał już sporo tych przeciwciał.

Wydawało mi się jeszcze wczoraj, że całkiem nieźle przechodzi ta chorobę.
Kaszlał wprawdzie strasznie i chodził cały zasmarkany, bo nie pozwala wytrzeć
noska ale humorek miał niezły i sił dość sporo. Dzielnie maszerował za swoim
autem popychaczem albo za rączkę. Trochę więcej jakby chciał na ręce i
wskazywał ręką, że należy go zanieść do wiszących wciąż balonów. W nocy gorzej –
zapchany nos i ataki kaszlu nie pozwalają spać i pić się chce. Pół nocy nosimy
go na rękach, jak się go tylko położy zaczyna przeraźliwie lamentować – nene
mamama. Ale dziś czuje się wyraźnie gorzej. I okropnie rzęzi. Skontaktowałam
się z lekarką. Odwiedzi nas wieczorem. Oczywiście okazało się, że podawanie
leku z kaszką zupełnie bez sensu. Dr spytała czy próbowaliśmy wlewać siłą i
zatykać nos? Oczywiście, możemy jeszcze związać i poddusić, żeby się nie
szamotał!!!!!!!
Czy w XXI wieku nie ma bardziej humanitarnych sposobów??????

Wracając do urodzin:
G dostał od wujka super fotelik na rower ale pewnie jak wyjdzie z choroby
będzie już za zimno na jazdę.
Od mojej babci dostał buty. I dobrze, bo właśnie mieliśmy kupić, na jego
sandały już za zimno. Tyle, że on nosi 19 a buty są 20. Babcia twierdzi, że jak
się włoży skarpety będzie dobrze ale mnie nie przekonuje. Co myślicie? Kupię 19
a te od babci będą na wiosnę. Najwyżej babcia się obrazi, że nie nosi. Na pewno
się obrazi. Mogła spytać, no nie?

W zeszłym tygodniu Grześ był szczepiony. Przy okazji mierzenie (76 cm) i
ważenie (9,1 kg). Zbyt dorodny to ten mój syn nie jest, co?

Tak jak spodziewałam się, po drastycznej redukcji karmień doczekałam się kilka
tygodni temu pierwszej miesiączki. Zaskakująco – zupełnie, jak przed ciążą
niebolesnej. Tzn. nie bolał mnie brzuch, bo migrena przy tej okazji zawsze się
przyplącze.

Z przyjemnością odnotowałam fakt pojawienia się nowej gdynianki – Blanka witaj.
Ja jestem wprawdzie wejherowianka ale pracuję (jak nie jestem na wychowawczym)
w Gdyni. Zapisałam sobie twój numer gg.

Przede mną jeszcze trochę postów do czytania. To przy następnym posiedzeniu.

Pozdrawiam

Aneta




Temat: kto czeka na zrobienie testu??
Witaj Zuziu,
ja dzis sie czuje duuuzo lepiej ))))))))))))), nie wymiotuje, jak na razie...
Od rana zuje sobie gume mocno mietowa i pomaga mi ona ), nawet udalo mi sie
zjesc kotleciki sojowe ( uwielbiam) , kefirek i bulke, czyli calkiem sporo , bo
ostatnio wszystko wracalo do ... ((((((((((((((...
Jak tylko zaczyna mnie mdlic biore gume i pomaga ))))))))))))).
I sil dzis wiecej, bo wreszcie cos zjadlam...poszlam z dziecmi na plac zabaw, do
parku, po powrocie Ola zrobila cudne ludziki z kasztanow i plasteliny a Julia
rysowala po lisciach, ktore nazbieralysmy w parku, ale fajnie, czuje sie dzis
bardzo szczesliwa ))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))).

Kochana!!
Mialas najgorszych szefow pod sloncem, ktorym brak podtaw kultury , nie przejmuj
sie nimi, nie sa tego warci!!!!!!!!!!!!!!!!!!.

Teraz nosisz w sobie piekny skarb i nie zawracaj sobie nimi glowy!!!!.

Choc przykro mi, ze tak cie strasznie potraktowali, az mnie zatkalo jak
przeczytalam twoje slowa.................

Zuziu,
ciesze sie,ze lepiej sie dzis czujesz, to tak jak ja ))))))))).

Ja ostatnia miesiaczke mialam 22 sierpnia i termin mi wypada wg 28 dniowych
cykli na 31 maja ( urodziny mojego meza), ale moje cykle sa dluzsze i traja
zwykle 32, 34 dni, ten mialby 34 dni, wiec wychodzi,ze urodz 6 czerwca, ale ja
wyliczylam sobie,ze raczej 9 czerwca, bo moje dzieci ( te , ktore juz mam )
urodzily sie dokladnie 265 dni od dnia zaplodnienia.
Znajac te dwie liczby moge byc zupelnie spokojna, jesli 6 czerwca maluszek nie
zechce przyjsc na swiat, raczej bede wyczekiwala go 9 czerwca, choc znajome mi
mowily, ze w kolejnych ciazach dzieci rodza sie wczesniej, zwlaszcza chlopcy ).
Zuziu,

z tego co widze, nie przepisal ci badan na toksoplazmoze ((.
Powinno sie to badanie wykonac na poczatku ciazy by stwierdzic , czy masz
przeciwciala, czy nie, czy moze jestes w czasie infekcji ( ona nie daje objawow)
i jesli tak jest nalezy szybko podjac leczenie, bo ta choroba jest niebezpieczna
dla plodu .
Pisze o tym , bo moja znajoma chorowala na toksoplazmoze w ciazy, na szczescie (
w calym tym nieszczesciu) dopiero w 8 miesiacu, kiedy to zagrozenie dla plodu
jest mniejsze, ta choroba najbardziej niebezpieczna jest w 1 trymetrze ciazy.
Jej mluszek po urodzeniu mial ognisko choroby w dnie oka i grozila mu slepota
oraz mial z tego wzgledu problemy neurologiczne, bral leki i mial rehabilitacje,
kolezanka przeszla pieklo, a wystarczylo na biezaca badac krew w kierunku
przeciwcial na toksoplazmoze i szybko ja leczyc, ona byla leczona , kiedy
infekcja byla juz bardzo rozwinieta. Dzis Okarek jest zdowym przedszkolakiem
tylko czesciej sie przeziebia niz inne dzieci.
Moja lekarka zaleca takie badania od razu i powtarza je wiele razy w czasie ciazy.
Ja jestem nieodporna na te chorobe i musze zachowac ostroznosc, to znaczy:
- nie jem surowego miesa, a jak je przygotowuje czesto myje rece i dokladnie
myje wszystko, co mialo z nim stycznosc
- dokladnie myje warzywa i owoce
- nie pije surowego mleka, tylko pasteryzowane lub uht
- nie dotykam zwierzat
- czesto myje rece sobie i dzieciom.

Zuziu,
pomysl o tym badaniu, mozesz porposic lekarza o skierowanie, jesli chcesz.

Uwazaj tez na cytomegalie, najwieksze ogniska tej choroby to duze zgromadzenia
ludzi ( sklepy, autobusy, miejskie ubikacje i przedszkola itp), te wstetne
bakcyle moga byc na poreczach, klamkach i innych tego typu sprzetach, aby sie
uchronic trzeba zwyczajnie czeto myc rece.

A i nie jedz serow typu brie i camember oraz pasztetow, moga byc zakazone
listeria, takze niebezpieczna dla plodu.

Czekam na wiesci i nie boj sie tych chorob, wystarczy byc ostroznym i myc lapki,
to wszytsko ).
Agata.



Temat: Czerwiec2004-czekam na Was-czescIV
jak trwoga to ... na forum :-)
uff, witajcie!
Uff, bo pozbyłam się na chwilę moich panienek. Znaczy, wysłałam teściów na
spacer, a sama miałam prasować, hihi, ale co tam prasowanie!

Postaram się skrócić moje zwyczajowe marudzenie:

Co do tytułu: już parę dni temu miałam tu napisać błagalnego posta z prośbą o
pomoc. Nie, nic się nie dzieje strasznego, ale mam z Tosią pewien dosyć mocno
uciążliwy problem. Mianowicie: od circa dwóch tygodni dziewczę zaczęło się
panicznie bać łazienki. Ona w ogóle ostatnio ma coraz więcej fobii i jakichś
bezprzyczynowych (?) lęków. W łazience najpierw zaczęła się bać pralki, potem
doszedł wywietrznik, a teraz to już w ogóle nie chce tam wejść. Jak koło niej
przechodzi, to właściwie przebiega z krzykiem, a ewentualne niezamknięte drzwi
zatrzaskuje z hukiem. Efekt jest taki, że po Świętach przez parę dni się nie
myła, bo jak tylko udało się ją do łazienki zwabić, to zaraz z piskiem
uciekała, a każda próba włożenia do wanny kończyła się histerią. Kilka dni temu
wpadłam na pomysł i kąpiemy ją w wanience ... w przedpokoju, tuż przez drzwiami
do łazienki, które nota bene zostwiamy otwarte w ramach oswajania. Macie jakieś
inne pomysły jak ją z tego lęku wybawić? Oprócz łazienki Tosia boi się jeszcze:
liści unoszących się na wietrze (sic!), choć teraz już chyba ciut mniej,
odgłosów wiercenia lub stukania (a sezon remontów niestety się właśnie zaczął),
jazdy autobusem. Te wszystkie strachy pojawiły się w ciągu ostatniego miesiąca
i nijak nie potrafię ich z niczym konkretnym powiązać. Też tak macie?

Jeśli chodzi o bycie podwójną mamą - ja w czasie ciąży siedziałam w domu z
Tosią, sama i pracowałam do końca czerwca na 1/2 etatu. Tyle, że ona wtedy
jeszcze nie chodziła, więc było mi trochę łatwiej, a ostatnie dwa miesiące
spędziłam u teściów, więc miałam trochę swobody. Od urodzin Miśki pomagał mi
mąż, trochę moja mama na urlopie, trochę posiedziałam u teściów (zresztą znowu
się wybieram na jakiś miesiąc pod koniec maja) i jakoś tak sobie ciągniemy.
Wprawdzie zupełnie sobie nie wyobrażam jak to będzie jak Miśka zacznie stawiać
pierwsze kroki, wspinać się i sprawdzać ile może. Teraz spacery są fajne, bo M.
zazwyczaj śpi, albo obserwuje spokojnie otoczenie, a Tosia chodzi swoimi
drogami czyli "dędy", ale co będzie jak i Miśka zacznie chodzić własnymi
ścieżkami, które nie będą tożsame z tymi wytyczonymi przez siostrę, że o moich
nie wspomnę. Właśnie wczoraj zdecydowałam, że od końca września wracam na pół
etatu na uczelnię i też zastanawiamy się nad najęciem kogoś na tych parę
godzin, kiedy będę w pracy i może kilka dodatkowych, żebym mogła coś
przygotować. Słowo się rzekło i teraz jakoś trzeba sobie będzie radzić.

Strasznie się cieszę, że coraz więcej z Was dołącza do grona podwójnych mam. To
bardzo budujące z punktu widzenia naszego przyszłego dobrobytu Gratuluję
oczekującym i tym, które już się doczekały
Z zazdością u nas właściwie nie było problemu, może dlatego, że Tosia była
jeszcze za mała, tyle tylko, że notorycznie zabierała Małej smoczek, ale teraz
czasem też potrafi domagać się wyłączności. Bodaj wczoraj bawiłam się Miśką na
podłodze, Tosia podeszła i stanowczo oznajmiła "Mama dzidzia nie", po czym
bezceremonialnie odsunęła Miśkę ode mnie i dała mi do ręki jakąś zabawkę, którą
miałam się z nią bawić. Nadal zdarza jej się wchodzić do Misiowego łóżeczka, a
Misine przytulanki są oczywiście najfajniejsze. Smoczek na szczęście już nie
jest w kręgu jej zainteresowań.
Wciąż muszę strasznie na nią uważać, teraz chyba nawet bardziej, bo Tosia
próbuje się z Misią bawić, a - cóż - niektóre próby bywają groźne. Bardzo
chętnie dzieli się z nią tym co akurat je, więc też muszę patrzeć, żeby w buzi
M. nie wylądowały jakieś niepowołane produkty. Ostatnio trafił tam makaron, no
i Tosia próbowała napoić Misię ze swojego kubka. Efektu chyba nie muszę
opisywać.
Ale oprócz chwil krew w żyłach mrożących są i takie, gdy coś mnie w dołku
ściska, jak widzę, gdy Tosia podbiega rano, albo nagle podczas zabawy do
siostry i z okrzykiem bezgranicznej radości ściska ją, całuje i głaszcze, a
potem przynosi różne zabawki i stroi miny, do uśmiechniętej od ucha do ucha
Małej. Jeśli któraś z Was jeszcze się zastanawia nad kolejnym maluszkiem,
wyobraźcie sobie taką scenę




Temat: Gandzia leczy
Najbardziej mi pasuje ta wypowiedz, wiec sie wypowiem, bo od dawna mam ochote
wylania swoich pogladow w gronie osob, ktore mysla racjonalnie. Dzis tez mam 30
lat, podobnie jak kolega zetknalem sie z ziolem okolo 13 lat temu. Tez mam
znajomych z ktorymi zaczynalismy sie bawic narkotykami, mniej lub bardziej
swiadomie. Rzadzila czysta chec poznania, zabawy itp. Bywaly okresy, ze sie
jaralo wiecej i wtedy wlaczal mi sie sygnal alarmowy. Za duzo palenia = brak
ochoty na cokolwiek, czasami doly, wieksza agresja (z obserwacji kolegow i
swojej), ktora obiawiala sie tym, ze potrafilem sie mocniej niz kiedykolwiek
zdenerwowac jakas blahostka. Sam jestem przykladem na to, ze mozna z umiarem
uzywac wszystkiego, ale niestety nie kazdego na to stac. Mysle, ze jest to
spowodowane uwarunkowaniami genetycznymi. Ktos po prostu latwiej ulega wplywom
uzywek i trudniej jest mu sie z tego wygrzebac. Probowalem wielu narkotykow,
nigdy od zadnego nie bylem uzalezniony, tak samo jak od alkoholu, czy
papierosow (palilem, z dnia na dzien przestalem, wogole mnie nie ciagnie nawet
przy piwie). Stanalem na etapie 2-3 tabletek ectasy na rok, odstawilem
calkowicie scierwo zwane amfetamina (chociaz tez bylo tylko kilka razy do
roku), kwas (raz na kilka lat) i zostalo to co lubie najbardziej i co najmniej
mi szkodzi: Maria. W ilosci kilka buszkow na miesiac. Lubie usiasc sobie w
fotelu, wlaczyc muzyke, poplynac sobie, zjesc cos pysznego i czerpac z tego
niesamowite doznania, potem zasnac slodko jak male dziecko i obudzic sie
szczesliwy nastepnego ranka z ochota do zycia. Nie kazdy potrafi sobie dozowac
palenie. Patrze na znajomych, z ktorymi zaczynalem..Jeden kolega siedzi w domu
bez pracy, na utrzymaniu kobiety, brak zainteresowan, brak checi do zycia,
siedzi jak sowa i jara. Jak nie ma jarania to jest tragedia. Nie potrafi sie po
prostu spotkac ze znajomymi i dobrze bawic bez tego. Drugi podobnie: praca 10h
dziennie, dom, bacik, tv, zarcie i spanie. Nie rusza sie z domu...
Sorry ze sie rozwodze, ale tak jakos mnie naszlo.

Konluzja.

Niestety nie dla wszystkich. Chcialbym zeby byla legalna, ale wiem ze nie moze
byc. Nasze spoleczenstwo nie dojzalo do tego jeszcze. Borykamy sie z tyloma
roznymi problemami, a gdzie tu gandzia. Najbardziej martwie sie o mlodych, tych
ktorzy koncza ogolniaka i jaraja jak lokomotywy. Nie maja zadnej motywacji do
zycia poza jaraniem. Tak niestety nie moze byc. Z drugiej strony jakie
kryterium stosowac w wyborze komu wolno, a komu nie? Wiek? Moze i tak. 25 lat i
w gore, kontrolowane uprawy przez panstwo? Nie wiem. Fajnie byloby sobie
posadzic w ogrodku przy domku krzaczek i moc poczestowac znajomych na moich
urodzinach:) Moze doczekam takich czasow. Na razie mowie: Nie dla wszystkich,
co najwyzej na recepte.
Pozdrowienia dla wszystkich trzezwo palacych:)



Temat: Zyczenia dla ...
Zyczenia dla ...
Zastanawiałam się co mogę zrobić dla Ciebie...

Pragnę złożyć Ci życzenia z okazji świąt i nowej ery w życiu...

Patrzyłam przez chwile za okno... pamiętam, jak pod tamtym oknem, w lecie,
gdy jeszcze ciepło i pachniało trawą, trzymałaś za jedną rękę Swoją Jedyną
miłość Olgierda, za drugą Swoje Jedyne Szczęście, Natalke... Śmiałaś się
głośno, głośno śmiała się Natalka, Olgierd ukratkiem scałował radosną łzę
śmiechu...
Zawsze wam zazdrościłam... Wiem, nieładnie... Patrzyłam ze swojego okna w
waszą stronę i wyobrażałam sobie że też tak umiem. Śmiać się głośno do łez...
Moje łzy wymykały się tylko wieczorem, kiedy moje Jedyne Szczęście zasnęło
wtulone w potarganego kota...
Wyobrażałam sobie że też potrafię odwzajemnić pocałunek, w ciemności
dotykałam swojego ciała zastanawiając się czy nadal ktoś może go pragnąć...
Od dawna nikt nie pragnie...
Patrzyłam na Twoją młodość, przecież jesteśmy w tym samym wieku... Tyle tylko
że ja jestem złamana, Ty promieniejesz szczęściem... Ja uśmiecham się
grzecznie, ty niegrzecznie nie przestajesz się uśmiechać...

Dwa miesiące temu Natalka miała urodziny, dziewiąte, tak jak moje Jedyne
Szczęście...
U mnie był tort i prezent i potargany kot... U Ciebie Olgierd, tort i dużo
gości...
Tata Mojego szczęścia nawet nie zadzwonił, zapomniał pewnie, nie było nam
smutno...
Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam Olgierda wymykającego się na balkon z
telefonem w dłoni...
Nic wielkiego, w końcu w domu na pewno był hałas... tak dużo dzieci i śmiechu
i gwaru...
Co innego u mnie, cisza, smutek w moich oczach... pytanie na twarzy jedynego
szczęścia „co się stało mamusiu?...” „nic córeczko, to minie, to senność...”
bo co nowego może powiedzieć zraniona, samotna kobieta??? Nic się nie
zmieniło od wczoraj...

Miesiąc temu spotkałam was w sklepie na rogu... Olgierd kupił Ci kwiaty,
Natalka niosła torbę z pomarańczami... Ty głośno rozprawiałaś o uroczystej
kolacji, wasza rocznica, wasze święto miłości...
Potrąciłaś mnie w przejściu, nawet nie zauważyłaś... szczęśliwym wybacza się
wszystko, tak rozkosznie, pięknie wyglądaliście... Ten obraz dał mi nadzieję –
to nic że jeszcze nie jestem szczęśliwa... nie szkodzi, skoro wy możecie, mi
też się kiedyś uda, a moje Jedyne Szczęście przestanie pytać dlaczego łzy, a
ja przestanę kłamać że to senność...
Ja niosłam butelkę wina i paczkę papierosów... gdzieś po cichu, w kieszeni,
czekały ukryte tabletki antydepresyjne, moje plany na sobotni wieczór...
Tego dnia wieczorem widziałam Olgierda... szedł do samochodu, zaparkowaliście
obok mojego, dlatego widziałam i mogłam się zdziwić że na tylnym siedzeniu
leżą kwiaty... Dostaniesz drugi bukiet...?? Więc czemu światło zgaszone u
Ciebie, Olgierd wychodzi z kwiatami zamiast Ci je dawać?? Już śpisz??
Dopiero... Faktycznie, 3 w nocy... Samotnym czas płynie inaczej... Wzruszyłam
ramionami, zabrałam z bagażnika kolejne wino i chwiejnym krokiem wróciłam do
domu... Moje Szczęście przecież może się obudzić....

Tydzień temu byłam w kinie... sama, jak zwykle od trzech lat, nie powinnam
się żalić, tak tylko czasami wymyka mi się nuta skargi... Moje szczęście
pojechało do babci... „Daj ją do mnie, idź się zabaw, musisz sobie ułożyć
życie..."”Musze... Tylko jak to zrobić w ciągu jednego wieczoru??? Nie ważne,
kupiłam bilet na horror... Chciałam do Ciebie zamachać, podbiec i powiedzieć
że fajne spotkanie w kinie, że masz śliczną sukienkę i że się nie
spodziewałam i że... Olgierd całował nie Ciebie... Wróciłam do domu... po co
komu kino, w życiu mam wystarczająco dużo strachu, a ból gorszy, bo swój...

Wczoraj spotkałam Cię przed klatką... Wyglądasz tak jak ja... Podkrążone
oczy, włosy związane niedbale, rozmazany makijaż wycierasz ukratkiem,
uśmiechasz się grzecznie, wbijasz wzrok w ziemie idąc do tramwaju... Olgierd
zabrał samochód... Trzęsącymi rękami trzymasz mocno Natalkę... Twoja Jedyna
Miłość odeszła trzymając za rękę Twoją młodszą o 5 lat kopie... Niedługo
schudniesz i nauczysz się udawać że nawet się cieszysz...

Aniu, bardzo mi przykro...

Magda
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anette.xlx.pl



  • Strona 3 z 3 • Wyszukiwarka znalazła 189 wypowiedzi • 1, 2, 3

    Linki