Wyświetlono wypowiedzi wyszukane dla słów: fajne opisy chamskie





Temat: Where I"m goin"??
Moje nowe opo, wiem.. pierwsza część jest głupia i nieciekawa- ale to jest tylko takie jakby wprowadzenie i znowu występuje teacher- mozecie mnie zabić za to no ale pocieszenie- teacher nie bedzie tutaj jakby głowną postacią i juz niedługo nie będzie go prawie wcale a potem bardzo mało chyba Czekam na komenty

WHERE I'M GOIN'??

Jak zwykle usiadła przy kompie. Przez chwilę zastanawiała się... Cieszyła się, bo napisał jedno zdanie. Głupie. Jak można cieszyć się, że jakiś facet napisał do ciebie jedno zdanie. Ale dla niej było to ostatnio dużo. Kiedyś rozmawiali tak często, kiedyś było dobrze, co z tego, że nigdy jej nie kochał... Ona wierzyła, wierzyła, że jej się uda, wierzyła, że sobie poradzi jeśli on będzie blisko. Jeden jego uśmiech wystarczał, żeby się uśmiechała, jedno spojrzenie- sprawiało, że stawała się szczęśliwa... chociaż nie miała nadziei. Ale myślała, że tak będzie zawsze, przynajmniej do końca szkoły, nigdy nie przypuszczała, że to się tak skończy. Zwykłe rozmowy, które dawały jej tak dużo. On podniósł ją, kiedy upadała, on o tym nie wiedział, on nie wiedział.. Ale ona zawdzięczała mu tak dużo. A teraz.. nie, nie było o czym mówić, teraz wszystko było inaczej, nie rozmawiali praktycznie w ogóle. Płakała wieczorami, jego uśmiech już jej nie wystarczał, bo wiedziała, że może mieć coś więcej, przecież kiedyś to miała.. Tęskniła za tym, co było. Nie wiedziała, że w jednej chwili może stracić i to, co jej pozostało. Nie widziała swoich błędów, nie potrafiła ich dostrzec, starała się jedynie wszystkimi możliwymi sposobami sprawić, żeby było jak dawniej, chociaż w małym stopniu. Nie miała pojęcia, że jej słowa i czyny mogą sprawiać także jemu przykrość, przecież jej nie kochał, przecież to on zawsze nie myślał o tym co ona czuje...

A:czym sprawiam przykrość??
P:opisami które są skierowane do mnie
A:aha hmmm...
P:nie sądziłem że to wszystko się tak potoczy (to znaczy przypuszczałem ale miałem nadzieję) nie poszło mi, przepraszam ale mogłem się w to nie wplątywać
A:nie wiem ja po prostu nie myślałam, że może się znudzić komuś lubienie kogoś, to jest mi trudno zrozumieć, bardzo trudno, wiem, ze to głupio brzmi i dlatego przepraszam, ale ja już nie wiem, w co mam wierzyć, sorry
P:hmm - tu nie chodzi o znudzenie - tu chodzi o to że za dużo wymagasz ode mnie, a ja mogę tylko od czasu do czasu z tobą rozmawiać a jak jestem na gg a z tobą nie rozmawiam to od razu jakiś głupi opis-choćby ten obecny-super, dzięki ale nie, dzięki
A:nie, nie jest tak, co ja wymagam- ja nie oczekuje że będziesz rozmawiał ze mną codziennie i za każdym razem, nie! Wcale nie chce tak, i przykro mi jeśli tak to widzisz
P:nie wiem ale przedtem było oki - ale przecież nie jesteś jedyną osobą która jest na gg
i nie jesteś jedyną którą znam, a w ogóle to ja też dużo innych rzeczy robię na kompie
- czy specjalnie dla ciebie mam mieć opis: niedostępny - żebyś sobie nie myślała że
jestem.. mi też przykro
A:no to niech będzie tak jak przedtem (w tej chwili miała taką nadzieję, że wszystko sobie wyjaśnią, że znów będzie dobrze..)
P:no to po co ten opis?

W statusie dziewczyna napisała "Everything you do, you do it to destroy me..."

A:bo ja nie wiem co robić
P:żeby mnie tylko wkurzyć i nic więcej i żeby wzbudzić we mnie poczucie winy
A:nie
P:przykro mi ale ja też mam rozum i jeśli nie zmienisz postępowania ja się odetnę
bo to jest bez sensu i mi się to nie podoba, ja już powoli zaczynam się ciebie bać -
a to już jest dla mnie wskazówka, żeby coś z tym zrobić
A:ja nie wiem jak to wszystko mam wytłumaczyć, przepraszam
P:ja wiem jak to masz wytłumaczyć - ja to rozumiem
A:nie, nie rozumiesz!
P:ale spróbuj też do cholery jasnej zrozumieć mnie za dużo miałem już problemów
z dziewczynami ze szkoły i nie chce powtórki-NIE CHCE
A:PRZEPRASZAM
P:i nie przepraszaj -bo to słowo zaczyna tracić swój sens
A:ja nie wiem naprawdę co mam robić, przecież było ok to dlaczego się wszystko rozwaliło?
P:ja nie wiem, ale nic się nie rozwaliło bo nic nie zostało zbudowane!
A:nie zostało zbudowane, ale było oki i było fajnie
P:i będzie fajnie jeśli będziesz mnie traktowała z deczka inaczej
A:ale ja chcę porozmawiać, ale nie tutaj- w szkole
P: o czym chcesz rozmawiać, no słucham
A:wytłumaczyć coś
P:no co chcesz wytłumaczyć, bo nie wiem za bardzo i ty przed chwilą też to samo powiedziałaś, że nie wiesz
A:dlaczego tak robię jak robię
P:anka podobno jesteś we mnie bujnięta, oki fajnie cieszę się, jest mi bardzo przyjemnie
ale ja nic z tym nie mogę zrobić i nie zrobię, przykro mi
A:ale to nie chodzi tutaj o to kogo kocham lub kogo nie, porozmawiaj ze mną, proszę..
P:no to słucham, mam 5 minut bo zaraz przyjeżdża moja dziewczyna
A:w szkole
P:niee bo znowu pójdą jakieś głupie plotki a tego nie chce
A:nie będzie plotek
P:ania ja mam dość zakochanych i w ogóle, muszę wiedzieć o czym, ja nie chce rozmawiać
z nikim z uczniów w szkole chyba że muszę
A:ja po prostu proszę, bo może nie mam z kim porozmawiać?
P:nie masz z kim rozmawiać- masz mamę, wychowawczynię, kolegów, koleżanki
A:haha, serio?
P:hahaha, to nie jest śmieszne
A:no właśnie nie jest, wiem, że o dużo proszę, jedna rozmowa..
P:zastanów się na jaki temat to porozmawiamy...ja sobie idę, pa
...właśnie się dowiedziałem że twoje koleżanki sobie rozgadują, że ja coś do ciebie
- dzięki ale tego już za wiele, to chamskie co teraz zrobię, ale nie mam innego wyjścia,
cześć.

Poszedł. Wciąż miała nadzieję, że uda jej się z nim porozmawiać, wyjaśnić to wszystko.
Boże jak mogła być taka głupia. Serce biło jej tak mocno, bała się... Myślała, że
następnego dnia...
Ale następnego dnia nic się nie stało, podobnie minęły dwa tygodnie.. olewał ją,
traktował jak powietrze. Za to rozmawiał sobie z tymi dziewczynami, które ich obgadywały i wymyślały jakieś głupie rzeczy. Nie mogła uwierzyć-jak on mógł w ogóle z nimi gadać. Łzy napływały jej do oczu. Każdego dnia coraz bardziej chciała uciec, nie mogła znieść lekcji, szczególnie kiedy miała lekcje z nim. Nic już nie było ważne. Nie chciała go kochać, chciała tylko być daleko i już nigdy go nie zobaczyć...

Edit by Chill: 25.12.2004 - Nie pisać dużymi literami





Temat: Metal Slug 4

pis: Po upadku SNK firma Playmore zatrudniła programistów i grafików ze starej ekipy, ale jej najlepsze gwiazdy chyba odeszły na emeryturek. Bo Metal slug 4 to nie to co przedtem nie ma w niej za wiele ukrytych przedmiotów a osoby odpowiedzialne za cały projekt po prostu dali ciała. Grafika grywalność po prostu nic wyróżniającego się oprócz fabuły nad którą MEGAGAMES pracowała chyba cały rok. A największe chamstwo które mnie irytuje to brak możliwości pogrania sobie Marco i Eri . Jedynym oczywiście plusem tej gry jest tylko nowa broń "Double-Barrel Heavy Machine Gun" jest po prostu wspaniała.

Metal Slug 4 to piąta część (jest jeszcze MSX) najpopularniejszej serii gier na platformę NeoGeo na świecie. Gra ta polega na tym, że sterując jednym żołnierzem mamy zadecydować o losach ogólnoświatowej wojny, pokonują w każdej z pięciu misji niezliczoną ilość przeciwników. Na końcu każdej planszy czeka na nas tzw. "boss", z którym musimy stoczyć długą i ciężką (z jednym i drugim różnie bywa) bitwę. Do dyspozycji mamy masę broni - pistolety maszynowe, granaty, miotacze płomieni, rakietnice - słowem żyć nie umierać. Akcja gry umiejscowiona jest w przyszłości, na terenie różnych części świata. Na szczególne uznanie zasługuje oprawa graficzna i audio, o których nie można złego słowa powiedzieć. Widok krwawej jatki z przeciwników potęgowany bojową, wojskową muzyką zachęca nas do gry. Na samym początku w oczy rzuca się nam mini-intro. Nadaje ono logiczny ciąg naszym poczynaniom, tworząc logiczną (heh ) fabułę, której w poprzednich grach nie było. W ogóle podczas gry na początku i końcu wszystkich misji są mini-scenki które uatrakcyjniają grę. Zaraz po wrzuceniu żetonu (lub naciśnięciu odpowiedniego klawisza, bo gry w Polsce na automaty nie ma) stajemy przed arcytrudnym wyborem postaci, którą będziemy grali. Podobnie jak w poprzednich częściach wybór ten nie będzie miał żadnego wpływu na rozgrywkę. Postaci różnią się jedynie wyglądem zewnętrznym. Do wyboru mam jak w poprzednich częściach Marco i Fio. Zabrakło tym razem Eri i Tarmy (jak bez Tarmy to kicha), którzy od teraz pomagają naszemu wybrańcowi w trochę inny sposób - transportują go śmigłowcem lub ciężarówką na miejsce kolejnej misji. W zamian za to do dyspozycji dostajemy Trevora i Nadię (zainteresowanych szczegółowym opisem postaci dosyłam do działu opisów postaci).

Jak ma się sprawa z kolejną częscią? Otóż gra to jak ujął jeden z moich kumpli na ircu "kolejne części to tylko nowe plansze i wrogowie". Tym razem jest troszkę inaczej. Otóż wprowadzono parę innowacji:

W paru misjach mamy swobodny wybór dróg którymi możemy przejść daną misję (to akurat znamy z części trzeciej). Zwiększa to oczywiście żywotność gry, ale szkoda że tylko w trzech misjach mamy ten wybór. Nowa broń (Double machinegun). Fajna, nie powiem, ale trochę jej mało. No i dwa razy szybciej się zużywa. Co do innych broni to zmieniono troszkę ich działanie, ale jest to w boju praktycznie niezauważalne. Nowe slugi, będące pojazdami przeciwnika. Nareszcie możemy przejechać się wózkiem widłowym!

Bardzo ciekawy jest tryb w pierwszej misji, gdy pójdziemy dalej ulicą. Nie ma dla mnie większej przyjemności, gdy jadąc w opancerzonym motorze strzelam do spadających na spadochronach przeciwników z rakietnicy. Miodzio! Możliwość zamiany w małpę po dostaniu ze strzelby szalonego naukowca. Będąc małpą mamy nieskończoną "okrojoną" wersję machineguna. Także bardzo fajny tryb dostępny tylko w pierwszej i ostatniej misji. Autorzy widocznie starali się stworzyć grę bliższą klimatowi MS1 niż 3 co przejawia się brakiem tych wszystkich udziwnień, na które tak psioczyłem grając w MS3, typu zmutowanych krabów, obcych (suxx) czy innego paskudztwa.

Niestety nie jest to ideał. Znalazłem w niej parę, nie tyle co wad, ale zmian które według mnie trochę pogorszyły rozgrywkę: MS4 jest bardzo krótki, w porównaniu do poprzedniej części. Misje są krótsze, mniej w nich dodatków z poprzednich gier. To oczywiście plus dla osób, które grę chcą przejść gdzieś za granicą na prawdziwym automacie, bo teraz w przeciwieństwie do MS3 jest to możliwe na ograniczonej ilości żetonów. Nie ma wielu metal slugów! Nie uświadczymy Camel Sluga (wielbłąda), Drill Sluga (tego z wiertłem) i paru innych. Wynika to oczywiście z długości gry, ponieważ gdyby autorzy chcieli zaimplementować te wszystkie maszyny musieliby znacznie zmodyfikować grę.
Podsumowując: Gra bardzo ciekawa, godny kontynuator serii. Wprowadzono wiele innowacji które na pewno wyszły serii na dobre. Czuć od niej to że powstała w 2002 roku. Gorąco polecam wszystkim fanom i tym którzy w poprzednie części nie grali. Warto!


    Aby zagrać w Metal Sluga (Neo-Geo) za pomocą komputera klasy PC

    1. Potrzebujesz Emulatora, Biosu oraz Romu gry w którą chcesz zagrać.
    2. Jeżeli masz już wszystko to rozpakuj emulator w wybrane miejsce na dysku np. (C:Emulacja).
    3. Bios i grę umieść w katalogu ROMS. (nie rozpakowujcie!)
    4. Uruchom Emulator znajdz przycisk IMPORT!
    5. Uruchom grę.

    Uwaga:
    - Biosa i romu nie należy rozpakować.

emulator:

http://www.gorzow.mm.pl/~sorrow/78901234/Neoragex.zip
pobierz gre

http://www.gorzow.mm.pl/~dawijanii/78901234/mslug4.zip






Temat: Garsc przemyslen


Wystarczylo kilka postow na grupe i zebralo mi sie na przemyslenia.




Moze zaczne od tego ze nie jest to post pozegnalny.


(gwizdy na sali, okrzyki typu "buu" i "uee" oraz pojedyncze
niecenzuralne slowa)


Zapewne za jakis czas
znowu zajrze, przekonam sie ze jest jeszcze gorzej i pojde, tak jak
zrobilem to poprzednio. Z tego samego powodu sie nie witalem bo skoro nigdy
nie odszedlem to znaczy ze poniekad zawsze tu bylem. Kto nie rozumie o czym
pisze niech poszpera w archiwum listy.


o, tu mi lezka cieknie, tak mnie wzruszyles.


A teraz przemyslenia o ktorych bylo na poczatku. Odkad pamietam usenet
sluzyl zadawaniu pytan i wymianie opini. Jak dlugo byla dostepna wylacznie
srodowisku naukowemu tak dyskusje utrzymywaly poziom. Potem zaczela sie
komercalizacja sieci i bylo coraz gorzej.


taaak, dawniej to byly czasy, a skrot RTFM i obowiazkowe czytanie FAQa
to krasnoludki wymyslily.


Teraz gdy ktos zadaje pytanie to jakich reakcji mozemy sie spodziewac?


takich jak twoje?


Wszelakich ale na pewno nie mamy co liczyc na odpowiedz.


no niesamowite. ty chyba masz inny usenet. w sumie dobrze ci tak.


popatrzec po ostatnich watkach. Naczelna odpowiedz to poszukaj w archiwum -
a moze by tak przy okazji wskazac pytajacemu czego ta osoba ma szukac -
jakis punkt zaczepienia w stylu data, tytul watku, nawet autor - znakomicie
ulatwia to wyszukanie informacji. Kolejna odpowiedz to poszukaj w googlu -
skoro wiesz jak to poszukaj i podaj link - zapewne gdyby pytajacy potrafil
sam by to dawno zrobil miast narazac sie na szykany na liscie.


no oczywiscie, lepiej odpowiadac 3x na to samo pytanie bo jednemu z
drugim nie chce sie przegladac archiwum czy samemu uzyc dowolnej
wyszukiwarki. co za chamstwo i koniec polski niepodleglej ze ktos sie
osmiela skierowac kogos do faq czy archiwum gdzie dany temat jest
obszernie omowiony. no koszmar normalnie.


Zawsze tez mozna odpowiedziec NTG. Jak PablO "Co Wa tu cholery tak
przywiało z tymi skryptami?!". Juz odpowiadam. Bo to jest grupa pl.comp.www


no popatrz, a opis grupy czatales? jak myslisz (?) po co jest grupa
poswiecona JS i skryptom?


a nie pl.comp.pure_html. A jesli juz musisz sie przyczepic to netykieta
nakazuje ograniczyc sie do akronimu NTG i kropka - bez osobistych wycieczek
do autora pytania i odpowiedzi.


no jak to powyzej to nie byla osobista wycieczka z twojej strony to mi
kaktus na reku wyrosnie. i ktos taki jak ty odsyla do netykiety?
przeciez to tez tylko pewnego rodzaju faq. dlaczego nie wyjasniesz
koledze gdzie postapil niewlasciwie tylko do razu go odsylasz? czemu sam
nie napiszesz ntg i kropka. albo w ogole nic nie napiszesz?


A juz zbrodnia nieslychana jest udzielic komus, w dobrej wierze, odpowiedzi
ktora komus nie przypadnie do gustu. Moze wtedy liczyc na jadowity jezyk
YaaL ktora plujac jadem wyplula z siebie "Ten obrzydliwy, cuchnący zewłok
według ciebie ..." ktora jednak wczesniej nie pofatygowala sie by udzielic
autorowi pytania wlasciwej odpowiedzi.


jasne, bo jak sie powtorzy to samo co ktos inny juz powiedzial to bedzie
prawdziwsza prawda, prawda? :
tu naprawde sa ludzie ktorzy juz dawno wyrosli z wieku w ktorym
powtarzanie za innymi uchodzilo za fajne. bardzo dawno.


Ba, nawet gdy odpowiedz jest w 100% poprawna i pokrywa sie z zyczeniem
pytajacego i tak mozna liczyc na dalsze plucie jadem "Kolega podał ci
przepis, jak wbijać gwoździe obcasem".


twoja odpowiedz nie byla poprawna. tabelki nie sluza do robienia layoutu
strony, a nawet to co podales nie jest poprawne. wiec nie wciskaj tu
jakis banialukow.


Oczywiscie zabawa nie mialaby sensu
bez grupki wzajemnej adoracji i zaraz odzywa sie glos, jak sie zreszta
pozniej okazuje przepelniony hipokryzja,


cienias jestes. myslalem ze dluzej bez tak oklepanego tekstu wytrzymasz.


Co ciekawe w calej tej dyskusji adwersarze nawet nie wpadli na pomysl by

pokazac ten jakze prosty ponoc kod.


bo idiotyzmem jest odwalanie roboty za kogos. jesli pokazesz droge i
podasz narzedzia (w tym wypadku opis/faq) to taki osobnik ma dosc spora
szanse cos z tego na przyszlosc zapamietac i nie bedzie wracaj co 2
tygodnie po nowa tabelke bo ktos twojego pokroju mu ja pastnie.


A autorka pytania nadal czeka sobie na odpowiedz - ale przeciez pytanie nie
bylo wazne.


gdybys zadal sobie trud przeczytania watku to wiedzialbys ze juz nie czeka.


Wazna jest dobra zabawa cudzym kosztem. Onanizowanie sie
slodkim jadem swoich szyderstw i przezywanie rozkoszy jakich dostarczaja
fale endorfin rozkosznie rozlewajace sie w ich malych mozdzkach.


lubisz Kombi i Krawczyka, co?





Temat: Odradzane warsztaty
Niestety o MAX Serwis na Lubartowskiej i ja nie mogę nic dobrego powiedzieć. W grudniu u nich byłem na wymianę oleju. Do tego przekazałem korek spustowy do miski olejowej ponieważ przy poprzedniej wymianie dostałem info, że mam go wymienić bo jest zjechany gwint. Z początku wsio ok, później pan mechanik (p. Jarek ?) wylazł z pod auta przyniósł mi w łapie korek i rzecze, że jest zjechany a do tego na misce uszkodzony gwint ten wewnątrz. No to mówię, że przyjmuję do wiadomości i pytam co z tym może zrobić. Spoko, spoko zagwintujemy, będzie działać jak ta lala. W trakcie wyszło, że nie mają odpowiedniego gwintownika czy jak to się tam zwie. No i musi kupić. Gadka szmatka mówię ok ile to będzie kosztować (całość zrobienie). Na to drugi z panów zza biurka (p. Tomek ?) zaczyna mi wyliczać ponad 100 zeta za zrobienie i jeszcze twierdzi, że obciąży mnie kosztami tego gwintownika, bo to jest anglik a oni nie mają do anglików narzędzi (nawet nie miałem siły skomentować). Mało tam nie rozniosłem gościa, to się odezwał p. Jarek, że spoko spoko p. Tomek się pomylił bo ja mam miskę stalową a on myślał że alu. I krzyknął 20-30 zeta. Mówię, że ok róbcie. Po wykonanej robocie p. Jarek stwierdził, że zrobił i się trzyma kupy ale "może lać". Myślałem, że gościu ma na myśli, że coś tam po tej naprawie przez kilka dni pocieknie i się zabrałem. Naprawa miała miejsce 05/12/2008. Minęło trochę ponad miesiąc i mamuśka mnie uświadomiła, że brudzę działkę konkretnymi ilościami oleju (no ja nawet nie zwróciłem uwagi bo z roboty zwykle wieczorem wracam jak nic nie widać, cóż mój błąd). Sprawdziłem poziom oleju, okazało się, że wcięło z litr oleju (miesiąc, mało km bo do roboty mam na drugi koniec miasta). Przejechałem się do MAX Serwis (w dniu 24/01/2009) z pytaniem czy na usługę którą wykonali jest jakaś gwarancja. Jasne panie! No to pytanie co z tym macie zamiar zrobić. Pan Mariusz Lisiowski (jedyny pracownik którego nazwisko uzyskałem) stwierdził, że nie mają teraz czasu i trzeba będzie się umówić na inny termin, w trakcie znalazł się mechanik który wykonywał wcześniej naprawę, wielce zdziwiony bo "przecież był Pan informowany, że może ciec" (świetnie płacę za usługę która nic nie dała a właściwie lało się co wcześniej na uszkodzonym korku nie występowało). Na pytanie czy zrealizuje gwarancję zaczął kręcić głową ale w końcu stwierdził, że ok i wziął autko na warsztat. Następnie panowie podnieśli auto i zaczęli napier**lać młotkiem w korek. Mnie mało oczy nie wyszły na wierzch a p. Mariusz na pytanie po co tak nawalają w korek stwierdził cyt. "chce mieć Pan naprawione auto czy nie?". Nie jestem mechanikiem ale korek jest chyba ŚRUBĄ którą się WKRĘCA a nie wbija. Po drodze pojawił się p. Tomek, który dał mi do zrozumienia, że to jest wina auta a nie serwisu, bo ja miałem gwint calowy a nie metryczny a my przecież jesteśmy w Europie i skąd oni by mieli wziąć taki gwintownik. Na moje pytanie, czy nie przeszkadza to że mój oryginalny korek miał gwint calowy (wg nich) a oni go wkręcili w metryczny dostałem odpowiedź od p. Mariusza, że przecież oni mi wcale nie wkręcili korka który ja przywiozłem tylko swój który mieli pod ręką. Nie no fajnie się pytam a co się stało z częścią którą ja przywiozłem? Nie wiem, padła odpowiedź. I tu się po prostu wkur**em, kazałem panom wydać mi pisemny dokument nt przeprowadzonych napraw w aucie. Dostałem pod nos druk reklamacji który miałem sobie wypełnić, p. Mariusz of kors przyjął rekl ale nie dostałem żadnego opisu czynności wykonanych przy aucie. A do tego reklamacja którą napisałem ma adnotację p. M. Lisiowskiego "Wpłynęła 14.03.2009" no kuffa wehikuł czasu normalnie. Oczywiście reklamacja nie posiada żadnego numeru i p. Mariusz Lisiowski odmówił podania danych osoby która serwisowała auto (moja ciotka naprawiała autko w serwisie Fiata i tam było wymienione nazwisko mechanika i kierownika zmiany, a tutaj mam po prostu firma MAX Serwis, chyba się wstydzą swoich ludzi). Podejście p. Tomka było mniej więcej takie "czego Pan chce przecież przyjęliśmy reklamację i jest zrobione. O tym, że zniknęła mu część którą dostarczyłem nawet się nie zająknął. Do tego stwierdził, że powinienem się cieszyć, że oni nie wzięli auta na dwa tygodnie na rozpatrzenie reklamacji (no jasne chyba sobie chłopaki marzą, od razu auto by wylądowało u rzeczoznawcy PZMOTu który by pewnie załatwił sprawę w godzinę). Ogólnie wina oczywiście leżała po stronie auta (bo to anglik, ma śruby calowe, kierownice po lewej tylko mu w fabryce przełożyli i pewnie blachy też są odwrotnie, ogólnie powinienem go serwisować na Wyspach najlepiej). Do tego teksty p. Jarka w grudniu kiedy to naprawiał mi auto, jakie te auta drogie w eksploatacji, z aluzją chyba żebym sobie kupił prostszego w naprawie golfa lub audi 80 (bez urazy dla kogokolwiek kto jeździ takimi autami, ale ja wolę swoje z wielu powodów). Jak dla mnie to jest banda partaczy którym można oddać auto najwyżej w celu wymiany oleju (oczywiście jak nie wystąpią jakieś komplikacje), nie potrafią powiedzieć, że sobie z czymś mogą nie poradzić, nie informują klienta o przeprowadzonych wymianach (vide korek który "wyparował") oraz mają po prostu chamskie podejście do klienta jeżeli wyjdzie, że coś spierd***li. Nie polecam tej "firmy" nikomu kto dba o auto. Tyle z mojej strony, sorry, że przydługo ale myślę, że zainteresowani powinni znać sytuację jaka nastąpiła.

PS Imiona są ze znakami zapytania bo nie jestem ich pewien, tak ci panowie między sobą się tytułowali.



Temat: co sadzicie o nowej dyskotece
siema. Wczoraj tak siedze i sobie myśle gdzie jechać na dyskoteke, wybór pał na SOKOLINE bo moi kumple tam bywają i mówili ze jest sopoko i wogule panienki mówiły że jest fajnie.

Wiec długo nie myśląc sie wykompalem, ogoliłem, przywdziałem lajtowe ciuszki i ide z kumplem na przystanek, czekać na autobus z napisem SOKOLINA.

poczekaliśmy sobie około minut 15 i o godzinie 20.10 ów dżambodżet przyjechał. No i dawaj jedziemy. I tak jechałem przez wszelakiego typu peryferie, poczynając od łatanic przez Hołudze, tak dalej szczytniki i inne wioski. Oczywiście co wioske wsiadała jakaś znaczna częśc osób (w większości w stanie wskazujacym) no ale jak dojechaliśmy do miejscowości zwanej JURKÓW to stwierdziłem że chyba cała wieś jedzie bo stało ich tam z 20...
Więc dotarłem do dyskoteki o godzinie 21.25 i ku mojej rozpaczy ujrzałem stodołe, multum ludu

Opis ludu:
ilość: w huuuuuuuu
ilość dziewczyn: około 70% z ludu
ładnych: 2% z ogułu
tzw. kotletów: 98% (w tym duża częśc dzieci )
ilość kolesi: 30% z ludu
trzeźwych: około 50% (potem zmalało to do jakichś 3%)
w stanie wskazującym: 50% (potem, ta część oblegała trawniki, ławki i stoły)

Po krótkich oględzinach gdzie co i jak poszłem sie odlać po trudach podróży i ku memu zdziwieniu ukazał sie krzywy WC (na pierwszy żut oka wszystko było ok) no to wszedłem do kabiny, zamknołem kabite, odlałem sie i chwyciwszy za klamke w celu wyjścia zauważyłem ze klamka jest urwana i drzwi sie nie chcą otworzyć... No więc pomyśłałem chwile, zciągnołem drzwi z buta i wyszedłem.

wracając w stronę głownego placu tej dyskoteki przechodzięłm przez bar tak zadymiony jakby ognisko tam ktoś rozpalił (a ze ja nie pale to troszke mi to przeszkadzało)

No więc zbliżała sie już godzina 22 to stwierdziłem że trzeba by isć na sale. Zajołem sobie miejsce w kolejce która o zgrozo posuwała sie z prędkościa 4 cm na minute.

Gdy kupywałem bilet była godzina 22.20, dostałem pieczątke którą potem należało pokazywac ochroniażowi (również w stanie wskazujacym) jeśli chciało sie wejść na sale.

Dobra już jestem na sali, wiec wyznaczyłem sobie cele główne:

Cele główne:
- poderwac panienke
wytyczne:
*panienka musi mieć zegarek (bo sam zapomniałem a bez zegarka to jakoś kijowo)
*panienka musi być ładna (jak sie później okazało to takich nie było)
*paniekna musi być wysoka (były ale nie spełniały drugiej wytycznej)
*panienka musi być trzeźwa (cięzko było)
*panienka musi być mądra (nie do spełnienia jak sie okazało)

Cele poboczne:
-dobrze sie bawić

Jak si eokazało zadne cele, czy to główne czy poboczne nie zostały spełnione

Ale ciągnijmy to dalej, jestem już na tej sali i co widze, a co gorsze co ja słysze... Jakaś wiejska kapela gra muze a lud sie przy tym bawi...
a widze sale wielkości baru w imperium (lub nawet mniejsza ta sala była, sala wysoka była moze jak przeciętne mieszkanie w bloku a ludzi na niej multum. nie trudno domyśleć sie że bvyło goraco i duszno jak diabli.

Myśle więc trzeba by sie zabawić i poszukać jakieś fajnej niuni, szukałem do godziny 24 po czym darowałem sobie i o godzine zapytałem jakiegoś kolesia na ławce.

Postanowiłem opuścić sale i udać się kolejny raz do klopa, tak też uczyniłem. Dostanie się do WC nie było już tak łatwe ja k na początku gdyżbar przez który trzeba było przejśćbył pełen ludu, a kolejka do wc była długa...

PO odlaniu już się wyszedłem na powietrze i ku mojej radosci spotkałem kumpli którzy przyjechali autkiem (maluchem elegantem) i zaproponowali zebym z nimi wrócił o godzinie 3. Zgodizłęm sie bo to dużo lepsze niż autobusem się tłuc znowu w drodze powrotnej

Zamieniałem kilka zdań z klumplami po czym oni poszli na sale a ja poszłem sobie kupić coś do picia. Pochodziłem potem troszke po parkingu i po placu wokół dyskoteki (stodoły) z nadzieją ze spotkam jakśś laske, okazało się ze miałem racje, to była tylko nadzieja.

tak minoł mi czas do godziny 1.30

Postanowiłem wrócić na sale bo mi troszke zimno było (miałem na sobie spodnie Jopq, i koszule B3 [kupioną w sklepie SWOBODA] )

Gdy wchdziłem na sale musiałem pokazać pieczątke UV temu troszke (wskazującemu) ochroniażowi który popijał sobie wode mineralną MUSZYNIANKE.

i jak już wszedłem na sale mym oczom ukazał sie znowu lud tym razem bawiący się przy muzyce DJ który to na przemian grał z wcześniej wymienioną kapelą ludową.

Potańczyłem chwilke po czym zajołem miejsce tużpod wiatrakiem doprowadzającym świeze powietrze z zewnątrz. Tak przewegetowałem do godziny 2.20 kiedy to kumpel stwierdził ze dość tego i jedziemy do domu.

W taki sposób ja, kumpel który prowadził autko i drugi kumpel (już w stanie wskazującym) i ten kumpel z którym autobusem na dyskoteke wróciliśmy do domów na około godzinę 3

A teraz troszke wniosków po tej dykotece w SOKOLINIE

* myślałem że w IMPERIUM jest kijowo, teraz wiem że tam jest świetne w porównaniu z tą wioską
* Dziewczyny z Buska są piękne
* Myślałem że w Imperium jest dużo pijanych osób, no ale teraz to uważam ze nie jest ich tam dużo w porównaniu z dyskoteką którą odwiedziłem wczoraj

PORADY DLA WAS

jesli nie lubicie chamstwa, szukacie ładnych dziewczyn, (tudziez kolesi na poziomie [porada dla panienek]), jesli chcecie się dobrze bawić przy dobrej muzyce to raczej ta dyskoteka nie będzie sie wam podobać tak jak mi sie nie spodobała i już nigdy tam nie pojade...

Ale cóź nie każdy ma taki gust przeciez jak ja moze komuś sie podoba tam ,ale mi nie




Temat: Rasy w Dziedzictwie
Krasnoludy:
Jeju, piszecie, że to prostaki, "brodaci z toporami", itp. Po czym sądzicie, że to prostaki? Krasnoludy u Sapkowskiego - jak najbardziej; chamskie, ordynarne, może i waleczne, znające się na technologiach nieznanych ludziom. Tylko jak ma wyglądać krasnolud? Zawsze pierwszym wyobrażeniem będzie niski pokurcz z brodą do pasa, górnik, kowal, szlifierz drogich kamieni. I takie wyobrażenie będzie chyba najbardziej na miejscu. Czemu? Bo taki 'stereotyp' krasnoluda już się utrwalił. Jakby krasnoludem miał być stwór w eleganckiej szacie, nienagannie ogolony, zajmujący się filozofią i nauką to raczej będzie nam się kłócił z typowym wizerunkiem tej rasy.
Wracając do krasnoludów CP, uważam, że całkiem nieźle odwzorował ich charakter - lubiące rzemiosło, trzymające się tradycji (klany), nieufne wobec obcych. Niechęć wobec elfów nie jest tu zbytnio zarysowana (jak np. we WP), zdecydowanie bardziej ta wobec smoków.
Oręż krasnoludów nie kończył się na toporze - Hrothgar walczył młotem (chyba jako król), Orik miał łuk z rogu urgala, Eragon używał krasnoludzkiego bułata, członkowie klanu Quan huthvirów. Wspominano też o krasnoludzkich mieczach kutych jakimś tajnym sposobem. Pomysł podziału na klany ciekawy, zaznaczył różnice (np. w interesach) pomiędzy poszczególnymi grupami. Wierzenia ciut naiwne, zwłaszcza te o 'życiu' kamieni.
Czytając opisy krasnoludzkich miast (Tronjheim, Tarnag) odniosłem wrażenie, że CP trochę przesadził z bogactwem krasnoludów - ściany i posadzki ze złota i drogich kamieni?? Może jeszcze diamentowe klozety?

Elfy:
Wady: pedantyczne przestrzeganie etykiety, całkowicie sztuczny zachwyt Saphirą, hamowanie emocji i ogólnie pojęte tchórzostwo w obliczu zagrożenia krainy, którą zamieszkiwały przez stulecia. Rezerwa i poczucie wyższości nad innymi. No i wygląd - trudno mi sobie wyobrazić 'piękno' elfki, która ma: ukośne oczy, ostre rysy i kojarzy się z kotem (częste porównanie u CP). Spiczaste uszy niech już będą, w końcu to elfy... Po pierwszym tomie wyobrażałem sobie np. Aryę jako fajną laskę; później te porównania do kota całkiem zmieniły moje wyobrażenie o elfach. Opis Agaeti Blödhren też.
Doskonałość elfów. Fakt, piękne, mądre, silne, właściwie nieśmiertelne. Ale też próżne, nie dostrzegające problemów dotykających Alagaesii, zapatrzone w swoje możliwości. To raczej nie są zalety. Sztuczne, sztuczne, sztuczne. Przykład? Vanir obraża Eragona po wygranej walce. Reszta elfów "jęknęła z oburzenia na tak jawne złamanie zasad etykiety" (czy jakoś tak, nie mam książki pod ręką). Mi to się od razu skojarzyło z grupą przedszkolaków, w której jeden mówi do drugiego: "jesteś głupi!" A cała reszta to przeżywa jak stonka oprysk. Albo elfy z Ceris, Nari i Lifaen - śmieją się z byle czego, podśpiewują, chwalą Saphirę. Taka sztuczność na pokaz. A Eragon zachwycony.
Oczywiście są wyjątki. I tu wymieniam Rhunön i Oromisa, właśnie w tej kolejności. Rhunön, jedna z najstarszych z rasy, zajęta tylko swoją pasją, cyniczna, nie waha się używać sarkastycznych zwrotów, odnosi się z niechęcią do innych elfów, nie lubi ich skrytości i braku emocji. Oromis zaś znacznie odbiega od innych elfów, choćby dlatego, że jest również Jeźdźcem.

Urgale:
Lud wojny, od początku cyklu opisywany jako bliskie zwierzętom, krwiożercze potwory. Dzięki opowieściom Nar Garzhvoga można zmienić zdanie o nich. Dla mnie są tak pomiędzy: ani 'dobrzy', ani 'źli'. Pomysł na rogi u urgali zawsze jest lepszy niż deformacja ciał. Wtedy to już całkiem można by porównywać ich do orków. Przy czym urgale wcale nie są głupie ("Najstarszy", moment, w którym Eragon bada umysł Nar Garzhvoga), mają po prostu swój sposób bycia, utrwalony taką a nie inną mentalnością.

Ludzie:
"Koń, jaki jest, każdy widzi..." :D Ludzie tu odgrywają rolę rasy dominującej, choć niedoskonałej. Denerwujący jest podział: Vardeni - Imperium. Vardeni - wspaniali wojownicy walczący o słuszną sprawę z tyranem i jego o wiele liczniejszą armią. Żołnierze Imperium - głupi żołdacy, nie potrafiący walczyć, zmuszani do walki. A gdyby tak pół własnego imperium zbuntowało się przeciw królowi?

Ra'zacowie i Lethrblaki:
Co do wyglądu, mam jedno zastrzeżenie: "fioletowy, długi język". Fioletowy? Powykręcane kształty pasują do opisu ich rozwoju: wyklucie z jaj, larwy, poczwarki, itp. Pomysł na Lethrblaki też ciekawy, taka parodia smoka, skrzyżowanie nietoperza z bocianem I ten smród...

Smoki:
Tu dla mnie jest trudnych do zajarzenia kilka zagadnień. Np., skoro smoki rosły takie wielkie ("niektóre dorównywały rozmiarom małym wzgórzom, zanim je zabiło Imperium", czy jakoś tak), to dlaczego Zaprzysiężeni tak łatwo dawali sobie z nimi radę? Wkońcu było ich tylko 14 - 13 Z + Galb. Smoki Zaprzysiężonych chyba nie mogły być zbyt duże/stare. Poza tym Jeźdźców było więcej. Czaję, zasadzki, Eldunari, wzrost siły, itp. Ale to wciąż za mało. Można zabić Jeźdźca, ale smok nie umiera wtedy natychmiast, a nawet może żyć dalej sam. Więc czemu Jeźdźcy nie pokonali wrogów sami? Brom sam (bez smoka) zabił kilku Zaprzysiężonych, więc to nie musiało być niemożliwe... Ehh, nieważne...
Wracając do smoków CP, wygląd klasyczny: skrzydła nietoperza, szpony orła, ciało jaszczurki, zioną ogniem. Standard. Dobrze przynajmniej, że CP obdarzył je inteligencją... I możliwością posługiwania się magią. Egocentryzm Saphiry, wcześniej poruszany przez kilka osób, według mnie nie jest aż tak wyrazistą cechą. Bardziej rzuca się w oczy trochę bezrozumna miłość do Eragona. Wiadomo, Smok i Jeździec, ale mimo wszystko...

Kotołaki:
Jedno z ciekawszych 'odkryć' CP. Obdarzone niezwykłą (dosłownie) inteligencją, wyniosłe, niezależne.
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anette.xlx.pl



  • Strona 2 z 2 • Wyszukiwarka znalazła 46 wypowiedzi • 1, 2

    Linki