Wyświetlono wypowiedzi wyszukane dla słów: fantastyczne zamki
Temat: jeszcze jedna relacja-Oradea,Brasov,Arad
czesc6-Bran(Torcsvar) i Sinaia
Powoli zaczyna sie wieczor,gdy ruszamy z Poienari do Bran
(Torcsvar).Gory staja sie lagodniejsze i nizsze.Droga prowadzi na
nizine.Szybciutko,jeszcze za szarowki docieramy do Curtea de
Arges.Tam gubimy droge wskutek przeoczenia drogowskazu na
Campulung,ale szybko naprawiamy te karygodne niedbalstwo.Curtea de
Arges to chyba lokalne centrum handlu arbuzami i melonami.Mijamy
plac pelen kop tych owocow i potencjalnych kupcow.Jest rowniez ladna
pensiunea i stacja benzynowa.
Za Campulungiem znow wracamy w gory.Coraz wyzsze i
grozniejsze.Szosa zaczyna meandrowac serpentynami znanymi z trasy
transfogaraskiej.Na dodatek leje deszcz.Prowadzi sie dosc
ciezko.Pelna koncentracja i wywijanie kolek kierownica.Piora
wycieraczek pracuja ciezko,majacza fantastyczne ksztalty.Prawie
nikogo na szosie.
No i wreszcie Bran.Parkujemy na parkingu reklamujacej sie ladnym
bilboardem pensiunei.Smieszne,za pierwszym budynkiem nastepny pod
gore,za nim taras i jeszcze jeden dom powyzej.Tylko,ze nie ma z kim
rozmawiac o pokoju.Drzwi cala masa,mozna koledowac do switu.
Ide do nastepnej pensiunei,ale odstrasza mnie stado malolatow z
butelkami w dloniach.Pensjonaty sa w kazdym domu,do trzeciego idzie
rozdrazniona efektami moich poczynan zona.Wraca szybko i mowi;"tam
jest tak,stoja kolejno pod gore jeden za drugim ze 3 domy,ale nie ma
z kim rozmawiac".Podjezdzamy do hotelu.W pierwszym nie ma miejsc,w
drugim nie ma miejsc,w trzecim nie miejsc,podobnie w czwartym.Mimo
cen w okolicy 200-250 RON.Widac w sobotni wieczor wszyscy odczuli
potrzebe ogladania zamku.
Jedziemy wobec tego sie przespac do Brasova.Jeszcze na samym koncu
Branu skuszeni reklama villi(taki lepszy pensjonat z recepcja)
zagladamy,ale oczywiscie nie ma nic wolnego.Dziwne nie jest,chca
tylko 99 RON za dwojke.
Szybko docieramy do przedmiesc Brasova.Po drodze po prawej stronie
mijamy slicznie iluminowany zamek w Rasnovie.W pierwszym motelu
dostajemy pokoj za 115 RON bez sniadania(ze sniadaniem 135
RON).Warunki OK.
Rano tankujemy sie na stacji obok motelu.Benzyna bezolowiowa to fara
cos tam po rumunsku.Za litr 3,41 RON,placimy karta.Sniadaniem ma byc
przezornie zabrana z kraju konserwa turystyczna.
Modyfikujemy nasz plan.Najpierw pojedziemy do Sinai do palacu
Hohenzolernow,ktorych to boczna linia panowala w Rumunii dopoki
komuchy swoim zwyczajem ich nie popedzily.Na poczatku jest
fajnie.Jedziemy znow przez Rasnov.Zamek w swietle dziennym wyglada
na bardzo zadbany.Droga do przeleczy Predeal ladnie biegnie wsrod
gorskich lasow.W powietrzu unosi sie lekka mgla,nawet miejscowi nie
szaleja swoimi daciami.Na skrzyzowaniu z E-60 korek potworny.W
remoncie mostek i ruch wahadlowo jednym pasem.Juz po 15 min.mijamy
skrzyzowanie i w kolejnym korku posuwamy sie do Sinai.W niedzielny
poranek widac wszyscy chca sobie poobcowac z pieknem secesji.Przez
godzine przejezdzamy 15km.Ladnie jest,szosa w dolinie,czasami obok
drogi torem kolejowym przemknie nowoczesny pociag.Chodnikami
przechadzaja sie kolorowe tlumy.Chyba sa nawet wyciagi
narciarskie,wiec polecam amatorom desek przyjrzenie sie okolicy.Na
parkingach,co pare kilometrow hadel bryndza,miodem i chinska tandeta.
Z rozpaczy,stojac w korku kupuje kubek z Drakula za 6 RON.
Korek staje na dobre, cierpliwosc sie wyczerpala,rezygnujemy z
Sinai i zawracamy.Droga powrotna bez zadnych korkow az do Rasnova.Na
parkingu zjadamy konserwe turystyczna i juz po raz kolejny widzimy
zamek w Rasnovie.Z tym,ze tym razem stojac na koncu korka do Bran.
A niech to dunder swisnie!!Miara sie przebrala!Zaracamy do
Brasova,rezygnujac calkowicie z pomyslow zwiedzania Sinaii i zamku w
Bran.Tym razem obejrzymy je tylko na zdjeciach.Zamek w Rasnovie
mijamy po raz kolejny i ostatni.Ze zlosci go nie zwiedzimy nigdy.
Temat: Nasze legyndy i bojki
Mężczyźni, jakby rażeni piorunem, skurczyli się i milcząc na niego spojrzeli.
Wreszcie jeden z nich podsunął uczonemu czarną księgę. Beer otworzył ją i
przeczytał tytuł; „Księga posłuszeństwa”. Na jego pytanie kim są i co robią w
jaskini duchy odpowiedziały; „Nie wiemy kim jesteśmy, czekamy zaś na surowy
wyrok Boga, aby cierpieć za to cośmy uczynili”. Uczony zapytał co oni takiego
uczynili. W odpowiedzi starcy wskazali na zasłonę, oddzielającą część komnaty.
Beer zobaczył lezące na ziemi w nieładzie zbroje, kosztowności, pieniądze,
wszelkiego rodzaju towary oraz ludzkie szkielety. Uczony nabrał śmiałości i
przeprowadził formalny sąd nad tymi grzesznikami, wskazując im przy tym drogę
do dobra, na koniec odegrał piękny chorał na starym instrumencie ze złotą
klawiaturą, który odnalazł w kącie komnaty. Kiedy skończył jeden z duchów
powiedział: „Zabierz z tych skarbów tyle, ile tylko chcesz i opuść nas”. Beer
nie przyjął jednak tej propozycji. Starcy patrzyli na siebie w milczeniu. Po
chwili jeden z nich otworzył czarną księgę i przeczytał następujące
słowa: „Ostatnie duchy góry zostaną zbawione, kiedy złoczyńca zabierze cały ich
skarb, a człowiek pobożny ten skarb odrzuci”. Po tych słowach przez komnatę
przeszedł gwałtowny wiatr. Skały zaczęły pękać, kamienie zasypywały
pomieszczenie, a skarby pochłonęła rozwarta przepaść.
Johann Beer w cudowny sposób znalazł się nagle na powierzchni ziemi, daleko
od Ślęży.”
Osiemnastowieczny anonimowy autor podał w „Bunzlauische Monathschrift'"
inną, dość prymitywną wersję tej legendy. Wypaczała ona całkowicie sens
przesłania i odwracała role. Nie bohater zbawił pokutujące dusze, ale duchy
nawróciły jego. Przedstawia to w sposób następujący:
„Mieszczanin świdnicki nazwiskiem Beer udał się około 1570 r. do jednej z
jaskiń na Ślęży. Spotkał tam zamieszkujące ją duchy. Nakazały one mu modlić się
i czynić pokutę. Zabroniły mu także powracania na Ślężę. Beer od tej pory stał
się bardzo pobożnym człowiekiem.”
Podania o pokutujących duchach rozbójników kryły w sobie pamięć o czasach,
kiedy Ślęża była siedzibą zbójeckich band. W czasach wojen husyckich ślężański
zamek opanowany został przez bandę dowodzoną przez kapitana Hansa Kolda.
Przeprowadzała ona łupieżcze wyprawy na okoliczne tereny. Działalność bandy
zakończyła się w 1429 r., kiedy to połączone siły mieszczan wrocławskich i
świdnickich zdobyły zamek. Niebawem jednak zagościła w nim nowa banda zbójecka,
której hersztem był Dietrich von During. Była ona jeszcze silniejsza od
poprzedniej, a wśród jej członków znajdowało się wielu szlachciców. Mieszkańcy
Wrocławia i Świdnicy, których interesy handlowe poważnie ucierpiały na skutek
działalności rabusiów, zorganizowali kolejną wyprawę, zakończyła się ona
sukcesem, banda została rozgromiona, a zamek na Ślęży, będący jej siedzibą,
uległ całkowitemu zniszczeniu.
Ślęża była nie tylko nawiedzana przez duchy pokutujących rozbójników. W jej
wnętrzu skrywały się groźniejsze, ważące o losach świata, siły. Mówiła o tym
następująca legenda:
„W środku góry Ślęży śpi siedmiu rycerzy. Każdy z nich trzyma za uzdę
rumaka, a jedną nogę ma wsadzona w strzemię. Gotowi czekają na znak. Kiedy się
obudzą skoczą na konie i ruszą. Będzie to oznaczało koniec świata. Zapowiedzią
zaś jego końca będzie odarcie się góry i wydobywanie z niej płonącej lawy.
Ślęża oglądana przez pryzmat ludowych podań jawi nam się jako góra
niezwykła, wręcz czarodziejska. Nie tylko tajemnicze rzeźby kamienne, ale
również skały, jaskinie, a nawet łąki związane zostały z licznymi ludowymi
opowieściami. O żadnym innym miejscu na Śląsku nie opowiadano tylu legend i
baśni, mało także w Europie było okolic, o których krążyłoby tyle różnobarwnych
opowieści. Najsłynniejsza góra w Niemczech, owiany legendami Kyffhauser (płd.
Turyngia), związana była tylko i wyłącznie z postacią cesarza Fryderyka
Barbarossy. Natomiast podania dotyczące Ślęży były wielotematyczne.
Zaprezentowany przegląd ludowych opowieści ślężańskich nie wyczerpuje
całego ich zasobu. W szczupłych ramach artykułu nie sposób zawrzeć wszystkich
podań na temat skarbów i duchów, nie ujęto również opowieści dotyczących góry
Raduni oraz innych miejscowości wokół Ślęży. Pominięte zostały też bajki
fantastyczne, takie jak na przykład znana baśń o ślężańskiej pannie. Artykuł
niniejszy stanowi tylko skromną próbę prezentacji bogactwa i różnorodności
tematycznej podań ludowych związanych z górą Ślężą.
Temat: cd. o suslach i innych stworach
przez ostatnie dni bylem w okolicach zamoscia. glownie na polnoc, na terenie
skierbieszowskiego parku krajobrazowego. szukalem suslow (choc przy okazji) i
je znalazlem. Bylem w miejscu wskazanym przez was w rezerwacie hubale.
Rzeczywiscie, na terenie rezerwatu nie udalo mi sie ich znalezc.
Sam rezerwat hubale mimo nieobecnosci suslow jest ciekawy. milo sobie polezec w
słoncu na jakichs starych kurchanach. Susły znalazlem niedaleko rezerwatu (oraz
w innych miejscach i rezerwatach w regionie). zdjec nawet nie probowalem robic,
bo to bylo moje pierwsze spotkanie z suslami i mysle, ze nie bedzie to
ostatnie. Ślady (norki) suslow, widzialem w miejscach o ktorych nie wspominaja
znalezione przeze mnie zrodla w internecie. W trakcie nastepnych wizyt bede
wiedzial gdzie sie jezdzic na dokladniejsze poszukiwania. W kilka dni
ogarniecie sporego terenu i poswiecenie czasu na obserwacje jest niemozliwe,
choc mimo to udalo mi sie obejrzec susly z odleglosci kilku metrow :)
pogode mialem fantastyczna, choc w nocy zimno w dzien bylo lato. region
naprawde piekny. w nastepne lato chetnie splyne wieprzem. Żal troche, ze
uregulowano kilka mniejszych rzek regionu: Łabunkę, Wojsławkę, Wolicę. Łabunka
w Zamościu wyglada jak kanał, pozbawiona zadrzewien, wyprostowana ...
Wolica w wielu miejscach tworzy naprawdę piękna dolinę, choć rzeka tez wyglada
jak kanałek. W sumie sam nie wiem, ale połnocne okolice Zamościa (działy
grabowieckie) podobaly mi sie chyba bardziej od miejsc na południe. Urzekło
mnie silnie zróżnicowane ukszałtwanie terenu, przyroda (m.in. bliskie spotkanie
a kobuzami, tajemnicze norki jakby susłow/?/, choc zwierzakow nie widzialem to
nie potwierdzam) i źródełka, szczegolnie to w Huszczce (niestety kilka zrodel z
okolic zostalo ujetych w betonowe obramowania i stracily urok - m.in to w
uroczej wsi Anielpol). Z zabytkow to wspaniale wkomponowany w teren pałac
(niestety ruiny) w Stryjowie, ładny pałac i pobliskie pozostałości zamczyska w
Orłowie murowanym (musiał to być niezly zamek, ktos cos wie wiecej???). Piekna
cerkiew w Bończy i kościół. Ciekawe zabytki Wojsławic, kościół w Uchaniu.
Urzekl mnie ten region, bo bardzo naturalny, wciaz nieodkryty, a o takie
miejsca coraz trudniej. Troche zawiodl Zwierzyniec, chodzi mi o rozlegle nowe
dzielnice za wielkich domow (z jak mysle kwaterami na noclegi) za bardzo
przypominaja te znad morza, te z calej reszty polski (znow wraca problem
rozwoju zaplecza turystycznego, czy jego rozwój musi w tym kraju musi nieść ze
sobą brzydotę, brak odniesien do tradycji, ale to inny temat). Fajny jest
Szczebrzeszyn, choć ma brzydkie elementy (jakis blok kolo klasztoru) to ma
fajne zabytki, a boczne uliczki małych domków przypominaja te z Kazimierza.
A sam Zamość: tym razem detale, za pierwszym razem sie tego nie dostrzega,
widzi sie całość, kamienice, budowle, potem sie widzi detale. Zarówno te
wspaniale: kamienarska robota na kamienicach jak i te gorsze: np. cudny
blaszany kiosk na placyku przed liceum plastycznym w dawnym kosciele (nazwy nie
pamietam). Szkoda wielka, ze palac zamojskiego jest jakis taki odlegly,
schowany za drzewami i choc do drzew nic nie mam :) fasade palacu warto by
odslonic od strony miasta, jak sie wyjdzie z rynku i stanie kolo kolegiaty to
trudno go nawet dostrzec. fajne sa nadszance, dobrze, ze nie stoja puste a
zakupy w hali targowej w starej twierdzy to fajny element wizyty w miescie
(chcialem kupic koszulke z che, ale maja byc fajniejsze wzory). troche szkoda,
ze glowna ulica nowego miasta - partyzantow wyglada troche nieciekawie - jakies
komisy, puste place, ale w okolicy jest pare fantastycznych starych drewnianych
domow: przeszklone ganki, strome prawie gorskie dachy ...
Nie starczylo czasu na stawy w tarnawatce, ale mysle, ze "warciej" bedzie tam
być na wiosne, na ptakow powrotu
uff, ale dlugo wyszlo
Temat: Najpiękniejsze drogi w Polsce
Gość portalu: bah7 napisał(a):
> Gość portalu: Alfisti napisał(a):
>
> > Proponuje szeroko powiekszona " petle kaszubska "
>
> # Pięknie rozwinąłeś moją myśl ! Też polecam !
>
> > Zaczynamy w Kartuzach
>
> # Stolica Kaszub, bądź co bądź : kościół poklasztorny Kartuzów, spacer nad
> Jeziorem Klasztornym...
>
> > i dalej przez Łapalice (ciekawy nowy zamek)
> # prywatny, w budowie...
>
> > Chmielno
>
> # zakład garncarski Netzlów, piknik nad Jeziorem Kłodno...
>
> > Zawory, Brodnice Dolna, Ostrzyce,
>
> # i Wieżycę - wieża widokowa...
>
> > Szymbark, Golubie i Stezyce do Koscierzyny.
*** miedzy Golubiem i Koscierzyna w ciekawym plenerze dawny przebieg lini
kolejowej (jeszcze przed wybudowaniem magistrali Maksymilianowo - Gdynia) o
parametrach lini podgorskiej
*** mozna jeszcze podjechac do muzeum hymnu w Bedominie znajdujacego sie w
malowniczym dworku
*** w samej Koscierzynie zabytkowe parowozy w muzeum kolejnictwa
*** dla zainteresowanych zaklad porcelany w Lubianie
> > Z Koscierzyny przez Wąglikowice
>
> # ...do Czarliny - wyjątkowo malowniczy drewniany mostek na Wdzie !!!
*** Loryniec i Juszki tez bardzo godne uwagi
>
> > Wdzydze Kiszewskie (Skansen Kaszubski)
>
> # nocleg, kąpielisko i, oczywiście, skansen j.w.
>
> > wokol jeziora Wdzydzkiego, Wdzydze Tucholskie, Wiele
>
> # Jezioro Wielewskie...
> A mając czas - przez Karsin do wyjątkowo romantycznych kurhanów w Odrach...
>
> > Lubnie, Dziemiany, Kalisz Pomorski, Lipusz
>
> # albo z Dziemian przez : Sominy, Studzienice do Bytowa - piękny zamek
> krzyżacki !
> Potem przez Parchowo...
>
> > do Suleczyna (tutaj prawdziwy raj jagodowo - grzybowy)
>
> # w rejonie Jeziora Mausz...
*** fantastycznie polozone w lesie Zdunowice
>
> > Z Suleczyna powrot do Kartuz przez Węsiory
>
> # Kurhany w lesie...
>
> > Borucino i Brodnice Dolna.
> > Wszedzie po drodze piekne widoki, jeziora z czysta woda zapraszajace do
> kapieli i na rybki,lasy (raj jagodowo - grzybowy)
>
> ### Tak...
>
> > i rozkoszne truskawki kaszubskie tzw. "murzynki"
>
> # Dla amatorów apetycznych, ale mniejszych rozmiarów...
>
> > Baza turystyczna na calej trasie w ostanich latach zostala rozwinieta i je
> st
> > dalej rozwijana (zajazdy, restauracje, kapieliska itp.)
> >
> > Szerokiej drogi i pozdro
> >
> > Alfisti
>
> # Oby do Wiosny !
>
> # bah7
Juz tylko tydzien !
Alfisti
Brescia - Roma - Brescia
Temat: Miasta marzeń - Paryż. Rak i Mona Lisa
Miasta marzeń - Paryż. Rak i Mona Lisa
Mialem wielka przyjemnosc wyjechac na pol roku do Paryza w 1996
roku i bylo to dla mnie najbardziej inspirujace doswiadczenie w
zyciu! Majac 20 lat i chlonny umysl bylo mi dane ogladac Paryz i Ile
de France jako tetniaca metropolie z fantastyczna komunikacja
publiczna. Juz sama jazda autostrada z obserwacja lini kolejowej
duzych predkosci LGV Nord biegnacej wzdluz autostrady z pociagami-
tasmami jadacymi 300km/h jest powalajacy! Potem lotnisko Charles De
Gaulle z samolotem kolujacym nad autostrada i poznawanie obwodnicy
Tgv Paryza z polaczeniem lotniska i Eurodysneylendu i calego wezla
robi niesamowite wrazenie. Majstersztyk planistyki i logistyki i
dowod sprawnosci francuskiego sektora publicznego.Metro w Paryzu
jest dostepne prawie w kazdym miejscu ,nie ma kilku kwartalu ulic,
ktore nie mialy by blisko stacji metra.Do tego system szybkiej kolei
miejskiej RER z wielkimi dworcami-halami i kilku pietrowymi
kompleksami tuneli i stacji przecinajacych sie lini np: pod lukiem
triumfalnym.To wszystko jest dorobek 100 lat rozwoju konsekwentnego
infrastruktury i bez wzgledu na starosc czy zuzycie wizualne metra
jest to system nad ktorego sprawnoscia i wielkoscia i praca wielu
pokolen mozna sie tylko pochylic.
Paryz byl dla mnie rowniez wazny dla odczarowania magicznego mitu
Zachodu jako przestrzeni widzianej z perspektywy folderow
turystycznych i wymuskanych pocztowek.To teren zwyklego ludzkiego
zycia, ale o jakosci przestrzeni publicznej niespotykanej w
Polsce.Nie mniej jednak to w Paryzu wyleczylem sie z kompleksow ,bo
nagle uswiadomilem sobie potencjal Polski w warunkach w ktorych nasz
kraj bylby zarzadzany przez politykow o wizjonerskiej perspektywie a
nie o maluczkich typach, majacych male mozdzki, i chlapiacych sie
nawzajem miedzy soba pie...mi z gebami utrwalonymi w
samozadowoleniu z brakiem najmiejszej wrazliwosci i bystrosci na to
jak powinien wygladac kraj aspirujacy do wspolczesnej
cywilizacji.Brak polityki na miare wielkosci potencjalu Polski i
tego czym by ona byla gdyby nie tragiczne losy historii.
Jeest to wiec uleczenie kompleksow czesciowe ,bo majace swiadomosc
ciaglego tracenia szans i potencjalu w imie jednodniowej
polityki "elit".
Sam Paryz jest miastem ,ktore swoje piekno kryje w ciaglosci
architektonicznej zabudowy srodmiejskiej, ktora nasyca go takim
klimatem i taka tkanka architektoniczna, ze ilosc dzielnic o
niesamowitym klimacie i historii (Auteuil, Montparnase i wiele ,
Pasaze! wiele inych),z zacisznymi kwartalami ,gdzie nie slychac
tetna wielkiego miasta czy splendor Hausmanowskich kamienic w
dzielnicach prestizowych. Ilosc miejsc gdzie nasza wyobraznia lokuje
nasze marzenia by "tu zamieszkac" jest bardzo duza.Cudowna wyspa
Sw.Ludwika ,male uliczki (boczne!!!) Montmartre, szereg nieznanych
turystycznej stonce fantastycznych miejsc do poznania tylko przez
wytrwalych obserwatorow i piechurow. Swiadomosc ciaglosci
historycznej niesamowita i poczucie ,ze jest sie w miejscu, ktore
przez wiele lat stanowil centrum Zachodniej kultury i
cywilizacji.Park Buttes Chaumont, Zamek Villeneuf. W moim okresie
pobytu duza ilosc kolorowych nie przeszkadzala mi, byla kipiaca
egzotyka, chociaz obecnie sytuacja kolorowych jest na pewno duzo
gorsza i bezpieczenstwo miejsze. Ilosc terenow zdegradowanych,
zajetych na zlomowiska, smieciarnie, hurtownie,cala ta pulsujaca
techniczna czesc w ktorej miasto pierze swoje brudy tego jest
duzo ,ale to nie boli BO ILOSC cudownych miejsc, ktore rekompensuja
ta zdegradowna przestrzen jest wieksza i przyjmuje sie to jako
konieczny rachunek, ale tez uswiadamia,ze centra polskich miast
wygladaja jak przedmiascia Paryza, a przedmiescia jak zlomownie i
smietniska. Ale walec francuskiej biurokracji, ktora wciela w zycie
projekty i wzorce jest powalajacy (wplyw Hausmanna na swiadome
ksztaltowanie wygladu miasta,teoretyczne XVII i XVIII-sto wieczne
koncepcje dotyczace ulozenia przestrzeni miejskiej, to wszystko jest
dorobkiem bardzo swiadomej polityki planistycznej). Ploty i mapy
dzielnic ,ktore przechodza gruntowna przebudowe po to by obszary
zdegradowane wlaczyc do przestrzeni publicznej, te projekty i
konsekwencja dzialan rewitalizacyjnych to w porownaniu do Polski
kosmos. U nas chaos, chaos i chaos. ale wlasnie doswiadczenie takich
wzorcow na wlasnej skorze jest tym co powoduje u mnie rozdzwiek
pomiedzy potencjalem Polski a tym co z niego zostaje w praktyce w
wykonaniu politykow tandeciarzy i biurokracji stworzonej dla samej
siebie..
Temat: Kithira - czy kogoś ta wyspa interesuje?
Czesc !!!
Sorry, ale jakos mnie tak strasznie "zwiosnilo" i coraz czesciej udaje sie z
moim pajaczkiem w plener. Skusilem sie juz na pierwsze lody i lunch w tawernie
pod otwartym niebem. Krokusy juz dawno zakwitly, wszedzie wszystko sie zieleni
i wiatr atlantycki tez juz coraz czesciej przynosi z soba cieplo azorskie,
ptaki wrocily, krzewy wielkanocne sie zazolcily a slonce dzis zaszlo dopiero po
20 przez co jasno jest juz prawie do pol 9. Dlatego tez spedzam coraz mniej
czasu w sieci - szkoda tego piekna i nie chcialbym zeby mi cokolwiek umknelo.
Teraz do rzeczy - Peloponez
Gdy bylem tam pierwszy raz (1986) nie bylo jeszcze autostrady z Koryntu do
Tripoli w centrum polwyspu - istniala tylko waska kreta gorska droga.
Korynt ze swoimi kolumnami jest szczegolnie piekny przy zachodzie slonca,
imponujace wrazenie zrobil na mnie takze most i widok z niego na kanal
koryncki. W starozytnych Mikenach nie ma niestety juz zbyt wiele do ogladania,
za to w niedalekim Tirynsie ciekawosc moja zostala zaspokojona.
W Argos w takiej bocznej uliczce od rynku jadlem suvlaki jakich jeszcze nigdy i
nigdy pozniej juz nie jadlem (o rany ... ten zapach wegla drzewnego jeszcze
unosi sie w moich nozdrzach)
Pierwsza nowozytna stolica Grecji (po uwolnieniu sie z jarzma Imperium
Osmanskiego) to urocze miasteczko Navplio - z mala wysepka w zatoce i
dominujaca nad miastem twierdza - zamkiem. Bardzo chcialem zobaczyc ta twierdze
wieczorem - niestety otwarte bylo tylko do 18. Trzeba sie bylo tam wspiac po
bardzo, bardzo licznych schodach do gory. Gdy dotarlem tam (na gore) z moja
partnerka podrozy i okazalo sie, ze jest zamkniete - nie bylem w stanie ukryc
mojego rozczarowania. I Wyobraz sobie, ze nie umknelo to uwadze dozorcy /
straznika - i ... oczywiscie wpuscil nas - dlugo lazilismy po tych murach i
podziwialismy zachod slonca.
Sparta - tu niestety nic juz nie ma ze wspanialej niegdys przeszlosci. Ale za
to pobliska "bizantyjska" Mistra to prawdziwa bomba !!! To kompletnie zachowane
miasteczko bizantyjskie z originalnymi domkami i kosciolkami - na prawde mozna
spacerowac tam godzinami - cale szczescie, ze jest juz pod ochrona. Niesamowite
wrazenie wywarla na mnie takze polozona na poludniowym wschodzie Monemwasia z
kretymi i waziutkimi uliczkami - do tego jeszcze ten fantastyczny widok na
morze (porownywalny chyba tylko do tego w Bonifacio na Korsyce i do tego z
mojego dawnego gdanskiego okna) Jadac dalej w kierunku Kalamaty bylo coraz
bardziej widac pozostalosci po straszliwym trzesieniu ziemi, ktore wtedy
nawiedzilo Kalamate i poludniowy Peloponez - popekane drogi, zwalone domy,
mosty i drzewa. Wszedzie wojskowe namioty takze w Kalamacie (ok. 50tys
mieszkancow) ktora wydawala mi sie wtedy miastem namiotow. Turystow tu raczej
wtedy nie mozna bylo znalezc (ograniczali sie do trasy klasycznej + ewentualnie
Olimpii) Plaza nad Zatoka Messenska byla oczawiscie fantastyczna i pusta bez
zadnych turystow hotelowych. O Olimpiie nie bede pislal - to juz wlasciwie
standard. Jako cos bardzo fajnego okazala sie takze podroz stara ciuchcia
zebata z Diakofto do Kalawrity (jezeli to cudenko jeszcze jezdzi - to
koniecznie polecam / porownywalne chyba tylko do przedpotopowych tramwaji w
Lizbonie)
Gorzysty, wypalony Peloponez na pewno nie jest zbyt laskawy dla swoich
mieszkancow - jednak mieszkancy byli bardzo zyczliwi.
W nastepnych latach gdy odwiedzalem Peloponez zauwazalem ciagle zwiekszajacy
sie wplyw "Unifikacji Europejskiej" i wzrost "zdobyczy" cywilizacyjnych a
szczegolnie postepy w budowie autostrad i drog szybkiego ruchu - poprzez co
oczywiscie takze rozwoj masowej i tzw. zorganizowanej turystyki. Ale napewno
miejsca takie jak Navplio, Monemwasia i Kalavrita utrzymaly i utrzymaja swoj
urok.
No nic ide spac - jutro / dzis tez jest przeciez dzien. Wieczorem skrobne cos o
Sythonii, Athosie i Eubeii
pozdrowienia
Alfisti
Brescia - Roma - Brescia
Temat: Vin Santo del Chianti Classico
morelino napisał:
> Gość portalu: laik napisał(a):
>
> > Brolio Barone Ricasoli 1995. Czy to wino nadaje się do dalszego
> > przechowywania? Proszę o kilka słów nt. wina i jego producenta.
>
> Nie bardzo rozumiem.Jeżeli to słodkie vin santo to może leżeć i czekać na
dobre
Nie wdając się zbytnio w szczególy:
Chodzi o Vin Santo (del) Chianti Classico DOC. W dobrym wydaniu to słodkie wino
z podsuszanych gron, robione w dość specyficzny sposób. Grona zbierane są
możliwie późno, kiście wieszane pionowo w suszarniach by potem, po paru
miesiącach, z wyciśniętego soku o bardzo dużej zawartości cukru fermentować
nawet kilka lat (tradycyjnie na strychach "vinsantaia" w małych beczułkach
nawet 10 lat) z pozostawioną tzw. "matką" - gęstym osadem pozostałym z
poprzednich roczników. Bywa potem starzone w "barrique", ale to już zależy od
poszczególnych producentów. Bazą do tych win jest Trebbiano Tosacno i Malvasia
di Toscana, czasem dodawane są tradycyjne, toskańskie grona czerwone w
niewielkich ilościach (max. do 30%, nie zmienia to koloru wina, które pozostaje
białe albo raczej bursztynowe). Producenci traktujący poważnie swoje Vin Santo
rezygnują najczęściej z Trebbiano na rzecz Malvasia, która jest aromatycznym
gronem o intensywnie morelowym aromacie wpadającym często wręcz w klimaty
wermutu, jeśli przefermentuje je się "na wytrawno". Malvasia ma poza tym
znacznie wyższą kwasowość co daje w Vina Santo ciekawszy efekt. Przy okazji
polecam na aperitif mocno schłodzone frizzante zrobione z Malvasia przez
fabrykę Cavicchioli z Emilia-Romania (około 20 zł) - podobne od innych
producentów z różnych regionów Włoch.
Vin Santo w dobrym wydaniu i roczniku (a 1995 Castello di Brolio do takich
należy i reprezentuje frakcję "modernistyczną" używającą "barrique" do
starzenia) przechowywane w dobrych warunakach jest niezwykle długowieczne. Dużo
cukru, alkohol często około 16% i dość częste utlenienie (w różnycm stopniu u
różnych producentów) powoduje, że nie straszne mu całe dziesięciolecia
oczekiwania.
Trzeba pamiętać, że oprócz takich ekskluzywnyach produktów od renowmowanych
producentów, powstaje masa beznadziejnych, dosładzanych i często wzmacnianych
destylatem win noszących na etykeicie także napis Vin Santo i pochodzących z
Toskanii, czasem nawet od całkiem sznowanych producentów. Niestety najczęściej
to cena ujawni nam z jakim winam mamy do czynienia - za solidne Vin Santo, za
but. 0,375 lub 0,5 litra zapłacimy zwykle od 15€ wzwyż. W wypadku
tych "prawdziwych" Vin Santo (które zawsze będą winem rocznikowym, co nie
zawsze ma miejsce w wypadku tych "imitacji") na rynku zwykle najmłodszymi
rocznikami będą takie sprzed 6-10 lat, co wynika z opisanej wyżej metody
produkcji.
W najlepszych wydaniach, mimo różnic w charakterze i aromatach, Vin Santo
dorównuje najlepszym winom tego typu na świecie jak choćby Tokaje "szóstki" czy
Sauternes. Do tego często bywa tańsze. Ponieważ już nie mam, więc śmiało mogę
zareklamować fantastyczne Vin Santo Chianti Classico 1997 od Felsina, które
za 0,5 litra kosztowało w Polsce około 80 zł.
> Jeżeli chianti classico Castello di Brolio to moim zdaniem należy otworzyć tą
> butelkę -11letnie Castello di Brolio chianti classico to riserva i ciekawe
> wyzwanie.
Piłem 1995 Chianti Classico Castello di Brolio. Na pewno przetrwa jeszcze
jakiś, wcale nie taki krótki czas, choć czy coś jeszcze rozwinie, tego nie
potrafię powiedzieć. Sporo nadal wyczuwalnej beczki sugeruje raczej, że tracić
będzie owoc a goryczka z dębu już pozostanie. Zaznaczam, że tylko "gdybam".
> Castello di Brolio to piękny zamek a jego właściciele wiernii Florencji
przez
> wieki mimo,że stąd do Sienny znacznie bliżej.
Myślę, że wierni już od dawna to oni są Sydney albo Melbourne! ;-)))
> W chwili obecnej odczuwa się
> amerykańskie tendencje, ale dają dobre upusty.
Australijskie, australijskie... od dość dawna to Austarlijczycy są w posiadaniu
tej historycznej posiadłości. Wina, moim zdaniem, ostatnio obniżyły loty choć
nie łączę tego ze zmianą właściciela.
> Rzeczywiście niezłe
> chianti,świetna oliwa.
Z tym bym dyskutował, oliwa droga a prezentuje raczej średni poziom Toskański,
podobnie zresztą jak oliwa od Tenuta San Guido (Sassicaia) - też drogo a bardzo
średnio.
Temat: Hiszpania;Majorka;Hotel Club Maria Eugenia
Dzięki Bogu nie codziennie, czasem krócej po interwencji policji :)
Ceny , które pamiętam, w zależności od tego czy mały sklepik czy supermarket-
woda- 0,5-1 E, 2 l cola- 1,5-2,5, lody- gałka- 2x wieksza od naszych i Grycan
może się schować- 1,5 E, ale taniej przy większej ilości :), bacardi- 1,5 E,
wino- 2- wzwyż. To kupowaliśmy. Owoców było full w hotelu- na śniadanie i
obiad, więc nawet nie kupowaliśmy i nie orientuję się jakie były ceny-
pomarańcze, jabłka, brzoskwinie, nektarynki i śliwki spokojnie mozna brać "na
wynos". Z obiadami sytuacja jak wyżej, ale ceny "na mieście" od kilku do
kilkunastu E. Zszokowała mnie tylko cena kebabu u Turka w Pollency- 5,5 E, ale
wiadomo, że ceny w małych miasteczkach i turystycznych ośrodkach się różnią .
Na Majorce byłam pierwszy raz i wrażenia baaaardzo pozytywne.
Porto Cristo jest rzeczywiście blisko, ale my jak wcześniej pisałam
wypozyczyliśmy skuter, więc pojechaliśmy tam oczywiście na skuterze. Nie radzę
iść piechotą, ponieważ- żeby dojść do głównej drogi trzeba dodatkowo doliczyć 2-
3 km. , brak jest poboczy dla pieszych- jest jezdnia i murki lub siatka, poza
tym szkoda czasu i energii na "spacer" w takim upale. Wstęp ok. 9 E, jaskinie
Smocze piękne- szczególnie gdy gasną światła, zaczyna grać na żywo muzyczka ,
mozna też przepłynąć kawałek po jeziorze. Jedyna wada dla mnie, to że chodzi
sie z tłumem 300 osób i jest mało kameralnie. Ale polecam. Polecam też dla
porównania dalej na pn- jaskinie d`Arta- wstęp w podobnej cenie, grupy kilku-
kilkunastu osobowe, przewodniczka w jęz- francuskim, niemieckim, angielskim,
też odbywa się tu koncert ze światełkami, formacje stalaktytowo- stalagmitowe
ptrzepipękne, brak jeziora- ale mozna fotografować i filmować, w
przeciwieństwie do jakiń smoczych. Udało nam się objechać kawał wyspy- prawie
całą.
Polecam prócz standartów wycieczkowych typu Formentor, Soller, Sa Colobra z
wąwozem, Valdemossa, Deia, Palma, poszwędać się tam gdzie jest niewielu
turystów- Cap de Ses Salines- najbardzie wysunięty koniec wyspy na pd- wsch. ,
Botanicactus- fantastyczna kolekcja kaktusów z całego świata, talayotle w
Capacorb Vell, plażę Es Trenc, na pn - wsch Capdepera- przylądek , miasteczko z
zamkiem, Arta- piękne miasteczko z katedrą i Sanktuarium San Salvador,
miasteczko Felanitx i Sanktuarium San Salvador- widoczne z okien hotelu ze
wspaniałymi widokami na kawał wyspy, na pn- Alcudia i plaża w zatoce,
miasteczka "po drodze" pełne uroku z urokliwą architekturą- np Sineu czy Petra-
gdzie są pamiątki po założycielu San Francisco i Los Angeles, To tylko niektore
miejsca, które udało nam sie zobaczyć :) A propos Son Amar- czyli o ile dobrze
rozumiem chodzi Ci o wieczór hiszpański- teoretycznie w katalogu Itaki podają
że jest tam organizowany fakultet, w rzeczywistości Itaka organizuje wycieczki
do Palmy, na Formentor, Soller + Sa Colobra, w strasznych cenach, czego nie
polecam- tylko na własna rękę. Jeśli chcecie pooglądać jakieś przedstawienia z
flamenco- odbywają się w czasie wieczornych występów w hotelu- ale są na marnym
poziomie. Pozdrawiam i w razie jakichś pytań chętnie odpowiem.
Temat: Fredzio na wulkanie II
Fredzio na wulkanie II
„24.09. Na ostatnim odcinku wczorajszej drogi co kilkaset metrów stały
straszaki: czarne sylwetki ludzików z ogromnym czerwonym sercem przebitym
linią drogową i napisem „J’avis 5 – 13 – 18 - 65 - 58 ans”, przy czym
szczególnie przygnębiające było jedno miejsce, gdzie stało takich straszaków
7 czy 8 z napisami 18 i 19 lat (wypadek masowy ?). Nie pisałem dotychczas o
pogodzie, bo po za dwoma przelotnymi deszczami, cały czas mieliśmy słońce i
25 - 29 ° C. Wczoraj trochę się chmurzyło, rano było chłodno, trochę chmur, a
gdy zbliżyliśmy się do Owerni, nad interesującymi nas górami zawisła chmura
zasłaniająca ich szczyty. Dziś rano gór w ogóle nie było widać (a
przyjechaliśmy tu dla Puy-de-Dôme), więc zrezygnowani pojechaliśmy do Orcival
i rzeczywiście miasteczko „mediaval” – cacko, wypieszczone, mnóstwo hoteli,
restauracji i sklepów z pamiątkami, duża, wspaniała romańska bazylika z
mnóstwem półrotund, przybudówek itp., wewnątrz kopuła apsydy oparta na
półkolu kolumn, kolumny podtrzymujące sklepienie nawy o porządku korynckim
(rzymski odzysk?), między nawami górą arkadki, nad apsydą też. Na ołtarzu
posąg Czarnej Madonny z Bambinem (a co by innego?) wysokości około 60 cm,
chyba emaliowany odlew z brązu*. Duża i bardzo wysoka krypta. W drodze
powrotnej skręciliśmy za drogowskazami do prywatnego zamku Cordèz w piękną,
również prywatną, drogę przechodzącą we wspaniałą aleję starych buków. Mały
parking pod murowanym ogrodzeniem i zamkniętą bramą, na bocznej furtce napis
w kilku językach, żeby dzwonić, Wojtek dzwoni, przez domofon dowiaduje się,
że o tej porze (11.45) można zwiedzić tylko ogród, na co zgadzamy się, drzwi
otwierają się i idziemy pod zamek – okazały i zadbany, potem zwiedzamy
ogrody, wypielęgnowane, w stylu francuskim. W międzyczasie wypogodziło się na
tyle, że zdecydowaliśmy się na jazdę na Puy, co prawda mamy tu pozostać dwa
dni, ale boimy się o jutrzejszą pogodę: dziś, co prawda snują się chmury, ale
zasłaniają interesujący nas szczyt tylko chwilami. Jedziemy do bramki przed
płatną drogą, Wojtek każe przygotować 23.- €, bo tak wyczytał na przydrożnej
tablicy, ale przy okienku kasowym okazuje się, że płacimy tylko 4,50, a tamta
stawka dotyczy autobusów, no i jesteśmy o 19.- € do przodu! Jedzie się stromą
(13 %) spiralnie oplatającą stożkowatą górę (były wulkan**) drogą, piękne
widoki na okolicę, na górze stajemy obok pawilonu z restauracją, biurem
turystycznym itp.. Po wyjściu z samochodu stwierdzamy, że jest tu bardzo
zimno, trzeba pod polary ubrać kurtki. Za to widoki fantastyczne: widać cały
okoliczny świat, a w szczególności rzędy różnej wielkości stożków
wulkanicznych, teraz wszystkie zielone i takie jakieś (tu nasuwa mi się słowo
z jakiegoś humorystycznego rosyjskiego opowiadania : łochmate). Od czasu do
czasu ogarnia nas chmura, ale tylko na parę minut, tak nawet jest ciekawiej,
a nieco surrealistyczny zespół anten na samym szczycie, z ruinami świątyni
Merkurego u stóp, wygląda wtedy wręcz całkiem surrealistycznie. Śniadanie
zjadamy w specjalnej sali biwakowej pełnej rozwrzeszczanej młodzieży
francuskiej, nad którą panuje jednak nauczyciel tak skutecznie, że nawet
sprzątają po sobie. Kawę pijemy w bufecie restauracyjnym i idziemy do
informacji turystycznej po radę, co zrobić z resztą dnia.” Cdn (już nie dużo)
Temat: Zagraniczna lista płac
> Nie placze!!!
Cale szczescie ;-)))
> Ja nie placze, ze mnie zle, tylko zwracalam uwage, ze podaja
> ludzie przychody brutto, bez pokazania kosztow zycia tutaj.
> Daja im zludzenia, bez podawania faktow.
Z tym , ze brutto jest bardziej miarodajne chyba. Jak inaczej np. porownac
zarobki pracownika samotnego i tego , ktory ma na utrzymaniu 12 dzieci i otyla
zone?
>
> A co do tego ubezpieczenia i emerytury:
> Jest to 3 moja praca w tym kraju:
> Moj pracodawca nigdy nie placil mojej emerytury
> (w najlepszym przypadku doplacal 3% do moich 10-15% ktore sama
> odkladalam).
It sucks
> A co do mojej stawki ubezpieczen potracanej z 2 tygodniowego
> czeku wahala sie ona pomiedzy $120 do $180.
> (I to bylo juz po tym jak moj pracodawca doplacil)
It sucks.
>
> >Przypuszczam, ze prace
> > w National Cancer Institute mozesz miec tak dlugo, jak sobie
> zazyczysz, wiec
> > wyobraz sobir, co czuja ludzie w Polsce, widzac "lecace
> wookolo glowy" kazdego
> > dnia ??
>
> Tez bym tak chciala, ale jest to praca na okres czasowy
> tym razem na dwa lata. I bardzo mi przykro ale w ciagu ostatnich
> 2 lat "stracilam" prace dwa razy.
> Za pierwszym razem dyrektor labu odszedl i wyrzucono 29 osob z
> pracy z 3 miesiecznym wypowiedzeniem (po 8 latach pracy w tym
> samym miejscu.
Ja raz wylecialem po 5...wrocilem z wakacji w Polsce, zapytali, jak bylo na
wakacjach i powiedzieli, bym nie manipulowal przy zamku do mojego pokoju, bo
zamki juz wymienione i tam jest teraz magazyn. To samo spotkalo 50% skladu...
> Drugi raz po 18 miesiacach firma zrobila reorganizacje.
> Wyrzucono z pracy 35 osob, pomimo wczesniejszego potwierdzenia,
> ze firma nie ma planow reorganizacji na kolejne 4 miesiace.
> 3 dni pozniej wreczono nam listy informujace nas, ze juz nie
> mamy pracy i ze mozemy sie umowic na 30 min spotkanie aby
> odebrac nasze rzeczy osobiste.
> Znalezienie nastepnej pracy zajelo mi 4 miesiace
> (zasilek dla bezrobotnych stanowil 23% moich wczesniejszych
> zarobkow).
M NY unemployment to polowa zarobku brutto, max 405 dol/ tydzien. Mozna brac
przez 26 tygodni, a aktualnie przedluzono to do 39.
Moze powinnas/-nniscie poszukac pracy w NY State? ( Serio!)
>
> > I pamietaj, ze zawsze trawa jest zielensza po drugiej stronie
> plotu- uwazasz,
> > ze w Polsce powodzilo by sie tobie lepiej?
>
> Nie uwazam tego bylo by mi lepiej, dlatego mieszkam w tym kraju.
I slusznie , cha, cha !!!
>
> Ale nie lubie tez kiedy ludziom opowiada sie rzeczy i rozbudza
> iluzje, ktore nie maja pokrycia w rzeczywistosci.
> Nikt w Polsce nie chce mi wierzyc, ze mam tylko
> 2 tygodnie urlopu, po tylu latach w tym kraju.
To chyba "norma"..
Ja lapie sie na tym, ze nie rozumiem wielu spraw w Polsce. Piekne domy, nowe
samochody, fura, skora i komora. A przy tym wieczne narzekanie, 20% bezrobocie
i ubostwo (?)
> Nikt nie rozumial mojego meza jadacego z gipsem do pracy.
> No jak to nie miales 2 miesiecy chorobowego.
>
Po prostu "nie idzie" sie zrozumiec ;-))
> Prosze piszcie wszystkie fakty, a nie tylko dajace iluzje
> tego kraju.
Dokladnie to samo dotyczy piszacych z/ o Polsce, prawda ?
> Niektorzy czuja sie tutaj fantastycznie sprzatajac domy i
> pracujac na budowach (oczywiscie na czarno) latami,
> bez ubezpieczen i odkladania na emeryture.
Powodzenia dla tych ludzi, bo nie wiedza co czynia ;-))
> Pozdrowienia
.. i milego weekendu zycze !
>
>
>
Temat: Zagadki literackie - reaktywacja ;-)
Zagadki literackie - reaktywacja ;-)
Moja córka odgadła fantastycznie, oczywiście od niej wymagałam tylko tytuły
nie autorów - a wy spróbujcie podać pełne dane :-)
10 fragmentów z książek 9 autorów, bardzo starych i całkiem nowych. Zgadujcie
podając odpowiedni fragment lub zachowując kolejność, powodzenia!
"Król i królowa postanowili jeszcze zasięgnąć rady owego uczonego astrologa,
lecz gdy szli ku schodom, uczuli, że ich także nieprzezwyciężona senność
napada. Król zaniepokojony obejrzał się i z podziwieniem ujrzał, że damy
dworskie, panowie i straże otaczające łoże królewny posnęli. Duży Brązowy
Zając ułożył Małego na posłaniu z liści. Pochylił się nad nim i pocałował go
na dobranoc. Następnego dnia obudziły go śmiechy i tupanie. Otworzył oczy. Był
szary, wczesny poranek. Rybce bardzo chciało się spać, ale spać nie mógł, bo
przeszkadzały mu hałasy za drzwiami. Wstał więc i wyjrzał z pokoju. Zobaczył
coś takiego, że musiał przetrzeć oczy, by się upewnić, że nie śpi. Zobaczył
przez okno kobietę. Gotowała coś w wielkim czarnym kotle, dokładnie takim jak
w książce. To musi być czarownica!
Herbert zbliżył się do okna.
- Zobacz, widać stąd dom Nymanów - mówi.
- Tak, ładny dom mają ci Nymanowie - powiada pani Berg. - I ogród ładny.
Lotta pokazuje język żółtemu domowi, w którym mieszkają Nymanowie. Dość, że w
końcu pokłóciła się z Sową i powiedziała jej, że jej dom jest wilgotną, brudną
Ruderą i że był już czas najwyższy, żeby się wywalił.
- Proszę tylko spojrzeć na te okropne gniazda muchomorów, o tam, w rogu.
Więc Sowa spojrzała w dół trochę zdziwiona, bo nic o tym nie wiedziała. Tu-Tu
odleciała i w niespełna pół godziny wróciła w towarzystwie drugiej sowy,
wyglądającej jak jej sobowtór.
Ustawiono po obu stronach sceny krzesła, aby ptaki mogły dosięgnąć do ram, i
sowy zaczęły się ćwiczyć w rolach lokajów. Kret wziął do pyska kawałek
próchna, które świeciło w ciemnościach, szedł przodem i świecił im w długim
ciemnym korytarzu. Gdy przyszli do miejsca, gdzie leżał martwy ptak, kret
wparł swój szeroki nos w powałę i rozrzucał ziemię, dopóki nie zrobił otworu
dużego, przez który przeświecało światło. Po jakimś czasie spostrzegł, że
między drzewami prześwituje mur. Tu i ówdzie był wyszczerbiony, lecz nadal
pozostał jeszcze bardzo wysoki. Żelazna furtka zardzewiała i Paszczak z
trudnością otworzył zamek.
Wreszcie wszedł i zamknął furtkę za sobą. Przyszedł i od razu zaczął. Tak. Od
pierwszego dnia. Stłukł Wioletkę, bo pani ustawiła go z Wioletką w parze..."
-3 2 1 start!-
A tu są moje dzieci:
forum.gazeta.pl/forum/72,2.html?f=621&w=6254638&v=2&s=0
Temat: Rumunia sierpień 2008
CD Relacji
Dzień IX
Dzisaj wycieczka się rozdziela. Ja z Anią, Igorem i Kubą jedziemy
zwiedzać najpiękniejsze warowne koscioły. Leszek i Agnieszka jadą na
romantyczną wyprawe w góry do słynnego górskiego kurortu Paltinis
(ok. 30 km. na południe od Sybina) gdzie mają zamiar zdobyć szczyt
Oncesti.
Norbert i Marcin są jacyś przemęczeni i na razie zostają w Saliste.
Po południu zamierzają jechać do Sybina i poimprezować.
Jedziemy zatem w czwórkę do Biertanu.
W Sybinie skręcamy na północ i kierujemy sie na Medias i Sihgisoarę.
Droga jak to w Rumunii bardzo malownicza, wszędzie raz większe raz
mniejsze góry, pełno soczystej zieleni,sady owocowe, pogoda jest
bardzo ładna. Na zboczach gór charakterystyczne tarasy,ale nie
widzimy aby na nich coś uprawiano. Zastanawiamy się czy są stworzone
przez człowieka, czy może naturalne?
Przejeżdżamy przez wioski i miasteczka wyrażnie biedniejsze niż w
okolicach Sybina i Saliste. W niemal każdej duży gotycki, często
warowny kosciół. Droga bardzo dobra chociaż to tylko droga
wojewódzka.
Przebijamy się przez Medias i i po jakichś 35 kilometrach (od
Sybina 86) zjeżdżamy na droge wiejską ale całkiem przyzwoitą i
bardzo atrakcyjną widokowo do Biertanu. Już z daleka widać położoną
na górze masywną bryłe uchodżacego za najpiękniejszy w Transylwanii
koscioła warownego, wpisanego na liste zabytków klasy zerowej
Unesco.W czasie wojny takie kościoły były używane jako twierdze. Ten
w Biertanie ponoć nigdy nie został zdobyty
Cały Biertan to bardzo malownicze i ładniutkie ni to miasto ni
wioska. W centrum pod kosciołem zabudowa miasteczkowa ale poza
centrum wiejska.
Jest dosyc gwarno sporo turystów
Kosciół robi ogromne wrażenie. Wysoko położony, potężny otoczony
trzema liniami murów, z kilkoma szpiczastymi wierzami podobnie jak
zamek w Hunedoarze przywodzi a myśl budowlę z opowieści fantasy. Za
drobną opłatą wchodzimy do środka po zadaszonych schodach. W środku
jak na świątynie protestancka jest zupełnie ładny. Właśnie jest
jakaś wycieczka z Włoch. Rumuński przewodnik mówi zupełnie
niewyraźnie i cicho, tak że nic do mnie nie dociera. Trzy po trzy
rozumiem za to włoskie tłumaczenie. mowa jest o mniejscowych
zwyczajch weselnych i małżenskim, i o tym że wywieszone na ścianach
zamku - koscioła dywany to vota przywożone przez kupców z wypraw
handlowych do Turcji i na Bliski Wschód.
Jakiś Italiono robi ukradkowe zdjęcie Anii.
Wychodząc z kościoła spotykamy rodaków z Pomorza, którzy przyjechali
terenowym Landroverem z Maramuresu, Gór Rodniańskich i Bukowiny.
Dziwne bo to jedynii Polacy jakich spotkalismy,a z róznych relacji
wynika że na ogół spotyka się sporo turystów z Polski.
Obfotografowujemy jeszcze kosciół z zewnątrz. Igor i Kuba kupują
sobie lody. Stwierdzają ,że są niedobre i Igor je wyrzuca ale Kuba
zjada całe.
Odjeżdżamyu z Biertanu i kierujemy się na Medias. Po drodze
zatrzymujemy przy ustawionych stoiskach gdzie Cyganie oferują swoje
rozmaite wyroby kotlarskie itp.
Sprzedawane przez nich rzeczy są bardzo ładne ale ceny nie małe.
Trzeba się potargować. W efekcie tych targów kupuje za w
przeliczeniu 50 zł początkowo kosztujący 70 zł ...właściwie nie do
końca wiem co to jest i do czego służy ale jest bardzo ładne.
Cyganie są bardzo sympatyczni. Po zakończeniu transakcji zjawia sie
nagle Cyganka z małym chłopczykiem i proszą abym coś dał dla
dzieciaka. Chętnie bym dał ale nie mam akurat żadnego batonika ani
cukierków ani drobnych. A Cyganie mówią (o ile ich dobrze
zrozumiałem, czego nie jestem całkiem pewien) abym dał dla dzieciaka
100 lei. Na taką propozycje pędem uciekam do samochodu. Cygan leci
za mną, robi wrażenie skrzywdzonego i smutnego, że nic nie
dostał "pentru copilul" (dla synka). Szybko odjeżdżamy bo nie
całkiem wiem o co im chodziło.
musze jednak przyznac , że trochę mi żal tych Cyganów i ze nie dałem
nic dla dzieciaka. Chyba jednak nie mieli żadnych złych zamiarów.Jak
następnym razem będe w Rumunii będe nosił przy sobie dyżurne batoniki
Temat: Wasze osiemnastki
Witam!No więc po kolei o osiemnastce mojej i serdecznego kumpla, bo robilismy
ja wspólnie:
1. miejsce to była podmiejska remiza strażacka, specjalnego wystroju nie byo bo
tydzień wczesniej odbywało się tam jakieś weselicho, więc zostawilismy
dekoracje wraz z napisem Szczęść Boże Młodej Parze
2. na imprezie było sporo ludzi, bo i miejsca dużo, nie pamietam dokładnie ale
lekko licząc to było chyba z 70 osób, znaczna część to wspólni znajomi;
zapraszalismy ich osobiście, wydrukowalismy takie śmieszne zaproszenia, razem z
miejscem spotkania i godzina odjazdu autobusu z centrum (zabawnie to wyglądało
potem- jak jakś wycieczka, zbiórka o ustalonej porze itp.)
3. impreza nie kosztowała nas zbyt wiele, gdyż salę mieliśmy za darmo po
znajomości, jedyne co, to wydatek na piwo, pączki i drobne przegryzki,
żadnego jedzenia typu ciepłe dania nie było z racji dużej ilości osób i tu od
razu odp. na punkt 4, nasze mamy upiekły ogromny tort, który pokrojony został
uroczyście o północy tuz po tradycyjnym pasowaniu i podrzucaniu
5. w sumie to się nie zabezpieczalismy specjalnie, w okolicy jest komisariat
ale chipsy zostały uprzedzone lojalnie o osiemnastce, ale i tak nie było
potrzeby interwencji
6. alkohol kupiony przez nas to było kilka zgrzewek piwa i beczka piwka
sprezentowana przez kilku znajomych, oprócz tego goście zaopatrzeni byłi w
indywidualne dopalacze, ze środków wspomagających było ziele ale w rozsądnych
ilościach nie zagrażających dobrej zabawie...
7. małym problemem okazało sie dwóch kolegów, którzy dość wcześnie sie
sformatowali, a że rosłe z nich chłopaki, to ciężko było ich usunąć w
bezpeiczne miejsce, nie rozrabiali jednka tylko potulnie zasnęli na zapleczu;
szkody- drewniana ława roztrzaskała się pod cięzarem kilkunastu osób, które
pozowały do zdjęcia, zamek w drzwiach do łazienki, który po imprzeie
naprawiliśmy, dekoracja sie uszkodziła ale to akurat nie był wielki problem;
poza tym to trochę sprzątania było juz po imprezie, ale wyznaczylismy "dyzury"
jeszcze przed cała zabawą i wszyscy wywiązali się z umowy bezbłędnie.
Drastycznych akcji typu bójka, kradzież, gwałt nie było; haftowało dwóch
wspomnianych kolegów, ale grzecznie na podwórku pod okiem swoich dziewczyn
8. muzyka to był ważny element zabawy, a że jeden z zaprzyjaźnionych kolegów od
lat wielu zajmuje się didżejowaniem (obecnie jest jednym z bardziej znanych
dzidżejów w Polsce, gra równiez w Niemczech i Holandii), to w ramach prezentu
zajął się oprawą muzyczną i fantastycznie to wyszło. Sprzęt miał swój,
stroboskopy i ultrafiolet oraz kolorofony przyniósł inny kolega.
9. co do rad, hmm, od mojej osiemnastki minęło juz 7 lat, byłam na wielu
podobnych imprezach, wydaje mi sie, że ludzie bawią sie teraz nieco inaczej;
moim zdaniem dobór gości jest ważny, im bliżsi znajomi tym lepiej, nalezy
uniknąć zapraszania osób typu 'kolega kolegi z bloku koleżanki' tylko po to, by
móc się potem pochwalić dużą imprezą. Dobór muzyki też jest istotny-wiemy z kim
się bawimy i przy czym najlepiej się bawimy, unikniemy w ten sposób sytuacji,
że połowa zaproszonych osób grzebie przy płytach i grymasi...Co do miejsca-
zależy kogo na co stać:zarówno zabawa w mieszkaniu jak i wypasionym klubie może
okazać się dobrym miejscem albo totalną klapą.
Nic więcej mi do głowy nie przychodzi w tym momencie. Ale wątek fajny,
powspominałam sobie trochę..
Pozdrawiam!
Temat: Dwoje na huśtawce
Dwoje na huśtawce
Czy Wy jesteście tylko samodzielne, czy również same? Ja jestem sama. Od ojca
mojego dziecka odchodziłam kilka razy. Powód ogólnie ten sam - na początku
był cudowny i miał ułańską fantazję, poza tym potrzebował mnie bo mu się w
pracy nóżka powinęła. Nigdy nie czułam wsparcia, nigdy nie mogłam poczuć w
nim przyjaciela. Taka fascynacja, jak narkotykiem. Zawsze czułam się
dojrzalsza, a gdy przyszło dziecko okazało się że naprawdę jestem. On ma już
za sobą jedno małżeństwo - z żoną rozeszli się dokładnie w tym samym wieku
dziecka (niecałe 2 latka). Już będąc ze mną po szczeniacku odgrażal się w
mojej obecności, że skoro jej najbardziej zależy na jego kontaktach z
dzieckiem, to za walkę o alimenty on ukarze ją milczeniem. Podłość, którą
wybaczyłam, ale nie zapomniałam. Potem on stanął na nogi, dobra praca itp. Ja
zrezygnowałam z pracy, aby zostać z dzieckiem. I zaczęło sie - łatwo było mu
brać pieniądze, z dawaniem trudniej. Nas też karał tym, że siedzial dłużej w
pracy. Nie mogłam już słuchać jak moja córunia nasłuchiwała z nadzieją jego
kroków. Wyprowadziłam się, nawet dwa razy, teraz już ostatecznie. On
przyjeżdża, zajmuje się naszą córką, pomaga mi i mówi o miłości, o tym, że
nie wiedzieć dlaczego on też czuł się upokarzany. Gdy przyjeżdża
fantastycznie zajmuje się córką, dzwoni do nas często, rozmawia z nią przez
telefon. Ale kwestia finansowa nadal pozostaje trudnym tematem. Ja mam bardzo
ciężką sytuację, o czym on wie. On zarabia bardzo dobrze, nie umie jedynie
gospodarować pieniędzmi (na pierwsze dziecko nie płaci). Gdy mu tłumaczę że
pora aby coś przysłał, on tłumaczy z pretensją że nie miał możliwości itp.
Każda próba wytłumaczenia mu, że bywają dni że mnie burczy w brzuchu bo
dziecko musi jeść kończy sie "taką drogę sobie wybrałaś" - w sensie że
prowadzę mało dochodową działalność. A dziś gdy mu powiedziałam, czy
zastanawia się skąd ja biorę pieniądze na jedzenie dla dziecka, rzucił że wie
co ma robić w kwestii urlopu (miał przyjechać na tydzień, zająć się małą,
abym ja na chwilę "odpoczęła biorąc się za pracę". Wkurza mnie to a
jednocześnie wiem, jak mała go kocha, wiem, że on na swój sposób "ale tylko
na swój sposób, nie inaczej" - kocha mnie, wiem, że bardzo kocha ją (a może
kocha tylko to że jest taka mądra - wyjątkowo!! - i śliczna, ze wzbudza
ogólne ochy i achy). On chce abyśmy razem byli (ja pewnie musiałabym
być "grzeczna"). Jestem po prostu głupia. Nie wiem co robić. Czy iść do sądu
i narazić córkę na jego obrażenie się, czy znosić te co miesięczne rozmowy po
których następuje "wypłata", a może z nim być, żeby dziecko miało swego
ukochanego tatę? Nie wiem, mnie nie zależy, jakbym wycofała sie z życia, nie
chcę faceta w ogóle. Jestem tylko naprawdę sama, bo moja mama - szkoda gadać,
też kolejny temat, ale też bardzo kocha moje dziecko i też spotkania z nią
doprowadzają mnie do szału. Jej pomoc wyszła mi bokiem i jeszcze długo będzie
mi ją wypominać. Jestem sama do bólu. Dziś porwałam na sobie spodnie
(markowe, z dobrych czasów). Dlaczego? Dlatego że zamek nie chciał się
zapiąć, zaciął się palant. To je porwałam. Rwałam, rwałam i ryczałam i
żałowałam że bardziej nie mam siły ich podrzeć. Nawet ich nie żałuję. Mam
dość tej huśtawki a jednocześnie wiem, ze przegrałam. Tak wiele przegrałam. A
najgorsze, że nie ja ponoszę tego skutki. Jestem właściwie bez rodziny i to
samo zafundowałam córce. Czy Wy macie już takie dylematy za sobą? Jakie
skutki przyniosło to w efekcie w życiu Waszych dzieci? Robiłam wszystko aby
nie okaleczyć jej emocjonalnie, pamiętając ból mojego dzieciństwa. Dlatego
tak mnie boli ta porażka i teraz nie wierzę żadnej swojej decyzji. Zrobię
wszystko byleby tylko ona była szczęśliwa. Mogę podrzeć całą szafę, aby
oszczędzić jej mojego podirytowania, aby szarpać szmaty a nie ją. Tylko chcę
wiedzieć, ze tak jest właśnie dobrze. Już nie umiem na sobie polegać.
Przepraszam za epopeję.
Temat: Poszukuję info o Etiopii i dolinie Omo
Do obejrzenia (opisuje tylko to co sam widzialem):
Aksum - stolica najstarszego panstwa; wprawdzie dechu nie zapiera, ale stelle i
caly koloryt miejsca bardzo interesujacy
Lalibela - to jest to!!! Trudno jest opisywac wioske w gorach, gdzie w skale
wykuto niezwykle koscioly, gdzie wychodza kaplani z etiopskimi krzyzami w
rekach, a dokad prad elektryczny doprowadzono jakies piec lat temu; pojechac do
Etiopii i nie zobaczyc Lalibeli to jakis straszny błąd
Gondar - miasto z jedynymi zamkami w Afryce sub-saharyjskiej; tu uwaga: w
Europie to nie bylby zaden cud; tu uwaga druga: w zasadzie to byly palace, a
nie zamki, a caly kompleks na wzgorzu w srodku miasta
Jezioro Tana i wodospady Tissisat - klasztory na wyspach na jeziorze - tak,
kapitalny nastrój; wodospad wielkości Niagary: prawie 50 m spadku
Addis Abeba - raczej niezbyt ciekawa
Wszystko to co opisywalem to tzw. trasa historyczna, czyli najpopularniejsza
trasa turystyczna przez Etiopie. Kiedy zapytalem sie co byloby drugim miejscem
do polecenia uslyszalem od miejscowego przewodnika, ze dolina Omo. A samych
parkow narodowych jest tam duzo i opisy wygladaja bardzo zachecajaco (Bale,
Awash, gory Simien)
Z opisu powyzszego jednak nie wynika urok miejsca jakim jest Etiopia (a
przynajmniej czesc, którą widziałem). Po pierwsze, nie jest to jakaś wspaniała
cywilizacja, która powala swoim stopniem rozwoju typu Chiny, Persja. Ale przez
to, że była przez wiele lat izolowana, miała mało kontaktów ze światem
zewnętrznym jest bardzo oryginalna. Mają nie tylko swój własny alfabet, swój
własny kalendarz (11 września zaczął się rok 1995...), ale nawet zegara używają
na swój sposób. Zboże tu uprawiane - tef - nie jest znane gdzie indziej.
Chrześcijaństwo jest niepodobne do żadnego innego (i jest jedną z rzeczy, które
są jedną z największych atrakcji tego kraju).
Po drugie, jeśli choćby na moment oddalić się od szlaku to natychmiast ma się
wrażenie, że czas stanął tu w miejscu setki lat temu. Woły ciągnące sochę to
nie tylko obrazek z dalekiej przeszłości.
Po trzecie, przyroda jest tu niezwykłej urody. I w zasadzie niepowtarzalna, bo
zdaje się, że większość ptaków i zwierząt jest endemiczna. A nawet jeśli nie to
i tak widoki są niepowtarzalne.
Po czwarte, ponieważ turystów ciągle tu mało, więc nie trafia się w ręce
turystycznej machiny typu bar szybkiej obsługi ("mamy dla ciebie 25 sekund i w
tym czasie spróbujemy wyciągnąć od ciebie 10 dolarów... następny!"). Wprawdzie
wyciągnięte ręce po jałmużnę to standard, ale nie jest to aż takie paskudne jak
tam, gdzie przewalają się miliony turystów. Bo właściciel tych rąk może i na
kawę zaprosić, a i czasem te ręce wyświadczą przysługę bez oczekiwania
natychmiastowej gratyfikacji.
Etiopia po prostu jest inna i trudno ją porównywać do innych krajów. Chyba
godna polecenia.
I jeszcze słowo o podróży. Byłem tam w tym roku z Logostourem (czy wypada pod
niebiosa wychwalać przewodnika, którego dało nam biuro? Wypada? No to jeszcze
raz! Fantastyczny gość!! Merytorycznie i organizacyjnie). Kosztuje to dużo
pieniędzy, ale jest dużo przelotów, więc wiadomo dlaczego. Zresztą: nie żałuję
ani centa!
A ponieważ byłem w zorganizowanej i większej grupie, stąd trudno mi wypowiadać
się na temat bezpieczeństwa. Wprawdzie ze dwa-trzy razy spotkaliśmy gości z
kałaszami, a w drzwiach hotelu w Addis stał odźwierny z wykrywaczem metali w
ręku, ale raczej nie mieliśmy odczucia niebezpieczeństwa.
pozdrawiam
Temat: 300km wokół Heidelbergu???
1. Heidelberg :-)
2. Heilbronn - stare miasto
3. Maulbronn (pomiedzy Bruchsal a Stuttgart)
Niesamowity klasztor (na liscie Unesco). MOzesz przejsc sie wirtualnie:
www.maulbronn.de/d_800/html/kloster/kreuzgang01.htm
4. Karlsruhe (przejazdem)
5. Baden-Baden - miasto zdrojowe
6. Rastatt - najstarsza barokowa rezydencja w tym regionie
7. francuski Strasbourg - duze, ciekawe miasto
8. Ludwigsburg (na pln od Stuttgartu) - barokowa rezydencja z fabryka porcelany
9. Rothenburg ob der Taube (pomiedzy Wuerzburgiem a Ulm, A7), nie pomyl z innymi
Rothenburgami. Fantastyczne miasteczko. Jesli byles kiedykolwiek w Pinczowie
(Dolny Slask) to powinienes miec wizje tego, co czeka Cie w Rothenburg. Stare
miasto otoczone murami, na ktore mozna sobie wejsc i pospacerowac. Polecam!
10. DInkelsbühl - na pdn od Rothenburga, stare miasto
www.dinkelsbuehl.de/ISY/index.php?get=243
11. Würzburg - kilka zamkow, stare miasto
12. Norymbergia - stare miasto otoczone murami, miejsce, gdzie zawsze mozna cos
ciekawego odkryc
13. Bamberg (chyba dalej niz 300km ;) sliczne miasto! Tam oplaca sie wyskoczyc
14. Michelstadt i Bad König (na pln od Heildeberg) - male, slodkie miasteczka
lezace w Odenwald (takie sobie gorki)
15. Darmstadt - prezne, ciekawe, uniwersyteckie miasto
16. Frankfurt nad Menem - metropolia pelna geba ;)
17. Mainz - ladne, stare miasto, ktore nawet G. Bush nawiedzil ;)
18. Wiesbaden - do zwiedzenia bedac przy okazji w Mainz, miasto zdrojowe z
parkiem zdrojowym
19. Worms - przyjemne miasteczko, klasztor, zamek
20. Speyer - sam zobacz:
www.speyer.de/de/tourist/sehenswert/bildergalerie
Z daleka trzymaj sie np od Kaiserslautern!
Do polazenia po gorach i gorkach i spogladania na przepiekne widoki polecam:
1. Naturpark Pfälzerwald (na pdn od Kaiserslautern)
2.Odenwald (na zachod od Heidelberg)
3. Schwarzwald (pomiedzy Lahr a Freiburg) Freiburg zreszta tez oplaca sie zobaczyc
Land, w ktorym bedziesz mieszkal to Badenia-Wirtembergia. Rzuc okiem na
turystyczny dzial tego landu:
www.tourismus-bw.de/burgen_und_schloesser_zeugnisse_aus_der_vergangenheit.2206.1443,1516,1830,1887,1899.htm
Szczegolnie polecam interaktywna mape (po prawej stronie).
Bedziesz w regionie, gdzie jest wiele winnic. Jak dotrzymasz do wrzesnia to
mozesz sobie urzadzic wycieczke polaczona z degustacja. Nie bedzie to trudne, bo
w czasie "zniw" winnych niemal kazda wies urzadza festyn :)
Czyli ... Prost! ;)
Loiterer
Strona 3 z 3 • Wyszukiwarka znalazła 184 wypowiedzi • 1, 2, 3